[Faux pas] Rozdział 8

Nie powinno... Mimo to serce Adriena jakby stanęło na moment. Słowa przeszyły go na wskroś, sprawiając ból, którego nie dało się uniknąć.

Rozumiem — wyszeptał z trudem.

Nie, nie rozumiesz. — Marinette odsunęła go od Biedronki. — Ona nie jest prawdziwa. To podświadomość Adriena. Biedronka nigdy nie powiedziałaby czegoś takiego. Nawet jeżeli cię nie kocha, nigdy jej pierwszą odpowiedzią nie było coś tak okrutnego — uświadomiła Adriena.

Odetchnął z niewyobrażalną ulgą. Jednak szybko zaniepokoił się na nowo.

Twarz Biedronki pociemniała. Jojo zacisnęła w dłoni.

Adrien wyszedł tym razem przed Marinette.

Nie wychylaj się — nakazał jej. — Ochronię cię.

Odsunęła się, jakby wiedziała, że w potencjalnym starciu będzie tylko przeszkadzać.

Dziękuję — wymruczała niepewnie.

Pochyliła sie i podjęła z klawisza smyczek, podobny do tego, który wcześniej rozwaliła o klepsydrę. Chloe schowała się za Marinette.

Adrien wyciągnął koci kij. Nie chciał walczyć z Biedronką. Niejedno starcie pokazało, kto jest silniejszy, i w jego podświadomości to Biedronka zawsze wygrywała.

Zakręciła jojem i posłała je w górę, w kierunku stosu skrzypiec. Trąciła je delikatnie, ale to wystarczyło, żeby zaczęły się chwiać. Adrien cofnął się, kocim kijem podpierając o klawisz, który wydał kolejny irytujący dźwięk. Skoczył ku górze i wyrównał skrzypce, tak żeby zachowały równowagę.

Biedronka wykorzystała ten moment. Okręciła jojo wokół konstrukcji. Koniec joja zakręcił się na sznurze i kiedy Adrien był jeszcze na szczycie, pociągnęła jojo ku sobie. Skrzypce runęły ku Marinette i Chloe.

Marinette odruchowo przykucnęła, osłaniając własnym ciałem Chloe.

Skoczył w dół bez zastanowienia. Cisnął koci kij w stronę dziewczyn. Wbił się głęboko w klawisz. Marinette dostrzegła go od razu. Chwyciła go mocno i wtedy rozciągnął się, biorąc ją ku górze. Adrien chwycił za kij, okręcił się na nim i znów rozciągnął, aż stanęli na szczycie klepsydry. Zabrał go z podłoża.

Jojo przemknęło przed jego twarzą. Schylił się, unikając go w ostatniej chwili. Odbiło się o o klepsydrę i upadło przed Marinette. Dziewczyna zabrała Chloe i uciekła w bok. Adrien złapał za sznur i pociągnął go. Nieskutecznie. Nie ruszył się choćby o kawałek. Zamiast tego poczuł opór po drugiej stronie. Biedronka nigdy nie była taka silna.

Nadepnął na koci kij. Okręcił się w powietrzu. Adrien uniósł lewą nogę i wtedy kij opadł na nie. Rozszerzył go, trzymając kurczowo za jojo bohaterki. Puścił, gdy kij walnął w dziewczynę na końcu sznura.

Jojo zwinęło się. Usłyszał tylko krzyk, który odbił się echem wśród zapełnionych ścian pomieszczenia. Dlaczego? Ten głos wciąż odbijał się w jego uszach nienaturalnym dźwiękiem.

Przysłonił sztuczne uszy i sprawdził, co z Chloe i Marinette. Siedziały blisko siebie. Marinette wtulała Chloe, która cicho łkała w trakcie ataku Biedronki. Nie znała jej jeszcze jako bohaterki, musiała więc pomyśleć, że to zły człowiek.

Nie bój się! — zwrócił się do dziewczynki. — Uratuję was obie...

Twarz Chloe rozpromieniała.

Bohater, prawdziwy bohater! — wykrzyczała.

Dajesz, Kocie! — dołączyła również Marinette. — Czarny Kot to bohater Paryża, jest niesamowity. Nie bój się, uratuje nas raz dwa. Nawet przez złą Biedronką!

Odruchowo uśmiechnął się. Zawsze Biedronkę stawiano na piedestale, Czarnego Kota traktowali jak dodatek, śliczną ozdobę, która czasem jest potrzebna a czasem nie. Momentami przez to zapominał, dlaczego przywdział strój Czarnego Kota.

Nie dla chwały.

Nie dla bycia kimś innym.

Robił to dla ludzi, by pomóc każdemu, kto tej pomocy potrzebował. To właśnie oznaczało być prawdziwym bohaterem.

Nastała cisza. Zaniepokoiła Adriena. Atak mógł nastąpić z każdej strony, lecz nie słyszał, by Biedronka się przemieszczała. Czekała? Stała w miejscu? Nawet jeśli planowała kolejny ruch, nie powinno zająć jej to zbyt dużo czasu.

Rozluźnił uścisk na kocim kiju i podszedł bliżej krawędzi klepsydry. Na dole coś się działo.

Kocie — odezwała się Marinette.

Chwilę.

KOCIE! — wrzasnęła.

No co?

Odwrócił się. Ogromna fala złotego pyłu zmierzała ku nim, pochłaniając wszystko, co napotkała na swojej drodze.

Wyjście? — spytał Chloe.

Wskazała paluszkiem na przeciwny do pyłu kierunek. Odetchnęli z Marinette ulgą. Przynajmniej tyle się udało...

Adrien pochwycił dziewczyny i skoczył, wyciągając koci kij najdalej jak tylko potrafił. Jednak pył dosięgnął klepsydrę. Skurczył kij w moment, a potem upadł na klawisze, które zagrały w rytm ich ucieczki. Chloe znów skierowała go w innym kierunku. Podążył za jej wskazówkami i ponownie odbił się od podłoża, licząc na drogi kij.

Dotarli do ściany. Gołej, pustej ściany, przez którą stał fortepian. Adrien odstawił dziewczyny i zaczął obmacywać ścianę, licząc na ukryte przejście. Na cokolwiek, przecież to jego umysł! Jego świat. Niczego nie znalazł. Tu nie było przejścia. Nie przeszedł testu.

Przep... — zaczął, ale wtedy Marinette otworzyła nakrywę od fortepianu.

Chmara motyli wyleciała ze środka. Oblepili ich ze wszystkich stron. Chloe coś krzyknęła, potem Marinette cofnęła się, zasłaniając twarz przez atakiem.... jakby akum. Potem pochłonęły i Adriena. Zamknął oczy. Czuł na sobie dotyk delikatnych skrzydełek, które jak mrówki łaziły po nim, łaskocząc drapiąc. Trzepot skrzydełek dało się słyszeć ze wszystkich stron.

Nie bójcie się! — usłyszał głos Chloe.

Zamrugał kilka razy, aż w końcu otworzył oczy.

Udało się, uciekli przez tym pyłem do kolejnego pomieszczenia. Pośrodku stał ten sam fortepian, z którego wcześniej wyleciały motyle. Nakrywa była otworzona, struny w środku wyglądały na zadbane. Dźwięki wydobywające się z tego instrumentu musiały być nieziemskie.

A teraz musimy znaleźć Adriena, by zagrał na tym — poinformowała ich Chloe.

Co? — zdziwiła się Marinette. — Czyli wystarczy, że Adrien na tym zagra i wszystko wróci do normy? Akuma pokonana? Happy End?

Chloe skinęła głową na każde tak w odpowiedzi na pytania Marinette.

Tylko gdzie on jest? — Położyła ręce na biodrach i przeszła dookoła małej salki, zaglądając pod każdą roślinkę, która zdobiła nieskazitelnie czyste pomieszczenie.

Tam, gdzie powinien być... — Chloe zwróciła się bezpośrednio do Czarnego Kota.

Ty... Wiesz? — spytał. Przyklęknął przed dziewczynką. Ujęła jego dłoń.

Jestem częścią Adriena, więc wiem. — Uśmiechnęła się słodko. — Ja wszystko wiem, ja wszystko wiem.

Adrien popatrzył się na Marinette. Nie słuchała ich w tej chwili, ale co gdyby...

Gdyby zrzucił kostium i ukazał się jej w postaci Adriena? Nie, nie nadawał się do tego. Poza tym jako ten prawdziwy Adrien, nie zdołałby nikogo uratować. Nie miał mocy. Nie był superbohaterem.

Westchnął ciężko i przysiadł przy fortepianie, wciskając kilka klawiszy. Ćwiczył poprzedniego dnia grę i już niedobrze mu się robiło na myśl o egzaminie w szkole muzycznej.

Marinette przysiadła się obok niego.

Co się stało, moja pani? — Ujął jej dłoń i ucałował. — Czyżby mój urok osobisty cię zmęczył? — Puścił jej złośliwie oczko.

Zaśmiała się słodko. Przynajmniej tyle mógł zdziałać. Dać powód do uśmiechu i radości. Na tym się znał najlepiej.

Martwię się o Adriena. Dalej nie możemy go znaleźć, choć... — Palnęła się w czoło. — Kogo ja oszukuję? Czy my aby na pewno szukamy Adriena? Te wszystkie pomieszczenia, jego psychika i... Biedronka. Mam wrażenie, jakby był obok i faktycznie wpływał na to, co się dzieje.

Adrien otworzył szeroko oczy ze zdziwienia. Przełknął głośno ślinę i niewinnie zagwizdał.

A co masz na myśli? — Chloe pomogła mu, zadając pytanie, które i jego dręczyło.

Najpierw Natalie. Otworzyła drzwi, ale przed nami. To Adrien powinien przeciwstawić się jej kontroli i raz wpuścić przyjaciół do siebie. Następnie Chloe. Chyba tu chodziło o to, że ona już nie jest tą samą dziewczyną przez lat, a mimo to nam towarzyszy. W podświadomości Adriena jest mu bliska i jakby się nie zachowała, czego by nie zrobiła, wciąż będzie dla niego ważna.

A nie mówiłam! — przerwała Chloe, klaszcząc w dłonie z radości. — Dalej, dalej!

Potem było to coś... to ciemne pomieszczenie. Lęki? Akceptacja tych lęków? Że zawsze istnieje światełko w tunelu? — proponowała, a Adrien zgodził się z nią niepewnym kiwnięciem. — No i korytarz zdjęć. Wspomnienia. Dobre chwile. Chyba dają mu nadzieję, że może kiedyś znów doświadczy czegoś podobnego.

A ta klepsydra? — Adrien zadrżał na myśl o uwięzionej matce.

Zniknęła. Adrien boi się, że gdzieś tam jest. Blisko niego. Uwięziona wśród rzeczy, które zna, ale nie może mówić. Patrzy na jej zdjęcie, ale ta się nie odezwie. Poza tym... czas leci, a im go więcej upływa...

... tym coraz bardziej traci nadzieje, że ją odzyska — dokończył za nią Adrien. Trudno było się nie zgodzić ze spostrzeżeniami Marinette. — A Biedronka?

No i właśnie o to chodzi! — Gwałtownie wstała. Szarpnęła za włosy, chodząc wokoło panina i mrucząc coś niezrozumiałego pod nosem. — Ten, że tego — w końcu zrozumiał cos z jej bełkotu. — Chodzi o to, że... To tak jakby Adrien tu był. Jakby ufał Biedronce i temu, że właśnie ona może uratować jego matkę!

Oj... — wymsknęło mu się.

W takim razie jej późniejsze słowa miały większy sens. "Oczywiście, że go nie kocham" — jedno zdanie przeszyło jego serce na wskroś. Kochał Biedronkę, uważał ją niesamowitą dziewczynę, ale ona nie żywiła wobec niego żadnych uczuć. To był jego lęk... Że pewnego dnia skonfrontuje się z Biedronką, nie wytrzyma nieodwzajemnionego uczucia i stanie przed wyborem, którego nie zdoła dokonać.

Brakuje jeszcze jego ojca — zauważył, próbując zapomnieć o Biedronce, przynajmniej na razie.

Dlatego to jeszcze nie koniec — zgodziła się z nim Marinette. — Biedronka i jego ojciec, chyba najwięksi przeciwnicy. Musimy ich pokonać, jeśli mamy się stąd wydostać. I znaleźć Adriena! Tylko w tym wszystkim jednego nie rozumiem.

Coś jeszcze zostało?

Ja? — Złapała się za głowę i przykucnęła. — Boli mnie od tego myślenia. Przecież ja nie jestem nikim ważnym. Dlaczego miałabym coś znaczyć? Dlaczego TY do mnie przyszedłeś w nocy? Dlaczego JA tu jestem? I na pewno to jestem JA, a nie... podświadoma JA. Inaczej... bym się zachowywała jak inna Marinette. Prawda?

Adrien podał jej dłoń, skinął do Chloe, aby usiadła przy fortepianie. W podskokach podbiegła do instrumentu i siadła przy nim.

Marinette ujęła Czarnego Kota. Przysunął dziewczynę bliżej siebie i wtedy rozbrzmiała muzyka, nie tylko gra Chloe na fortepianie, ale i skrzypce, które wprowadziły idealny rytm dla osoby początkującej. Adrien ruszył pierwszy, prowadząc Marinette w powolnym tańcu przez salę. Światła wokół zgasły, zostało tylko jedno, które padło na nich z góry.

Policzki dziewczyny zaróżowiły się. Zacisnęła palce na ramieniu Adriena. Okręcili się, tańcząc wśród pustych ścian, w których dźwięki muzyki rozbrzmiewały subtelnie. Prowadziły ich w jednym, nieprzerwanym rytmie, aż Chloe skończyła grę.

Obróciła się w ich stronę i podciągnęła kolana do piersi.

Ładnie — skomentowała ich występ.

Nawet nie widziałaś. — Marinette zmarszczyła czoło ze złości. — Ale... dziękuję. I tobie też — zwróciła się tym razem do Adriena.

Nie, nie, to ja dziękuję. — Skłonił się i pocałował dłoń Marinette. — Następnym razem spróbujemy w realnym świecie.

Zdecydowanie!

Adrien wrócił do fortepianu. Grał na nim od dziecka. Klawisze tego konkretnego były zadbane, jakby po raz pierwszy wydał z siebie brzmienia tu, gdy Chloe przedstawiła swoje umiejętności. Teraz i niego przyszła kolej.

Położył palce na klawiszach, w myślach szykując utwór. Muzyka zagrała w jego uszach. To ten utwór. Nadusił pierwsze dźwięki, lecz z instrumentu wydobyła się cisza. Spróbował mocniej, dalej nic...

Co się...

Chloe usiadła obok. Położyła dłoń na jego ramieniu.

Tylko Adrien może zagrać.

Miał wrażenie, że łzy za moment wypłynął z jego oczu. Adrien? Przecież nim był, nawet jeśli nosił w tej chwili maskę Czarnego Kota. Dlaczego fortepian nie rozpoznał go?

Nie...

Wstał gwałtownie, przewracając ławeczkę wraz z Chloe. Dziewczynka przeturlała się po schodach, aż Marinette złapała ją w mocnym uścisku. Adrien w tym czasie podbiegł do ściany. Obmacał ją dokładnie, ze wszystkich stron, szukając kolejnego przejście.

To nie koniec...

Zdawał sobie, że jeszcze trochę i może siebie zniszczyć, ale nie podda się, póki ma szansę walczyć.

Ściana okazała się gładka. Jeśli istniało tu przejście, było niewidoczne albo bardzo dobrze ukryte. Sprawdził jeszcze podłogę, obmacując każdy jej skrawek. Nie natrafił na nic. Zrezygnowany opadł ze zmęczenia.

Położył się na podłodze i pomyślał, by zasnąć i zanurzyć się w lepszy, mniej skomplikowany sen. Jednak wtedy zauważył plamę na suficie. Czarną jak cień.

Marinette, czy...

Odchyliła głowę do tyłu.

Faktycznie — przyznała mu rację. — Co teraz?

Chwycił dziewczynę, Chloe zostawił za sobą. Rozciągnął koci kij aż pod sufit, zatrzymując się przy samej plamie. Sięgnął ku niej dłonią...

NIE! — wrzasnęła Chloe. Za późno.

Z cienia wyłoniła się ręka, zaciskając palce na nadgarstku Adriena.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!