Magnolia zmieniła się, odkąd opuściła to miasto. Swoje wszystkie rzeczy wyprzedała, pozostawiając tylko te najpotrzebniejsze. Przechowywała je w schowkach w różnych miastach i wracała do nich po powrocie z misji. Ale skoro wróciła do Magnolii, to nic ze sobą nie miała.
Sfrustrowana i zagubiona opuściła Lisannę,
rozmyślając nad opcjami, jakie jej pozostały. Ewentualnie mogła poprosić o
przenocowanie w samej gildii, nikt by jej tego nie odmówił, ale brakowało Lucy
odwagi, by wystąpić z podobną prośbą, nie po tym, co się wydarzyło trzy lata
temu, kiedy opuściła przyjaciół bez słowa. Przynajmniej tym razem chciała się
zachować wobec nich uczciwie, nawet jeśli oznaczało to spanie na ulicy.
— Ech... — westchnęła. — Nic nowego —
doszła wniosku, przypominając sobie ostatnie misje i warunki, w których je
wykonywała.
Każda ślepa uliczka wyglądała lepiej od
szałasów w środku lasu, w których przyszło jej przespać noc. Tylko co dalej?
Nie marzyła o spędzeniu zimy na zewnątrz, a póki co brakowało wystarczających
środków do życia. Została... z niczym.
— Lucy, co się dzieje? — Natsu zaszedł ją
od tyłu.
Podskoczyła w miejscu i pisnęła ze strachu.
Powoli odwróciła się i pacnęła go w ramię.
— Nie strasz nie! — Nadęła policzki ze
złości. — Dlaczego się nie bawisz?
— Bez ciebie to nie ma zabawy! —
odpowiedział swobodnie, choć Lucy nie uwierzyła w jego słowa. Brzmiały za
słodko, zbyt pięknie.
— Wróć do reszty, ja muszę...
Zamierzała odejść, ale wtedy Natsu złapał
ją za rękę. Uścisk nie był za silny, wstrzymywał się od skrzywdzenia Lucy, a
mimo to nie puszczał jej, trzymał mocno i zdecydowanie.
Lucy zatrzymała się i obiecała:
— Nie zniknę.
— Nie wierzę ci… — jego głos załamał się. —
Znowu chcesz uciec?
— Nie. — Pokręciła głową. — Tym razem chcę
zostać — próbowała go przekonać.
Natsu zacieśnił uścisk.
— W takim razie gdzie idziesz? — zapytał ją
Natsu.
Na to pytanie nie znała odpowiedzi. Nogi
powiodły ją ku wyjściu, w stronę chłodu nocy i świateł miasta. Spacer zawsze
dobrze jej robił, pozwalał przemyśleć parę spraw i zostawić niepotrzebne
problemy za sobą. A przynajmniej w ten sposób zawsze usprawiedliwiała wycieczki
po mieście. Tym razem to nie działało.
— Odruch, przestałam lubić tłumy — wyznała
mu, ten jeden raz nie kłamiąc Natsu prosto w oczy. — Poza tym nie mam gdzie
spać.
— Możesz przenocować w gildii — podzielił
się tym samym pomysłem, na który wpadła i ona.
Pokręciła głową.
— Nie umiem się przełamać. — Wolną dłonią
ujęła rękę Natsu i zwróciła się ku niemu. — Opuściłam Fairy Tail, Natsu, i nie
potrafię tu ponownie wrócić.
— Ale wróciłaś. Oboje tu jesteśmy. Wszyscy
się dobrze bawią. Nawet jeśli przegraliśmy, to póki jesteśmy razem...
— Razem? — wysapała. Parsknęła pod nosem. —
Nikt nie jest tu razem. Cudownie, że w końcu wszyscy się znaleźliśmy się w
Fairy Tail, ale to na tym koniec. Gajeel wróci do wojska. Erza z Grayem pewnie
spróbują pomóc Mauremu. A co z resztą? Nie wiem — wyszeptała ostatnie słowa. —
Obudź się, Natsu.
Puścił ją i odsunął się o krok w tył.
— Świetnie, naprawdę świetnie — odparł. —
Świetnie, że potrafisz wszystko popsuć. Naprawdę po tych trzech latach widzisz
tylko złe rzeczy? Nie możesz się po prostu cieszyć z ponownego spotkania?
Przestać narzekać?
— Narzekać? — fuknęła.
— Tak, ostatnio tylko to robisz! — podniósł
głos. — I nie tylko to, bo oczywiście tylko ty jesteś najważniejsza. Nikt inny
się nie liczy. Tylko ty i twoje problemy.
— Sł... — urwała. Przełknęła słowa, które
miały właśnie przejść jej przez gardło. Zdusiła je w sobie i machnęła ręką. —
Nieważne — mruknęła.
Odeszła w nieznanym sobie kierunku, aby jak
najdalej od Fairy Tail, od Natsu. Było chłodno, zimny wiatr drażnił jej nagą
skórę, lecz z powodu buzujących w niej emocji, czuła nieustanne gorąco. Coś
paliło się w niej i nie umiała zagasić tego ognia.
Natsu... Jak on mógł powiedzieć coś
podobnego? Wierzyła mu, ufała z całego serca i... zdradził wszystkie jej
nadzieje, odchodząc. Zostawił jeden, głupi list i myślał, że to rozwiąże
wszystkie problemy?
Wydawało jej się, że wydarzenia wracają do
tego samego miejsca, w którym stała przed trzema laty. Latarnie oświetlały jej
zmarznięte ciało. Z początku biegła za Natsu, wołając jego imię, błagając by
wrócił do niej, poczekał i zabrał ze sobą w podróż. Ale potknęła się po drodze
i już nie wstała. Otar ła sobie kolano. Płakała.
Wspomnienia ożyły w niej na nowo. Nie
chciała ich.
Ale i tak najgorsza była świadomość, że
minęły trzy lata, a nic się nie zmieniło. Wciąż uciekała przed problemami,
traktowała Natsu jak wroga, nie umiała się cieszyć wraz z innymi...
— Jestem żałosna. — Otarła łzy.
Zaczęła iść wolniej, zza miasto, gdzie nie
docierały hałasy. Trawa była mokra a mimo to usiadła na chłodnej ziemi.
Przyciągnęła kolana do piersi i spojrzała w kierunku rozgwieżdżonego nieba.
— Piękne — skomentowała widok tysiąca świateł
błądzących po ciemnym sklepieniu.
— To prawda. — Natsu wyszedł zza drzewa.
Oparł się o pień i również skierował swój wzrok na niebo. — Zgubiliśmy się raz
z Happym. Wylądowaliśmy na jakimś odludziu. Byliśmy głodni, niewyspani i nikt
nie mógł nam pomóc. W nocy niebo wyglądało przepięknie. Szkoda, że tego nie
widziałaś. Gdybym tylko wiedział, gdzie wtedy zabłądziliśmy, wziąłbym cię tam.
— Mówisz, że wyglądało piękniej niż to
tutaj? — spytała, wskazując na sklepienie, które miała przed sobą. — Przecież mówimy
o tym samym niebie.
— Tamto było na wyciągnięcie ręki. Miałem
wrażenie, że wystarczy wyciągnąć dłoń, żeby pochwycić jedną z gwiazd. To
oczywiście niemożliwe, ale wtedy przypomniałem sobie o tobie.
— W dobrym momencie — zażartowała.
— W najlepszym. — Na moment zamilknął,
próbując dosięgnąć tych gwiazd, a potem kontynuował: — Zapytałem Happy'ego,
dlaczego zostawiliśmy cię samą? Dlaczego? Bo chciałem, żebyś była bezpieczna. A
nie wierzyłem, że potrafię cię obronić. Czułem się słaby.
— To ja byłam słaba — wtrąciła się Lucy. —
To ja...
Złapała się za głowę. Nagle zaczęła ją
boleć.
— Nigdy tak nie myślałem! — zapewnił ją
Natsu.
— To ja tak myślałam — wyznała, ku
zaskoczeniu chłopaka. — Ciągle się czuję gorsza od was. Słabsza. Nie potrafię
wam dorównać. Niezależnie od tego, jak bardzo się staram, ile włożę wysiłku w
treningi, ile miejsc zwiedzę, jak sławna się stanę... Ciągle jestem za wami.
— Ja nigdy...
— Jestem słaba. Biegnę za wami, ale się
potykam i zostaję w tyle. Zawsze na mnie czekaliście, ale tym razem... tym
razem... — Jej głos się załamał. Dłużej nie umiała trzymać wszystkich
buzujących w niej emocji. — Nie zaczekaliście.
Natsu przyklęknął przed Lucy i wtulił się w
nią mocno, jakby nigdy więcej nie zamierzał ją wypuścić ze swojego objęcia.
Byli tu tylko we dwoje.
Wstrzymała oddech.
Od Natsu biło ciepło, przyjemnie ją
pieszcząc w skórę. Czuła się jak wtedy, trzy lata temu, gdy wyruszała z nimi w
kolejne przygody. Kiedy brał jej dłoń i zabierał w niezapomnianą podróż. Ale
ten jeden raz jej nie zabrał ze sobą i ten jeden raz pamiętała najmocniej.
— Puść mnie — poprosiła, bez wyrzutów,
łagodnym tonem, aby odsunąć od siebie chłopaka i pójść spać — gdziekolwiek
miała znaleźć miejsce do przenocowania.
— Nie — burknął.
— Nie zachowuj się jak dziecko.
— Nie.
— Natsu, przestań.
— Jeśli cię puszczę... — Ścisnął ją jeszcze
mocniej. — Jeśli cię puszczę, znowu odejdziesz.
— Nie, tym razem nie — obiecała, za łatwo,
nawet zdaniem Lucy. Obietnice zawsze przychodziły bez trudu, czy to jej czy
ludziom z jej otoczenia. Trudniej było ich dotrzymać. Ale może tym razem nie
przesadziła.
Chciała wierzyć, że kolejnego dnia obudzi
się, a obok zastanie Natsu. Nie wrócą do tego, co było, ale nic nie stało na
przeszkodzie, aby ruszyć dalej, zacząć od miejsca, w którym właśnie się
znaleźli.
Położyła dłoń na głowie Natsu i pogładziła
jego gładkie, miękkie włosy. Odchylił głowę do tyłu i spojrzał na nią. Jego
wzrok był odmienny od tego, który znała. Spokojny. Nieszalejący, jak płomienie
w sobie nosił, a jak powoli płynąca woda.
Dotknęła policzka chłopaka.
— Nadal nie potrafię cię obronić — wyznał,
stopniowo się podnosząc.
Wyprostował się, stanął blisko Lucy, tak że
może dotknąć czołem jego piersi. Był wyższy od niej o głowę. Urósł. Dojrzał.
Nie w ten sposób go zapamiętała, choć patrząc na nią, Natsu musiał myśleć
podobnie.
— Ja też nie potrafię cię obronić, nawet o
siebie nie potrafię zadbać. — Ujęła jego dłoń. — Coś nas jednak łączy.
— No! — krzyknął nagle. — To jak sami sobie
nie radzimy, to koniecznie musimy ze sobą współpracować!
— He? — Uniosła brew ze zdziwienia.
— Nie "he", tylko powiedz:
"tak".
— Jaką odpowiedź próbujesz na mnie wymusić,
głupku?! — Palnęła Natsu w tors. — Nigdy nie liczyłeś się ze zdaniem innych,
ale to już przegięcie.
Uśmiechnął się szeroko.
— Nie. Tylko razem stanowimy prawdziwą
siłę!
Wskazał palcem na niebo i wystrzelił
strumień ognia z palca. Kiedy dotknął chmur, przemienił się wielobarwne fajerwerki,
które rozświetliły noc. Czerwień zamieniła się w granat, a ta przeszła zieleń,
by na końcu ugościć fiolet. Nastała ciemność i wtedy Natsu zadał ostatnie
pytanie:
— Lucy, czy mogę poprosić ciebie o zgodę?
— Zgodę? Co ty znowu kombinujesz?
Zanim zdążyła uzyskać odpowiedź, Natsu
chwycił ją od pośladkami i uniósł. Odruchowo otoczyła jego szyję rękoma,
wtulając się w niego. Natsu zaczął nieść Lucy w kierunku lasu, w kierunku domu,
który trzy lata zostawił z Happym.
— Nadal czekam — zniecierpliwił się.
— Na co?
— Na zgodę.
— A kiedy ty pytasz o zgodę? I w ogóle po
co jej potrzebujesz?
Natsu schylił głowę, ale w słabym świetle
gwiazd i tak dostrzegła delikatnie zarumienione policzki chłopaka. Otworzyła
szeroko oczy ze zdziwienia.
— Natsu, ty... — zaczęła i w tym samym
momencie chłopak jej przerwał:
— Ten lodowy dupek powiedział, że kobiety
lubią, kiedy mówi im się "kocham cię" i całuje — wymamrotał pod
nosem, ale na tyle wyraźnie, by go zrozumiała.
— He?
Odstawił ją, tuż przed zabarykadowanym
przez stare deski domem. Wykonał w powietrzu krąg, tworząc na nim czerwone
ogniki, które ich oświetliły i ogrzały.
Lucy słyszała bicie własnego serca. Nawet nie próbowała sobie wyobrażać, jak
głośno musiał je słyszeć Natsu. Mimo to zawstydziła się.
— Nie powiem tego na głos — uparła się.
Przetarła nieśmiało wierzch dłoni. Zacisnęła usta i czekała, a Natsu czekał na
nią.
Ujął ją za dłoń, delikatniej niż mogła się
tego po nim spodziewać. Nieświadomie stanęła na palcach, sięgając na wysokość
ust chłopaka, a potem wyszeptała:
— Tak.
Cmoknął ją delikatnie w usta i gwałtownie
się odsunął. Wydusił z siebie krótkie:
— Kocham cię.
A potem zabrał się za otwieranie domu.
Odrzucił na bok kilka desek, które rozpalił, gdy już zebrały się w stos. W tym
czasie Lucy stała, podziwiając go. W końcu nie wytrzymała i parsknęła śmiechem.
Podbiegła do niego i wspomogła go w trudach.
— Kocham cię — odparła i na końcu cmoknęła
Natsu w policzek.
0 Comments:
Prześlij komentarz