Policzki Angela zaczerwieniały. Zrobiło mu się gorąco. Wybąknął niezrozumiałe „dziękuję“, a potem przyjął kolejny prezent Huska. Te rękawiczki nie należały do najtańszych. Wykonano je z gładkiego, delikatnego materiału przypominającego jedwab, choć nigdy nie miał jego w rękach. Choć sam rodzaj tkaniny niewiele znaczył. Angel nigdy nie dostał podobnego prezentu. Valentino co najwyżej dawał mu w prezencie kolejne zabawki erotyczne, ewentualnie większą działkę, a jak już miał dobry humor, to uraczył go dłuższą przerwą między nagraniami.
— To na pewno dla mnie? — zawahał się.
— A niby dla kogo? — Husk się zaśmiał. — Musisz wyglądać pięknie i bogato. To nie jakieś podrzędne kasyno, w którym byle kto się znajdzie. Przyznaję, ten cały Pavalo zna się na rzeczy.
— A nie chodzi w kasynach o to, żeby zostawić tu pieniądze?
— Nie zawsze tylko chodzi o kasę, demony przychodzą tu zyskać znajomości, załapać kontakty, poznać ważne osobistości i grać. Często zachęcają cię pierwszą wygraną i wypuszczają z pełnym portfelem, bo wiedzą, że następnym razem wrócisz z większą ilością gotówki.
— Nie wróciłbym. Zabrałbym kasę i tyle by mnie zobaczyli! — zarzekł się.
— Ej, pajączku, na pewno by się złapali.
Husk przejechał palcem po futrze Angela. Aż dostał od tego dreszczy. Nie, to na pewno przez to zimno, a jeszcze ubrał się w tak cienką sukienkę. To na pewno ona była wszystkiemu winna.
Nałożył rękawiczki. Husk zaoferował mu swoje ramię. Przyjął je, a potem ruszyli w stronę tych samych ochroniarzy, którzy wcześniej nie chcieli wpuścić Angela. Odwrócił głowę. To byłby wstyd, gdyby ktoś rozpoznał w nim gwiazdę i zobaczył, jak jakiś dwóch osiłków nie wpuszcza go do kasyna.
— Partyjka pokera rozgrywa się za godzinę? — zapytał ochroniarzy Husk.
— Jeśli chcesz wymienić żetony to musisz się pospieszyć, krupier nie lubi spóźnialskich. — Ochroniarz rozmawiał z nim jak ze swoim. — A on?
Husk ujął Angela w talii i przysunął go bliżej siebie.
— To mój talizman na szczęście. Do tego ma piękny głos. Myślicie, że jak wskoczy na scenę na jedną piosenkę to narobi zbyt wielu kłopotów?
— Pavalo uwielbia piękne głosy.
— Jeszcze wspomnij, że kocha jazz i już się z nim przyjaźnię.
— Za życia kochał bas — wspomniał ochroniarz.
— Trąbka i pianino, choć zdarzyło się, że musnąłem czasem i mikrofon.
Ochroniarz zagwizdał.
— W takim razie poczekajcie z godzinę i Pavalo się zjawi, chętnie was wysłucha.
— Dzięki za radę!
Husk pomachał do ochroniarza, a potem udał się do środka, prowadząc za sobą Angela.
Czuł się już nieswojo. Gwiazdy porno należały do zupełnie innego świata. Nie pasował do czerwonych dywanów i czystych korytarzy. Nawet ściany świeżo pomalowano. Tu nie znajdą wymiocin, nagich i nieprzytomnych gości albo rozsypanych wszędzie dragów.
Dwóch lokajów rozsunęło przed nimi kotary, za którym ukazało się pełne życia, wielkie pomieszczenie. Przy stołach rozgrywała się kolejna rundka pokera. Inni szukali swojego szczęścia przy automatach. Ruletka zebrała większe grono chętnych, stawiających jeszcze większą liczbę żetonów. Angela jednak zachęcił widok sceny i grupy, która wykonywała utwory znane mu jeszcze za życia.
Husk usiadł przy barze. Zamówił na swój rachunek whisky, a potem wyciągnął zza marynarki plik gotówki. Same setki. Angel aż w myślach policzył, ile to kasy i z jaką łatwością mógłby wykupić za takie pieniądze kontrakt u Valentino. W sumie, o czym gadał? Valentino nigdy go nie puści, nawet za taką kasę.
— Polecasz pokera? — zapytał Husk, próbując whisky. Uśmiechnął się chytrze, na pewno mu zasmakowała.
Barman zerknął na zajęte stoły i wzruszył ramionami.
— Niektórzy wychodzą zadowoleni. — Wytarł szklankę i nalał martini z kroplą cytryny. Podał ją Angelowi. — Teraz trwa rundka ze stałymi graczami.
— A w międzyczasie dałoby radę porozmawiać z Pavalo?
W odpowiedzi otrzymali kpiący śmiech.
— Pavalo? Prędzej do nieba traficie niż się z nim spotkacie. Zapomnijcie.
— Słyszałem, że przybędzie do kasyna za godzinę.
— Dobrze słyszałeś, ale to nie znaczy, że po święci wam sekundę swojego życia.
— W zasadzie nie żyje — wtrącił się Angel. — Poza tym nie chcemy poświęcić jego cennego czasu. Zależy nam raczej na jego umileniu. Ja śpiewam, on gra, duet idealny.
— Hm.. — Zastanowił się przez moment. — Ze sceną możecie spróbować. Ale nie liczcie na zbyt wiele.
— Ma się rozumieć. — Husk wsunął pod kieliszek napiwek. — To za pomoc.
Barman schował banknot do kieszeni i wrócił do pracy.
Dopili drinki, po czym oddalili się w stronę sceny. Grę przy stołach umilała śpiewaczka. Miała na sobie piękne lisie futro, zarzucone na długą szyję. Oczy jak pięciocentówki przyciągały uwagę nieporadnych graczy, całkowicie ich oczarowując. Przez moment jej śpiew pochłonął i Angela, ale nie Huska, który zdawał się cieszyć muzyką, a nie demonicą.
— Pavalo nie ma, co teraz? — zapytał Angel.
— Właśnie. Nie ma go — zwrócił uwagę na ten jeden szczegół.
— Gabinet jest pusty — dotarło do Angela. — Twoja mądrość aż zanadto mnie zadziwia.
— A dziękuję.
— Nie, na serio, jakbyś nagle stał się zupełnie kimś innym.
— Kasyno budzi we mnie uśpione instynkty.
— Tego już się domyśliłem. Mnie przeraża. Gdybym rozebrał się w takim miejscu, to prędzej by mnie wywali niż podziwiali.
— Przeraża cię, bo możesz zachować swoją godność?
— Ha! Przez sekundę myślałem, że powiesz coś o „cnocie“. Już nawet naszykowałem żarcik.
— Świetnie. — Przewrócił oczami. — Ciebie to raczej nic nie zmieni.
— A ty się nie oduczysz przewracania oczami.
Angel trącił Huska w nos i odszedł parę kroków dalej, zarzucając seksownie biodrami. Na ten widok parę demonów ochoczo zagwizdało. Po chwili dołączył do niego Husk.
— Wyglądasz bosko — skomentował wygląd Angela.
— Ty też koteczku. — Poprawił mu muszkę. — To jaki jest plan?
— Odwracamy uwagę, zdobywamy serca ludzi, a potem znikamy i udajemy się do gabinetu Pavalo — odpowiedział zdawkowo Husk.
— A może troszkę więcej szczegółów? — zasugerował, omijając kota, który już dokądś zmierzał.
— Scena. Śpiewasz. Ja. Gram.
Angel zerknął na scenę. Należała do niego, ale zazwyczaj odgrywał na niej zupełnie inne akty.
— Przepraszam na moment.
Ominął Angel. Pstryknął palcami, opierając się o scenę. Piosenkarka zeszła na moment ze sceny i wsłuchała się w to, co Husk szepnął jej na ucho. Zaśmiała się kokieteryjnie, a potem puściła oczko w stronę Angela. Nie miał bladego pojęcia, w co go demon właśnie wpakował, ale już mu się to nie podobało.
Zespół zebrał się i weszli za scenę, robiąc dla kogoś miejsce.
— Ty chyba nie…
— Oj tak, oj tak — przerwał mu Husk. — Jesteś aktorem, nie dasz rady z małą rolą?
Prychnął pod nosem.
— Jestem gwiazdą tego marnego przybytku zwanego piekłem. Oczywiście, że dam sobie ze wszystkim radę — rzekł dumnie.
— Zaśpiewasz "I Wanna Be Loved by You" Helen Kane?
— Nie musisz mi nawet dawać tekstu. — Zamarł. Zdał sobie sprawę, w co się właśnie wpakował. — Oszukałeś mnie.
— Nie. — Husk wzruszył ramionami. — Zachęciłem cię jak już.
— Nie odwracaj kota ogonem! Nie poznaję cię w tym kasynie. Masz rozdwojenie jaźni czy co?
Usiadł przy pianinie. Subtelnie musnął pazurami klawisze. Nostalgicznie spojrzał na instrument. Angel ustawił się przy mikrofonie i… stracił dech w piersi. Patrzyło na niego tak wiele oczu. Nie przyszli tu dla nagości czy seksu. Tu na nic zda się jego seksapil. Nie porwie nim tłumów, a jedynie zniesmaczy.
— Pajęczaku, dajemy.
Husk rozpoczął grę. Głos odruchowo wydobył się z ust Angela — figlarnie zaśpiewał „I'm not one of the greedy kind“, przykuwając uwagę demonów. Przeszedł się po scenie, głośniej i odważniej wygłaszając kolejne wersy. „All of my wants are simple. I know what's on my mind“. Okręcił się w miejscu, a potem zwrócił się w kierunku widowni. Kilka osób zagwizdało. Puścił ich w stronę oczko. Pobiegł i wskoczył na pianino. Zatukał butami w rytm, który wybijał na klawiszach Husk.
Angel położył się na instrumencie. Wyciągnął dłoń, złośliwie trącając Huska w nos, a potem uciekł, zeskakując z pianina. „I wanna be loved by you“ zaśpiewał słodko. Upadł na scenę. Wysunął trzy pary rąk i zwrócił je w stronę sufitu, kończąc utwór.
Rozbrzmiały oklaski. Husk podał Angelowi dłoń, pomagając mu wstać. Skłonili się jednocześnie, a potem zeszli ze sceny, robiąc miejsce poprzedniemu zespołowi.
Policzki Angela płonęły. Uśmiechnął szeroko na samą myśl o tym, że wszystkim się podobał jego występ. A Valentino zawsze mu powtarzał, że głos ma potworny. Najwyraźniej ktoś tu się mocno pomylił.
— Widziałeś? — zaczepił Huska. — Kochają mnie.
— Może powinieneś zmienić karierę?
— Ja? — zapytał nieśmiało. — Nie, to chyba tak nie wypada. Ja i śpiew raczej nie idą w parze.
— Właśnie udowodniłeś coś innego.
— A daj spokój. Tak jakoś mi wyszło. Miałem dobry akompaniament i tyle.
— Pomogłem, ale ty wykonałeś całą robotę.
— Oj, nie przesadzaj. — Znowu się zarumienił. Dobrze, że przez futro niewiele widać. — Valentino miałby na ten temat inne zdanie.
— A to zdanie Valentino jest najważniejsze?
— W życiu. On to gdyby mnie zobaczył, zaraz by mnie ściągnął i powiedział, że się do tego nie nadaję. Przecież wyszło mi to… — urwał i dopiero po chwili dokończył niepewnie: — całkiem nieźle.
— Wyszło ci cudownie. Pokochali cię.
Tak, pokochali, na to wyglądało. Kiedy wszedł na scenę pierwotny zespół, większość gości wróciła do gry. Niewielu wsłuchiwało się w rewelacyjny występ demonów. Może Husk niewiele się pomylił w ocenie i Angel faktycznie należał do innej sceny?
— Przepraszam! — zawołał za nimi wysoki na dwa i pół metra demon. Miał na sobie podwójną marynarkę — jedną jasną, a pod spodem ciemną, jakby z tego całego niezdecydowania założył obie. Jedno z trzech oczu trzymał zamknięte za czymś, co przypominało płetwę wyrastającą pośrodku czoła. Mężczyzna ściągnął długie włosy do tyłu. Zabłyszczały w świetle lamp i to dosłownie, jakby każdy z kosmyków obsmarował brokatem.
Sięgnął do marynarki, tej pod spodem i wyciągnął wizytówkę.
— Menadżer kasyna, lewa ręka Pavalo, nie prawa, bo Pavalo jest leworęczny. — Zaśmiał się z własnych słów. — Słyszałem występ. Fenomenalny. Ta maniera, gestykulacja i teatralny akt. Pavalo uwielbia takie przedstawienia. A i pianino — zwrócił się do Huska. Cmoknął i dodał: — Pianino to dzieło sztuki. Sam grałem za życia. Babcia mnie do lekcji zmuszała, ale potem na jednym z występów poznałem żonę. Coś za coś.
— Rozumiem, że masz dla nas jakąś propozycję? — temat podjął Husk.
— Dokładnie tak. — Wziął ich pod ramię. — Zapraszam do pomieszczenia dla wyjątkowych gości. Mam nawet wstępną umowę. Oczywiście jestem otwarty na negocjacje. Mam wizję, że będziecie występować dwa razy w miesiącu. Dni wybierzemy. Co za dużo to niezdrowo. Gościom wszystko się może znudzić. Wyobraźcie sobie coś innego. Wyjątkowy występ, specjalne bilety i te tłumy?
— Brzmi jak kusząca propozycja — skomentował Husk.
— Właśnie. Kusząca, cudowna, przyciągająca. Pojawią się tu wtedy tłumy i rzucimy najdroższe drinki.
— Zdzierać to on umie — Angel szepnął Huskowi na ucho.
— Dlatego jest menadżerem.
— Dokładnie, jestem menadżerem. Muszę dbać o swoje kasyno!
Zaprowadził ich do oddzielnego pomieszczenia, z którego prowadziły trzy różne przejścia. Angel z Huskiem przeszli przez jedno, wychodzące na korytarz, a dalej do głównej części kasyna. Pozostałe nie miały oznaczeń, ale domyślili się, że jedno z nich zaprowadzi ich do gabinetu Pavalo.
— Fascynujący układ — pochwalił pomieszczenie Husk. — Czyżby Pavalo wpadł na pomysł z trzema wyjściami?
— Dokładnie! — ucieszył się menadżer. — W ogóle to ciekawa historia, bo zaczyna się od tego, że Pavalo nienawidzi tradycyjnych rozmieszczeń korytarzy i przejść. Po co robić spotkania gdzieś, gdzie każdy musi dojść. Nie lepsze takie, gdzie się wszyscy spotkają w tym samym czasie? To dopiero odzwierciedlenie geniuszu. To prowadzi do gabinetu Pavalo, a drugie jest przeznaczone dla obsługi.
— Wspaniałe rozwiązanie — pochwalił go Husk.
— W końcu ktoś to rozumie.
Demon przypominający tężyzną raczej ochroniarza aniżeli asystenta przyniósł teczkę z dokumentami. Położył ją na stole, a potem zaszedł menadżera od tyłu i tam stanął. Jego garnitur aż pękał od napinających się mięśni, a futro wysuwało się spomiędzy guzików i rękawów. Angel najchętniej by go schrupał, jak już tylko skończą z misją.
— Przeczytajcie sobie i na spokojnie przemyślcie sprawę. Ja… — Odwrócił głowę w kierunku asystenta. Ten pochylił się nad nim i szepnął coś na ucho. Menadżer skinął kilkukrotnie, a potem zwrócił się do Huska:
— Wrócę za pół godziny.
— Zaczekamy — obiecał.
— Wspaniale. — Zaklaskał. — Robota czeka, dzieje się tak wiele rzeczy na raz. Aż czasem ciężko wszystko ogarnąć i jeszcze docenić nowe talenty.
— I tak jesteśmy wdzięczni za szansę. — Husk podał menadżerowi łapę. — Przeczytamy umowę i wstępnie damy znać.
— Na to liczę.
Wyszli i to wszyscy, zostawiając Huska i Angela samych w pomieszczeniu.
Angel z ciekawości zerknął na proponowaną stawkę za te dwa występy w miesiącu. Otworzył szeroko oczy, aż żałował, że nie wziął okularów. Przeczytał jeszcze raz kwotę, a jak się okazało, że wcale się nie zmieniła, ściągnął Huska do siebie i pokazał mu kontrakt.
Husk zagwizdał.
— Pavalo ma niezły budżet.
— Nie budżet, tylko w tym jest jakiś haczyk, kochany. — Pstryknął Huska w czoło. — Nie ma szans, żeby ktoś wyłożył taką kasę na dwa występy w miesiącu.
— Nie mierz wszystkich miarą, jaką stosujesz wobec Valentino.
— Tak, tak, to pierdolony oszust i krętacz. Akurat ja najlepiej o tym wiem. Ale ta kwota jest za duża nawet na przyzwoitego demona.
— Nie mów, że Valentino nie płaci ci połowy tej kwoty za występ?
— Jakiej połowy za występ? — zdziwił się. Aż zmarszczył czoło z wrażenia. — Mówię o miesięcznym wynagrodzeniu.
Ręce Huska opadły bezwładnie.
— Powiedz, że żartujesz?
— Nie żartuję, a co?
— Myślałem, że chociaż dziennie ci tyle płaci!
— Jaja sobie robisz? A myślisz, że dlaczego przed hotelem mieszkałem w jakiejś zasranej dziupli z narkomanami i prostytutkami? A i tak często na czynsz mi nie starczało — dodał ciszej.
Husk wskazał pazurem na kontrakt od Pavalo.
— To jest uczciwa kwota. Za występ! — podkreślił.
— Sugerujesz, że cały ten czas Valentino mnie wykorzystywał i oszukiwał? No co za wiadomość. Kto by spodziewał się czego takiego?
Husk machnął ręką od niechcenia i w końcu się poddał, nie chcąc dłużej kontynuować tych przepychanek. Zamiast tego podszedł do drzwi, które według menadżera miały ich zaprowadzić do gabinetu Pavalo.
Wrócił i oznajmił:
— Ktoś jest po drugiej stronie.
— Jak do tego doszedłeś, Sherlocku? Ha, doszedłeś!
— Mógłbyś się minimalnie wysilić na jakiś konkretny żart.
— Doceń moje starania. — Wzruszył ramionami. — Masz jakiś plan, żeby ich ominąć?
— Przypadkiem nie jesteś gwiazdą?
Angel przylizał futro do tyłu, poprawił dekolt i podsunął spódnicę, żeby przedziałek znalazł się wyżej. Jeśli zbierał doświadczenie w tej branży dla jakiegoś momentu, to ten właśnie nastąpił.
— Za pięć minut wracam.