[Pogromca smoków] Rozdział 60

 

Magnolia zmieniła się, odkąd opuściła to miasto. Swoje wszystkie rzeczy wyprzedała, pozostawiając tylko te najpotrzebniejsze. Przechowywała je w schowkach w różnych miastach i wracała do nich po powrocie z misji. Ale skoro wróciła do Magnolii, to nic ze sobą nie miała.

Sfrustrowana i zagubiona opuściła Lisannę, rozmyślając nad opcjami, jakie jej pozostały. Ewentualnie mogła poprosić o przenocowanie w samej gildii, nikt by jej tego nie odmówił, ale brakowało Lucy odwagi, by wystąpić z podobną prośbą, nie po tym, co się wydarzyło trzy lata temu, kiedy opuściła przyjaciół bez słowa. Przynajmniej tym razem chciała się zachować wobec nich uczciwie, nawet jeśli oznaczało to spanie na ulicy.

— Ech... — westchnęła. — Nic nowego — doszła wniosku, przypominając sobie ostatnie misje i warunki, w których je wykonywała.

Każda ślepa uliczka wyglądała lepiej od szałasów w środku lasu, w których przyszło jej przespać noc. Tylko co dalej? Nie marzyła o spędzeniu zimy na zewnątrz, a póki co brakowało wystarczających środków do życia. Została... z niczym.

— Lucy, co się dzieje? — Natsu zaszedł ją od tyłu.

Podskoczyła w miejscu i pisnęła ze strachu. Powoli odwróciła się i pacnęła go w ramię.

— Nie strasz nie! — Nadęła policzki ze złości. — Dlaczego się nie bawisz?

— Bez ciebie to nie ma zabawy! — odpowiedział swobodnie, choć Lucy nie uwierzyła w jego słowa. Brzmiały za słodko, zbyt pięknie.

— Wróć do reszty, ja muszę...

Zamierzała odejść, ale wtedy Natsu złapał ją za rękę. Uścisk nie był za silny, wstrzymywał się od skrzywdzenia Lucy, a mimo to nie puszczał jej, trzymał mocno i zdecydowanie.

Lucy zatrzymała się i obiecała:

— Nie zniknę.

— Nie wierzę ci… — jego głos załamał się. — Znowu chcesz uciec?

— Nie. — Pokręciła głową. — Tym razem chcę zostać — próbowała go przekonać.

Natsu zacieśnił uścisk.

— W takim razie gdzie idziesz? — zapytał ją Natsu.

Na to pytanie nie znała odpowiedzi. Nogi powiodły ją ku wyjściu, w stronę chłodu nocy i świateł miasta. Spacer zawsze dobrze jej robił, pozwalał przemyśleć parę spraw i zostawić niepotrzebne problemy za sobą. A przynajmniej w ten sposób zawsze usprawiedliwiała wycieczki po mieście. Tym razem to nie działało.

— Odruch, przestałam lubić tłumy — wyznała mu, ten jeden raz nie kłamiąc Natsu prosto w oczy. — Poza tym nie mam gdzie spać.

— Możesz przenocować w gildii — podzielił się tym samym pomysłem, na który wpadła i ona.

Pokręciła głową.

— Nie umiem się przełamać. — Wolną dłonią ujęła rękę Natsu i zwróciła się ku niemu. — Opuściłam Fairy Tail, Natsu, i nie potrafię tu ponownie wrócić.

— Ale wróciłaś. Oboje tu jesteśmy. Wszyscy się dobrze bawią. Nawet jeśli przegraliśmy, to póki jesteśmy razem...

— Razem? — wysapała. Parsknęła pod nosem. — Nikt nie jest tu razem. Cudownie, że w końcu wszyscy się znaleźliśmy się w Fairy Tail, ale to na tym koniec. Gajeel wróci do wojska. Erza z Grayem pewnie spróbują pomóc Mauremu. A co z resztą? Nie wiem — wyszeptała ostatnie słowa. — Obudź się, Natsu.

Puścił ją i odsunął się o krok w tył.

— Świetnie, naprawdę świetnie — odparł. — Świetnie, że potrafisz wszystko popsuć. Naprawdę po tych trzech latach widzisz tylko złe rzeczy? Nie możesz się po prostu cieszyć z ponownego spotkania? Przestać narzekać?

— Narzekać? — fuknęła.

— Tak, ostatnio tylko to robisz! — podniósł głos. — I nie tylko to, bo oczywiście tylko ty jesteś najważniejsza. Nikt inny się nie liczy. Tylko ty i twoje problemy.

— Sł... — urwała. Przełknęła słowa, które miały właśnie przejść jej przez gardło. Zdusiła je w sobie i machnęła ręką. — Nieważne — mruknęła.

Odeszła w nieznanym sobie kierunku, aby jak najdalej od Fairy Tail, od Natsu. Było chłodno, zimny wiatr drażnił jej nagą skórę, lecz z powodu buzujących w niej emocji, czuła nieustanne gorąco. Coś paliło się w niej i nie umiała zagasić tego ognia.

Natsu... Jak on mógł powiedzieć coś podobnego? Wierzyła mu, ufała z całego serca i... zdradził wszystkie jej nadzieje, odchodząc. Zostawił jeden, głupi list i myślał, że to rozwiąże wszystkie problemy?

Wydawało jej się, że wydarzenia wracają do tego samego miejsca, w którym stała przed trzema laty. Latarnie oświetlały jej zmarznięte ciało. Z początku biegła za Natsu, wołając jego imię, błagając by wrócił do niej, poczekał i zabrał ze sobą w podróż. Ale potknęła się po drodze i już nie wstała. Otar ła sobie kolano. Płakała.

Wspomnienia ożyły w niej na nowo. Nie chciała ich.

Ale i tak najgorsza była świadomość, że minęły trzy lata, a nic się nie zmieniło. Wciąż uciekała przed problemami, traktowała Natsu jak wroga, nie umiała się cieszyć wraz z innymi...

— Jestem żałosna. — Otarła łzy.

Zaczęła iść wolniej, zza miasto, gdzie nie docierały hałasy. Trawa była mokra a mimo to usiadła na chłodnej ziemi. Przyciągnęła kolana do piersi i spojrzała w kierunku rozgwieżdżonego nieba.

— Piękne — skomentowała widok tysiąca świateł błądzących po ciemnym sklepieniu.

— To prawda. — Natsu wyszedł zza drzewa. Oparł się o pień i również skierował swój wzrok na niebo. — Zgubiliśmy się raz z Happym. Wylądowaliśmy na jakimś odludziu. Byliśmy głodni, niewyspani i nikt nie mógł nam pomóc. W nocy niebo wyglądało przepięknie. Szkoda, że tego nie widziałaś. Gdybym tylko wiedział, gdzie wtedy zabłądziliśmy, wziąłbym cię tam.

— Mówisz, że wyglądało piękniej niż to tutaj? — spytała, wskazując na sklepienie, które miała przed sobą. — Przecież mówimy o tym samym niebie.

— Tamto było na wyciągnięcie ręki. Miałem wrażenie, że wystarczy wyciągnąć dłoń, żeby pochwycić jedną z gwiazd. To oczywiście niemożliwe, ale wtedy przypomniałem sobie o tobie.

— W dobrym momencie — zażartowała.

— W najlepszym. — Na moment zamilknął, próbując dosięgnąć tych gwiazd, a potem kontynuował: — Zapytałem Happy'ego, dlaczego zostawiliśmy cię samą? Dlaczego? Bo chciałem, żebyś była bezpieczna. A nie wierzyłem, że potrafię cię obronić. Czułem się słaby.

— To ja byłam słaba — wtrąciła się Lucy. — To ja...

Złapała się za głowę. Nagle zaczęła ją boleć.

— Nigdy tak nie myślałem! — zapewnił ją Natsu.

— To ja tak myślałam — wyznała, ku zaskoczeniu chłopaka. — Ciągle się czuję gorsza od was. Słabsza. Nie potrafię wam dorównać. Niezależnie od tego, jak bardzo się staram, ile włożę wysiłku w treningi, ile miejsc zwiedzę, jak sławna się stanę... Ciągle jestem za wami.

— Ja nigdy...

— Jestem słaba. Biegnę za wami, ale się potykam i zostaję w tyle. Zawsze na mnie czekaliście, ale tym razem... tym razem... — Jej głos się załamał. Dłużej nie umiała trzymać wszystkich buzujących w niej emocji. — Nie zaczekaliście.

Natsu przyklęknął przed Lucy i wtulił się w nią mocno, jakby nigdy więcej nie zamierzał ją wypuścić ze swojego objęcia. Byli tu tylko we dwoje.

Wstrzymała oddech.

Od Natsu biło ciepło, przyjemnie ją pieszcząc w skórę. Czuła się jak wtedy, trzy lata temu, gdy wyruszała z nimi w kolejne przygody. Kiedy brał jej dłoń i zabierał w niezapomnianą podróż. Ale ten jeden raz jej nie zabrał ze sobą i ten jeden raz pamiętała najmocniej.

— Puść mnie — poprosiła, bez wyrzutów, łagodnym tonem, aby odsunąć od siebie chłopaka i pójść spać — gdziekolwiek miała znaleźć miejsce do przenocowania.

— Nie — burknął.

— Nie zachowuj się jak dziecko.

— Nie.

— Natsu, przestań.

— Jeśli cię puszczę... — Ścisnął ją jeszcze mocniej. — Jeśli cię puszczę, znowu odejdziesz.

— Nie, tym razem nie — obiecała, za łatwo, nawet zdaniem Lucy. Obietnice zawsze przychodziły bez trudu, czy to jej czy ludziom z jej otoczenia. Trudniej było ich dotrzymać. Ale może tym razem nie przesadziła.

Chciała wierzyć, że kolejnego dnia obudzi się, a obok zastanie Natsu. Nie wrócą do tego, co było, ale nic nie stało na przeszkodzie, aby ruszyć dalej, zacząć od miejsca, w którym właśnie się znaleźli.

Położyła dłoń na głowie Natsu i pogładziła jego gładkie, miękkie włosy. Odchylił głowę do tyłu i spojrzał na nią. Jego wzrok był odmienny od tego, który znała. Spokojny. Nieszalejący, jak płomienie w sobie nosił, a jak powoli płynąca woda.

Dotknęła policzka chłopaka.

— Nadal nie potrafię cię obronić — wyznał, stopniowo się podnosząc.

Wyprostował się, stanął blisko Lucy, tak że może dotknąć czołem jego piersi. Był wyższy od niej o głowę. Urósł. Dojrzał. Nie w ten sposób go zapamiętała, choć patrząc na nią, Natsu musiał myśleć podobnie.

— Ja też nie potrafię cię obronić, nawet o siebie nie potrafię zadbać. — Ujęła jego dłoń. — Coś nas jednak łączy.

— No! — krzyknął nagle. — To jak sami sobie nie radzimy, to koniecznie musimy ze sobą współpracować!

— He? — Uniosła brew ze zdziwienia.

— Nie "he", tylko powiedz: "tak".

— Jaką odpowiedź próbujesz na mnie wymusić, głupku?! — Palnęła Natsu w tors. — Nigdy nie liczyłeś się ze zdaniem innych, ale to już przegięcie.

Uśmiechnął się szeroko.

— Nie. Tylko razem stanowimy prawdziwą siłę!

Wskazał palcem na niebo i wystrzelił strumień ognia z palca. Kiedy dotknął chmur, przemienił się wielobarwne fajerwerki, które rozświetliły noc. Czerwień zamieniła się w granat, a ta przeszła zieleń, by na końcu ugościć fiolet. Nastała ciemność i wtedy Natsu zadał ostatnie pytanie:

— Lucy, czy mogę poprosić ciebie o zgodę?

— Zgodę? Co ty znowu kombinujesz?

Zanim zdążyła uzyskać odpowiedź, Natsu chwycił ją od pośladkami i uniósł. Odruchowo otoczyła jego szyję rękoma, wtulając się w niego. Natsu zaczął nieść Lucy w kierunku lasu, w kierunku domu, który trzy lata zostawił z Happym.

— Nadal czekam — zniecierpliwił się.

— Na co?

— Na zgodę.

— A kiedy ty pytasz o zgodę? I w ogóle po co jej potrzebujesz?

Natsu schylił głowę, ale w słabym świetle gwiazd i tak dostrzegła delikatnie zarumienione policzki chłopaka. Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

— Natsu, ty... — zaczęła i w tym samym momencie chłopak jej przerwał:

— Ten lodowy dupek powiedział, że kobiety lubią, kiedy mówi im się "kocham cię" i całuje — wymamrotał pod nosem, ale na tyle wyraźnie, by go zrozumiała.

— He?

Odstawił ją, tuż przed zabarykadowanym przez stare deski domem. Wykonał w powietrzu krąg, tworząc na nim czerwone ogniki, które ich oświetliły i ogrzały.

Lucy słyszała bicie własnego serca.  Nawet nie próbowała sobie wyobrażać, jak głośno musiał je słyszeć Natsu. Mimo to zawstydziła się.

— Nie powiem tego na głos — uparła się. Przetarła nieśmiało wierzch dłoni. Zacisnęła usta i czekała, a Natsu czekał na nią.

Ujął ją za dłoń, delikatniej niż mogła się tego po nim spodziewać. Nieświadomie stanęła na palcach, sięgając na wysokość ust chłopaka, a potem wyszeptała:

— Tak.

Cmoknął ją delikatnie w usta i gwałtownie się odsunął. Wydusił z siebie krótkie:

— Kocham cię.

A potem zabrał się za otwieranie domu. Odrzucił na bok kilka desek, które rozpalił, gdy już zebrały się w stos. W tym czasie Lucy stała, podziwiając go. W końcu nie wytrzymała i parsknęła śmiechem. Podbiegła do niego i wspomogła go w trudach.

— Kocham cię — odparła i na końcu cmoknęła Natsu w policzek.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!