Adrien zawahał się, pakując do torby list z zaproszeniem. Wypisał go poprzedniego dnia po długich rozmyśleniach na temat tego, co wydarzyło się w jego podświadomości. W końcu podjął decyzję, nie powinien się z niej tak szybko wycofywać.
Przełożył torbę przez ramię, Plagg wskoczył do jego kieszeni.
Wyszedł z domu wcześniej niż zwykle, mimo to ochroniarz już na niego czekał. Z początku wydawał się niezaskoczony wczesną porą, później jednak sprawdził kilka razy godzinę i zrobił dziwną minę.
— Idę dzisiaj na piechotę — poinformował ochroniarza.
— Nie ma mowy — odezwała się zza niego Natalie. — Adrien, ja rozumiem...
— Nie. — Zatrzymał się na chodniku. — Posłuchaj, Natalie, wiem, że się o mnie troszczysz, ale ja naprawdę muszę coś zmienić w życiu. Będę chodził na piechotę, to zawsze trochę ćwiczeń. Dzięki temu będę mógł zjeść coś z przyjaciółmi. Trzeba pielęgnować relacje międzyludzkie, a nie...
— Twój ojciec nie wyraził na to zgody — przypomniała mu.
— Wiem, ale on nie wie, co jest dla mnie najlepsze.
— Adrien, Boże, dziecko... — Złapała się za głowę. — Wpędzisz się tylko w większe kłopoty. Chyba nie chcesz, żeby zabronił ci chodzić do szkoły?
— Mam uciec z domu? — spytał w końcu.
— Słucham? — Głos kobiety zadrżał. — Adrien, ty chyba nie...
— Tak, jestem gotowy posunąć się do najgorszego. Nie chodzi mi o to, żeby zrobić komuś na złość. Ja zwyczajnie nie daję rady, Natalie. Nie jestem sobą. Ojciec szykuje mi przyszłość, ale nikt mnie nigdy nie zapytał, czy akceptuję tę przyszłość. Idę do szkoły. Jeśli ojciec będzie zły, to trudno. Możecie za mną jechać, też trudno, ale jeśli niczego nie zmienię dziś, nie zmienię też i jutro!
Natalie opuściła głowę. Wyglądała na zdezorientowaną. Nie chciała zgodzić się z decyzją Adriena, ale ten nie ustąpił kobiecie. Chciał jej pokazać, że dorósł, że nie jest już dzieckiem, które nie potrafi podejmować samodzielnych decyzji. A przede wszystkim, tu chodziło o zwykłe pójście do szkoły na piechotę. Od czegoś mógł zacząć.
Przymknął na moment oczy i wziął głęboki wdech powietrza.
Ruszył dalej, milczenie Natalie uznał za zgodzę. Może i właśnie sprzeciw się ojcu, co skreśliło jego wyjścia do szkoły. Możliwe, że to był jego pierwszy i ostatni bunt, ale póki nie spróbuje, nie zobaczy, gdzie zabiorą go te decyzje.
Ochroniarz z Natalie pojechali za nim. Kręcili się gdzieś obok, udając, że go nie śledzą. Dla Adriena były oczywiste ich zamiary. Przynajmniej nie kazali mu wsiąść do środka, a to już coś.
Pierwsze wyjście do szkoły na piechotę.
W spacerze zabrakło magii, której oczekiwał. Na ulicy śmierdziało. Po chodnikach walały się porozrzucane papierki, które wysuwały się z pół wygiętych śmietników. A i nie wszyscy dbali o wyrzucanie śmieci. Znad niego dobiegał zapach świeżego prania, który zaraz przyćmiewał odór spalenizny wydobywającej się z jakiegoś starego auta. Ogólnie cuchnęło — trochę ulicą, trochę ludźmi. Było gorąco. Zmierzający do pracy, szkół przepychali się między sobą.
Jakieś dziewczyny zwróciły uwagę na Adriena, zignorował je i ruszył dalej w nadziei, że go nie rozpoznały.
— Adrien? — Ktoś kolnął go w plecy. — To ja.
Odwrócił się. Marinette poprawiła plecak, z małej torebeczki wysunęła się Tikki. Pomachała Adrienowi na powitanie. Plagg też na moment wyjął łapkę, witając Marinette.
— A więc to prawda — zauważyła.
— Ta... Idziemy razem do... szkoły? — zaproponował niepewnie.
Marinette zgodziła się kiwnięciem.
Była to ta sama dziewczyna z jego podświadomości, z którą spędził ostatni atak akumy. Marinette i Biedronka w jednym. Nadal jak patrzył na nią, nie mógł się nadziwić, w jaki sposób nie rozpoznał tych dwóch kucyków. Dlaczego twarz nie wydawała mu się znajoma, gdy przyglądał się Biedronce w skupieniu?
Czy naprawdę miłość tak mocno go oślepiła?
Nawet jeśli, nic nie tłumaczyło jego głupoty...
— A więc, jak po wczorajszym się czujesz? — zapytał, przerywając niezręczną ciszę.
— Chyba dobrze. To znaczy.... Jestem troszkę zdezorientowana. Chyba nie tego się spodziewałam. I nie chodzi mi o Czarnego Kota — dodała szybko, nim Adrien zdążył otworzyć usta.
Opuścił dłoń.
Dokładnie to miał na myśli: Marinette zawiodła się, kim jest Czarny Kot. Jednak szybko zaprzeczyła. Dla Adriena jej słowa były wybawieniem, niosącym ze sobą nadzieję na przyszłość. Nie nienawidziła go, a ten początek dawał szansę na coś większego.
— A jak się z tym czujesz? — pytał dalej.
Wzruszyła ramionami.
— Jakoś. Myślałam o tym całą noc. To jest takie... dziwne! Ech... A ty?
— Co "ja"?
— No... Co sądzisz o mnie?
— Aa. — Zrozumiał. — Ja... Sam nie wiem. Też myślałem o tym długo. To było takie dziwne. Sądziłem, że lepiej poradzę sobie z tym wszystkim, ale chyba to nie jest takie proste. Lubię cię...
— Tylko zawsze byłam dla ciebie przyjaciółką? — dokończyła za niego.
— Tak.
Marinette odetchnęła ciężko.
— Rozumiem. Nie ma... problemu. Dam sobie radę. Można się było tego spodziewać... — spojrzała na Adriena i dodała: — koteczku.
Przewrócił oczami, a potem parsknął śmiechem.
— Tak, tak, moja pani, masz rację. — Posłał do niej oczko. — Mimo wszystko, dziękuję ci. Gdybyś nie była wtedy ze mną, nie wiem, czy udałoby mi się pokonać... w zasadzie siebie.
— Dałbyś radę. Poza tym, to był mój obowiązek. Wiedz, że jeśli będziesz potrzebował pomocy, tym razem w realnym świecie, mam nadzieję, to ja tu jestem.
Otworzył usta, ale słowa utknęły mu w gardle. Ten uśmiech, te oczy, ta odwaga... Zakochał się w Biedronce bez opamiętania. Zapomniał tylko, że ten sam uśmiech, te same oczy i ta sama odwaga należały do Marinette. Co więcej, pocałował ją i oddał serce, choć powinien je w całości przeznaczyć ukochanej superbohaterce.
Marinette była niezwykłą dziewczyną.
— Myślisz, że będzie teraz łatwiej czy trudniej? — zagadywała go dalej.
Przysunął się bliżej dziewczyny.
— Inaczej — odpowiedział najprościej jak tylko mógł.
— Tylko czy to "inaczej" wystarczy?
— A co my możemy z tym zrobić? Zapomnieć?
— No nie...
— Usunąć wspomnienia?
— Też nie — wysapała.
— Wiem, że to dla ciebie trudniejsze, bo nie jesteś tylko bohaterką, ale chyba przyda ci się wsparcie.
— To na pewno.
— I nie chodzi mi tylko o walkę z Władcą Ciem, ale i o wsparcie moralne.
— Myślisz, że o tym nie wiem.
— A ja tam wiem. Przecież nikt inny nie wie, kim jesteś...
Marinette dziwnie zamilkła. Adrien wyszedł przed dziewczynę, spojrzał jej prosto w oczy, lecz szybko przeszła obok i uciekła gdzieś, udając, że go nie widzi.
— Marinette...
Pognał za dziewczyną.
— Marinette, serio?
Pokręciła głową na boki.
— Marinette, kto?
— No... — zaczęła nieśmiało. — No chyba się domyślasz?
— Alya?
— Nie, no nie Alya.
— Nino?
— Skąd ci Nino przyszedł do głowy?
— No jeśli nie on, to.... Oj... — Pojął. — Nie mów mi, że Luka?
— Szybko się domyślił — przyznała.
— Ale jak szybko?
— Szybko szybko. Praktycznie od razu, ale się nie przyznał.
— No sobie żartujesz? — Opuścił bezwładnie ręce. — On?
— No a kto?
— No... no... — Adrien próbował znaleźć właściwą osobę do roli pomocnika Marinette, ale nie wpadła mu do głowy ani jedna osoba, więc odpowiedział tylko: — każdy.
Marinette uniosła brew i spytała:
— Chloe?
— No dobra, wszyscy oprócz Chloe. To już by było dziwne, plus już pół Paryża by wiedziało.
— Nie pół, tylko cały. Ewentualnie też cały świat.
— No tak, Chloe.
— Dokładnie, Chloe.
Westchnęli na raz.
— Ale... mimo wszystko pomogła nam — zauważyła Marinette, kiedy zbliżali się do szkoły.
— Tak, zgadza się. Trochę teraz mi głupio, jak ją ostatnimi czasy traktowałem.
Marinette zatrzymała go. Położyła dłoń na ramieniu i przekrzywiła głowę na bok.
— Adrien, zasłużyła. Totalnie zasłużyła.
— Ech, niech ci będzie, ale i tak przez wiele lat przyjaźniliśmy się.
— Polemizowałabym. — Parsknęła śmiechem. — Tak teraz sobie pomyślałam, że może wciąż chowa nadzieje na wasze małżeństwo.
— Mamama... Małżeństwo? — nie umiał się wysłowić.
Nigdy tak nie myślał. Przyjaźń przyjaźnią, ale Chloe i miłość? Wspólne życie do końca ich dni? Dzieci? Rodzina? Nie widział jej w tej roli. Wykończyliby się szybciej niż jakiekolwiek małżeństwo.
— A co... sądziłeś o Biedronce?
Zawahał się. Chyba na to pytanie nie umiał odpowiedzieć Marinette. Gdyby jeszcze zapytała go dzień wcześniej, z radością opowiedziałby jej o swojej miłości, planach. Oczywiście jako Czarny Kot, jako Adrien nie miałby tyle odwagi.
— Muszę to chyba... Przemyśleć.
— Tak chyba będzie najlepiej.
Na teraz szkoły zaczęli przybywać kolejni uczniowie. Odsunęli się od siebie, trochę zakłopotani sytuacją, w której się znaleźli.
Adrien poprawił koszulę.
Obok przejechał samochód z Natalie i ochroniarzem. Chloe wyłoniła się z budynku z prędkością światła. Ustawiła się dokładnie przy podjeździe, już wymachując w kierunku jadącego auta.
— Ona tak...
—... codziennie. Tak, codziennie — odpowiedziała mu Marinette, nim zdążył zadać pytanie.
— I ty tak...
—... codziennie. — Odetchnęła ciężko, mierząc Adriena ostrym wzrokiem. — Błagam, nie pytaj. Po prostu nie pytaj.
— Nic nie mówiłem.
— Tak, nic nie mówiłeś. Nic a nic — mruczała pod nosem.
Chloe zawiodła się, gdy samochód przejechał dalej, a Adrien nie wysiadł ze środka. Wydarła się na przypadkowego przechodnia, potem na kolejną osobę, aż napotkała na Sabrinę, która na końcu stała się obiektem wyładowania swojej złości.
Adrien rozejrzał się za jakimś motylkiem albo już za zakumanizowanym człowiekiem. Musiał przyznać Marinette rację, Chloe była mistrzynią w dołowaniu ludzi, ale z drugiej strony bawiło go to. Zachowywała się dziecinnie, niedojrzale, biegając w kółko i poprawiając co chwilę fryzurę. Była przygotowana na przybycie Adriena. Nie wiedziała tylko, że tym razem zdecydował się na spacer.
Zauważyła Marinette i Adriena.
— Nie. Możli. We... — wydukała możliwie najwolniej, zbliżając się stopniowo. Pociągnęła za sobą Sabrinę. — Co to ma znaczyć?
— Spacer — odpowiedział na spokojnie Adrien.
— Z nią?! — Wskazała na Marinette. — To oburzające. Po prostu oburzające...
— Spotkaliśmy się po drodze — wytłumaczył szybko, ale nadal za wolno.
Chloe podeszła do Marinette i wbiła palec w jej ramię. Kilka razy ją stuknęła, aż obie cofnęły się o kawałek, prawie pod przejście dla pieszych.
— Zrobiłaś to specjalnie! No oczywiście, Adrienku, nie słuchaj jej — nagle zwróciła się w kierunku Adriena. — To zazdrośnica, której jedynym celem jest mnie upokorzyć. Ach! — Teatralnym gestem położyła dłoń na czole. — Znamy się tyle lat, uwierzysz mi czy jej.
— Że co? — Tym razem Marinette ją popchnęła. — Ja CODZIENNIE idę tą trasą do szkoły!
— Ta, jasne. — Chloe założyła ręce na piersi. — Ale skoro to TAKI przypadek, to tym razem ci wybaczę. A teraz sio, a kysz, zmykaj!
Pomachała kilka razy ręką przed Marinette, a potem Sabrina dołączyła do Chloe we wspólnym wyganianiu Marinette. Ta niemal zaczerwieniała ze złości. Adrien aż z ciekawości zaczął się rozglądać za akumą. Nie ukrywał, przerażały go relacje damsko—damskie, a gdyby jeszcze doszedł do tego atak Władcy Ciem... Nie dałby rady uratować świata.
Zaśmiał się.
Dziewczyny odwróciły się w jego kierunku, wszystkie w ten sam sposób z lekka zdezorientowane. Przestały się nawet kłócić, kiedy Adrien parsknął po raz drugi śmiechem. Chloe szybko podeszła do niego, pytając, czy coś się stało, albo tak mu się zdawało, że oto zapytała. Nie dał jej odpowiedzi. Zamiast tego spojrzał na Marinette i posłał jej uśmiech pełen wdzięczności.
— Marinette, nie ma problemu, gdybym chwilę porozmawiał z Chloe? Sam na sam?
Zgodziła się kiwnięciem i poszła, nie sprawiając żadnych problemów. Nawet na moment obejrzała się przez ramię. Twarz miała spokojną, jakby domyśliła się, co Adrien zamierza zrobić.
— No, nareszcie sobie poszła! — Chloe fuknęła, odprowadzając Marinette wzrokiem. Ani razu nie zwróciła się w stronę Adriena. — To o czym...
Adrien wyciągnął z torby wcześniej przygotowaną kopertę i podał ją Chloe. Nie przyjęła jej. Ostrożnie zlustrowała każdy skrawek papieru, choć Adrien nie podpisał niczego. Chyba nawet nie zakleił koperty.
— Ja... — zająknęła się dziewczyna.
Wcisnął jej do rąk kopertę. Otworzyła ją i wyjęła ze środka zaproszenie, ręcznie wypisane przez Adriena na jego egzamin z lekcji fortepianu. Jedną część miał prezentować przy publiczności. Większość zapraszała rodziny, ale w przypadku Adriena chyba to niewiele znaczyło.
Chloe wyglądała na zdezorientowaną. Raz patrzyła na Adriena, innym razem na zaproszenie. Nie wierzyła w to, że ją zaprosił. Otworzyła usta, może żeby zapytać, czy to nie jest przypadkiem żart, ale nie dała rady wydusić z siebie ani jednego słowa. W końcu zacisnęła wargi. Oczy przetarła rękawem.
— Przyjdziesz? — zapytał wprost.
Zacisnęła mocniej palce na kopercie.
— Dla mnie? — wydukała niewyraźnie.
— Nie inaczej.
— Ty nigdy mnie... nie zapraszałeś.
— Wiem, ale przypomniałem sobie, że kiedy byliśmy mali często graliśmy razem. Przestałaś i tak pomyślałem, że przyda mi się po występie opinia kogoś, kto słyszał mnie wcześniej. Co ty na to?
— Ja... bardzo chętnie... Naprawdę, Adrien? Nie masz nic przeciwko? Nie wiem nawet, czy twój ojciec mi pozwoli...
— Komu jak komu, ale tobie niewątpliwie pozwoli przyjść. Pomyśl nad tym, ja oczywiście zaczekam na ciebie. Nie widzę w tym najmniejszego problemu.
Zostawił Chloe za sobą. Sabrina sama przeczytała zaproszenie, a potem wybuchła z radości wraz z Chloe. Skakały jak oszalałe po chodniku, zmuszając pozostałych przechodni, żeby zeszli im z drogi. Krzyknęły na raz, a potem Chloe ucałowała zaproszenie.
Włożyła je między książki. Pogaduszkom dziewczyn chyba nie było końca.
Adrien uciekł im z widoku. Schował się do szatni, gdzie zostawił kil książek. Plagga nakarmił porządnym kawałkiem camemberta. Obiecał przyjacielowi w swojej podświadomości, że mu wynagrodzi marne okruszki, które zdołał wygrzebać z plecaka. Poza tym w ten sposób najlepiej było go przekupić.
— No, to teraz Adrien dajesz... — powiedział do siebie.
Marinette stała przy ścianie niedaleko wejścia. Opierała się o nią i szkicowała kolejny projekt, słuchając muzyki. Mruczała pod nosem prostą melodię, piosenka chyba była Jagget Stone'a.
Przykucnął obok niej. Nie zauważyła, że zjawił się obok. Rysowała dalej, kreśląc na papierze kolejne pomysły na sukienki. Założyła sobie w połowie szkicownika miejsce na projekty konkursowe, w tym pewnie i jeden, który organizował jego ojciec.
Adrien przełknął głośno ślinę, przecierając wierzch dłoni ze stresu. Jakby pierwszy raz miał rozmawiać z jakąkolwiek dziewczyną. Nie czuł się tak źle pierwszego dnia w szkole!
Jednak nie umiał zapanować nad emocjami. W jego oczach zanikła Marinette, zniknęła również Biedronka. Nuciła obok niego zupełnie inna dziewczyna, której do tej pory nie znał. Odważna, ale i niezdarna. Czuła, choć czasem okrutna. Nie znał żadnej z nich.
Wyprostował się i przysunął bliżej, prawie zahaczając o ramię Marinette.
Obejrzała się w prawo. Zdjęła szybko słuchawki i odłożyła szkicownik na których ze schodków.
— Już...
— Skończyłem — odpowiedział, nim zdążyła dokończyć pytanie.
— To dobrze. Ucieszyła się?
— Tak. — Chloe przemknęła właśnie przez korytarz, radośnie podśpiewując i chwaląc się, że Adrien zaprosił ją na randkę. Nie taką wersję wydarzeń znał. Mimo to odpuścił jej. — Zasłużyła — dodał ciszej.
— Pomogła nam wtedy.
— Tak, poza tym ona nie jest taka zła.
— Może i nie... Choć przyjaciółkami na pewno nie zostaniemy! — zadeklarowała ciut za głośno Marinette.
Adrien zaśmiał się pod nosem.
— W to nie wątpię — odparł. — A tak w sprawie randki, chyba coś ci obiecałem.
— Jako... kotek? — upewniła się.
Kiwnął głową.
— Coś różach i wspólnym wieczorze... — mówił dalej. Odchrząknął. Nie sądził, że kiedykolwiek znajdzie się w tak niezręcznej sytuacji.
— Nie — zaskoczyła go.
— Co? — Głos mu zadrżał. Odsunął się odruchowo, nie rozumiejąc odmowy.
— W sensie... To nie do końca tak jak myślisz. Całą noc nie spałam, bo próbowałam zrozumieć, gdzie popełniłam błąd. I chyba już go znalazłam. Potrzebujesz teraz przyjaciela, nie fanki, która jak głupia będzie za tobą latała. Musimy chyba wiele spraw...
—... ułożyć, rozważyć? — dokończył za Marinette.
— Przede wszystkim porozmawiać musimy, ale jak przyjaciele.
— Jak Kot i Marinette?
— Chyba tak będzie najlepiej — zgodziła się z nim. — Bo chyba wtedy byliśmy sobie najbardziej bliscy.
Nie tak planował, ale wyszło lepiej niż kiedykolwiek mógł się spodziewać. Czekało go jeszcze wiele, przede wszystkim najtrudniejsza rozmowa z ojcem. Na razie da sobie z nim radę. A jeśli nie, zawsze pozostanie mu Plagg i Czarny Kot. Nie pozwoli dłużej zamykać się w czterech ścianach.
— Nauczyłem się wiele — wyznał Marinette.
— I dlatego mam nadzieję, że wszystko się ułoży.
— Ja też, moja pani. Ja też...
Coś mi nie pasuje. Coś dziwnego jest w ich relacji. Brakuje mi większych emocji w tych dialogach. Niektóre zdania nie miały dla mnie sensu. Szkoda, że zamiast typowego (nie mam tu na myśli nic złego) Mari x Chat, czy innego shipu, wyszło tak naprawdę - nic. Nie podoba mi się zakończenie. Niby otwarte, ale nie wybaczyłabym Thomasowi, gdyby w ten sposób zakończył serial. Mimo to, przyjemnie się czytało, ale rezultat mnie nie zadowolił.
OdpowiedzUsuńMoże kontynuacja to naprawi? :P
Pozdrawiam ;) Życzę dużo weny na inne opowiadania <3
Dzięki za opinie! No cóż.. Szkoda, że zawiodłam zakończeniem :( To moje pierwsza próba z dłuższym MIraculous i nie chciałam robić wielkiego romansu, a raczej dać początek znajomości i dopiero budowaniu relacji między Mari i Adrienem :) NIe mniej, dzięki za uwagi! Na pewno wezmę je pod uwagę xD
UsuńW sumie zgadzam się, że powinni dopiero budować relację, zupełnie na nowo, a nie od razu rzucić się sobie w ramiona. Z drugiej strony też mam wrażenie, że Adrienowi zabrakło trochę charakteru i charyzmy w tym ostatnim rozdziale. Za to Mari mnie bardzo pozytywnie zaskoczyła, taką bym chciała częściej widzieć w serialu! Mam nadzieję, że Thomas też pójdzie w stronę Mari x Chat żeby mogli się poznać na stopie przyjacielskiej bez tego zauroczenia/zakochania typowego, które przysłania zdrowy rozsądek.
UsuńJeśli był by pomysł na kontynuację to jak najbardziej jestem za, zwłaszcza z tak regularnym wstawianiem i stosunkowo krótką historią ( te 13 rozdziałów to tak w sam raz).
Dzięki za te rozdziały i analizę umysłu Adriena.
Dużo weny do następnych projektów i powodzenia w nowej pracy :)
Super, dzięki za opinie! Naprawdę cudowne uwagi, które wezmę pod uwagę przy pisaniu tomu 2 xD
Usuń