— W takim razie to na pewno świat Adriena — skomentowała Marinette, uciekając przed nadlatującym motylem.
Schowała się za koszem na śmieci. Motyl przeleciał obok niej. Wyjęła ze środka plik gazet. Zgniotła je w kilka kulek i wróciła do Adriena, podając kilka takich zwitków.
— Możemy spróbować tym w nie rzucać — zaproponowała.
— Możemy, ale nie przedostaniemy się za bramę... — Motyl znalazł się przy twarzy Marinette. — Uważaj! — krzyknął.
Przyciągnął do siebie dziewczynę. Oboje polecieli na ziemię. Przeturlali się kawałek, unikając w ostatniej chwili kilku motyli. Ich czerwone skrzydełka roznosiły wokoło pyłek. Marinette podniosła się i gazetą zdmuchnęła go na bok.
— Nie dasz rady przeskoczyć? — spytała, wskazując na bramę.
— Nie. Próbowałem. Nie da się przez nią przejść... — Załamał ręce. Gdyby tylko zdradził Marinette, że jest Adrienem, zrozumiałaby, że mało kto jest zdolny pokonać to przejście.
Jednak Marinette wstała i bez wahania ruszyła w kierunku jeden pary oczu. Wszystkie zwróciły się w jej stronę. Uniosła ręce w geście poddania się.
— Jestem Marinette, chodzę z Adrienem do klasy.
— Adrien nie ma czasu! — powtórzyły uformowane w bramie usta.
— Tak, wiem. I dlatego.... i.... — pisnęła, stając na baczność. — Właśnie o to chodzi. Chyba zamieniliśmy się podręcznikami na ostatnich zajęciach. Razem pracowaliśmy i głupia spawa, ale mam w środku bardzo ważne notatki, które mieliśmy skonsultować z Adrienem. Z tego co wiem, to na poprawę z francuskiego, a ja dostałam maksymalną ilość punktów. Mogę wytłumaczyć Adrienowi, o co chodzi z tym zagadnieniem. Dosłownie pięć minut i znikam. Spokojnie może nas pani pilnować! Może pani go zapytać, jeśli mi nie wierzy...
Nastało milczenie.
Adrien rzucił parę gazet w latające wokół niego motyle, a potem wyskoczył z pułapki, chowając się za Marinette. Uśmiechnęła się głupio i puściła oczko w kierunku Czarnego Kota.
Oko Natalie zamrugało kilka razy, a potem zamknęło się, jakby poszła sprawdzić, czy faktycznie Adrien potrzebował pomocy.
— Niezła jesteś — pochwalił dziewczynę.
— Wprawa — wyszeptała. — Myślisz, że ile razy próbowałam dostać się do środka? Zostawiałam w środku zeszyty, książki, notatki. Nie jestem pewna, ile z tego do niego dotarło, ale mniej więcej nauczyłam się, co mówić, by dostać się do środka.
— Co? — wydukał.
Marinette na ostatnie pytanie już mu nie odpowiedziała.
Policzki Adriena z jakiegoś powodu zarumieniły się. Nie wiedział, że Marinette włożyła tyle trudu, by się z nim zobaczyć. Oczywiście nie raz dostawał od niej zeszyty i notatki, ale nigdy by nie pomyślał, że było więcej podobnych sytuacji.
— Ty... — zawahał się. — Adrien to twój przyjaciel, prawda?
— Hm... Tak, w zasadzie tak, choć czasem sama nie wiem, jakie relacje nas łączą. Jest dziwnie. W zasadzie... nie znam tego miłego, uprzejmego chłopaka. Wiele razy próbowałam go poznać. Nigdy mi się nie udało.
— Ale dlaczego?
Wzruszyła ramionami.
— Nie umiem z nim rozmawiać.
— Ale... ze mną rozmawiasz normalnie?
— Ty nie jesteś Adrienem.
A zdziwiłabyś się, pomyślał, powstrzymując od śmiechu. Czasami zastanawiał się, jak zareagowałaby na widok chłopaka pod maską, na widok Adriena, nie Czarnego Kota. Czy zaakceptowałaby prawdziwego Adriena, który irytuje ją jako Czarny Kot?
— Wiele nas łączy — podpuścił dziewczynę.
— Tak?
— Tak, oboje jesteśmy zniewalająco przystojni. — Przylizał włosy do tyłu i puścił oczko w kierunku dziewczyny.
Zaśmiała się.
— Muszę się z tym zgodzić. — Pogłaskała Adriena po włosach. Odsunęła dłoń i odchrząknęła, kierując wzrok na bramę. Nie otworzyła się, ale i do tej pory Natalie nie wróciła z inspekcji. — Długo.
— Prawda?
— Jeśli to faktycznie to świat Adriena, może on ma nad nim kontrolę?
— Szczerze wątpię.
Krzyknął w myślach "Otwórz się!", ale brama nawet nie drgnęła.
— Nie możesz tego wiedzieć — kontynuowała, przekonana o tym, że w jej zdaniu jest racja. — Poza tym Natalie poszła się zapytać ADRIENA, więc to do niego zależy, czy uda nam się przejść na drugą stronę!
— A możesz użyć innych słów? Zabrzmiało to, jakbyśmy mieli trafić do zaświatów.
— To scenariusz, którego najmocniej unikam.
— Co?
— Co "co"?
— Ty.
— No przecież...
— Daj spokój.
— Ale...
— Na pewno nie umarliśmy.
— Jeszcze!
— Możesz przestać?
— Ale dlaczego?! — oburzyła się. — Nie wiem, czy to sen czy zaświaty, a jako że walka z Władcą Ciem nigdy nie należała do normalnych, to chyba warto założyć... wszystko.
— Nie jesteś Biedronką, więc skąd możesz to wiedzieć?
— Jak to skąd, przecież... — urwała. Popatrzyła się na Adriena. W jej oczach pojawił się smutek. Przykucnęła, pochyliła się nad chodnikiem i złapała za głowę. — Masz rację, przepraszam. Nie jestem Biedronką. Ty ją znasz lepiej. Pewnie wolałbyś teraz walczyć u jej boku.
— Pewnie ty też wolałabyś być teraz z Adrienem?
Równocześnie westchnęli.
Zrobiło się niezręcznie między nimi, a to dopiero początek domu. Jeszcze do niego nie weszli. Nie wiedzieli, co zastaną w środku, a Adrien obawiał się, że to nie będzie nic przyjemnego.
— Przepraszam — powiedzieli równocześnie.
Popatrzyli sobie prosto w oczy i znów w tym samym momencie wybuchnęli śmiechem.
— Adrien nie ma czasu — usłyszeli nagle głos wydobywający się z bramy.
Oczy otworzyły się na całej długości budynku.
Adrien wziął za siebie Marinette, rozglądając się za motylami. Dziewczyna wzięła kolejne gazety, przygotowując do walki.
Największe oko zamrugało, wlepiając się prosto w Marinette. Motyle ruszyły ku niej. Uciekła wraz z Adrienem dalej, rzucając w motyle zwitek papieru. Jeden z owadów wybuchnął, pozostałe minęły kłąb dymu i ruszyły dalej za Marinette.
— Pomysły? — spytał Adriena.
— Nie mam. — Załamała ręce. — Nie wiem, jak się do niego dostać. To trudniejsze niż sądziłam. On... Może nie chce się ze mną widzieć.
— Zapewniam cię, że na pewno chce się z tobą widzieć!
— Nie, to na pewno nie to. On... może mnie nie lubi. Myślałam...
— Marinette! — krzyknął. — Ja cię lubię, więc on tym bardziej.
— Ale...
— Jesteś niesamowita, pewnie sam nie raz ci to powtarzał. Dlatego proszę cię, skoro nie ma tu Biedronki, to ty coś wymyśl! Bohaterem może być każdy!
— Muszę pomyśleć! Jeśli to faktycznie świat, wymysł czy cokolwiek Adriena, to on tylko może tam wejść.
— Wątpię, szczerze wątpię, moja pani.
Koci kij rozciągnął się. Adrien wskoczył na niego wraz z Marinette i uciekli na budynek wyżej. Zatrzymali się tam na moment, wciąż obserwując goniące ich motyle. Jeden z nich dotknął ściany budynku.
— Czy myślisz, że... — zaczął Adrien.
— Tak, myślę, że — dokończyła Marinette.
Skoczyli w tym samym momencie. Adrien ujął Marinette w talii. Wylądował ostrożnie na ulicy, a potem uciekli jak najdalej od budynku. Eksplodował. Ogień rozprzestrzenił się wszędzie. Zajął pozostałe kamienice, trawiąc wszystko, co napotkał na swojej drodze.
Marinette kaszlnęła.
Rozejrzał się wokoło, szukając drogi do ucieczki. Nie było jej. Została im tylko brama, której pilnowało wszechwiedzące oko Natalie. Patrzyło na Marinette jak na wroga. Czarnego Kota mierzyła ostrym, przenikliwym wzrokiem, jakby chciała mu zajrzeć do wnętrza duszy.
A z drugiej strony palił się wszędzie ogień. Zajmował cały Paryż, niszcząc doszczętnie świat Adriena. Nie było widać szkoły. Wieża Eiffla padła. A balkon Marinette pochłonął dym.
To twój świat — powtarzał sobie usiłując zapanować nad tym ogniem, ale Adrien był za słaby. Złapał się za głowę. To nie mogło się dziać naprawdę. Płomienie trawiły go od wewnątrz. Prosił o ratunek. Nikt nie chciał ugasić tego ognia. Nikt nie potrafił dotrzeć.
Nagle poczuł czyjś dotyk.
Marinette ujęła jego dłoń i posłała kojący uśmiech.
Adrien wyprostował się. Ten uśmiech przeznaczyła dla Czarnego Kota, nie Adriena. Do Adriena uśmiechali się wszyscy, gdy pojawiał się Czarny Kot to ludzie zwracali się tylko do Biedronki.
— Dziękuję — wyszeptał.
Pochylił się. Ogarnął włosy z czoła Marinette i pocałował ją delikatnie w skórę. Odwrócił i zmierzył z okiem Natalie, które zamrugało w szczerym zdziwieniu. Uderzył gałkę oczną kocim kijem. Usta ryknęły, ale Adrien nie poprzestał na atakowaniu kolejnych gałek. Jedną po drugiej uderzał, kiedy ogień zmierzał ku nim.
— Masz nas wpuścić! — ryknęła Marinette, waląc pięścią w Natalie.
— Nie!
— To co? Mam znowu wrzucić szalik, z którego zabierzesz karteczkę! Pamiętałam o jego urodzinach.
— He? — zdziwił się Adrien. Jaki szalik? Dostał od ojca jeden na ubiegłe urodziny... w bardzo skromnym opakowaniu... ręcznie uszyty. Marinette go uszyła?
Oko zamarło na moment. Nie na długo.
— Przeszkadzasz! — wrzasnęły usta Natalie. — Adrien musi zostać w domu!
Adrien odsunął się. Koci kij wypadł na chodnik i przeturlał się pod stopy Marinette. Chwyciła go. Pobiegła, waląc w kolejne oko Natalie.
— Co się stało?! — Palnęła Adriena w kocie ucho.
Ojciec zapomniał o moich urodzinach, powiedział bezgłośnie. Zbierały się w nim mieszane uczucia. Z jednej strony głęboki ból. Uświadomił sobie dopiero teraz, że ojcu nigdy na nim nie zależało. Tak było, jest i będzie. Z drugiej był szczęśliwy, bo nie sądził, że Marinette pamiętała o jego urodzinach. I nie tylko to... Nigdy mu nie zdradziła prawdy, widząc uśmiech na jego twarzy, gdy nosił prezent od... ojca.
— Wystarczy! — wrzasnął, wstając.
Zza Adriena wydobył się gwałtowny podmuch, który zmiótł ogień i zaniósł go daleko poza Paryż. Z miasta zostały zgliszcza. Ostanie płomyki oplątywały walące się budynki. Stropy dachów opadły na szkielety kamienic. Pozostało jedynie zniszczenie.
Adrien położył dłoń na piersi. Niektórych rzeczy nie da się odbudować.
Ruszył w kierunku bramy. Z nieba sypnął czarny jak popiół śnieg, przykrywając Paryż przerażającym puchem, który zgasił ogień.
— Otwieraj! — rozkazał Adrien.
— Adrien...
— Ma czas! Ma pięć minut, żeby porozmawiać z bliską mu osobą. Nie udawaj, że tego nie widzisz, Natalie. On nie jest swoją matką, nie jest słaby...
Powieki opadły. Tylko jedna para oczu pozostała otwarta.
Marinette oddała Adrienowi koci kij. Złapała go za pasek i podążyła tuż za nim, gdy szedł ku bramie, wciąż przed nim zamkniętej.
— On nie pozwoli. — Głos Natalie stał się łagodniejszy. — Adrien... Nie mogę go wypuścić.
— Tylko pięć minut — obiecała Marinette, choć oboje wątpili, że tylko tyle czasu spędzą w środku.
— Nie możecie.
— Adrien ma obowiązki, ale jego dom nie może być jego więzieniem — mówił dalej Adrien w postaci Czarnego Kota. — Czy tego by chciała Emilie?
Brama otworzyła się przed Adrienem i Marinette. Chwycili się za ręce, przechodząc wspólnie przez pierwszy posterunek. Załzawione oko Natalie pojawiło się po drugiej stronie muru. Spod powieki spłynęła łza. Brama zamknęła się, usta zacisnęły i wypowiedziały ostatnie zdanie:
— Tylko pięć minut. Ona też by nie pozwoliła na więcej...
Adrien zatrzymał się, odwrócił i ostatni raz przyjrzał zanikającym w cudownym świetle branie. Pochłonięta przez promienie, jakby wschodzącego słońca, nic po sobie po sobie nie zostawiła. Jedynie wspomnienie i wątpliwości, które targnęły Adrienem.
— Coś się stało? — spytała Marinette i zaraz dodała: — Lepiej idźmy dalej.
Skinął i ruszył za dziewczyną. Wciąż dręczyły go ostatnie słowa Natalie. "Ona też by nie pozwoliła na więcej" — powtórzył w myślach zdanie. Próbował przypomnieć sobie matkę. Jak się zachowywała przed zniknięciem? Dlaczego nie zobaczył jej wychodzącej z domu? Skąd się dowiedział o jej zaginięciu?
Pamiętał, że płakał....
— To dopiero początek — zauważył, sięgając w stronę klamki.
— Tak, wiem. Ale nie martw się. — Poklepała Adriena po ramieniu. — Jestem tutaj. Może nie jestem Biedronką, ale zrobię wszystko, żeby cię obronić.
Adrien pochylił się. Ujął dłoń Marinette i ucałował jej wierzch delikatnie, jak damę, jak panią serca. Położył swoją dłoń na jej. Wyprostował się, nie odrywając wzroku od zaczerwienionej twarzy Marinette.
— A ja zawsze jestem do usług, moja pani.
— Głupi kot.
— Ale za to jaki zabawny. — Wskazał na siebie palcami. — I do tego nieziemsko przystojny, już wcześniej doszliśmy wspólnie do takiego wniosku.
— Nie przypominam sobie.
— Masz strasznie krótką pamięć, Marinette.
— Lepszą niż ty.
Popchnęli drzwi razem. W środku panowała ciemność. Spojrzeli na siebie. Przełknęli głośno ślinę, ale zgodnie skinęli głową, wchodząc do środka.
Drzwi zamknęły się za nimi z trzaskiem. Podskoczyli w miejscu, a potem Marinette krzyknęła:
— Czy Adrien naprawdę musi lubić horrory?
— Ee, nie zgodzę się z tym. W zasadzie Adrien nienawidzi horrorów. Poza tym nie jesteśmy jeszcze w odpowiednim wieku, by je oglądać.
— To dlaczego te drzwi się zamknęły? I nie szczyp mnie w łydkę.
Adrien cofnął twarz ze zdziwienia.
— Po co miałbym cię szczypać w łydkę?
— No właśnie. Po co?
— To nie ja.
— Jeśli nie ty, to...
W odpowiedzi rozległ się dziecięcy chichot. Światło mignęło gdzieś naprzeciwko nich. Potem pojawiło się obok. Innym razem zgasło i zapaliło się na nowo po drogiej stronie.
— Co to? — zaniepokoiła się Marinette.
— Nie wiem — powiedział prawdę. Nie wiedział, na nich co czyha.
Nagle rozbłysły światła. Przymknęli oczy, nie mogąc znieść blasku wydobywające się ze złota i brylantów, diamentów i rubinów zdobiących wokoło salę. Podłoga była ze złota. Sufit ze srebra.
Zamrugali kilka razy, aż w końcu rozchylili powieki, dokładnie lustrując ogromną salę. Wyglądała na balową. Na samym jej końcu stał złoty tron. Nikt na nim nie siedział. Korona i berło leżały na tronie przynależnym królowej. Króla brakowało.
Znów rozniósł się po pomieszczeniu chichot.
Cień przemknął za tronem.
Adrien chwycił koci kij i rozciągnął go w tym kierunku, lecz przedmiot odbił się od ściany. Zwinął go z powrotem i podparł się, rozglądając po pomieszczeniu. Jeśli to miała być część jego podświadomości, to ktoś grubo się przeliczył.
— Stop! Adrien należy tylko do mnie! — usłyszeli dziecięcy głos za sobą.
Odwrócili się powoli i równocześnie otworzyli usta ze zdziwienia.
— Chloe?! — wrzasnęli w tym samym czasie.
0 Comments:
Prześlij komentarz