Nie
powinno... Mimo to serce Adriena jakby stanęło na moment. Słowa
przeszyły go na wskroś, sprawiając ból, którego nie dało się
uniknąć.
— Rozumiem
— wyszeptał z trudem.
— Nie,
nie rozumiesz. — Marinette odsunęła go od Biedronki. — Ona nie
jest prawdziwa. To podświadomość Adriena. Biedronka nigdy nie
powiedziałaby czegoś takiego. Nawet jeżeli cię nie kocha, nigdy
jej pierwszą odpowiedzią nie było coś tak okrutnego —
uświadomiła Adriena.
Odetchnął
z niewyobrażalną ulgą. Jednak szybko zaniepokoił się na nowo.
Twarz
Biedronki pociemniała. Jojo zacisnęła w dłoni.
Adrien
wyszedł tym razem przed Marinette.
— Nie
wychylaj się — nakazał jej. — Ochronię cię.
Odsunęła
się, jakby wiedziała, że w potencjalnym starciu będzie tylko
przeszkadzać.
— Dziękuję
— wymruczała niepewnie.
Pochyliła
sie i podjęła z klawisza smyczek, podobny do tego, który wcześniej
rozwaliła o klepsydrę. Chloe schowała się za Marinette.
Adrien
wyciągnął koci kij. Nie chciał walczyć z Biedronką. Niejedno
starcie pokazało, kto jest silniejszy, i w jego podświadomości to
Biedronka zawsze wygrywała.
Zakręciła
jojem i posłała je w górę, w kierunku stosu skrzypiec. Trąciła
je delikatnie, ale to wystarczyło, żeby zaczęły się chwiać.
Adrien cofnął się, kocim kijem podpierając o klawisz, który
wydał kolejny irytujący dźwięk. Skoczył ku górze i wyrównał
skrzypce, tak żeby zachowały równowagę.
Biedronka
wykorzystała ten moment. Okręciła jojo wokół konstrukcji. Koniec
joja zakręcił się na sznurze i kiedy Adrien był jeszcze na
szczycie, pociągnęła jojo ku sobie. Skrzypce runęły ku Marinette
i Chloe.
Marinette
odruchowo przykucnęła, osłaniając własnym ciałem Chloe.
Skoczył
w dół bez zastanowienia. Cisnął koci kij w stronę dziewczyn.
Wbił się głęboko w klawisz. Marinette dostrzegła go od razu.
Chwyciła go mocno i wtedy rozciągnął się, biorąc ją ku górze.
Adrien chwycił za kij, okręcił się na nim i znów rozciągnął,
aż stanęli na szczycie klepsydry. Zabrał go z podłoża.
Jojo
przemknęło przed jego twarzą. Schylił się, unikając go w
ostatniej chwili. Odbiło się o o klepsydrę i upadło przed
Marinette. Dziewczyna zabrała Chloe i uciekła w bok. Adrien złapał
za sznur i pociągnął go. Nieskutecznie. Nie ruszył się choćby o
kawałek. Zamiast tego poczuł opór po drugiej stronie. Biedronka
nigdy nie była taka silna.
Nadepnął
na koci kij. Okręcił się w powietrzu. Adrien uniósł lewą nogę
i wtedy kij opadł na nie. Rozszerzył go, trzymając kurczowo za
jojo bohaterki. Puścił, gdy kij walnął w dziewczynę na końcu
sznura.
Jojo
zwinęło się. Usłyszał tylko krzyk, który odbił się echem
wśród zapełnionych ścian pomieszczenia. Dlaczego? Ten głos wciąż
odbijał się w jego uszach nienaturalnym dźwiękiem.
Przysłonił
sztuczne uszy i sprawdził, co z Chloe i Marinette. Siedziały blisko
siebie. Marinette wtulała Chloe, która cicho łkała w trakcie
ataku Biedronki. Nie znała jej jeszcze jako bohaterki, musiała więc
pomyśleć, że to zły człowiek.
— Nie
bój się! — zwrócił się do dziewczynki. — Uratuję was
obie...
Twarz
Chloe rozpromieniała.
— Bohater,
prawdziwy bohater! — wykrzyczała.
— Dajesz,
Kocie! — dołączyła również Marinette. — Czarny Kot to
bohater Paryża, jest niesamowity. Nie bój się, uratuje nas raz
dwa. Nawet przez złą Biedronką!
Odruchowo
uśmiechnął się. Zawsze Biedronkę stawiano na piedestale,
Czarnego Kota traktowali jak dodatek, śliczną ozdobę, która
czasem jest potrzebna a czasem nie. Momentami przez to zapominał,
dlaczego przywdział strój Czarnego Kota.
Nie
dla chwały.
Nie
dla bycia kimś innym.
Robił
to dla ludzi, by pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebował. To
właśnie oznaczało być prawdziwym bohaterem.
Nastała
cisza. Zaniepokoiła Adriena. Atak mógł nastąpić z każdej
strony, lecz nie słyszał, by Biedronka się przemieszczała.
Czekała? Stała w miejscu? Nawet jeśli planowała kolejny ruch, nie
powinno zająć jej to zbyt dużo czasu.
Rozluźnił
uścisk na kocim kiju i podszedł bliżej krawędzi klepsydry. Na
dole coś się działo.
— Kocie
— odezwała się Marinette.
— Chwilę.
— KOCIE!
— wrzasnęła.
— No
co?
Odwrócił
się. Ogromna fala złotego pyłu zmierzała ku nim, pochłaniając
wszystko, co napotkała na swojej drodze.
— Wyjście?
— spytał Chloe.
Wskazała
paluszkiem na przeciwny do pyłu kierunek. Odetchnęli z Marinette
ulgą. Przynajmniej tyle się udało...
Adrien
pochwycił dziewczyny i skoczył, wyciągając koci kij najdalej jak
tylko potrafił. Jednak pył dosięgnął klepsydrę. Skurczył kij w
moment, a potem upadł na klawisze, które zagrały w rytm ich
ucieczki. Chloe znów skierowała go w innym kierunku. Podążył za
jej wskazówkami i ponownie odbił się od podłoża, licząc na
drogi kij.
Dotarli
do ściany. Gołej, pustej ściany, przez którą stał fortepian.
Adrien odstawił dziewczyny i zaczął obmacywać ścianę, licząc
na ukryte przejście. Na cokolwiek, przecież to jego umysł! Jego
świat. Niczego nie znalazł. Tu nie było przejścia. Nie przeszedł
testu.
— Przep...
— zaczął, ale wtedy Marinette otworzyła nakrywę od fortepianu.
Chmara
motyli wyleciała ze środka. Oblepili ich ze wszystkich stron. Chloe
coś krzyknęła, potem Marinette cofnęła się, zasłaniając twarz
przez atakiem.... jakby akum. Potem pochłonęły i Adriena. Zamknął
oczy. Czuł na sobie dotyk delikatnych skrzydełek, które jak mrówki
łaziły po nim, łaskocząc drapiąc. Trzepot skrzydełek dało się
słyszeć ze wszystkich stron.
— Nie
bójcie się! — usłyszał głos Chloe.
Zamrugał
kilka razy, aż w końcu otworzył oczy.
Udało
się, uciekli przez tym pyłem do kolejnego pomieszczenia. Pośrodku
stał ten sam fortepian, z którego wcześniej wyleciały motyle.
Nakrywa była otworzona, struny w środku wyglądały na zadbane.
Dźwięki wydobywające się z tego instrumentu musiały być
nieziemskie.
— A
teraz musimy znaleźć Adriena, by zagrał na tym — poinformowała
ich Chloe.
— Co?
— zdziwiła się Marinette. — Czyli wystarczy, że Adrien na tym
zagra i wszystko wróci do normy? Akuma pokonana? Happy End?
Chloe
skinęła głową na każde tak w odpowiedzi na pytania Marinette.
— Tylko
gdzie on jest? — Położyła ręce na biodrach i przeszła dookoła
małej salki, zaglądając pod każdą roślinkę, która zdobiła
nieskazitelnie czyste pomieszczenie.
— Tam,
gdzie powinien być... — Chloe zwróciła się bezpośrednio do
Czarnego Kota.
— Ty...
Wiesz? — spytał. Przyklęknął przed dziewczynką. Ujęła jego
dłoń.
— Jestem
częścią Adriena, więc wiem. — Uśmiechnęła się słodko. —
Ja wszystko wiem, ja wszystko wiem.
Adrien
popatrzył się na Marinette. Nie słuchała ich w tej chwili, ale co
gdyby...
Gdyby
zrzucił kostium i ukazał się jej w postaci Adriena? Nie, nie
nadawał się do tego. Poza tym jako ten prawdziwy Adrien, nie
zdołałby nikogo uratować. Nie miał mocy. Nie był superbohaterem.
Westchnął
ciężko i przysiadł przy fortepianie, wciskając kilka klawiszy.
Ćwiczył poprzedniego dnia grę i już niedobrze mu się robiło na
myśl o egzaminie w szkole muzycznej.
Marinette
przysiadła się obok niego.
— Co
się stało, moja pani? — Ujął jej dłoń i ucałował. —
Czyżby mój urok osobisty cię zmęczył? — Puścił jej złośliwie
oczko.
Zaśmiała
się słodko. Przynajmniej tyle mógł zdziałać. Dać powód do
uśmiechu i radości. Na tym się znał najlepiej.
— Martwię
się o Adriena. Dalej nie możemy go znaleźć, choć... — Palnęła
się w czoło. — Kogo ja oszukuję? Czy my aby na pewno szukamy
Adriena? Te wszystkie pomieszczenia, jego psychika i... Biedronka.
Mam wrażenie, jakby był obok i faktycznie wpływał na to, co się
dzieje.
Adrien
otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Przełknął głośno ślinę i
niewinnie zagwizdał.
— A
co masz na myśli? — Chloe pomogła mu, zadając pytanie, które i
jego dręczyło.
— Najpierw
Natalie. Otworzyła drzwi, ale przed nami. To Adrien powinien
przeciwstawić się jej kontroli i raz wpuścić przyjaciół do
siebie. Następnie Chloe. Chyba tu chodziło o to, że ona już nie
jest tą samą dziewczyną przez lat, a mimo to nam towarzyszy. W
podświadomości Adriena jest mu bliska i jakby się nie zachowała,
czego by nie zrobiła, wciąż będzie dla niego ważna.
— A
nie mówiłam! — przerwała Chloe, klaszcząc w dłonie z radości.
— Dalej, dalej!
— Potem
było to coś... to ciemne pomieszczenie. Lęki? Akceptacja tych
lęków? Że zawsze istnieje światełko w tunelu? — proponowała,
a Adrien zgodził się z nią niepewnym kiwnięciem. — No i
korytarz zdjęć. Wspomnienia. Dobre chwile. Chyba dają mu nadzieję,
że może kiedyś znów doświadczy czegoś podobnego.
— A
ta klepsydra? — Adrien zadrżał na myśl o uwięzionej matce.
— Zniknęła.
Adrien boi się, że gdzieś tam jest. Blisko niego. Uwięziona wśród
rzeczy, które zna, ale nie może mówić. Patrzy na jej zdjęcie,
ale ta się nie odezwie. Poza tym... czas leci, a im go więcej
upływa...
—...
tym coraz bardziej traci nadzieje, że ją odzyska — dokończył za
nią Adrien. Trudno było się nie zgodzić ze spostrzeżeniami
Marinette. — A Biedronka?
— No
i właśnie o to chodzi! — Gwałtownie wstała. Szarpnęła za
włosy, chodząc wokoło panina i mrucząc coś niezrozumiałego pod
nosem. — Ten, że tego — w końcu zrozumiał cos z jej bełkotu.
— Chodzi o to, że... To tak jakby Adrien tu był. Jakby ufał
Biedronce i temu, że właśnie ona może uratować jego matkę!
— Oj...
— wymsknęło mu się.
W
takim razie jej późniejsze słowa miały większy sens.
"Oczywiście, że go nie kocham" — jedno zdanie przeszyło
jego serce na wskroś. Kochał Biedronkę, uważał ją niesamowitą
dziewczynę, ale ona nie żywiła wobec niego żadnych uczuć. To był
jego lęk... Że pewnego dnia skonfrontuje się z Biedronką, nie
wytrzyma nieodwzajemnionego uczucia i stanie przed wyborem, którego
nie zdoła dokonać.
— Brakuje
jeszcze jego ojca — zauważył, próbując zapomnieć o Biedronce,
przynajmniej na razie.
— Dlatego
to jeszcze nie koniec — zgodziła się z nim Marinette. —
Biedronka i jego ojciec, chyba najwięksi przeciwnicy. Musimy ich
pokonać, jeśli mamy się stąd wydostać. I znaleźć Adriena!
Tylko w tym wszystkim jednego nie rozumiem.
— Coś
jeszcze zostało?
— Ja?
— Złapała się za głowę i przykucnęła. — Boli mnie od tego
myślenia. Przecież ja nie jestem nikim ważnym. Dlaczego miałabym
coś znaczyć? Dlaczego TY do mnie przyszedłeś w nocy? Dlaczego JA
tu jestem? I na pewno to jestem JA, a nie... podświadoma JA.
Inaczej... bym się zachowywała jak inna Marinette. Prawda?
Adrien
podał jej dłoń, skinął do Chloe, aby usiadła przy fortepianie.
W podskokach podbiegła do instrumentu i siadła przy nim.
Marinette
ujęła Czarnego Kota. Przysunął dziewczynę bliżej siebie i wtedy
rozbrzmiała muzyka, nie tylko gra Chloe na fortepianie, ale i
skrzypce, które wprowadziły idealny rytm dla osoby początkującej.
Adrien ruszył pierwszy, prowadząc Marinette w powolnym tańcu przez
salę. Światła wokół zgasły, zostało tylko jedno, które padło
na nich z góry.
Policzki
dziewczyny zaróżowiły się. Zacisnęła palce na ramieniu Adriena.
Okręcili się, tańcząc wśród pustych ścian, w których dźwięki
muzyki rozbrzmiewały subtelnie. Prowadziły ich w jednym,
nieprzerwanym rytmie, aż Chloe skończyła grę.
Obróciła
się w ich stronę i podciągnęła kolana do piersi.
— Ładnie
— skomentowała ich występ.
— Nawet
nie widziałaś. — Marinette zmarszczyła czoło ze złości. —
Ale... dziękuję. I tobie też — zwróciła się tym razem do
Adriena.
— Nie,
nie, to ja dziękuję. — Skłonił się i pocałował dłoń
Marinette. — Następnym razem spróbujemy w realnym świecie.
— Zdecydowanie!
Adrien
wrócił do fortepianu. Grał na nim od dziecka. Klawisze tego
konkretnego były zadbane, jakby po raz pierwszy wydał z siebie
brzmienia tu, gdy Chloe przedstawiła swoje umiejętności. Teraz i
niego przyszła kolej.
Położył
palce na klawiszach, w myślach szykując utwór. Muzyka zagrała w
jego uszach. To ten utwór. Nadusił pierwsze dźwięki, lecz z
instrumentu wydobyła się cisza. Spróbował mocniej, dalej nic...
— Co
się...
Chloe
usiadła obok. Położyła dłoń na jego ramieniu.
— Tylko
Adrien może zagrać.
Miał
wrażenie, że łzy za moment wypłynął z jego oczu. Adrien?
Przecież nim był, nawet jeśli nosił w tej chwili maskę Czarnego
Kota. Dlaczego fortepian nie rozpoznał go?
— Nie...
Wstał
gwałtownie, przewracając ławeczkę wraz z Chloe. Dziewczynka
przeturlała się po schodach, aż Marinette złapała ją w mocnym
uścisku. Adrien w tym czasie podbiegł do ściany. Obmacał ją
dokładnie, ze wszystkich stron, szukając kolejnego przejście.
To
nie koniec...
Zdawał
sobie, że jeszcze trochę i może siebie zniszczyć, ale nie podda
się, póki ma szansę walczyć.
Ściana
okazała się gładka. Jeśli istniało tu przejście, było
niewidoczne albo bardzo dobrze ukryte. Sprawdził jeszcze podłogę,
obmacując każdy jej skrawek. Nie natrafił na nic. Zrezygnowany
opadł ze zmęczenia.
Położył
się na podłodze i pomyślał, by zasnąć i zanurzyć się w
lepszy, mniej skomplikowany sen. Jednak wtedy zauważył plamę na
suficie. Czarną jak cień.
— Marinette,
czy...
Odchyliła
głowę do tyłu.
— Faktycznie
— przyznała mu rację. — Co teraz?
Chwycił
dziewczynę, Chloe zostawił za sobą. Rozciągnął koci kij aż pod
sufit, zatrzymując się przy samej plamie. Sięgnął ku niej
dłonią...
— NIE!
— wrzasnęła Chloe. Za późno.
Z
cienia wyłoniła się ręka, zaciskając palce na nadgarstku
Adriena.