Wszystko zaczęło się od prostego marzenia, które pewnego dnia przerodziło się w rzeczywistość.
Cztery lata temu, kiedy po raz pierwszy
Lucy przekroczyła próg gildii Fairy Tail, rozpłakała się ze szczęścia. Jej całe
ciało drżało z ekscytacji i nawet wtedy, gdy poznała prawdziwe oblicze swoich
przyszłych przyjaciół, poczuła, że w tych czterech ścianach znalazła swoje
miejsce.
Dziś pragnęła cofnąć się, widząc
charakterystyczny szyld, który przedstawiał wróżkę z ogonem. Droga do ucieczki
była wolna, nic nie stało jej na przeszkodzie, aby po raz kolejny zawrócić i
zostawić za sobą wszystkie problemy, ale tym razem została.
Zacisnęła pięści i wzięła głęboki wdech. Pachniało
wodą, świeżym pieczywem i starym drewnem, które nieopodal ktoś ciął. Wszystko
wydawało się obce, jakby po raz pierwszy miała przekroczyć próg tej gildii,
jakby Magnolia stanowiła jedno z tych przejezdnych miast, w których się
zatrzymywała na chwilę i zaraz odchodziła.
A najgorsze były te twarze. Kojarzyła
każdego z przyjaciół po kolei, ale nigdy by się nie spodziewała, że aż tak się
zmienią. Niektóry dojrzeli, inni postanowili zmienić fryzury, u Laxusa
dostrzegła kolejny tatuaż, w kształcie smoczych skrzydeł, Mirajane nosiła
spodnie, Cana bluzę, do tego ścięła włosy, nie wspominała już o Levy, która
nabrała masy mięśniowej, a i w tych okolicznościach lepiej widziała jej
delikatnie zaokrąglony brzuszek.
Nie miała jak zobaczyć własnego odbicia,
ale nie wątpiła, że przeraziłoby ją równie mocno, to jak sama się zmieniła.
Dziewczyna, która niegdyś wstąpiła do tej gildii, zniknęła już na zawsze.
Zastąpił ją tyko cień wspomnień, ktoś całkowicie nieznany. Jakaś kobieta z
krótkimi włosami, chodząca w długich spódnicach i krótkich bluzkach z rękawami
i kołnierzem po szyję. Znak gildii zasłaniała za rękawiczką.
— Dasz radę — szepnęła do siebie na
pocieszenie.
Przełknęła głośno ślinę i ruszyła,
wkraczając do gildii. Powitały ją gromkie okrzyki, przypominające dawną gildię,
przyjęcia i imprezy, o których było głośno i w sąsiednich miastach. Magowie
uderzali o kufle w toastach. Mirajane co
chwilę nalewała Laxusowi piwa do kufla, a ten wypijał wszystko za jednym
haustem.
— Lucy, chodź do nas! — zawołała ją Levy,
unosząc szklankę z sokiem jabłkowym, który wypiła równie ochoczo. Gajeel trzymał
dziewczynę w silnym uścisku.
— Wracacie na dłużej? — spytała
zaciekawiona ich decyzją w sprawie służby w wojsku.
Małżeństwo popatrzyło się na siebie.
— Ej, króliczku, nie mogę — odpowiedział
jej Gajeel. — Levy jest w ciąży. Potrzebuję pieniędzy, a szkoda marnować czas
na misje.
— I przez to jest tyle ogłoszeń — mruknęła
pod nosem, pamiętając tablicę w wolnej gildii. Misji było od groma, przybywały
kolejne, a coraz mniej magów brało się za trudniejsze zadania. Domyślała się
dlaczego...
— To nie nasza wina! — oburzył się. — Poza
tym to nie my stoimy za wybiciem Króla Lasu. Do tego zabójcy kieruj swoje
zażalenia!
Lucy przewróciła oczami i o mało co nie
wybuchła śmiechem. Gdyby tylko im powiedziała, że za to wszystko odpowiedzialna
jest jej córka z przyszłości, wyśmialiby ją.
— Dobrze, dobrze. — Zgodziła się
kiwnięciem. — Na pewno tak uczynię, gdy go napotkam — odparła sarkastycznym
tonem.
— Ej, jak się króliczkowi wyostrzył humor!
— zauważył Gajeel.
— Nie nazywaj Lucy "króliczkiem"
— zwróciła mu uwagę Levy.
— Króliczek, to króliczek. Może i nabawiła
się pazurków, ale to wciąż niewinne stworzonko.
— Niewinne stworzonko? — Lucy uniosła brew
ze zdziwienia. Założyła ręce na piersi i pomyślała nad odpowiedzią. — Niewinne
stworzonka najwięcej chowają za pasem. To dobrze. Nie muszę się martwić o
wygraną.
Trąciła Gajeela w nos i odeszła w
podskokach w kierunku baru, przy którym stała Lisanna. Podała jej kufel pełen
piwa i sama wniosła za nią toast. Lucy chętnie wypiła z dziewczyną. Za jednym
haustem pozbyły się połowy alkoholu. Odetchnęły z zadowolenia, po czym w tym
samym momencie parsknęły śmiechem.
— Ej, myślisz, że Mira i Laxus, no... ten
ten? — Puściła wymowne oczko. — Tak całkiem nieźle się dogadują.
— Miłość i ja? — Lucy wzruszyła rękoma.
—Lisanna, z takimi sprawami to nie do mnie. Pytaj Levy, to ona ujarzmiła
bestię.
— Lucy, Lucy. — Lisanna trąciła ją w ramię.
— Ja tam myślę, że i ty z oswajaniem bestii masz wiele wspólnego. — Po czym
wskazała na tańczącego Natsu. Bawił się na stole wraz z Happym, który dziwnym
trafem nadążał za jego ruchami.
Cana rechotała ze śmiechu, zachęcając
chłopaków do dalszych wygłupów, choć Makao ostrzegał, że może warto przestać,
bo nie wie, ile jeszcze ten stół wytrzyma. I jak na złość, pękł w pół. Natsu i
Happy wylądowali na podłodze. Cana ryknęła śmiechem na ten widok, złapała się
za brzuch i opadła na krzesło stojące za nią.
Lisanna również zaśmiała się pod nosem.
— To wygląda ci na "oswojoną
bestię"? — spytała Lucy, wątpiąc w podejrzenia Lisanny.
— Tylko ty masz coś do gadania.
— Erza — przypomniała jej o jeszcze jednej
osobie zdolnej do powstrzymania Natsu.
— Hm... W sumie? — Zastanowiła się przez
moment. — Jej się boi, ciebie lubi. W tej jaskini... Wtedy naprawdę zrobił
wszystko, żeby tylko cię uratować.
Lucy zatrzymała dłoń z kuflem w powietrzu.
Odstawiła go na miejsce.
Na usta aż się jej cisnęło: "zrobił
więcej niż powinien", ale w porę się powstrzymała. Dokończyła picie i
wtedy odstawiła kufel na bok, przykrywając go podstawką, żeby nikt nie nalał
jej więcej. Lisanna zaprzestała picia. Wstydliwie rozejrzała się po gildii, a
potem zadała Lucy pytanie:
— Dlaczego ukrywasz coś przed nami?
Zacisnęła dłoń na spódnicy. Wzięła głęboki
wdech. Lucy nie oczekiwała zrozumienia czy prywatności, te słowa nie istniały w
słowniku gildii, ale przynajmniej liczyła na chwilowy spokój. Nie na kolejne
przesłuchanie.
— O czym mówisz? — odpowiedziała niewinnie
pytaniem.
— Sama nie wiem — zmieszała się. — Po
prostu mam wrażenie, że coś przed nami ukrywasz. I nie chodzi mi o jakiś
osobisty sekret, a o coś poważniejszego.
— Lisanno, przesadzasz. — Uśmiechnęła się
sztucznie. — Wszyscy wiele ostatnio przeszliśmy...
— Właśnie, wszyscy wiele przeszliśmy, ale
tylko ty zachowujesz się jakoś... — urwała.
— Jak? — ponagliła ją Lucy.
Lisanna zacisnęła usta w wąską linijkę,
unikając odpowiedzi.
— Jak? — powtórzyła Lucy.
— No... inaczej — stwierdziła dopiero po
chwili. — Zamknęłaś się w sobie, mało z kim rozmawiasz, zachowujesz dystans
ciągle się rozglądasz, obserwujesz nas!
— Zmieniliście się i jestem tym zaskoczona.
Rozejrzała się nerwowo po sali. Liczyła, że
nikt nie zwrócił uwagi na nietypową rozmowę. Brakowało jej tylko tego, żeby
wzbudzić podejrzewania wśród innych. Ale nawet jeśli tak się stanie, nic nie
powie. O Zerefie, o księdze E.N.D., o napotkanym bogu i o Maurym. Wszystko
zachowa w tajemnicy, niezależnie od okoliczności.
— Wiesz, że jeśli nas potrzebujesz, to tu
jesteśmy. — Lisanna ujęła Lucy za dłoń. — Pamiętaj, nie musisz nosić żadnego
ciężaru tylko na swoich barkach. Bo przecież mamy tu wiele silnych rąk do
pomocy.
Uśmiechnęła się szeroko, na co Lucy
odpowiedziała zdecydowanym kiwnięciem. Lisanna puściła ją i w tym samym
momencie rozległo się tłumaczenie garnków. Spojrzenia wszystkich członków
gildii zwróciły się w okolicy tablicy z ogłoszeniami. Erza tam stała, z
drewnianą łyżką i metalową pokrywką od garnka, o którą wciąż uderzała.
Wszyscy umilkli i dopiero wtedy przestała.
Oparła się o biodra, zadowolona ze swojego
drobnego sukcesu, po czym weszła na jeden ze stołów i uniosła dłoń, palcem
wskazując w stronę sufitu.
— Mam ważne ogłoszenie! — zaczęła.
Przez gildię przeszedł zgodny szept
"wiemy", nikt nie odważył się wypowiedzieć podobnego słowa na głos.
— A więc... — Obejrzała się przez ramię i
machnęła, aby ktoś do niej podszedł. Zza Erzy wyszedł zawstydzony Maury. Jego
policzki płonęły. Naciągnął grubą czapkę na twarz z nadzieją, że ją ukryje. Nie
udało mu się. Erza chwyciła nakrycie głowy i szybko je zdjęła.
Maury podskoczył, aby je złapać i zabrać
przybranej matce, ale ta mocno trzymała czapkę, czekając, aż chłopiec sam do
niej wejdzie na stół. Nie miał wyboru. Musiał spełnić żądania kobiety. Dlatego
wspiął się na stół i stanął ramię w ramię z Erzą. Chwyciła go w mocnym uścisku
i kontynuowała:
— To jest mój syn i Graya! Od dziś również
członek Fairy Tail! — obwieściła wszystkim.
Zamarli. Każdy z kolei zamarł w zdumieniu i
niedowierzaniu, oprócz Natsu, Lucy i Happy’ego, którzy już wcześniej poznali
prawdę. Cisza trwała całą minutę.
— Jak dorobiliście się tak szybko
dzieciaka?! — ryknął Gajeel. Levy próbowała go uspokoić, mówiąc, że nie
powinien się stresować.
— Nie dorobili, adoptowali — wyjaśnił
dumnie Natsu. Zadarł nos.
Lucy oparła się łokciem o bar i przez
chwilę zastanawiała się, czy być złośliwa czy nie. Oj, nie zamierzała mu
odpuścić.
— Jakiś ty mądry, Natsu, szkoda, że sam na
początku myślałeś, że Erza urodziła Maurego — powiedziała głośno, aby każdy ją
usłyszał.
Natsu zadrżał.
Odwrócił się powoli i wymamrotał pod nosem:
— Zdrajca.
Wszyscy wybuchli śmiechem. Gray podszedł do
Natsu do poklepał go po plecach, pocieszając, że przecież PRAWIE wydawał się
mądry, co tylko podburzyło ego Natsu. Chłopak zacisnął pięść i zapalił ją w
przypływie złości. Gray natychmiast podjął przynętę i uformował lodowy kolec.
Erza kaszlnęła.
Chłopcy w tym samym momencie wystawili
przed siebie dłonie i przeprosili za swoje zachowanie.
— A wracając do właściwego tematu, to
Maury, nowy członek rodziny. Mam nadzieję, że przyjmiecie go ciepło.
Erza popchnęła chłopca.
Zszedł ze stołu i udał się do czekających
na niego członków Fairy Tail. Cana poklepała go po ramieniu, Laxus skinął na
znak, że go akceptuje, a Mirajane podała szklankę z mlekiem.
— Dzieciom nie wolno pić alkoholu — rzekła
stanowczym tonem, kiedy zobaczyła, że Cana próbuje dolać do mleka parę kropel
trunku.
Cofnęła się pospiesznie i pogwizdując,
odeszła dalej.
Laxus pokręcił głową. Rozśmieszyła go
sytuacja z Caną, ale powstrzymał śmiech, udając wielkiego twardziela.
Jednak prawdziwe wyzwanie przyszło, gdy
Maury zbliżył się do Juvii. Stanęli naprzeciw siebie. Juvia miała otwartą
parasolkę, płakała, bezwiednie błądząc po pomieszczeniu smutnym wzrokiem, aż natrafiła
na spojrzenie Graya. Od razu odwróciła się do niego plecami.
— Juvia nie rozumie — zaczęła cienkim,
słabym głosem. — Juvia sądziła, że panicz Gray będzie z Juvią. Juvia się
starała, więc dlaczego... Ja... — zamilkła.
— Przepraszam — powiedział Gray z oddali. —
Nie chciałem cię skrzywdzić.
— Ale... Panicz Gray mnie skrzywdził.
Wybiegła z gildii. Nikt nie ruszył za nią,
uznając, że dziewczyna potrzebuje czasu dla siebie. Lucy wątpiła, że to pomoże.
Sama przeżyła w życiu podobny zawód. Nie jest łatwo się z niego podnieść,
dlatego życzyła Juvii dużo szczęścia i miłości, które tym razem otrzyma od
kogoś, kto darzy ją tym samym uczuciem.
— Najgorszy — skomentowała Erza.
— Ej, wydaje mi się, że to też trochę twoja
wina! — oburzył się chłopak. — Poza tym, nigdy nie byłem z Juvią. I nie
chciałem jej skrzywdzić.
— Nie zmusisz do miłości — zgodził się z
nim Gajeel, ku zaskoczeniu Levy.
— Lepiej, że od razu jej przedstawiliście
sprawę — zostawił swój komentarz także Laxus. Zeskoczył ze swojego siedzenia i
ruszył na pierwsze piętro budynku. Stanął przy tablicy z ogłoszeniami dla magów
klasy S.
Uderzył w poręcz. Tak mocno, że aż
zatrzęsło całym budynkiem. Nikt nie odważył się mu przeszkodzić.
— Nie żyje mistrz... Nie żyje mój dziadek,
nasz dziadek — poprawił się. — Stało się to nagle. Nikt z nas nie spodziewał
się, że staniemy przed tak silnym wrogiem. Przerosło nas wiele rzeczy, ale
wiem, że dziadek nie chciałby, żebyś teraz za nim płakali. Jego uśmiech zawsze
pozostanie z nami! Jego miłość zawsze będzie nam towarzyszyć! Jego nauki nigdy
nie zostaną zapomniane! Staniemy się silniejsi! Staniemy się NAJWIĘKSZĄ gildią
w całym Fiore! Wróżki, rozłóżcie swoje skrzydła, bo czas się unieść i wzlecieć
do nieba!
Każdy napełnił sobie kufel, dla dzieci
postawiono szklanki z ciepłym mlekiem i nim Laxus wzniósł swój kufel, wszyscy
zbili toast.
Za przyszłość.
Za przeszłość.
Za Makarova.
I za nowego mistrza gildii, którym stał się
Laxus.
Mężczyzna wypił za jednym haustem alkohol,
odwrócił kufel i wbił go w drewnianą podłogę. Posłał przez nią smoczą
błyskawicę, która załaskotała w stopy każdego po kolei. Fairy Tail uniosło się
radosnym śmiechem, śpiewy rozgrzmiały w całej Magnolii, obwieszczając, że
stara, dobra gildia znów powróciła, żeby rozrabiać. Nie zamierzali się cofać
przed niczym, a przynajmniej tak pomyślała większość członków, w
przeciwieństwie do Lucy.
Cieszył ją ten cudowny, niecodzienny widok,
za którym tak mocno tęskniła. Jednak znaki zwiastujące nieszczęście jeszcze nie
zniknęły sprzed jej oczu. Jeszcze wiele przed nimi i nawet jeśli zakończył się
jeden etap ich historii, kolejny rozpoczął swój bieg.
— Oby wszystko znalazło swoje właściwe
miejsce — życzyła sobie na głos.
— Miejsce? — wtrąciła się nagle Lisanna. —
A właściwie, to gdzie się zatrzymałaś?
— He? — zdziwiła się Lucy.
— Bo chyba nie wynajmujesz tego pokoju...
Lucy otworzyła szeroko oczy.
1
2
3
Zapomniała, że nie ma gdzie spać!
0 Comments:
Prześlij komentarz