Usta Natsu zadrżały. Przez te wszystkie lata wyobrażał sobie, co powie swojej ukochanej, jeśli kiedykolwiek będzie mu dane spotkać się z nią ponownie. Miał całą listę zdań, odgrywał sceny z ich kolejnej rozmowy i przypominał sobie na końcu, że Lucy odeszła już na zawsze.
Jednak właśnie w tej chwili ona stała przed nim. Inna od kobiety, którą poślubił, prawie nierozpoznawalna, ale to była jego Lucy. Zakryta bandażami wyglądała jak obca, nieznana mu osoba. Założył, że walczy z jednym ze sług Zerefa.
Pod bandażami kryła się jego Lucy, choć nawet jak teraz na nią patrzył, miał przebłyski, że to tylko złudzenie. Może za dużo sobie wyobraża? Może tęsknota odebrała mu rozum?
Włosy Lucy urosły do samej ziemi, okrywały całe jej plecy. Ręce i nogi miała ciasno owinięte białymi tkaninami, a i podejrzewał, że nie tylko te partie, a całe ciało, skoro nawet jej twarz została ukryta. Zeschnięta skóra pękała jej od chwili na powietrzu i słońcu, na szczęście nie widział większych poparzeń. Niestety była blada, o wiele bledsza niż pamiętał. Do tego wychudzona, przypominała żywy szkielet, który nie żywił się przez lata. Przerażały go też te kajdany, mocno przyczepione do nadgarstków kobiety, jakby ktoś trzymał ją na uwięzi.
— Lucy — powtórzył jej imię.
Zareagowała. Drgnęła i cofnęła się o krok, zaskoczona tym, że ktoś wypowiedział jej imię.
— Proszę, Lucy, powiedz coś. Ja... — urwał.
Bała się. Nie pozwoliła mu podejść i ukryła się za Zerefem.
— Zostaw ją, błagam cię — rzekł Czarny Mag.
Nie miał prawa zabierać mu ukochanej, więc dlaczego to robił? Od samego początku Lucy broniła Zerefa, walczyła z Natsu na śmierć i życie. Nie zawahała się na sekundę, co oznaczało, że go nie pamięta.
— To ja... Natsu — ciągle do niej się zwracał troskliwym, wytęsknionym głosem, prosząc bogów, by dotarł do niej.
— Nie zrozumiesz, Natsu. Ona nie może cię teraz widzieć. Musisz pozwolić jej odejść — błagał go dalej Zeref.
— To moja ukochana, moja żona! — wykrzyczał. — Myślałem, że ją zabiłem. A ona... Tu jest.
— Musimy iść.
— Nie. — Wydusił z siebie falę ognia, która przedostała się za Zerefa i Lucy. Zablokowała im drogę ucieczki, budując za nimi coś na wzór muru. — Muszę spróbować.
— Nie bądź głupi i samolubny — wycedził przez zęby Zeref. — Zapomniałeś chyba, że straciłeś nad sobą kontrolę i ją zabiłeś. To nie jest Lucy.
— To jest Lucy.
Nie uwierzył w kłamstwa Zerefa. Rozpoznawał ją, jej zapach, twarz i... zwyczajnie wiedział, że to ona.
— Natsu! — usłyszeli wołanie dobiegające z okolic, w których zostawili resztę członków Fairy Tail.
Dym blokował zmysły. Nie widział i nie rozpoznawał sylwetek postaci, które zmierzały w jego kierunku. Wydawało mu się, że to Gray i Juvia, ale mógł się pomylić. Nie chciał odwracać wzroku od Zerefa. Wystarczyła chwila nieuwagi, by zabrał Lucy w obce mu miejsce i znowu zniknął na kolejne lata. Nie dopuści do tego, nawet jeśli miałby przypłacić życiem.
— Zostaw Lucy, a pozwolę ci odejść — przedstawił Zerefowi rozwiązanie.
Horror zstąpił na oczy Zerefa. Przeraziła go ta propozycja, co zaskoczyło Natsu. Mógłby przysiąc, że przynajmniej go zainteresuje.
— Nigdy — wyszeptał gniewnie Zeref. — Ty nic nie rozumiesz.
Cień maga się poruszył. Natsu nadepnął na niego, blokując możliwość ucieczki. Nie pozwoli mu na takie działania, bo wiedział, że zabierze ze sobą Lucy.
— Rozumiem wystarczająco. To jest...
— Cisza — rozkazała Lucy.
Nie śmieli się jej przeciwstawić. Położyła dłoń na ramieniu Zerefa, jakby próbowała go pocieszyć. Wydawało się, że bezsłownie rzekła: Zaufaj mi, a potem wyszła przed niego.
Natsu wziął głęboki wdech powietrza, napawający go niewyobrażalną nadzieją. Lucy podeszła do niego, wystarczająco blisko, by mógł się jej dokładnie przyjrzeć. Oczywiście, że wyglądała inaczej, ale zyskał pewność. To Lucy, jego Lucy.
Nie miał już co do tego żadnych wątpliwości.
I wraz z tą świadomością, odetchnął głęboko, mając wrażenie, że w końcu spadł z niego ten niewyobrażalny ciężar. Nosił go w sobie przez wiele lat. Dokładał sobie kolejne kamienie, dręczone poczuciem winy, że zamordował swoją ukochaną. A oto stanęła właśnie przed nim.
Uśmiechnął, nie tak jak wtedy, gdy się poznali, kiedy przeżywali wspólne przygody, tylko delikatniej, z utęsknieniem i wdzięcznością za to spotkanie.
Natsu sięgnął w kierunku policzka Lucy.
— Nie...
Odepchnęła jego dłoń.
— Dlaczego? — zapytał, nie wierząc, że go nie rozpoznaje. Musiała w niej tkwić przynajmniej iskra Lucy, która wydobędzie z niej wspomnienia i dawną miłość.
— Nie jestem kobietą, na którą czekasz — wypowiedziała zdanie powoli. — Mam na imię Lucy.
— Posłuchaj, ja wiem, że... skrzywdziłem cię, ale nie zrobiłem tego celowo. Tak bardzo chciałem wszystkich obronić, że...
— Wystarczy — przerwała mu. — Skrzywdziłeś Zerefa, nie mnie.
— Że... Ja skrzywdziłem tego potwora?! — oburzył się i niepotrzebnie wyżył na Lucy.
Wziął kolejny wdech, próbując uspokoić szalejące serce. Nie zapomniał powodu, dla którego tu przybył. Zeref skrzywdził jego córkę i wciąż musiał za to zapłacić. Bał się myśleć o tym, czego dokonał z Lucy.
— Nie jest potworem — wyszeptała. — Uratował mnie.
Słowa kobiety mocno się w nim utrwaliły. Nie rozumiał, co miała na myśli, mówiąc "Uratował mnie", ale to brzmiało tak, jakby faktycznie ją przed czymś ocalił.
— Dobrze, uratował cię — zaakceptował prawdę tylko dla ukochanej. — Ale skrzywdził też naszą córkę.
— Naszą córkę? — powtórzyła po nim. Wydawała się zdezorientowana. — Jaka córka?
— Posłuchaj... — Zawahał się. Tym razem nie próbował jej złamać. Za bardzo się ucieszył na jej widok, a powinien do wszystkiego podejść na spokojnie. — Nasza córka. Nashi.
Lucy odsunęła się gwałtownie. Zaczęła drżeć. Złapała się za głowę i przykucnęła. Zeref podbiegł do niej i złapał za ramiona. Od niego się nie odsunęła... Zaczęła oddychać szybko, niekontrolowanie, jakby doznawała jakiegoś ataku. Łzy podeszły do oczu Lucy.
To jego wina. Za szybko chciał wymusić na Lucy odzyskanie wspomnień, nie biorąc od uwagę jej stanu. Jak bezmyślnie się zachował?! Zabił ją, praktycznie spalił żywcem ostatnim razem, jak ją widział, a teraz oczekiwał bezwzględnej miłości i oddania?
— Przepraszam, ja nie chciałem — wyszeptał, odsuwając się od Lucy i Zerefa.
Ani ona, ani on nie spojrzeli w jego stronę. Nie słyszeli przeprosin. Zeref utulił Lucy, zawiązał ponownie na jej twarz bandaże. Niestety te opadły. Okazały się za luźne na jej twarz, więc ta pozostała odkryta.
— Mogę jakoś pomóc? — zaproponował Natsu, obawiając się stania bezczynnie i wpatrywania w atak Lucy.
I tym razem został zignorowany.
Głosy pozostałych członków Fairy Tail stały się wyraźniejsze. Rozpoznał już Maurego, wiedział, że z nim jest Erza, Gray ich odnalazł po chwili. Wszyscy za nim wołali. Z jednej strony liczył na ich pomoc i wsparcie, z drugiej czy Lucy przetrwa spotkanie z nimi? Czy to nie za dużo dla niej?
— Proszę, nie... — za późno.
Z dymu wyłonił się Gray jako pierwszy. Otrzepał się z resztek popiołu. Na całym torsie rozprowadził lodową powłokę, która go ochroniła przed ogniem Natsu. Zobaczył najpierw Zerefa, potem dostrzegł skuloną kobietę. Rzucił Natsu pytające spojrzenie, wyglądał na zdezorientowanego całą sytuacją i wyglądało na to, że nie rozpoznał Lucy.
— To długa historia — Nats wymigał się od odpowiedzi.
I wtedy Lucy podniosła głowę. Zerknęła na Graya.
— Lucy? — rozpoznał ją. — Lucy, to naprawdę ty?
Wtuliła się mocniej w Zerefa, uciekli kawałek dalej. Gray poddał się, widząc jej reakcję. Z kolei nie odpuścił Natsu. Podszedł do niego i uderzył ramię, pytając:
— Co to ma znaczyć?
— Nie wiem...
— To Czarny Mag? — upewnił się, wskazując na Zerefa.
Natsu kiwnął kilka rady głową.
— Dlaczego Lucy... — urwał. Obejrzał się przez ramię i wtedy na jego ustach zamarło jedno imię: — Nashi.
Zeref, ku zaskoczeniu Natsu i nawet samego Graya, wypowiedział ciche "tak". Natsu pogubił się.
O co chodziło z jego córką? Co oznaczała ta krótka wymiana zdań? Co oboje mieli na myśli?
Jednak zanim otrzymał jakąkolwiek odpowiedź, pozostali się pojawili. Nashi kurczowo trzymała się Maurego, ukrywała się za nim i wyłania tylko na sekundę, sprawdzając, co się dzieje dookoła. Erza zachowywała się inaczej. Trzymała przy sobie broń, ubrana w ciężką zbroję, gotowa do walki. Pozostali zatrzymali się kawałek dalej, obejmując wzrokiem całą okolicę.
Wszyscy przybyli na miejsce i Natsu nie umiał już zaradzić temu, co miało nastąpić.
— Ma...ma? — wyszeptała Nashi, wychodząc zza Maurego. Jej głos brzmiał inaczej, był cieplejszy, przyjemniejszy. Brzmiał tak, jak Natsu sobie wyobrażał przez lata, czekając na córkę. Zmienił się, odkąd ostatnim razem usłyszał swoje dziecko. Mimo że wypowiedziała tylko jedno słowo.
— Nashi? — zdziwił się Maury. — To ty...
To się znowu stało. Wszyscy o czymś wiedzieli, tylko nie on. Bo i Zeref zareagował inaczej, Lucy drgnęła, Gray zmarszczył czoło... Co to miało znaczyć?
— Mamo, ja cię przepraszam. Uratuj mnie.
Zemdlała.
***
Nashi nie zapomniała twarzy swojej mamy. Wyryła ten obraz głęboko we wspomnieniach, chroniąc jak najcenniejszy skarb i pilnując, aby nikt go nie skrzywdził. To była ostatnia rzecz, którą udało jej się zachować, zanim... To wszystko się wydarzyło. W przeciągu sekund straciła nad sobą całą władzę, została wyrzucona z własnego ciała i zamknięta w klatce. A jednocześnie ciągle była w swoim ciele i widziała wszystko, co miało miejsce dookoła niej.
Widziała, jak Zapomniany Bóg wraca do domu.
Słyszała, jak Zapomniany Bóg nastawia tatę przeciwko Zerefowi.
Czuła, jak Zapomniany Bóg krzywdzi wszystkich dookoła siebie.
Mało kto zwrócił uwagę na to, jaki miał na magów wpływ. Zabierał im moc niepostrzeżenie i czynił ją swoją. Robił to stopniowo, kawałek po kawałku, bardzo drobny, cierpliwy, bez większego pospiechu i tym samym rósł w potęgę, której nikt sobie nawet nie wyobrażał.
Tylko Nashi znała prawdę i nie miała jak ostrzec innych. Bo ją ignorowali. Jakiekolwiek ostrzeżenie wysyłane za pomocą krótkich, sekundowych zmian w zachowaniu, nie wzbudziło podejrzeń.
Dlatego cierpliwie czekała. Wsłuchiwała się w głosy dookoła i patrzyła na świat wokół niej.
Aż zobaczyła znaną jej twarz. Ukochaną twarz, która kołysała ją do snu, uczyła magii, opowiadała historie, chwaliła za pierwsze wypieki kulinarne, a na końcu zawsze powtarzała, że jest jej małą gwiazdeczką.
— Ma...ma? — wypowiedziała pełne słowo na głos. Nigdy wcześniej nie odzyskała takiej kontroli, a teraz ją czuła. Dała radę wrócić do własnego ciała.
— Nashi. To ty... — dotarł do niej głos Maurego. To jedno "to ty" zwróciło jej nadzieję. Ktoś mimo wszystko od początku wiedział. Nie była sama.
— Mamo, przepraszam. Uratuj mnie — powiedziała, zanim na nowo została zamknięta za kratami.
0 Comments:
Prześlij komentarz