Cienista ręka pociągnęła za sobą Adriena. Nie zdążył puścić Marinette, nim ręka pochłonęła ich w cieniu, który okazała sie przejściem. Było tam chłodno. Wrzasnęli, lecz ich głosy utknęły w pustej przestrzeni, którą otaczała ciemność.
Światełko zamigotało na końcu, jakby w tunelu. Adrien sięgnął ku niemu, ale świeciło zbyt daleko. Opadł ze zmęczenia w coś mokrego. W jego twarz trysnęła woda. Ocucił go potworny zapach wydobywający się z cieczy. Podniósł ze sobą Marinette. Była nieprzytomna.
Kilka razy poklepał Marinette po policzku. Nie obudziła się. Przyłożył wierzch dłoni do jej nosa, potem ust. Oddychała, choć słabo.
— Myślisz, że ci ludzie są potrzebni w twoim życiu?
Adrien wyprostował się gwałtownie. Ból przeszedł mu przez całą długość kręgosłupa.
— Ty... — Głos mu zadrżał.
Z góry skapnęła na niego kolejna kropa płynu. Zapach był inny, delikatniejszy, ale nadal wywoływał u niego odruchy, których się wstydził.
Wziął Marinette na ręce. Zaczął iść powoli, przemierzając ciężkie, bagniste podłoże. Obawiał się o każdy krok.
— Uważasz, że świat jest niesprawiedliwy?
Wszedł na coś twardszego, jakby zbity, wysuszony grunt po letnich deszczach. Stopy zapadały się pod ciężarem jego i Marinette, ale tym razem szedł pewniej.
— Sprawiedliwości nigdy nie było na tym świecie — mówił głos dalej.
— Pokaż się — wysyczał przez zęby Adrien.
— Pokazać się? Nie, chłopcze. Przecież dobrze wiesz, kim jestem.
Ojciec...
Myśl przeszła przez niego wraz z falą niepokoju, która zmusiła go do zatrzymania się. Kolana mu zadrżały. Zasłabnął, choć wciąż starał się stać w miejscu, świadomy, że trzyma na swoich rękach Marinette.
— Ty... — Zacisnął usta w wąską linijkę, nie dając rady dokończyć.
Znów ruszył przed siebie, tym razem czując spływające po jego policzkach łzy. Jeszcze za wcześnie je wylał. Bardzo możliwe, że okazał słabość w najgorszym momencie. Jednak domyślił się, co go czeka w tej części podświadomości.
— Kocie? — zapytała słabym głosem Marinette.
Zaczęła się wiercić w jego ramionach.
— Spokojnie, moja pani, obronię cię — obiecał jej. — Nie ruszaj się...
— Dlaczego? — Zakaszlała. — I co to za smród?
— Nie wiem.
— Typowe dla kotów. Udają, że nic nie wiedzą. Chowają po kątach rzeczy, żeby człowiek niczego nie zauważył — odezwał się ojciec, tym razem jego głos rozbrzmiał zaskakująco blisko.
Adrien poczuł na szyi czyjś oddech. Odwrócił się gwałtownie. Marinette z wrażenia okręciła ręce wokół jego szyi.
— Przepraszam — mruknął, rozglądając się ciemnościach.
Gdyby tylko na moment rozbłysło światło. To by wystarczyło. Nie trzeba mu było jasności, które reprezentowała Chloe. Zadowoliłaby go latarka, cokolwiek, aby widzieć w najmroczniejszym miejscu w jego podświadomości.
— Musimy koniecznie znaleźć Adriena — odezwała się Marinette. — To nie są żarty, te ciemności... Nie wiedziałam, że jest tak źle. Miał złe relacje z ojcem, ale to? Jak w ogóle mam być jego przyjaciółką, skoro nie znam go? A już nie mówiąc o... — urwała. Usłyszał, że łka.
— To nie twoja wina — starał się ją pocieszyć. — On pewnie też nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo potrzebuje pomocy. Mogę cię zapewnić, że jak tylko stąd wyjdziemy, zmuszę go, by zwrócił się do was z prośbą o pomoc!
— Na pewno? — Pociągnęła nosem. — Obiecujesz?
— Słowo kotka!
— Tradycyjnie: żałosne. Obietnice nie wnoszą nic dobrego do naszej egzystencji. Żerują na naszej naiwności i trawią nas głupimi marzeniami, że będzie lepiej. Ta naiwność...
— Nieprawda! — przerwała ojcu Marinette. — Wnoszą nadzieję. Nie zawsze się udaje, ale to nie oznacza że należy się nie starać. Obietnice sprawiają, że dążymy do postawionych sobie celów. Mielibyśmy podpisywać za każdym razem umowy? Złudnie bawić w prawników? Adrien nie jest zabawką, ale nie też też kontraktem, który można podpisać albo zerwać. Jest człowiekiem i mam nadzieję, że będę miała prawo kiedyś nazwać go przyjacielem!
Światło z oddali rozbłysło promieniem, który przemierzył otchłań we wszystkie strony. Nastała jasność, która rozgrzała serce Adriena, która sprawiła, że policzki zapłonęły z radości, a kąciki usta uniosły się w szczerym uśmiechu. A kiedy napotkała go Marinette, uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
— Moja pani, jesteś moim światłem — wyszeptał.
Marinette zamrugała ze zdumienia.
Postawił ją na grząskim gruncie. Ostrożnie przeskoczyła na skałę, a Adrien rozejrzał się wokoło w poszukiwaniu ojca.
— Pomogłaś... Adrienowi. — Zastanowił się przez moment, uważając, by nie powiedzieć "mi". — Dziękuję.
— Za co? W zasadzie to jak tylko stąd wyjdę, przeproszę Adriena. Byłam taka głupia... — Palnęła się w głowę. — Głupia, głupia, GŁUPIA! Głupia zakochana nastolatka.
— Oj, to przecież nic złego. Ja dla przykładu jestem na zabój zakochany w Biedronce.
— Nic nowego — burknęła. — Ale to nie tak, ja się w nim... Ech... Byłam taka głupia. Ciekawe, czy mi wybaczy.
— Ale co ma ci wybaczyć?
Marinette obejrzała się za siebie, potem spojrzała w lewo, potem w prawo.
— Nie powiesz... nikomu? — Wyrysowała w błocie serduszko. — Ja... lubiłam go. Adriena. Tak bardzo, że miałam na ścianie tysiąc jego zdjęć, robiłam wszystko, żeby tylko się z nim spotkać, nawet raz ukradłam mu telefon, żeby wykasować bardzo, bardzo wstydliwą wiadomość, którą nagrałam, a koniec końców... udawałam tylko przyjaciółkę. Do tego najgorszą...
Adrien był pewien w tej chwili jednego: za żadne skarby Marinette nie może się dowiedzieć, że on i Czarny Kot to ta sama osoba. Gdyby tak się stało, ich przyjaźń zakończyłaby się dobre. Głupi myślał, że Marinette jest inna, że wśród jego wielu fanek faktycznie interesuje się modą a nie jego osobą. W innym okolicznościach pewnie odwróciłby się i rozważył sprawę na spokojnie, ale w tym momencie była jedyną osobą, która towarzyszyła mu od początku tej wędrówki przez podświadomość jako Czarny Kot.
— Nie powiem — obiecał niewyraźnie.
— Dziękuję... i przepraszam. Pewnie myślisz, że jestem obrzydliwa i głupia. Głupia na pewno...
Mruknął pod nosem "hm". Nie umiał zaprzeczyć jej słowom. Już zbyt wiele zniósł, by dzierżyć i kłamstwo.
Odwrócił się i udał, że szuka ojca, choć w rzeczywiści wciąż dręczyło go wyznanie Marinette. Nigdy wcześniej nie zastanawiał się nad jej zachowaniem w ten sposób. Spodziewał się, że może go nienawidzi. Brał pod uwagę, że może coś jej zrobił. Ale nigdy przez myśl mu nie przeszło, że wszystkim kryje się nastoletnie uczucie...
Obejrzał się na moment przez ramię. Na widok dwóch kucyków przypomniał sobie o Biedronce, o każdym wieczorze, kiedy siedział wpatrzony w monitor komputera i odtwarzał to samo nagranie z ich wspólnej misji. Potem szedł spać, trzymając pod poduszką szmacianą lalkę na wzór bohaterki.
— Chyba... — zaczął niepewnie. — Chyba nie mam prawa cię oceniać.
Otworzyła usta, ale wtedy jej przerwał, kontynuując:
— Nie wiem, czy właściwie traktuję Biedronkę. może idealizuję ją...
— To niewątpliwe — przyznała bez chwili zawahania.
— Dziękuję, ale nie musiałaś. — Westchnął. Teraz już rozumiał, dlaczego Marinette inaczej zachowywała się w obecności Czarnego Kota, a inaczej przy Adrienie. — W tym rzecz, że... czasami kogoś się spotka i traci się dla niego głowę. To głupie, naiwne.
— Bardzo głupie i naiwne.
— Ale...
— Na to nie ma antidotum?
— Może wystarczy poczekać.
— Wątpię.
— I zrozumieć.
Marinette cofnęła głowę. Zamknęła na moment oczy, a gdy je znów otworzyła przyjrzała się światu, który reprezentował podświadomość Adriena.
— Chyba dopiero teraz zaczynam rozumieć — przyznała.
— Lepiej późno niż wcale. — Zaśmiał się. — Porozmawiać i zrozumieć.
— Komunikacja to podstawa.
— A jeśli chcesz ze mną pani się "pokomunikować", to zapraszam serdecznie w piątek. Róże, kolacja, księżyc i pluszowy miś. A wszystko przy akompaniamencie najlepszego skrzypka w Paryżu!
— Brzmi cudownie. Weźmiesz od tatusia kieszonkowe.
Pstryknęła Adriena w nos.
— Gdyby to było takie proste, to dawno bym podebrał mu parę drobniaków. Ale ze złotej karty ciężko coś capnąć.
— Lepkie, kocie łapki?
— Ewentualnie w pyszczku wyniosę.
Parsknęli śmiechem w tym samym momencie, zanosząc przez całe podziemia radosne echo. Światło przybrało na sile wraz z chwilą, kiedy do Adriena dotarło, dlaczego jako Czarny Kot uwielbia spędzać czas z Marinette. Oboje są wtedy sobą. Bez masek, bez udania kogoś, kim nie są.
— Żałosne. — Głos ojca dobiegł spod stóp Adriena. Podskoczył w miejscu. — Żałosne i nieadekwatne do sytuacji. Myślicie, że świat będzie podążał za waszymi różowymi opowieściami z krainy tęczy i kucyków? Może i jesteście jeszcze dziećmi, ale czy to oznacza, że nie można od was niczego wymagać?
Marinette uderzyła w skałę obok. Na jej skórze nie zostały choćby najmniejsze otarcia. Ruszyła przed siebie, odpychając Czarnego Kota, jakby zamierzała zmierzyć się z ojcem Adriena. Patrzył na nią zafascynowany jej wdziękiem i jej odwagą, w niczym nieustępującą Biedronce.
— Wymagać a zamykać w klatce to dwie różne rzeczy! — wykrzyczała. Jej głos odbił się echem między skałami. Ziemia wyschła dzięki oddechowi, który przeszył błotniste tereny podświadomości Adriena.
Stanął na twardym, solidnym terenie, w którym jeszcze chwilę temu taplał. Podniósł głowę. Marinette śniła w porównaniu do światła, które okalało resztę jaskini. Dała mu nadzieję i prowadziła. Sam nie zwyciężyłby z ojcem, ale nie był sam...
— Właśnie! — wrzasnął odważnie, chociaż raz w życiu chcąc naprawdę przeciwstawić się ojcu. — Można rozkładać obowiązki, starać się, ale co innego zamykać za ścianą i mówić, że tak należy robić!
— Dzieci... — odparł ironicznym, pełnym pogardy tonem. — Czy myślicie, że zabawą osiągniecie sukces? Czy myślicie, że w przyszłości ludzie, których nazywacie przyjaciółmi, nie odwrócą się od was, kiedy osiągniecie sukces? Jesteście młodzi i głupi. — Zamilkł. A potem głos wydobył się zza Adriena: — Młodzi, bo na to pozwala wam wiek i społeczeństwo. Głupi, bo stoi przed wami wyobrażenie, któremu złudnie wierzycie.
Woda napłynęła nad grunt, który chwilę wcześniej osuszyła Marinette. Dziewczyna odsunęła się szybko, ale zbiornik napełniał się w tempie, przed którym nie mogła uciec. Adrien złapał ją i rozciągnął koci kij ku górze. Na suficie znajdował się właz.
Popatrzyli się na siebie z zadowoleniem. Adrien sięgnął do włazu, lecz jego dłoń zawisła w powietrzu. Wyciągnął koci kij jeszcze dalej. Znów minął się z drążkiem.
Co się działo?
Zachybotali się.
Adrien zauważył półkę skalną. Przechylił koci kij i razem z Marinette wylądowali niżej. Woda zdążyła pochłonąć cały obszar pod nimi. Nie było ucieczki, wpadli w pułapkę, którą wykreował sam ojciec Adriena. Nic dziwnego, że przegrali.
— Dlaczego nie otworzyłeś? — oburzyła się Marinette.
— Nie mogłem dosięgnąć, on...
Właz znajdował się jeszcze wyżej. Z perspektywy, z której na niego patrzyli, wydawał się obecnie małym, nic nie znaczącym punktem w ciemnościach. Pod nim znajdowały się schody. Setki, jak nie nie tysiące stopni biegło w powietrzu, wyznaczając różne ścieżki. Żadna nie prowadziła do włazu.
— Mylicie się...
Adrien z Marinette odwrócili się równocześnie. Za nimi, na płycie skalnej odbił się wizerunek ojca Adriena. Był obrany w ten sam biały garnitur, fioletową muszkę i nosił okulary w czarnych oprawkach. Twarz miał bez wyrazu, może lekko zawiedzioną, ale w ogóle patrzył na nich z niepokojącą obojętnością — jak na siedzącą za oknem muchę.
— Mylicie się, że to ja was wprowadziłem w tę pułapkę — mówił dalej. — To umysł Adriena. To myśli Adriena. To... — wskazał na jaskinię — Adrien to stworzył.
— Ale to twoja wina! — Marinette wzięła kamień i cisnęła nim o wizerunek Gabriela Agresta. — To ty doprowadziłeś go do takiego stanu!
Uciekł na skałę obok.
— Panno Marinette Dupain—Cheng, rozumiem oburzenie i dziękuję za przyjaźń z moim synem, ale nie widzi panna w tym żadnych niestosowności?
— Słucham? — Cofnęła się o krok.
— Niestosowność w hierarchii społecznej. Otóż zapodam bardzo prosty przykład. Kim jesteś na wielkim przyjęciu organizowanym przez moją firmę?
— Ja? G... Gościem — odpowiedziała niepewnie.
— Czyżby? — Uniósł prawą brew w sztucznym zdumieniu.
— Marintte, ona... — próbował obronić ja Adrien, lecz była pierwsza:
— Piekarzem?
— Prawie. Bardzo możliwe, że cukiernikiem. Możliwe, że piekarzem. Będziesz stała przy bufecie i proponowała gościom bułeczki czy crossainty, a nie tańczyła z Adrienem. Nie towarzyszyła mu w zabawie. Adrien najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z granic, które dzielą jego i jego przyjaciół. — Zmrużył oczy. — Proszę o wybaczenie za tę niestosowną wypowiedź. Adrien bardzo dobrze zdaje sobie sprawę z granic. Przecież to jego podświadomość. Przez moje usta przemawia tylko to, co Adrien uważa za prawdziwe.
Oczy Marinette wypełniły się łzami. Cofnęła się kolejny raz, a skała pod jej stopami skruszała.
Adrien zacisnął pięść, dusząc w sobie krzyki, które chciały przejść przez jego gardło. Ale wtedy zdradziłby się...
Marinette zachwiała się. Jej ruchy stały się niepewne przez łzy, które spłynęły gęsto po jej silnych policzkach.
— Ja... — zaczęła, ale nie zdołała dokończyć.
— Niezależnie od tego, do jakiej szkoły bym nie posłał Adriena. Niezależnie od tego, do jakiej klasy by trafił... — Odetchnął. — Zawsze znalazłaby się taka panna Marinette. Złudnie zakochana. Kradnąca telefony. Wygłupiająca się. I...
— Adrien słyszał, co ja powiedziałam?
Skała roztrzaskała się pod Marinette. Poleciała w dół zbiornika, a Adrien mógł tylko stać i patrzeć jak opada...
OMG! Jak mogłaś w ten sposób to zakończyć? Umrę z niecierpliwości do następnego rozdziału!
OdpowiedzUsuńJestem zachwycona Twoim opowiadaniem. Sama również jestem fanką Biedronki i Czarnego Kota i bardzo podoba mi się to, że Adrien/Czarny Kot gra tu pierwsze skrzypce. Bardzo fajny pomysł na fabułę opka, mimo iż na początku nie byłam przekonana co do opisu ze spisu treści, ale akcja nabrała takiego tempa, że jestem obecnie zmuszona nosić przy sobie AED XD
W trakcie kilku rozdziałów widziałam parę literówek, więc możesz sobie potem jeszcze raz przejrzeć.
Pytanko: Dlaczego w każdych wypowiedziach Czarnego Kota nazywasz go Adrienem? Nie wiem, czy to miało być świadomy zabieg, jednak wskażę tylko iż na początku jest to mylące.
Podziwiam Cię za zapał do pisania. Tyle opowiadań. Dawno Cię nie odwiedzałam i mogę jedynie wstać z miejsca, jak widz po przedstawieniu, i złożyć Ci serdeczne gratulacje i wyrazy szacunku. Dalej jesteś moją inspiracją :3
Dużo weny! Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział, tak jak czekam na 5 sezon Lucyfera <3
Pozdrawiam :D
Sorki ze odp jako anonim ale nie mogę przełączyć konta. Ogólnie literówki są i pewnie będą. Nie wyłapie ich wszystkich bo to zwyczajnie niemożliwe. Ale dzięki za uwagę. Może kiedyś sprawdzę. Ogólnie bardzo cieszę się że opowiadanie przypadło Ci do gustu. To trochę testowa historia na jeden wątek i tak sama byłam ciekawa bylam to wyjdzie. Dlaczego nazywam go adrienem? Muszę sprawdzić ale chyba wszędzie nazywam go adrienem. Z jednego względu - chciałam pokazać że nawet w masce to nadal adrien. Ale dzięki za spostrzeżenie. Wezmę je pod uwagę na przyszłość. No cóż... Super ze cie zaskoczyłam ilością rozdziałów i opowiadanek. Piszę naprawdę sporo. Kocham to choć... Praca
Usuń... Ech. Nie mniej, będzie jeszcze sporo różności. Pisałam, piszę i będę pisać. Cudownie że inspiruje. To dla mnie totalnie motywujące! Ps. Ogólnie całość skończy się koło... 22.07 bodajże. Jutro kolejny rozdział a na Lucyfera sama czekam ��