Wei Wuxian
Dziewczyna unikała kontaktu wzrokowego. Patrzyła nerwowo w podłogę, czasem zerkała na biurko, przy którym siedział Lan Wangji. Nie spojrzała ani razu w oczy swojego kuzyna. Wyglądała na zdenerwowaną i nie ufała pozostałym pracownikom wydziału.
Lan Wangji podał jej herbatę z automatu. Podziękowała i wzięła łyk, po czym odstawiła kubek na biurko. Zacisnęła usta w wąską linijkę, a palce ścisnęła na spódnicy od mundurku.
Wei Wuxian wyjrzał na moment przez rolety zasłaniające szybę z widokiem na jego dział. Sprawa posuwała się do przodu w dziwnym tempie – z jednej strony zbyt wolno, z drugiej – jakby coś przyspieszało. Nie przybywały te dowody, których by się spodziewał w trakcie prowadzenia śledztwa związanego z samobójstwem. Tutaj działo się coś zupełnie innego. Nie chodziło o samobójstwo. Ono miało coś przykryć, inną. Albo wydobyć coś na światło dzienne?
Odsunął się od rolet. Za wcześnie snuł teorie. Póki nie dowie się czegoś więcej, nie warto tracić czasu na domysły.
Wyszedł z gabinetu i powitał Liyan serdecznym uśmiechem. Dziewczyna odpowiedziała mu nieśmiałym skinięciem.
— Przepraszam, że przeszkadzam — mruknęła pod nosem.
— Kochana, nie przepraszaj. Jeśli coś się stało, to dobrze, że tu przyszłaś.
Dziewczyna popatrzyła się w kierunku pokoju przesłuchań. Domyślił się, że woli przeprowadzić tę rozmowę bez udziału świadków. Zgodził się od razu. Lan Wangji o nich dołączył, co wcale go nie zdziwiło. Na pewno chciał towarzyszyć dziewczynie, nawet ze względu na to, że uznawał ją za swoją kuzynkę.
Wei Wuxian zapalił światło w pokoju przesłuchań. Ktoś w końcu wymienił tę przeklętą żarówkę, w środku zrobiło się całkiem przyjemnie jak na pokój, do którego zazwyczaj trafili przestępcy. Liyan nie przeszkadzał surowy, ciężki wystrój. Usiadła na krześle, naprzeciwko niej spoczął Wei Wuxian, z kolei Lan Wangji stanął w kącie.
— Dostałam kolejny list — powiedziała przyciszonym głosem.
— Z samego rana?
Skinęła.
— To się stało, jak wyszłam na moment do łazienki. Zostawiłam torbę specjalnie — dodała.
Wei Wuxian przestał notować. Podniósł głowę i popatrzył ze zdziwieniem na Liyan. Nie wiedział, czy dobrze rozumie, ale chyba z tego wynikało, że dziewczyna specjalnie podpuściła kogoś, żeby zostawił jej kolejny dowód.
— Wiesz, że to nie może stanowić dowodu w sprawie — zwrócił jej uwagę. — Został pozyskany…
— Nie przez policję — przerwała mu stanowczo. — Ja, jako zwyczajna uczennica, otrzymałam kolejny list z pogróżkami. To dowód w sprawie.
Wyjęła zafoliowany list i położyła go na stół. Zabezpieczyła go od razu, mając nadzieję, że policja znajdzie na nim odciski palców. Wei Wuxian wziął list i przyjrzał się mu. Tekst zapisano na zwykłej, białej kartce. Pod tym względem się nie wyróżniał, inaczej się sprawa miała z pismem. Te znaki nie wyszły spod pędzla zwykłego ucznia. To dzieło mistrza, wiedział to od razu. Osoba, która to napisała, uczęszczała na warsztaty z kaligrafii, a więc albo mieli do czynienia z kimś młodym, kto pochodził z bogatego domu, gdzie kultywowano tradycję, bądź z kimś dojrzalszym, kto jeszcze uczył się według starego systemu.
— Czy to pułapka? — zasugerował Lan Wangji.
— Wątpię — mruknął do siebie Wei Wuxian. — List zostawiono specjalnie. Nikt nie wie, że Lan Liyan zgłosiła do nas tę sprawę.
— Teraz już wie. — Lan Zhan położył dłoń na ramieniu dziewczyny. — Uważaj.
— Skąd niby wie? — zaczęła się zastanawiać.
— Bo nie ma cię na lekcjach. — Wei Wuxian położył list na stole. Nie możemy tego uznać za dowód... chociaż... To jednak coś. Solidny trop, niezależnie od odcisków. — Wyszłaś od razu po tym, jak znalazłaś ten list. Sprawca od razu pomyślał, że poszłaś z tym na policję.
— Jestem w niebezpieczeństwie? — zaniepokoiła się.
Popatrzyła się na kuzyna, szukając w nim wsparcia. Wei Wuxian uważał, że raczej sprawca nie skrzywdzi jej bezpośrednio. Rozsyłał te listy nawet po tym, jak potwierdzili, że poprzednie ofiary również je otrzymywały. Rozważył jeszcze jedną ewentualność — specjalnie włożył Lan Liyan ten list, aby zaniosła go na policję. Tylko po co? Jego treść nic nie mówiła o sprawcy, niewiele też wnosiła do życia potencjalnej ofiary, jedynie wzbudzała niepokój.
— Niepokój — powiedział do siebie.
A co jeśli chodziło o to, żeby pojawiły się wątpliwości? List skierowany do Lan Liyan sugerował, że powinna zainteresować się swoim pochodzeniem. Pojawiła się pięć lat temu, kiedy też zaginęła Jiang Yanli. Nie pamiętała zbyt wiele sprzed tego okresu. Dziewczyna, nieważnie od poziomu inteligencji, zastanowiłaby się dwa razy, czy nic jej nie łączy ze sprawą sprzed lat.
— Czy ten list sprawił, że podjęłaś jakieś kroki, by dowiedzieć się prawdy? — zadał jej nagle pytanie.
Lan Wangji zmroził go wzrokiem, jakby Wei Wuxian próbował zadręczyć biedną dziewczynę tym pytaniem. Uspokoił go, że nie ma takiego zamiaru.
— Ja… — Kaszlnęła. — Ja szukałam informacji o Jiang Yanli — przyznała się.
— Dlaczego Jiang Yanli? — List nic nie wspominał o Yanli, sprawca sugerował w nim, żeby zapytała o to, gdzie była pięć lat temu.
— Bo tak mnie pan nazwał. — Wpatrzyła się w niego głęboko, jakby szukała w swoich wspomnieniach tej twarzy i pragnęła ją tam odnaleźć.
— Już ci mówiłem…
— Wiem — przerwała Wei Wuxianowi. — Ale pytał pan, co zrobiłam i właśnie tak postąpiłam. Zadałam sobie to pytanie. Możliwe, że pozostałe dziewczyny postąpiły podobny w sposób i odkryły coś, czego nie chciały.
— Sprawca zna sekrety rodzin tych dziewczyn? — rozmyślał dalej Lan Wangji. — To by oznaczało, że to ktoś wpływowy.
— Nie, nie wpływowy, Lan Zhan — poprawił go Wei Wuxian. — Tylko zna przeszłość. To ktoś, kto był powiązany z rodzinami zmarłych dziewczyn. Możliwe, że go zdradzili i teraz się mści.
— Co z Liyan? — Lan Zhan niewiele po sobie pokazywał, ale by wyraźnie poirytowany obrotem spraw. Szczerze też się martwił o dziewczynę i wcale mu się nie dziwił.
Ktoś wie, że Lan Liyan to Jiang Yanli i daje znak, że zaginięcie dziewczyny sprzed pięciu laty jest w jakiś sposób powiązane z innymi zbrodniami. Tyle że jakimi? Dlaczego? Czy to obrońca? Nie. Doprowadził do śmierci tych dziewcząt. Mści się.
— Liyan, zostań w rezydencji — rozkazał jej Wei Wuxian.
— Dlaczego? — Szukała odpowiedzi u brata.
— Zgadzam się — przyznał swojemu przełożonemu rację. — Dwie dziewczyny popełniły samobójstwo.
— Ja nie chcę! — zaparła się. — Proszę, uwierzcie mi.
— Wierzymy — zapewnił ją Wei Wuxian. — Ale nie wierzymy sprawcy. To dopiero pierwszy list.
— Drugi — poprawiła mężczyznę, wskazując na leżący przed nią list.
— Pierwszy, bo o tej samej treści. Nie wierzę, że w przypadku tamtych dziewcząt skończyło się tylko na jednej wiadomości.
Lan Wangji ujął dłoń dziewczyny. Skinął znacząco głową, a ta zacisnęła usta w wąską linijkę. Dłużej nie wyrażała sprzeciwu. Zgodziła się na ich propozycję. Zadzwoniła po swojego wuja, który obiecał przyjechać za piętnaście minut. W tym czasie miała pozostać na komendzie w obecności Lan Wangji.
Policjant zaproponował, żeby usiadła przy biurku A—Qing, która wciąż nie pojawiła się w pracy, następnie zakupił jej parę przekąsek. Dziewczyna wykorzystała chwilę wolnego czasu i zaczęła przeglądać notatki z przyszłych lekcji, w których nie będzie uczestniczyć.
Wei Wuxian schował się w swoim gabinecie i czekał. Najpierw czekał na Lan Qirena, obecnej głowy rodu Lan, wuja Lan Wangji i Lan Xichena, ale bardziej wyczekiwał przybycia Jiang Chenga. Chciał, żeby zobaczył Liyan i zweryfikował podejrzenia Wei Wuxiana. Jeśli powie, że Liyan to nie Yanli, Wei Wuxian się podda, jednak jeśli stanie się inaczej, oboje wrócą do dawnej sprawy i odkryją prawdę stojącą za zaginięciem siostry.
Nie mylił się. Jiang Cheng przybył pięć minut później. Udał się od razu do biurka A—Qing, nie patrząc, kto przy nim siedzi. Założył, że to ich pracownika wróciła po dniu nieobecności, więc nawet nie pokusił się o zerknięcie na biurko. Rzucił przez Liyan stos dokumentów, głównie dotyczyły akt, które trzymali w archiwum. A—Qing nie wykonała części swojej pracy, dlatego Jiang Cheng postanowił, że poszuka czegoś na własną rękę.
— Zaznaczyłem ci, co masz poszukać. Przykro mi, że coś się złego dzieje w twoim prywatnym życiu, ale tutaj nie ma miejsca na…
— Hm… Przepraszam — mruknęła nieśmiało Liyan. — Nie pracuję tutaj.
Jiang Cheng spojrzał prosto w oczy dziewczyny…
0 Comments:
Prześlij komentarz