Nastała błoga, ukochana cisza.
Wei Wuxian wyszedł przed wschodnią część rezydencji, dawniej przynależącą do Lan Xichena. Tutaj nikt nie zamierzał go szukać, nikt nawet nie podejrzewał, że najbardziej hałaśliwa osoba z całego Zacisza Obłoków znajdzie przyjemność w medytacji przy sadzawce, otoczonej przez spokój, cudowny spokój.
Usiadł na drewnianym tarasie. Część z niego zniszczył przy ostatnich poszukiwaniach ukrytej komnaty dawnego mistrza sekty Lan i na jego szczęście bądź nie, nikt jeszcze się tym nie zajął. Znalazł dla siebie wygodne miejsce, z prawej strony od wejścia, osłoniętej przez liście drzew. Bambusowa tulejka kołysała się na spływającej wodzie, tworząc jednostajny dźwięk, bardzo relaksujący. W moment oddał się medytacji.
Drogi jego kultywacji zostały uszkodzone. Walka kosztowała go więcej niż się przewidział, pierwsze tygodnie po wielkiej wygranej nie zauważył większej różnicy, ale rzeczywistość okazała się inna. Tracił siły, za kilka lat mógł całkowicie pozostać bez zdolności kultywacyjnych.
Mimo to nie żałował. Podjął słuszną decyzję, zatrzymując Xue Yanga, a potem niszcząc amulet Tygrysa Stygijskiego. Nawet jeśli czekały na nich inne zagrożenia, młodzi dadzą sobie radę. Starszych ten świat już nie potrzebował.
— Wei Ying — usłyszał swoje imię.
Lan Wangji, skąpany w bieli i szarości nowych włosów wyszedł z rezydencji. Ubrany był tylko w nocną szatę, cienką i wilgotną od rytuału regeneracji, który odbył w jaskiniach. Wyglądał na zmęczonego, z podkrążonymi oczami i zmarszczoną od wody skórą. Wei Wuxian oszczędził mu komentarzy i odpowiedział:
— Potrzebowałem chwili dla siebie.
— Mam…odejść? — zawahał się, po czym odwrócił i odszedł, choć Wei Wuxian był przekonany, że Lan Zhan zrobić to celowo i złośliwie, jak na niego.
Zaśmiał się słodko i sięgnął po ukochanego, zatrzymując go w przejściu. Przekręcił go w swoją stronę.
— Odejść? — zapytał się niewinnie, przechylając głowę na bok. — Myślisz, że pozwolę ci odejść, kiedy w końcu cię złapałem? Jesteś mój — mówiąc to, szarpnął za siwe włosy mężczyzny.
— Hm… — zgodził się cicho.
— Nie udawaj mi tutaj niewiniątka. Nie uda ci się. To ja jestem w tym mistrzem.
Wei Wuxian stanął na palcach i cmoknął ukochanego w policzek. Odsunął się, czekając na jakąkolwiek reakcję. Twarz mężczyzny pozostała niezmienna. W sumie nawet przez to wydawała się śmieszna. Dlatego znowu stanął na palcach i tym razem złożył pocałunek na drugim policzku Lan Zhana. Założył ręce na jego szyję.
— To jak? Kochasz mnie?
Nieśmiertelny Mistrz skinął głową.
Wei Wuxian nadął policzki i chwilę później wybuchnął śmiechem, nie wytrzymując widoku tej pustej twarzy, za którą Lan Wangji próbował skryć wszystkie uczucia. Oddałby wiele, żeby pozbyć się tej maski i zobaczyć prawdziwe obliczenie ukochanego.
— Lan Zhan, nie udawaj, nie przy mnie. — Odgarnął włosy za ucho. — Powiedz mi, co skrywaj w tej główce. Co ci po niej chodzi? Jakie masz pragnienia?
Lan Wangji spojrzał w prawo, unikając wzroku Wei Wuxiana.
— Nic — burknął niewyraźnie.
To „nic” było niezwykle kuszące. Sprawiało, że dreszcze przechodziły Wei Wuxianowi po całych plecach. Gdyby tylko mógł, rzuciłby się na ukochanego i porwał go do środka, ale dwie poprzednie próby zawiodły tym sposobem, więc został mu ostatni; doprowadzić Lan Zhana do szaleństwa.
— Dziadziu Lan, mamy w końcu trochę czasu dla siebie…
Lan Wangji objął w pasie młodzieńca.
— I będziemy mieli go jeszcze więcej — wyznał niespodziewanie.
Wei Wuxian zamrugał kilka razy ze zdziwienia, nie rozumiejąc, co kryło się za słowami mężczyzny. Najwyraźniej plan, który zamierzał zrealizować poza wiedzą Wei Wuziana.
— Kocham niespodzianki — zgodził się. — Coś jeszcze przede mną ukrywasz?
Po twarzy Lan Wangji przemknął cień przerażenia.
— Nie! — odparł ostrzejszym tonem.
— Nie? — upewnił się Wei Wuxian.
Lan Wangji zaczął nerwowo się rozglądać, unikając wzroku Wei Wuxiana. Policzki mężczyzny zrobiły się podejrzanie czerwone, jakby dostał nagłej gorączki.
Demoniczny Kultywator nie mógł przegapić takiej okazji. Odsunął się od Lan Wangji i zajrzał do wnętrza rezydencji, przeczuwając, że to właśnie tak znajduje się coś interesującego. Ręka staruszka zatrzymała gwałtownie Wei Wuxiana. Chłopak zacisnął usta w wąską linijkę, zduszając w sobie śmiech. Odkaszlnął i pełnym powagi tonem, odparł:
— Przepraszam, nie powinienem naruszać prywatności Mistrza Sekty Lan, proszę o wybaczenie.
Usłyszał prychnięcie. Otworzył szeroko oczy ze zdziwienia i zerknął podejrzliwie na ukochanego.
— To byłeś…ty? — zapytał niepewnie.
— Nie — burknął Lan Wangji. Dosłownie jak dziecko.
— Na pewno nie?
— Nie.
— Udajesz?
— Nie.
— Oj, Lan Zhan, mój najdroższy staruszku, te siwe włosy odebrały ci chyba trochę mądrości. Nie sądzisz?
Zastanowił się przez moment, aż w końcu zdecydował się na odpowiedź:
— Nie.
Wei Wuxian pokręcił głową. Miłość jego życia przerosła jego najśmielsze oczekiwania. Nigdy nie odgadłby, że po dwóch tysiącach lat nabierze takiej upartości.
— Ale… — zaczął nieśmiało, jakby zamierzał dokończyć wcześniejsze zaprzeczenie. — Kilka dni temu miałeś urodziny.
— Faktycznie! — przypomniał sobie. — Całkowicie o tym zapomniałem przez to wszystko, co się działo. Dobrze, że mam kochanego staruszka, którego pamięć jeszcze nie zawodzi. Co dostanę na prezent?
Podekscytował się jak małe dziecko, zaczął dreptać wokoło Lan Wangji, wbijając mu palec w brzuch i szczypiąc policzek. Szukał swojego prezentu. Nie wierzył, że jego ukochany nie wziął niczego ze sobą, skoro wspomniał o urodzinach. Jednak ekscytacja opadła, gdy niczego nie znalazł. Odsunął się i rzekł poważnym tonem:
— Zawiodłem się.
— Nie tutaj — znowu odburknął i kątem oka spojrzał na wejście do rezydencji.
— W środku?
Lan Wangji skinął głową.
Wei Wuxian nie zastanawiał się dwa razy. Wskoczył do środka, zanim Lan Wangji zdążył go zatrzymać. Oboje wpadli z rumorem do środka. Młodzieniec uciekł z objęcia staruszka, skoczył i wylądował przy wejściu do sypialni. Lan Wangji zamarł ze strachu.
To tam…
Bez chwili zawahania rozsunął drzwi.
Łoże było wyścielone czerwoną tkaniną. Na jego środku położono tacę z dwoma czarkami i naczyniem z winem, a dalej przygotowano ogromne poduszki, ułożone jedna na drugiej. Nie należały do wystroju sekty Lan, która ceniła niewygodę, skromność i uprzykrzanie życia. Wei Wuxian wiedział tylko o jednym wydarzeniu, które niwelowało wszystkie zasady, pozwalając na niecodzienny przepych — o nocy poślubnej.
— Staruszku Lan, ty… — urwał, zauważając zestaw startowy dla odważnych gejów obwiązany wstążką o tym samym kolorze, co reszta pokoju.
— Do trzech razy sztuka? — zaproponował, obejmując Wei Wuxiana od tyłu.
Oboje się zarumienili.
Wei Wuxian poprzednie razy razy przygotował się mentalnie do swojego pierwszego razu z ukochanym, ale akurat dzisiaj nie pomyślał o seksie. Lan Zhan wziął go z zaskoczenia i nadal myślał, jak zareagować. Pragnął mężczyznę z całego swojego serca, obawiał się tylko, że zniszczy tę magiczną chwilę przez brak przygotowania. Nie… Żadna wymówka nie była na miejscu. Skoro podjął decyzję nie raz, a dwa, to nic nie stało na przeszkodzie, by podążyć za planem najdroższego mężczyzny
Wtulił się w ukochanego. Położył głowę na jego piersi i wsłuchał się w bijące jak szalone serce. Lan Zhan musiał mocno się stresować całym planem. Może i tym, że po tych wszystkich poprzednich próbach, tym razem Wei Wuxian go odrzuci. Nic bardziej mylnego.
Wei Wuxian stanął na palcach cmoknął swojego staruszka w usta.
— Na co jeszcze czekasz? Weź mnie póki oboje nie umarliśmy ze starości. Och, mój najdroższy Lan Zhanie, staruszku Lan miłości mego życia, cieszmy się sobą. Zostawmy przeszłość i oddajmy się chwili. Zasłużyliśmy na to.
Lan Wangji złapał Wei Wuxiana w pasie i podniósł go na wysokość swojej twarzy. Spojrzeli prosto w swoje oczy. Zaczął go nieść w stronę łóżka, nie robiąc nic poza patrzeniem. Jakby oboje znaleźli się w jakimś transie.
— Uważaj na naczynia — ostrzegł mężczyznę Wei Wuxian.
— Hm…
— Wiesz… — Założył kosmyk włosów za ucho ukochanego. — Wystrój przypomina mi ten z nocy poślubnej. Nie pamiętam, żebyś mnie poprosił o rękę.
— Hm…
— Możemy oficjalnie się pobrać. Świat jest duży. Są krje w których legalnie możemy stać się małżeństwem.
— Tak.
— Tak czy „tak”?
— Zostań moim mężem.
Wei Wuxian parsknął śmiechem, kiedy Lan Wangji położył go na łóżku.
— Stwierdzasz czy pytasz? — droczył się z nim dalej.
— Co wolisz?
— Tak, mój najdroższy, stary, osiwiały dziadeczku, zostanę twoim mężem. Od dziś, aż do końca moich dni. A ty? Czy zostaniesz moim mężem?
Lan Wangji wziął spokojny wdech i zanim dał odpowiedź, pochylił się nad Wei Wuxianem i pocałował go namiętnie.
— Czekałem na to dwa tysiące lat — wyznał.
Do czarek nalał odrobinę alkoholu i jedną z nich podał Wei Wuxianowi. Skłonili się przed sobą, po czym napili w tym samym czasie. Odłożyli naczynia na bok i rzucili się na siebie, zapominając o całym świecie. Czekali na siebie zbyt długo, by dalej odkładać swój dotyk na później. Lan Wangji pochłonął usta Wei Wuxiana. Całował go namiętnie, z wymuszeniem, zachowując się dzikie zwierze, które od lat nie jadło mięsna. Nie pozwalał mu na oddech, zabierał każdy z nich, zamykając usta w pocałunkach.
Powściągnął się jednak. Jego ręce spoczywały na pasie Wei Wuxiana. Ani razu nie dotknęły jego nagiej skóry, nie omsknęły się i nie weszły pod ubiór. To go wkurzało. Miał ochotę rzucić się na Lan Wangji i wykrzyczeć mu prosto w twarz, że nie na tym polega seks. W porę się powstrzymał. Nie chciał psuć tej słodkiej chwili między nimi.
Zamiast tego odsunął od siebie Lan Zhana. Ściągnął z siebie koszulkę i przyklęknął na łózko z nagim torsem. Przesunął palec po swojej skórze, aż dotarł do spodni.
Uśmiechnął się chytrze, wkładając rękę do środka.
Lan Zan nie potrafił oderwać od niego wzroku. Śledził każdy jego ruch, aż stał się twardy, gorąco i dobrze widoczny nawet przez luźne ubrania. Wei Wuxian oblizał się.
— Mój najdroższy staruszku Lan, na co jeszcze czekasz?
Rozłożył ręce, zapraszając ukochanego do siebie.
Lan Wangji zdjął przepaskę z czoła. Jego włosy opadły mu swobodnie na ramiona, przysłaniając połowę pleców. Wei Wuxian przeliczył się. Sądził, że ta przepaska wyląduje obok niego. Lan Wangji popchnął go na poduszki. Zacisnął ręce chłopaka i przywiązał je do łózka właśnie tę samą przepaską, którą chwilę wcześniej zdjął.
— Nie tak ostro, staruszku Lan, jeszcze serce ci padnie od tego wszystkiego.
— Milcz — rozkazał i zaknął usta Wei Wuxiana w głębokim pocałunku.
Tym razem ręce zaczęły wędrować wszędzie. Czuł dotyk Lan Zhana na całym swoim torsie, aż nagle dłoń Nieśmiertelnego Mistrza zjechała nisko, bardzo nisko.
Lan Wangji pochwycił męskość swojego ukochanego w zdecydowanym uścisku. Wei Wuxian nie zdołał powstrzymać mocnego westchnięcia.
Odchylił się do tyłu. Plecy wygiął w łuk i ponownie stęknął. Tak bardzo chciał złapać Lan Wangji za te piękne włosy i przysunąć go do siebie, ale blokowała go przepaska przywiązana do łóżka.
— Najdroższy Lan Zhan, gege, miłości mego życia, czy możesz mnie puścić? Błagam. Moje ręce cierpnął…
— Nie — odpowiedział krótko i rzeczowo.
Rozpiął rozporek od spodni Wei Wuxiana i zsunął z niego spodnie, pozostawiając nagiego w chłodnym pomieszczeniu. Dreszcze przeszły przez ciało chłopaka. Z jednej strony czuł chłodny powiew przemykający przez okno z drugiej jego ciało wydawało się płonąć.
— Gege, nie rób mi tego, jestem całkowicie ci oddany, tylko bądź dla łaskawy, staruszku Lan, mój najdroższy.
Lan Wangji zsunął się niżej. Bez ostrzeżenia, najmniejszego, z pełną wiadomością chwycił w swoje usta Wei Wuxiana. Przyjemne impulsy rozniosły się wszędzie. Wei Wuxian zapomniał, jak ma oddychać. Wstrzymał oddech, wydając z początku rozkoszne sapnięcie. A Lan Zhan na tym nie zakończył. Zaczął się poruszać wolno. W dół i w górę, w bardzo jednostajnym tempie, które doprowadzało Wei Wuxiana do szaleństwa. Nie sądził, że podobny dotyk sprawi mu tak wiele przyjemności.
Łzy popłynęły po jego policzku.
— Błagam, Lan Zhan, pozwól mi…
Lan Zhan niespodziewanie przesunął językiem po członku Wei Wuxiana. Chłopak napiął wszystkie mięśnie. Podniósł biodra, próbując wytrzymać atak szaleńca nieznającego wstydu.
A ten szaleniec dalej nie przestawał. Nie znał wstydu i wątpił, żeby jakakolwiek zasada w sekcie Lan pozwalała na takie zachowanie.
Gdzie tu wstrzemięźliwość? Skromny tryb życia?
— Błagam cię najdroższy. Ach… — sapnął. — Daj. Błagam… — urwał.
W dolnej części ciała pojawiło się niezręczne uczucie. Coś weszło w niego, wtargnęło bez ostrzeżenia. Uczucie było lekko bolesne, nie cierpiał, a jednocześnie nie tak wyobrażał sobie swój pierwszy raz. Zerknął na Lan Wangji, który nadal poruszał głową w jednostajnym, spokojnym rytmie. Zmieniła się tylko pozycja jego ręki. Znajdowała się bliżej otworu Wei Wuxiana.
— Naprawdę? Palec? — zaczął narzekać.
Lan Wangji poruszył tym palcem. Wszedł głębiej, penetrując nieprzygotowane ciało chłopaka.
— Staruszku Lan, najmilszy, tam… — Nie dał rady rozedrzeć trzymającej go przepaski. — Tam… Zestaw, użyj czegoś.
Lan Zhan wyszedł z niego. Sięgnął po zestaw startowy na pierwszy raz dla mężczyzn i wyciągnął ze środka lubrykant w kolorze bladego różu. Pachniał truskawkami.
— O smaku truskawkowym? Zaszalałeś, kochanie?
— Milcz — rozkazał.
— Milczeć? Ja? Nie znasz mnie? Kocham gadać!
Lan Wangji podniósł gwałtownie nogę Wei Wuxiana. I ugryzł go w wewnętrzne część uda. Chłopak zdusił w sobie krzyk. Szarpnęło nim. Zapomniał od razu o całej rozkoszy płynącej z dotyku ukochanego.
— Lan Zhan, miej litość, błagam cię! Daj mi żyć — westchnął.
Bał się wiercić. Nie czuł, jak głęboko Lan Zhan wgryzł się w jego skórę. Na pewno krwawił. Dobrze, że na ten moment tylko z jednego miejsca.
Lan Wangji odsunął się i oblizał mu ranę.
— Lan Zhan, czy ktoś cię podmienił? Mój Lan—gehe, błagam, nie krzywdź mnie.
Otworzył butelkę z lubrykantem i wylał go na dłoń. Śliską substancją przejechał wokół otworu i wsunął gwałtownie dwa palce do środka.
Wei Wuxian stracił dech w piersi.
Inaczej to sobie wyobrażał. Bolesne uczucie łączyło się z dziwnie przyjemnym doznaniem, które się w nim kumulowało. Jego oddech stał się gorący. Nie walczył dalej. Poddał się temu uczuciu, pochłaniając je i zastanawiając się, co dla niego oznacza.
Ukochany przybliżył się i złożył pocałunek na czole Wei Wuxiana. Był tak pozornie niewinny. Jednak Wei Wuxian wiedział, że za tym kryło się coś więcej. Moment później doznanie przemieniło się w koszmar. Lan Wangji dołożył trzeci palec.
— Lan Znan, moja miłości, jakie pornosy oglądałeś? Nie zabieraj mi dziewictwa — krzyczał. — Nie…
Zamknął go swoimi ustami. Wsunął język do środka i pogładził od środka, całując głęboko, bez żadnego zawahania. Wei Wuxian miał go ochotę zatłuc za to wszystko. Trzy palce penetrowały go od środka, krążąc wokół delikatnych tkanek, wrażliwych na najmniejszy ruch. „Wystarczy” — cisnęło mu się na usta, ale Lan Wangji nie pozwolił mu wydać ani jednego dźwięku.
Nagle wysunął palce. Stało się to znowu bez ostrzeżenia. Wei Wuxian nie przygotował się na to odpowiednio i odruchowo przegryzł Lan Zhanowi wargę.
— To za to ugryzienie. — fuknął.
Lan Wangji zsunął z siebie szatę.
Ukryte pod grubym materiałem mięśnie napięły się pod wpływem przyjętej pozycji.
— Wyglądasz jak po obróbce z photoshopa — stwierdził Wei Wuxian, zachwycając się przystojnym obliczeń ukochanego.
To nie chodziło już tylko o dobrze zbudowane ciało. Lan Wangji był po prostu piękny. A cała uroda podejrzanie skumulowała się w dolnych częściach ciała. Spodnie miał mocno napięte w kroczu. Odbijał się przez nie kuszący kształt.
Wei Wuxian oblizał usta.
— Mistrzu Lan, coś ci widać. — Stopę położył na męskości kultywatora. — Widzę, że stary sprzęt działa. Na szczęście nie zardzewiał.
— Milcz — rozkazał po raz ostatni, zasłaniając usta Wei Wuxiana swoimi.
Wszedł w niego w kilka sekund. Zmieścił się tylko w połowie i zatrzymał.
Wei Wuxian wydał z siebie głębokie westchnięcie.
Za szybko. To zadziało się za szybko.
— Staruszku Lan, błagam — wysapał, na ile zdołał.
Lan Wangji nie poruszył się w żadną ze stron. Wylał na siebie lubrykant. Substancji ściekła po Wei Wuxianaie, pozostawiając po sobie wilgotne, lepkie wrażenie. Nie był przecież kobietą.
Ukochany poruszył się. Wszedł w Wei Wuxiana, dając mu złudną sekundę na odpoczynek, a potem znowu pochłonął go w całości, tym razem nie zatrzymał się. Złapał Wei WUxiana za łydkę. Przełożył nogę przez swoje ramię i wbił się w stały rytm.
Pa pa pa rozbrzmiało w całym pomieszczeniu. Wei Wuxian odetchnął głośno. Między każdym oddechem mówił: „mój wielki Lan Zhan”, „Staruszku Lan”, „miłości mego życia” i tak dalej, drażniąc Lan Wangji, który próbował się skupić.
Jednak mówienie uspokajało Wei Wuxiana. Pozwalało zapomnieć o ból i dawało oddać się przyjemnym uderzeniom, wypełnieniu, które okazywało się czymś innym od wyobrażeń. A w tym wszystkim brakowało mu tylko tego, żeby wyrwać się z więzów ukochanego i wtulić się w jego gorące ciało. Poczuć go całego, a nie tylko część, wypełniającą demonicznego kultywatora.
— Gege, wypuść mnie – błagał.
Lan Wangji, jakby obrażony tym określeniem, wbił się gwałtownie w Wei Wuxiana, do samego końca, zahaczając o rozkoszną część. Biała substancja wypłynęła z Wei Wuxiana. Opadł. Chciał odpocząć. Nie spodziewał się tak gwałtownej fali,, która pojawiłaby się z tak wstydliwego miejsca. I jeszcze skończył jako pierwszy!
— To teraz twoja kolej – stwierdził słabym, zmęczonym głosem. Przymknął powieki. Jego twarz płonęła, miał wrażenie, że za moment zagotuje się od środka.
Położył głowę na boku i kątem oka, półprzytomnie zerknął na ukochanego. Ten też oddychał ciężko. Krople potu spływały po jego nagim ciele, a minęło dopiero kilka minut, odkąd zaczęli.
— Lan Zhan, kocham cię – wyznał.
W tej chwili poczuł w sobie coś mokrego, innego od lubrykanta.
Zaśmiał się złośliwie.
— Staruszku Lan, skończyłeś?
Po chwili namysłu Lan Wangji odpowiedział:
— Jeszcze raz.
— He?
— Całą noc.
— HE?! — wydał z siebie jeszcze głośniejszy dźwięk.
— Rozerwiesz mnie! Zbuntował się Wei Wuxian.
— Kilka razy.
— Lan Zhan, opanuj się,
Znowu stwardniał, tym razem wewnątrz Wei Wuxiana. Chłopak zacisnął szczękę, wygiął plecy w łuk i sapnął ciężko.
— Nieśmiertelny Mistrzu, opanuj się!
Nie odpowiedział. Zamiast tego zamknął usta Wei Wuxiana i zabrał go w szaloną pierwszą noc.
Tylko że Wei Wuxian bał się, że tego nie przeżyje…
0 Comments:
Prześlij komentarz