[Faux pas] Rozdział 12

Mała Chloe zeskoczyła z ławki i podbiegła do Adriena. Najpierw pomogła położyć Marinette, później pogłaskała Adriena po plecach. Wykasłał jeszcze trochę wody, aż padł ze zmęczenia na podłogę. Odwrócił się przodem do sufitu.

Parsknął szczerym śmiechem. Dołączyła do niego Chloe, posyłając mu ten niewinny, ale i złośliwy uśmieszek, jakby chciała powiedzieć: "a nie mówiłam". Adrien z przyjemnością posłuchałby jej. Wszystko wydawało się prostsze.

Westchnął z niewyobrażalną ulgą. Nawet jeśli załatwił sprawy w podświadomości, to wiele spraw czekało na niego w świecie rzeczywistym. Nie bał się ich, co więcej oczekiwał ostatecznego rozegrania. Spotkania z ojcem czy rozmową z Natalie. Wierzył, że tym razem mu się uda.

I jak tam? — zapytała Chloe, machając radośnie nóżkami.

Spokojnie.

Prawda? Marinette zaraz się obudzi, wyjaśnicie sobie to i owo, a potem możecie wracać! BRAWO! — Zaklaskała, kręcąc głową na boki. — Adrien wraca, Adrien wraca, jak szczęśliwa jestem, jak szczęśliwa jestem — zaczęła śpiewać.

Adrien położył Marinette na boku, a potem przysiadł się do Chloe na ławce. Pogłaskał ją po głowie z wdzięczności — za to, że była przy nim w najgorsze dni, za wieloletnią przyjaźń i za miłość, której co prawda nie mógł odwzajemnić, ale mimo wszystko... Cieszył, że przybyła do jego podświadomości.

Dziękuję — wyszeptał.

Posmutniała.

Odwróciła się w kierunku fortepianu i położyła palce na klawiszach. Nie dała rady zagrać.

Opuścisz mnie — wymruczała niewyraźnie pod nosem.

Muszę, ale w prawdziwym świecie żyjesz, jesteś moją przyjaciółką...

Już nie. — Zacisnęła drobne usteczka w wąską linijkę.

Chloe...

Nie! Nie lubisz mnie. Nigdzie nie zapraszasz. Nie lubisz mnie. Obecnej mnie...

Opuściła głowę, chowając twarz między włosami. Kiedyś miała dłuższe niż teraz. Wyglądała słodko i niewinnie. Czasami nazywał ją Roszpunką. Teraz to ewentualnie zyskałaby tytuł złej macochy...

Nie bój się. Porozmawiam z obecną Chloe i zaproszę ją gdzieś — obiecał.

Serio?! — Rozpromieniła się. — Przyrzekasz!

Dokładnie.

Serio serio?

Jak najbardziej. A teraz... może zagramy?

Przyłożył palce do klawiszy i na trzy zaczęli grać. Melodia sama wpadała do głowy Adriena. Może odtwarzał znany fragment piosenki, a może właśnie w tej chwili skomponował kawałek. Specjalnie dla niego i Chloe.

Melodia rozbrzmiewała po całym pomieszczeniu, przypominając Adrienowi o smutkach, ale i o radosnych chwilach. Gdy z mamą i tatą siedzieli przy jednym stole, gdy w ostatnie święta kogoś zabrakło, gdy poznał Marinette, gdy po raz pierwszy spotkał się z większym gronem przyjaciół...

Wspomnienia wypełniały go. Tworzyły obecnego Adriena, którym się stał nie dzięki trwaniu w miejscu, a kroczeniu do przodu.

Piosenka się nie kończyła.

Kolejne łzy płynęły. Najpierw Chloe pociągnęła noskiem, potem i Adrien rozpłakał się wśród płynących w jego głowie cudownych nut.

Obejrzał się przez ramię. Marinette siedziała w milczeniu, przyglądając się ich wspólnej grze. Posłał jej uśmiech, na który odpowiedziała tym samym. Przyciągnęła kolana do piersi i lekko zarumieniła się.

Chloe szturchnęła Adriena w ramię.

Przeprosił cicho i grał dalej. Przeszli do kolejnego aktu. Do skocznego kawałka, do którego aż chciało się tańczyć. I tak to by trwało, ale Chloe zwolniła tempo.

Płakała mocniej, pociągając noskiem. Zabrakło radości, którą pragnął jej przekazać. Palce nie szły płynnie między klawiszami, przez co fałszowała coraz mocniej.

Adrien przerwał grę. Przyciągnął dziewczynę do siebie i przytulił, pozwalając wyrzucić z siebie wszystkie łzy.

Dziękuję — powiedział jeszcze raz.

Podniosła głowę. Przymrużyła oczy, a na jej twarzy zawitał spokój.

Będziemy w przyszłości rodziną, obiecuję — wyszeptała, inaczej niż zwykle. Jej słowa nie brzmiały jak obietnica, lecz jak pragnienie, które nosiła w sercu mała dziewczynka. Wiedziała, że nigdy to marzenie się nie spełni. Mimo to odzyskała spokój.

Pomieszczenie wraz z Chloe rozmyło się wśród tysięcy iskier, które okalały podświadomość Adriena.

Światełka odeszły daleko, powracając do pozostałych pomieszczeń. Wiedział, że niosą mu ukojenie. Świat dzięki nim wyglądał piękniej. Dlaczego wcześniej nie próbował go zmienić?

To koniec — wyszeptał.

Rozeszły się w ciszy, pozostawiając Adriena i Marinette w śnieżnobiałym pokoju bez okien i wystroju. Drzwi znalazły się za Adrieniem.

Usiedli naprzeciwko siebie. Marinette chwyciła się za zaróżowione policzki i rozejrzała po pokoju, unikając bezpośredniego kontaktu z Adrienem. Jednak ich spojrzenia w końcu się spotkały. Przez kilka minut trwali w bezruchu i patrzyli na siebie, jakby robili to po raz pierwszy w życiu.

Adrien zastanawiał się, dlaczego wcześniej nie domyślił się prawdy. Przecież Marinette wyglądała jak Biedronka, a Biedronka była Marinette. Szukał po całym Paryżu ukochanej, a okazało się, że ona cały czas była obok.

Przepraszam — zwrócił się do dziewczyny targany wyrzutami sumienia, że wcześniej nie domyślił się prawdy — i w kwestii jej uczuć, i tego, kim jest.

To ja przepraszam. — Westchnęła ciężko. — Nie zachował się wobec ciebie w porządku.

Ja też popełniłem sporo błędów.

Nie, nie, to ja... — Zacisnęła palce na spodniach. — Nie jestem Biedronką.

A ja Czarnym Kotem — kontynuował jej myśl. Chyba po raz pierwszy odkąd został superbohaterem, otworzył się przed kimś. Nie musiał niczego ukrywać przed Marinette, skoro na ich barkach spoczywał ten sam sekret.

Przysunęli się bliżej w tym samym czasie. Wymienili niewinnymi spojrzeniami, nadal bojąc się poprowadzić temat dalej.

Było... ci ciężko? — zaczęła Marinette. Poprawiła włosy, przygładzając je do przyklapniętych kucyków.

Widziałaś mój świat. — Parsknął żałosnym śmiechem. — Za to też cię przepraszam.

Nie musisz, tylko... Wszystko słyszałeś.

Tak...

To dlatego twój ojciec wiedział.

Chyba tak — przyznał. — Naprawdę mi przykro.

Nie, nie... To moja wina. Byłam naiwna, głupia i nie potraktowałam cię właściwie. Czy... kiedyś mi wybaczysz?

Adrien otworzył szeroko oczy ze zdziwienia.

A mam coś ci wybaczać?

To wszystko... Szaleństwo, zdjęcia, kradzieże...

Oj. — Machnął ręką od niechcenia. — Jak sama widziałaś, kolekcjonuję w umyśle niezły album ze zdjęciami. Poza tym.... chyba nie wyobrażam sobie świata bez ciebie.

Co? — wymruczała i odsunęła się gwałtownie od Adriena.

Przetarła przemoczoną twarz, a następnie poprawiła bluzkę. Potem już jej ręce chodziły po całym ciele, jakby chciała coś robić, nie tylko siedzieć w miejscu i czekać.

Chyba jak otworzymy drzwi, to stąd wyjdziemy — zmienił szybko temat.

T.. Tak, chyba tak. Bardzo, bardzo możliwe, że tak.

Ciekawe, ile z tego zapamiętamy?

Marinette wzruszyła ramionami.

Nie wiem.

Nie wiesz... — Adrien powtórzył po niej.

Obawiał się, że jak wrócą, utracą wszystkie wspomnienia z wyprawy. Nie po to przeżył swoją podświadomość, żeby teraz nie zwalczyć tego przez zapomnienie. Jednak niezależnie od rezultatu, na jaki napotkają, muszą stąd wyjść.

Czy jako Czarny Kot zawiodłeś się? — spytała Marinette.

Schował twarz za dłońmi.

Nie — burknął. — Ale i... nie wiem, czy oczekiwałem ciebie. A Marinette się zawiodła?

Nie wiem. Zawsze zależało mi na Adrienie, dlatego odrzucałam Czarnego Kota.

Smutne.

Bardzo.

I głupie.

To na pewno.

Znów zapadła cisza.

Tyle cisnęło się na usta Adriena, ale kiedy przychodził właściwy moment, żeby zapytać, żeby porozmawiać, milczał. To nie był najlepszy czas na wymianę zdań. Obawiał się tylko, że jeśli nie teraz, to już nigdy nie dostanie szansy, by cokolwiek naprawić.

Zapomną. Albo Marinette wcale nie okaże się Biedronką.

Wiele scenariuszy przychodziło mu na myśl, a wątpliwości zabierały mu cenny czas.

Marinette...

Przysunął się bliżej dziewczyny, ujął jej dłoń i ucałował, jak miał w zwyczaju to robić Czarny Kot.

Co ty robisz? — zająknęła się.

Próbuję być sobą. Może mi nie uwierzysz, ale nie jestem taki, jak wszyscy sądzą. Kocham przygodę, chciałbym droczyć się z innymi, a przede wszystkim cenię wolność. Czarny Kot daje mi to wszystko. Nie muszę udawać idealnego modela, który zawsze jest gotowy na błysk flesza. Jestem... sobą. I dlatego właśnie chciałem, żeby Biedronka pokochała mnie. Nie Adriena Agresta, tylko... mnie...

Ale ty jesteś...

... Adrienem Agrestem — dokończył za nią. — Tak, podświadomość mi to dobitnie pokazała. Nawet jeśli skrywam za maską złośliwego, kochającego poflirtować, pobawić się kotka, to wciąż jest tam ten sam człowiek. ten sam Adrien.

To prawda — przyznała.

Pogładziła jego policzek kciukiem.

Jak ja nie rozpoznałam cię wcześniej? — spytała.

Też zadaję sobie to pytanie. I pytam się również, dlaczego wcześniej nie zdałem sobie sprawy, kto jest pod maską. Ja nawet... — urwał w najtrudniejszym momencie. Zebrał się szybko w sobie i dopiero wtedy kontynuował myśl: — Nawet zadeklarowałem, że pokocham każdą, która jest pod tą maską. Cieszę się, że widzę ciebie, ale mam...

... wątpliwości? — zaproponowała.

Nie, poczucie winy — poprawił ją. — Może jak zapamiętamy tę przygodę, to porozmawiamy. Szczerze. Bez udawania. Bez masek...

Kiwnęła na zgodę.

Adrien wziął głęboki wdech i odwrócił się w kierunku drzwi. Pierwsze kroki wykonał niepewnie, bał się, co zobaczy za drzwiami. Kolejne kroki wydawały się bardziej stanowcze, choć wciąż trząsł się. A co jeśli to nie koniec? Co jeśli wcale nie na tym skończą sie jego problemy?

Najwyżej wtedy stawi czoła nowym...

Położył dłoń na klamce i przymknął oczy, nie chcąc zobaczyć jako pierwszy tego, co jest za drzwiami. Otworzył je gwałtownie, wszystkie wątpliwości zostawiając za sobą.

Usłyszał szum deszczu.

Rozchylił powieki. Cieniutkie krople opadły na Paryż w nieustannym ciągu, który przypominał mu o jakimś wydarzeniu z jego życia. Samochód stał już na podjeździe. Natalie czekała w środku, przeglądając na tablecie najnowsze polecenia od ojca. Ochroniarz siedział na miejscu kierowcy, przyglądając się przechodzącym obok uczniom.

Adrien stanął w progu. Narastała w nim niepewność. Przeczucie, że zaraz wydarzy się coś nieoczekiwanego, narastała w jego sercu, które łomotało coraz mocniej. W końcu przełknął głośno ślinę, wierząc, że przełknie lęki i ruszy dalej.

Padał deszcz. Wiedział, że zmoknie, jeśli choćby na moment wyjrzy zza budynku.

Deszcz okalał cały Paryż, uderzał spokojnie o dach szkoły. Przypominał Adrienowi pierwszy dzień w szkole. Ten moment, w których szum unosił się w jego uszach. Kiedy wyszedł podekscytowany po pierwszym dniu zajęć, wierząc, że rozpoczął się właśnie nowy rozdział w jego życiu.

Adrien? — usłyszał za sobą Marinette.

Odwrócił się.

Dziewczyna podała mu złożoną parasolkę. Była czerwona w czarne kropki.

Limitowana wersja parasolek Biedronki. — Zaśmiał się. — Dostać taki prezent z rąk samej superbohaterki... Niesamowite.

Ty jesteś niesamowity — przyznała. — Dasz radę, nie poddawaj się.

Wierzysz we mnie? — spytał niepewnie.

Tak. — Nie wyczuł w jej słowach ani nuty kłamstwa. — I jak to się skończy, nadal będę — obiecała.

Uśmiechnął się niepewnie.

Przyjął od Marinette parasolkę i wyszedł. Krople uderzyły o jego buty. Rozłożył parasolkę i nagle zrozumiał, jak ważna dla niego była. Deszcz umykał po jej powierzchni, dawał mu ochronę, której tak mocno potrzebował. A Marinette? Stała za nim. Machała i wspierała jak tylko umiała.

Poszedł w kierunku auta.

Natalie odłożyła tablet. Przygładziła ulubione spodnie, po czym spojrzała na Adriena i posłała mu prawdziwie matczyny uśmiech. Dumnie skinęła głowę.

Zarumienił sie odruchowo.

Odwrócił na moment wzrok. Nie zasłużył za uznanie Natalie. Starała się przez te wszystkie lata zastąpić mu matkę. To ona była obok przez ten cały czas. Nie Emilie, nie Gabriel, tylko ona.

Dziękuję — wyszeptał.

Stanął przed samochodem. Drzwi otworzyły się samoistnie, a potem zamknął oczy.

Młody, młody...

Rozchylił niepewnie powieki. Plagg zawisnął nad nim. Z całej siły plasnął go po policzku, poprawił i jeszcze drugiego potraktował w ten sam sposób, aż Adrien zerwał się na równe nogi. Chwycił ramkę ze zdjęciem i rozbił ją o podłogę. Motyl wyleciał ze środka.

Kotaklizm. — Plagg machnął łapką motyla.

Akuma zamieniła się w pył. Plagg zdmuchnął jej resztki na cały pokój.

Ktoś to posprząta — skomentował złośliwie. — A ty jak się czujesz?

Adrien chwycił się za głowę. Pamiętał wszystko. Każdy szczegół z wyprawy odcisnął się na jego wspomnieniach, choć od natłoku informacji rozbolało go w okolicy skroni. Rozmasował je, po kolei układając zdobyte informacje. Marinette, walkę z ojcem, uwięzioną matkę...

Ja...

Ja, ja, ja... Mówże, bo mi się nudzi. Stałeś jak kołek dobre pół godziny. Myślałem już, że załatwiła cię akuma, ale chyba... Co się stało?

Adrien rozpłakał się. Zebrał z podłogi potłuczoną ramkę i wyjął ze środka rodzinne zdjęcie. Dotknął twarzy matki — delikatnej, nieskazitelnie czystej i troskliwej. Profesjonalne zdjęcie... Odpowiednie światło, specjalnie się ubrali, nawet ktoś zadbał o rekwizyty.

Jaki ja byłem głupi — wyznał.

Przyznaję, to prawda, ale dlaczego nagle naszło cię na taką szczerość. I dlaczego ryczysz, młody?!

Adrien pociągnął nosem.

Nie mam ani jednego normalnego zdjęcia matki...

Plagg rozejrzał się po pokoju, nawet kliknął na ekran komputera. Zdjęcia matki pojawiły się pulpicie.

Oj — jęknął Plagg. — Ale dlaczego?

Byliśmy idealną rodziną — odpowiedział najprościej jak tylko mógł, ale to jedno sformułowanie oddawało pełnię tego, czym była jego rodzina. Okładką w magazynie. Kolumną w gazecie. Artykułem na blogu.

Matka tuliła go, gdy widziała flesze. W domu? Trzy pokoje w trzech różnych miejscach rezydencji, każdy zapracowany na swój własny sposób. Kiedy mieli czas wyjść wspólnie na spacer? Kiedy siadali przy jednym stole i rozmawiali o czymś innym niż praca czy nauka?

Adrien odłożył zdjęcie na półkę. Wziął pełen ulgi wdech, który przyniósł mu w końcu trochę ukojenia.

I co teraz zrobisz, młody? — Plagg usiadł w kącie i zjadł kolejny kawałek sera.

Porozmawiam z ojcem.

Huhu, grubo, a o czym dokładnie?

O wszystkim. Nie mogę pozwolić, żeby dalej tak się traktować. Mam przyjaciół. I... — Pochylił się nad Plaggiem. — Marinette to Biedronka, prawda?

Ser wypadł Plaggowi z pyszczka.

Ja... tego nie powiedziałem. — Założył łapki na piersi i udał, że niczego nie wie. — Poza tym... W dziwne chyba miejsce trafiłeś, co?

W najgorsze... W najgorsze na całym świecie...

Padł na łóżko i zaśmiał się z otwartymi oczami, patrząc w sufit i zastanawiając się, kiedy zmieni swoje życie.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!