— Adrien — zagadnęła go Marinette, idąc przynajmniej metr od chłopaka.
Założył wyskakujące kosmyki za ucho i niepewnie spojrzał w stronę Marinette, obawiając się, że znów ją czymś obraził. Ten dystans nie był właściwy. Chyba nawet wróg nie powinien ta daleko uciekać.
— Co ty dziewczyno wyprawiasz? — wykrzyczała Alya. Pociągnęła za sobą zdezorientowanego Nino.
— Ja? Co "ja"? Ale że kto? — Marinette uśmiechnęła się głupio. — Ładne włosy. I lody! Adrien zgodził się na lody!
— Naprawdę? — Alya uniosła prawą brew. — To cudnie. Szkoda tylko że zmarnowałaś jego cenny czas na ucieczkę.
— Ale że ja? Nie, nie, nie! — Powachlowała dłonią przed twarzą. — Lody są ok. Było na nie za zimno. Teraz jest... ciepło!
— Aha... — Założyła ręce na piersi. — A zaraz mi jeszcze powiesz, że dopiero teraz kaczki zaczęły lat, a koty śpiewać w operze.
— Jeśli ty tak uważasz... Ha ha... Ech, wygrałaś. Przepraszam.
Marinette zasłoniła twarz za dłońmi.
— Nie, Alya, to moja wina. Chciałem jeszcze porozmawiać z Marinette, dlatego ją zatrzymałem — usprawiedliwił dziewczynę. Nie chciał, żeby przez niego wpadła w kłopoty.
— Och, Adrien, nie kłam. Ja totalnie zdaję sobie sprawę, skąd te opóźnienia. Więc. Mnie. Nie. Oszukasz. Nino, wróć na ziemię.
Alya pacnęła Nino w głowę. Jęknął, łapiąc się za uderzone miejsce. Czapka spadła mu na chodnik. Marinette podniosła ją, otrzepując z brudu.
— Wróciłem i kontaktuję — poinformował swoją dziewczynę. — Dzięki, Mari. A ty stary co? Wyglądasz, jakby ktoś cię wyprał w pralce z jakimś detergentem? Przejmujesz się ocenami? Nie bój żaby!
Walnął Adriena w plecy. Aż wygiął się w łuk. Palący ból rozprzestrzenił się po skórze. Mógł sobie tylko wyobrażać, jak czerwona się teraz stała.
— Wszystko będzie dobrze. Poprawisz je! — dodał jeszcze Nino.
— I ma niby brać z ciebie przykład? — oburzyła się Alya.
— Dokładnie. Trzeba być skromnym w życiu. Podobno największe umysły miały słabe oceny.
— Ty, tylko nie próbuj mi wmawiać, że startujesz na Einsteina!
— Nie, moje włosy wyglądają lepiej niż jego — powiedział z pełną powagą w głosie.
Adrien uciekł bliżej Marinette.
— Kiedy skończą? — spytał dziewczyny.
— Jak już zaczną, to trudno im przerwać.
Alya okręciła sie wokół Nino, który próbował od niej uciec, aż w końcu chwyciła go w silnym uścisku z pasie. Palcami zanurkowała pod jego czapkę i całkowicie rozgrzebała włosy, ciągle powtarzając, że teraz wygląda mądrzej. Nino przewrócił oczami. Mamrotał coś tam o prawach kobiet i ciągle narzekał, że jej oczywiście nie może zniszczyć fryzury.
Coś zabłysło w jego oczach.
Wystawił przez siebie dłonie i ze złowieszczym chichotem zbliżył się do Alyi, wyciągając z jej kieszeni telefon. Odblokował go. Strach zamarł na twarzy dziewczyny. Pognała za chłopakiem, lecz ten schował się za Marinette.
Adrien odsunął się. Ich świat, ich problemy, lecz wtedy Nino wbiegł i za niego.
— Nie mieszaj do tego i Adriena! — wrzasnęła Alya, sięgając to obok pasa chłopaka, to za jego ramię.
Adrien stał niewzruszony, a przynajmniej próbował, bo zaczęła go łaskotać. W pewnym momencie nie wytrzymał i zaśmiał się.
— Przestańcie — poprosił przez śmiech. — Dajcie już mi spokój.
— Nigdy! — ogłosili równocześnie.
Marinette chwyciła Adriena i wyciągnęła go z pomiędzy walczącej pary. Pobiegli bliżej schodów i tam usiedli, czekając, aż sytuacja między zakochanymi się rozluźni.
— A więc dobrze się bawisz, Adrien... — usłyszał znajomy głos.
Wstał ostrożnie, poprawiając ramię od plecaka. Głowę trzymał opuszczoną. Nie musiał spojrzeć w twarz Natalie, by rozpoznać jej srogi, pełny zawodu głos.
— On nic złego nie zrobił! — W jego obronie stanął Nino. Oddał Alyi telefon i odsunął Adriena za siebie. — Chcieliśmy pójść tylko na lody.
— Na lody... — powtórzyła po nim kobieta. — Adrien, chyba zapomniałeś, że jesteś modelem.
— Tak, wiem, ale to tylko...
— Opuściłeś się w nauce. — Na ten zarzut nie było już wymówki. — Nic nie powiesz?
— Źle ostatnio spałem.
— Naprawdę? — Poprawiła okulary. — W takim razie radzę, żebyś wrócił do domu i odpoczął. Wkrótce egzamin w szkole muzycznej. Poza tym nie widzę postępów w nauce języka chińskiego.
— Ja...
Natalie uniosła dłoń. Zamilknął.
Założył poprawnie plecak przez oba ramiona.
— Przepraszam, ale muszę iść — poinformował przyjaciół słabym głosem.
Serce mu pękło, gdy napotkał na ich pełne współczucia spojrzenia. Mimo wszystko wymusił uśmiech, który Natalie skomentowała westchnięciem. Chwyciła się za głowę i pokręciła nią na oczach wszystkich jego przyjaciół.
— Dziękuję za... zaproszenie. Miłego spotk... Miłego spotkania — wydusił w końcu.
Ochroniarz otworzył drzwi od strony pasażera. Zmierzył ostrym wzrokiem Natalie, jakby miał ochotę jej coś wygarnąć, ale jak zawsze przemilczał jej zachowanie.
Natalii podążyła za Adrienem, żegnając jego przyjaciół skromnym skinieniem. Nie odpowiedzi. Marinette odwróciła wzrok z zażenowania, Nino próbował pomachać Adrienowi na pożegnanie, ale jego dłoń zamarła w powietrzu, a Alya przyglądała się Marinette. Wyglądało to co najmniej dziwnie.
Adrien odsunął się od Natalie. Zapiął pasy, a plecak rzucił na siedzenie obok.
— Przykro mi, ale to nie moja decyzja.
— Wiem — wymamrotał.
— Adrien, ja... — Cofnęła rękę. — Adrien, to dla twojego dobra. Uwierz mi, że ktoś taki jak ty musi dobrze dobierać przyjaciół. Jeśli nie będziesz ostrożny, znowu wrócisz do domu.
— Do... domu? — powtórzył po kobiecie powoli. Przegryzł wargę, aby powstrzymać się od niepotrzebnych komentarzy. Jednak tak naprawdę pragnął wygarnąć Natalie wszystko, zdradzić, że nie zasługuje na takie życie, ale zabrakło mu do tego odwagi.
— Masz dzisiaj jeszcze kilka zajęć, potem obiecaj mi, że przyuczysz się do poprawy.
— Dobrze, Natalie.
— I nie bądź zły na ojca, on chce dla ciebie jak najlepiej.
— Tak, Natalie.
— Adrien...
— Co, Natalie? — Nadal nie zmienił tonu wypowiedzi.
— Przepraszam.
Westchnął.
— Po co przepraszać, jeśli za chwilę zrobi się to samo? — spytał.
Natalie odwróciła się, otworzyła tablet i zaczęła przeglądać harmonogram zajęć Adriena na najbliższy miesiąc. Brakowało w nim luk dla niego, na przyjemności, dzięki którym mógłby odpocząć po kolejnych lekcjach pianina. Czekała go wyłącznie praca. A najgorsze było w tym wszystkim to, że Władca Ciem nie robił sobie wakacji...
Odetchnął ciężko, zastanawiając się, jak przeprosi Biedronkę. Poradzi sobie, zawsze radziła, a od jakiegoś czasu przyzwyczaiła się do roli Strażnika Miraculous. Jeśli będzie potrzebowała pomocy, inny bohater pomoże jej z przyjemnością. Tylko Adrien nie chciał dopuścić do takiego scenariusza... Bo wtedy oddali się od niej i już nigdy więcej nie odzyska.
Uderzył się czołem o szybę.
— Chciałeś pójść na lody? — zagadała go znowu Natalie, wyłączając tablet.
— Tak.
— I nie chodziło o lody?
— Natalie... — Wzruszył ramionami z bezradności. — Chodziło o przyjaciół i o lody. Nie mogę jeść rzeczy, na które mam ochoty. Niekoniecznie codziennie, ale raz na jakiś czas. I tak samo z przyjaciółmi. Wiem, że mam obowiązki, że nie mogę całego życia spędzić na przyjemnościach. Ale póki co ja spędzam je na samych obowiązkach.
— Dla mnie to też nie jest proste.
— Tak... Nie jesteś moją matką...
Miał wrażenie, jakby pękło jej w tym momencie serce...
Zdjęła okulary. Przetarła oczy, w których zebrały się łzy. Pociągnęła nosem i wróciła do przeglądania spraw organizacyjnych, które wcześniej przerwała dla Adriena.
— Tak, nie jestem — zostawiła go tylko z tą jedną odpowiedzią.
Kiedy dojechali, ojciec już czekał na niego u szczytu schodów. Głowa dumnie uniesiona, ten sam kremowy garnitur i muszka w kształcie niebieskiego motyla. Spoglądał na Adriena z góry, z głębokim rozczarowaniem w oczach. "Jak mogłeś mnie tak zawieść?" — pytanie, aż cisnęło się na jego usta.
— Gabriel, on nie... — Natalie próbowała postawić się w jego sprawie, ale ojciec uciszył ją, unosząc rękę. Cofnęła się za Adriena.
— Jak mogłeś mnie tak zawieść?
— Chodzi o oceny, bo poprawię je. Źle spałem i... — tłumaczył się, ale wtedy ojciec wyciągnął zza pleców plik wierszy napisanych z myślą o Biedronce. Wyrzucił wszystkie w powietrze.
Na dłoń Adriena opadł jeden z takich listów. Znał jego treść, więc z powrotem go złożył i schował do kieszeni.
— Czy to jest właśnie powód twojej bezsenności?
— Tak — skłamał najszczerzej jak mógł.
Ojciec położył dłonie na poręczy i pokręcił głową z dezaprobatą.
— Biedronka to bohater, ratuje nasze miasto. I mnie, i ciebie uratowała nie raz, ale to również jest jej zadanie. Nie mogę pozwolić, żebyś uganiał się za fikcyjną dziewczyną, która nigdy na ciebie nie spojrzy.
— Tak, ojcze.
— Myślisz, że będzie wdzięczna za te listy, że cię zauważy. Niedoczekanie. Pewnie dostaje dziesiątki takich listów dziennie. Zajmij się następnym razem wypracowaniem na zajęcia z francuskiego. Słyszałem od Natalie, że twoje oceny się pogorszyły. Masz dwa tygodnie, by zmienić ten stan.
— Tak, ojcze.
Ojciec skisnął nieznacznie głową. Założył ręce za plecy.
— Słyszałem również, że ostatnio opuściłeś na chwilę zajęcia szermierki. Twój nauczyciel chińskiego zniknął, a nowy nie widzi postępów w nauce. Natalie zadba o to, żebyś nie myślał o głupotach. Niedługo masz egzamin w szkole muzycznej. Oczekuję zadowalających wyników.
— Tak, ojcze.
— Cieszę się, że rozumiesz. Nie możesz zmarnować sobie przyszłości przez szczeniackie marzenia. A teraz wracaj do pracy...
Odwrócił się i odszedł.
Adrien jednak nie ruszył się z miejsca jeszcze przez jakiś czas. Natalie położyła dłoń na jego ramieniu, posyłając mu smutny, ale i pełen pocieszenia uśmiech.
Odsunął jej dłoń. Wrócił do pokoju i opadł twarzą na łóżko. Plagg wyskoczył z jego torby, usiadł na fortepianie i łapką trącił jeden z klawiszy.
— Dzieciaku, musisz się postawić.
— Jak? — burknął spod poduszki.
— Słownie, bo pięści raczej ci nie pomogą, ale jeśli zajdzie taka potrzeba, sam włączę się do walki. — Machnął w powietrzu, udając, że walczy z niewidzialnym przeciwnikiem. — Pamiętaj, że jestem potężnym kwami!
Adrien parsknął wymuszonym śmiechem.
— Ej, dzieciaku. — Plagg poklepał Adriena po plecach. — Nie załamuj się. Każdy ma problemy, różne, ale radzą sobie z nimi. Ty też dasz radę, tylko musisz wstać i powiedzieć wszystkim, że ty to ty. Nie możesz pozwalać sobą tak pomiatać. Widziałeś ten harmonogram? Zdziwię się, jeśli pozwolą ci wyjść do łazienki.
— Plagg...
— Co tam?
— Dziękuję, że ze mną jesteś.
Pogłaskał kwami po główce.
— Ale... — Zawahał się. Zacisnął mocno powieki. Miał wrażenie, że niewiele brakuje mu od tego, by się rozpłakać. Serce mu pękło nie raz, nie dwa tego dnia. Ojciec wiedział, jak odpowiednio dobrać słowa, by te go zabolały.
Adrien wyjął z kieszeni jedyny list, który udało mu się zabrać z holu. Otworzył kartkę papieru i przeczytał pierwsze wersy wiersza:
"Twe oczy jak skarb,
twe serce to dar.
Usłysz wołanie tęsknoty,
głos drżący z rozpaczy".
Zgiął list i wrzucił do kosza.
— Ej, ej, co ty robisz? — Plagg podleciał i wyciągnął wiersz ze środka. Rozprostował go na stole. — Nie możesz.
— Plagg... — powiedział żałosnym, łamiącym się głosem. Łzy popłynęły po jego policzku.
— Ej, ej, młody, spokojnie, to nie koniec świata.
Nie koniec, ale Adrien nie dawał rady. Po trochu jego świat rozpadał się na kawałki. Niszczał, gdy kolejny jego fragment mu odbierano. Nie wyjdzie na lody. Nie spotka z przyjaciółmi. Nawet nie zdobędzie serca ukochanej... Gdyby jeszcze tu była mama...
Sięgnął do ramki ze zdjęciem, które przedstawiało mamę — piękną, sławną kobietę, której uroda rozjaśniała nawet najgorszy dzień. Pamiętał jej łagodny uśmiech, ich wspólne gotowanie, zabawę na plaży, wyjazd do Chin i obiad przy jednym stole.
— Młody...
— Plagg, ja...
— Nie! Dzieciaku, uważaj! — wrzasnął.
Adrien otworzył szeroko oczy. Fioletowy motyl przeleciał tuż przed jego twarzą. Odsunął się od niego szybko, skoczył na łóżko, odbił się i uciekł w kierunku okna. Plagg próbował go dogonić, lecz akuma zatrzymała kwami pośrodku drogi.
— Zejdź. Mi. Z. Drogi! — wysyczał. — Adrien, weź... — nim dokończył, akuma zamachnęła skrzydłami, lecąc w stronę ramki, którą wcześniej trzymał Adrien.
— Nie — wyszeptał chłopak.
Rzucił się w stronę zdjęcia i złapał. Motyl nie zdążył w nią wejść.
Adrien poprawił na palcu pierścień. Już miał wykrzyczeć słowa przemiany, gdy nagle drugi motyl przemknął przed jego oczami. Obniżył się i wszedł w zdjęcie. Adrien poruszył ustami, prosząc, by Plagg go uratował, lecz ciemność okryła go. Opadł jakby w bezdenną studnię, zanurzając się w głębiny niepokoju i lęku. Czas nie był tu znany. Panował chłód.
Było mu zimno...
Niech ktoś mnie przytuli!
0 Comments:
Prześlij komentarz