Ogród
pachniał jesienią. Liście opadły na ścieżkę, przyozdabiając ją brązowym i
czerwonym dywanem, choć wcześniej uczniowie sekty Lan uprzątnęli całą drogę.
Powietrze było orzeźwiające, kojące rany i uspokajające skrzywdzone serca.
Okalające mężczyzn światła wskazały im drogę w wieczornych ciemnościach. Oni
jednak i tak nie patrzyli przed siebie. Spojrzenia skupili na sobie nawzajem,
próbowali w tej krótkiej chwili spokoju nacieszyć się swoim widokiem.
Lucy
jako pierwsza otworzyła drzwi do zagraconego pokoju, w którym kurz
się ścielił warstwami, a dowody na długą nieobecność
właściciela drażniły oko. Zostawili za sobą wszystko. Nawet
zapomnieli zamknąć za sobą szafy z ubraniami. Na kuchence leżał
kawałek mięsa, który przypominał teraz wyschnięty fragment
drewna.
Magnolia zmieniła się, odkąd opuściła to
miasto. Swoje wszystkie rzeczy wyprzedała, pozostawiając tylko te
najpotrzebniejsze. Przechowywała je w schowkach w różnych miastach i wracała do
nich po powrocie z misji. Ale skoro wróciła do Magnolii, to nic ze sobą nie
miała.
Wszystko zaczęło się od prostego marzenia,
które pewnego dnia przerodziło się w rzeczywistość.
Rezydencja
pogrążyła się w nieogarniętym chaosie, który podniecali stojącymi przez bramą
reporterzy i tłum gapiów zaciekawionych masakrą, która miała miejsce w ich
sąsiedztwie. Starszy Wei siedział na ławie ze splecionymi palcami u dłoni.
Zamknął powieki i w spokoju wsłuchiwał się nieustanne krzyki, które nie
rozwiązywały problemu, raczej nawarstwiały kolejne. Brakowało mu sił na walkę z
ludźmi. Nie po to przeżył wszystkie nieszczęścia, aby teraz poddać się zwyczajnym
śmiertelnikom, rządnym sensacji i rozgłosu.
Gładka
powierzchnia Chenqinga wydawała się inna w dotyku. Pamiętał szorstkie drewno,
poplamione krwią, które dotykało chłodem usta niesławnego Demonicznego
Kultywatora. Gra na instrumencie zapowiadała zbliżającą się masakrę. Skropione
w śmierci ubrania tańczyły na wietrze, a kruki oczekiwały na świeżą padlinę,
którą mogły się pożywić.
Lucy przytuliła mocniej Natsu, kiedy opadł w jej
ramiona zemdlony. Z początku zmartwiła się, że został ranny w czasie walki z
kapłanem lodu, ale jej obawy okazały się bezpodstawne. Natsu tylko zasnął. Jego
oddech był równy, spokojny, jakby śnił o czymś miłym, zapominając o słowach,
które moment wcześniej wypowiedział jej na ucho.