Wei Wuxian
Wyczekiwał reakcji Jiang Chenga, a ta nie nadchodziła, choć znał aż za dobrze swojego przybranego brata. Nie umiał trzymać emocji na wodzy. Poruszała go najmniejsza rzecz, złościło wszystko dookoła. Na widok Yanli nie zdołałby utrzymać łez, a jednak patrzył na Lan Liyan beznamiętnie, jakby była jedną z nieznaczących osób, które napatoczyły się na niego w drodze do pracy.
— Kim ona jest? — zapytał Jiang Cheng odrobinę surowym tonem, na którego dźwięk część członków wydziału schowała się za monitor.
Wstał tylko Lan Wangji. Położył dłoń na ramieniu Liyan i krótko wyjaśnił:
— To moja kuzynka. Złożyła zeznanie w sprawie samobójstw.
— Kuzy… — zająknął się i urwał. Pokręcił głową zmieszany. — A gdzie jest A—Qing? — zmienił temat, rozglądając się po biurze. Tym razem wyglądało to tak, że robi wszystko, aby tylko uniknąć spojrzenia Liyan.
— Nie przyszła jeszcze do pracy. — Z wyjaśnieniami znowu ruszył Lan Wangji.
— Jak to nie przyszła do pracy? Już prawie jedenasta. — Sprawdził zegarek. — Cholera, to już jedenasta, co ona sobie myśli?! — Niepotrzebnie podniósł głos.
Liyan zmieszała się. Opuściła wstydliwie głowę. Wystraszyła się gwałtownej i nieco agresywnej reakcji Jiang Chenga.
— Nie, nie, przepraszam — zmieszał się śledczy. — To nie twoja wina, mam problemy z agresją.
Dwóch pracowników wydziału aż wyjrzało znad ekranów ze zdziwienia. Nikt nigdy wcześniej nie słyszał, żeby Jiang Cheng przyznał się do posiadania problemów z agresją. Zazwyczaj tylko krzyczał, ewentualnie zrzucał odpowiedzialność za swoje zachowanie na innych, nigdy nie przyznawał się do błędu i bezsprzecznie nikogo dotąd nie przeprosił.
Jego zachowanie sprawiło, że Wei Wuxian potwierdził swoje obawy. Lan Liyan to rzeczywiście ich zaginiona siostra. Postąpił niewłaściwie, mieszając w to Jiang Chenga. Skrzywdził go emocjonalnie, a wszystko po to, żeby zaspokoić własne ego. A jednocześne duma go rozpierała. Miał rację. Wszyscy wmawiali Wei Wuxianowi, że żyje mrzonkami, że seryjny morderca sprzed lat zabił Yanli i zwyczajnie nikt do tej pory nie odnalazł jej ciała.
Słyszał niejednokrotnie: „Czas ruszyć do przodu. Całe życie przed tobą. Nie marnuj życia.“ Ten głos odbijał się echem w jego myślach niejednokrotnie, ale mimo jego obecności wciąż się nie poddawał i walczył o to, by pewnego dnia Yanli wróciła do domu.
Może to nastąpi prędzej niż później?
Jiang Cheng nagle zabrał dokumenty z biurka A—Qing i poleciał do gabinetu Wei Wuxiana. Wparował do środka bez zaproszenia. Zatrzasnął drzwi, a następnie odczekał chwilę. Zacisnął powieki, zębami zazgrzytał, z trudem powstrzymując się od krzyku.
Wei Wuxian czekał cierpliwie, bo już wiedział, co nastąpi.
Usiadł przy biurku i rozłożył notatki dotyczące życia Lan Liyan, z których dowiedział się, że dziewczyna istnieje od pięciu lat. Co się działo przed tym okresem było owiane tajemnicą i niepotwierdzonymi informacjami.
— To ją zaczepiłeś w szkole? — wycedził Jiang Cheng.
Wei Wuxian spojrzał na fotografię przedstawiającą dawnym członków wydziału, w tym jego rodziców.
— Tak, to Lan Liyan.
— Dlaczego? — Jiang Cheng odwrócił się. — Dlaczego ona wygląda…
—… jak Yanli? — dokończył za niego. — To Yanli. Wierzę, że to ona.
— Jasne. — Zaśmiał się. — To przypadek.
Rzucił przyrodniemu bratu dokumentację. Złapał ją w powietrzu i otworzył teczkę na pierwszej stronie. Zamarł na widok zdjęcia Liyan. Miał już rzucić jakimś komentarzem, gdy jego uwagę przykuła informacja o tym, że ktoś usłyszał o istnieniu tej domniemanej kuzynce Lan dopiero pięć lat temu. Przeglądał dalej — jedne strony pobieżnie, drugie wnikliwie. Znalazły się i takie, które celowo pominął. Dotarł do końca i dopiero wtedy zapytał:
— Co to ma znaczyć? Rodzina Lan porwała Yanli?
— Nie wiem. Nie będę rzucać oskarżeniami — powiedział zgodnie ze swoimi przekonaniami Wei Wuxian. Za tym wszystkim mogła stać zupełnie inna historia.
— Ale nosi nazwisko Lan?
— Żyje w dobrych warunkach, nawet bardzo dobrych. Nikt jej nie więzi. Chodzi normalnie do szkoły. Lan Wangji troskliwie się nią opiekuję, wierzę, że Lan Qiren także.
— Ale to nadal Yanli… — Głos mu się załamał. Nie rozpłakał się, choć niewiele mu do tego brakowało. Przetarł wilgotne oczy i wziął głębszy wdech. — Czy jest czegokolwiek świadoma?
— Domyśla się. — Wei Wuxian podrapał się po włosach. Popełnił błąd, kiedy naskoczył na nią w szkole. — Zdradziłem jej imię Yanli, a potem dostała ten list.
— Jaki list? — zainteresował się Jiang Cheng. — Musimy złapać bydlaka! — zabrzmiał jak prawdziwy on. To brat, którego zna.
— Podejrzewamy, że list przekazał jej ten sprawca, który stał za samobójstwem dziewczyn ze szkoły.
— Musimy go natychmiast złapać!
Usiadł i uderzył się w prawe udo, a potem zabrał się za przeglądanie notatek, które wcześniej rzucił na biurko A—Qing i które ze sobą zabrał. Wyjął jedną z kartek i podał ją Wei Wuxianowi.
— Znalazłem coś interesującego — powiedział, pokazując na zamazany na żółto fragment. — Xiao Xingcheng nie pracuje długo w szkole, w ogóle nie jest długo nauczycielem. Był profesorem uniwersyteckim.
Wei Wuxian rozpoznał stronę, był to screen strony internetowej Uniwersytetu Hefei. Według niej, dawniej Xiao Xingchen prowadził badania dotyczące tworzenia profili sprawców. Do jednego z jego artykułów współtworzonych z profesorem Song prowadził link.
— Profesorowie nie rezygnują ot tak ze swoich stanowisk — doszedł do luźnego wniosku Wei Wuxian.
— Nie dotarłem do innych informacji. Jak dobrze wiesz, A—Qing dalej nie ma w pracy! — Założył ręce na piersi i oparł się leniwie o fotel. — Głupia! — fuknął. — A niech ma jakieś prywatne sprawy, ale niech chociaż kogoś poinformuje.
— Dzwoniłem do niej i pisałam. Zero reakcji. Może coś jej się stało? — pomyślał o tym dopiero teraz. Wypadki miały miejsce na porządku dziennym. Istniała szansa, że A—Qing coś się stało w drodze do pracy.
— Wątpię. — Jiang Cheng zabrał ze sobą dokumenty. — Ta dziewczyna sprawia kłopoty innym. Jej się zawsze wszystko udaje.
— Ej, zagalopowałeś się — zwrócił mu uwagę. Wszyscy już się przyzwyczaili do zachowania Jiang Chenga, ale Wei Wuxian nie będzie tolerował tego typu komentarzy. Są one nieodpowiednie.
— Tak, tak, jestem jedyny, który to powie na głos, ale taka prawda. Ta dziewczyna sprowadza na innych kłopoty. Zawsze jakoś się wykaraska, a inni kończą z problemami. Pamiętasz sprawę ze swoim synkiem.
Wei Wuxian zmarszczył czoło. Minęło już tyle czasu, a Jiang Cheng nadal się nie nauczył imienia.
— A—Yuan — przypomniał mu.
— Niech tak będzie. Ech, zawsze się czepiasz.
To nie tak, że Jiang Cheng nie tolerował małego A—Yuana, wręcz przeciwnie, darzył chłopca cichą miłością, nie okazywał po prostu zbyt wielu uczuć. Chodziło mu o Wei Wuxiana i jego niemoralne, według większości społeczeństwa i rządu Republiki Chin, preferencje. Jiang Cheng dotąd mu nie wybaczył, że nie znalazł sobie żony i matki dla dziecka, tylko nadal poszukiwał męskiej miłości.
— Ale wracając do tematu, zapomniałeś już, jak A—Qing zostawiła w domu otwarty komputer i jej chłopak przejrzał dane, a potem był wyciek do prasy? Jestem przekonany, że ten chłopak był niewinny. To A—Qing zrzuciła na niego całą winę, a tak naprawdę jednocześnie grała i pracowała i ktoś z jej znajomych wykorzystał informacje.
— Tak, tak, wiem, jest geniuszem, ale za dużo gra —przyznał mu rację. Dziewczyna ułatwiała im pracę wiele razy. Dokopywała się do informacji, do których nikt inny nie potrafił, ale ciężko się z nią rozmawiało i miała alergię na wszelkie zasady. W tym tempie nie uratuje jej przed zwolnieniem. — Porozmawiam z nią na poważnie, jak tylko przyjdzie — obiecał.
— Postaw jej ultimatum.
— To jej pierwsze spóźnienie.
— Tak poważne spóźnienie.
— Nie wymagam klikania się jak w zegarku — oburzył się. — To praca, nie obóz pracy. I tak pracujemy w trudnych warunkach, więc naprawdę nikomu nie potrzeba więcej dyscypliny.
— Wiem, wspieram tę ideę, ale…
— W tej sprawie chodzi o Yanli, prawda? — Wei Wuxian zrozumiał. Wystarczyło, że w sprawę została wmieszana zaginiona siostra i Jiang Cheng od razu tracił głowę. A wcześniej tak bardzo się upierał przy tym, by zostawić sprawę zaginięcia Yanli.
Jiang Cheng zacisnął pięść. Uderzył nią w oparcie, odwrócił się i wyszedł.
Nastała przyjemna cisza. Wei Wuxian odchylił się na fotelu i zerknął w sufit, rozmyślając o Yanli i rodzinie Lan, szanowanej rodzinie, która dała Chinom wspaniałych policjantów. Nie pasowało do nich porwanie.
Wei Wuxian wstał. Spojrzał na wiszące zdjęcie, na zniszczoną ramkę, którą skleił najtańszym klejem ze sklepu całodobowego, i na twarz swojej mamy. Mistrz Jiang często wspominał, że to właśnie po niej Wei Wuxian odziedziczył ten uśmiech, lecz prawda była taka, że Wei Wuxian nie widział tego podobieństwa. Powiedziałby nawet, że w niczym nie przypominał drogiej matki, a wiele razy przyglądał się własnemu odbiciu i temu zdjęciu. Może to wynikało z tego, że fotografię wydrukowano niewyraźną? Najprawdopodobniej nigdy się nie dowie, bo większość zdjęć mamy przepadła.
Zaśmiał się żałośnie.
Sprowadzał na wszystkich, na których mu zależało, nieszczęście i śmierć. To właśnie on. Wei Wuxian. Demoniczny Patriarcha.
Lan Wangji
Odprowadził Lan Liyan pod same drzwi. Wuj powitał go i pożegnał pełnym rozgoryczenia i zawodu spojrzeniem. Gdyby nie znajdowali się na komisariacie, dawno by go skrzyczał i potraktował giętką gałązką. W obecności tak wielu ludzi, szczególnie znanych ludzi, z którymi do nie tak dawna Lan Qiren pracował, nie odważył się podnieść ręki.
Lan Wangji powrócił go pokoju wydziału. Wszyscy zrobili sobie przerwę. Zerknął na zegarek wiszący nad stanowiskiem A—Qing. Minęła dwunasta i nie wykonał tego dnia jeszcze żadnych prac. Pochylił się nad zgromadzonymi notatkami. Nie usatysfakcjonowały go. Nie oznaczały nic konkretnego. Tyle, że w liceum w Hefei grasuje nieprzewidywalny i bardzo inteligenty przestępca, na którego nic nie mają. Dowody same się nie pojawią. Potrzebowali pomocy A—Qing, od tego zależało bezpieczeństwo Lan Liyan.
Nagle drzwi od wydziału otworzyły się. Na Lan Wangji padło zmęczone, załzawione spojrzenie, pojawiło się w nim też odrobinę rozgoryczenia na widok niekoniecznie lubianego współpracownika. Lan Wangji był świadomy, że ludzie nie darzą go sympatią, ale nie przepadał za sytuacjami, kiedy to wpływało na jakość pracy.
— Spóźniłaś się — zwrócił jej uwagę.
Dziewczyna rzuciła torbę o biurko. Syknęła gniewnie, a potem przewróciła klawiaturę na drugą stronę. Myszkę zgubiła w tym całym zamieszaniu. Przeklęła, szukając jej najpierw pod torbą, a potem po szufladach. Lan Wangji widział ją za monitorem, ale nie odważył się zwrócić jej uwagi. A—Qing była wściekła, wylewała swoją złość na wszystkich i wszystko, co napotkała. W końcu zobaczyła myszkę. Przeklęła pod nosem. Nie wypada, żeby w ten sposób odzywała się kobieta. W zasadzie nikomu nie wypada.
— Potrzebuję raportów — powiedział Lan Wangji, kiedy wyglądało, że sytuacja odrobinę się uspokoiła.
A—Qing wstrzymała powietrze. Zamknęła na moment oczy, uspokajając zszargane nerwy. Nie dała się ponieść emocjom. Usiadła, wyjęła coś do jedzenia i zabrała się do pracy w milczeniu. Nie odpowiedziała Lan Wangji.
— Jiang Cheng wcześniej cię szukał. Przyniósł ci dokumenty, ale zabrał je ze sobą, gdy cię nie zastał.
Uderzyła w stół. Okręciła się na fotelu obrotowym i syknęła przez zaciśnięte zęby:
— Czy ty masz coś do mnie?
— Nie. — Lan Wangji nie zrozumiał pytania. — Próbuję rozwiązać sprawę.
— Nic dziwnego, że wszyscy cię nienawidzą.
— Dalej tego nie rozumiem. — Potwierdził swoje przypuszczenia, a jednocześnie nie sądził, że nie to chodzi sympatię, a o zwyczajną nienawiść. — Próbuję wykonać swoją pracę.
— Na demony! — krzyknęła. — Dobrze, czego chcesz? — Odsunęła na bok opakowanie po żelkach.
— Informacji o Xiao Xingchenie.
Jej oblicze zrobiło się łagodniejsze, potem A—Qing wydawała się przerażona. Zaczęła rozglądać się po swoim biurku, oby tylko nie patrzeć na Lan Wangji.
— Dlaczego o nim? — zapytała w końcu.
— Jest głównym podejrzanym — odpowiedział jej wprost. Wszyscy w wydziale już o tym wiedzieli. — Czy jest jakiś problem?
A—Qing zacisnęła usta w wąską linijkę. Zastanowiła się, lecz nie długo, bo po kilku minutach odparła:
— Daj mi pół godziny.
Zgodził się kiwnięciem. Pół godziny go nie zbawi, a skoro A—Qing potrzebowała tyle czasu, to uwierzył jej. Postanowił, że wykorzysta ten czas na przeanalizowanie innych poszlak. Technicy skończyli twój raport z miejsca zbrodni. Nic nie wskazywało na obecność osób trzecich, ale to nie oznaczało, że dziewczyny nie zostawiły po sobie jakiegoś śladu.
Przejrzał raport. Nic w nim nie znalazł, pół godziny minęło szybko, wręcz za szybko. Przetarł zaczerwienione, przesuszone oczy i rozłożył się na fotelu, czując, że boli go szyja od ciągłego trzymania głowy w dole.
Nagle A—Qing rzuciła przed nim stos dokumentów. Uśmiechnęła się chytrze i odeszła tak samo jak przyszła, zamykając się w gabinecie Wei Wuxiana. To dobrze, że poszła do swojego przełożonego z wyjaśnieniami.
Lan Wangji podjął pierwszy z dokumentów. Wyglądało na to, że wszystkie dotyczyły osoby Xiao Xingchena. Był to uczony, który zdobył wiele tytułów na uniwersytecie w Hefei, nawet przez pewien czas wykładał w Pekinie. Wychował się w domu dziecka, prowadzonego przez siostry zakonne w wiejskiej okolicy i uczęszczał do tamtejszej szkoły. Talent do nauki wykazywał już jako dziecko, wychowawcy go chwalili, a siostry zakonne załatwiły dostęp do najlepszych szkół. Wykładanie zaczął dziesięć lat temu i w tym samym czasie zaangażował się w pomoc policji. Tworzył profile sprawców, ale pięć lat temu złożył wypowiedzenia i podjął pracę w liceum.
— Song Lan. — Lan Wangji odnalazł imię w jednym z artykułów, który dotyczył zaginięć sprzed pięciu lat. Xiao Xingchen i Song Lan pomagali policji w poszukiwaniu zaginionych dziewcząt. — To mój dawny wykładowca — zdał sobie sprawę.
0 Comments:
Prześlij komentarz