[One-shot Miraculous Adrienette] Kocimiętka +18

Po co łzy? Po co smutne sceny? Wystarczy trochę szczerości i prawdziwej miłości!
Adrienette +18!

— Nie wygrasz... — Słowa padły z zimnych ust bohatera, który chwilę wcześniej zmusił Biedronkę do pocałunku.

Odepchnęła go od siebie, wymierzając prosty, niekontrolowany cios w jego policzek. Głową Czarnego Kota aż szarpnęło, a na skórze pojawiło się zaczerwienie po zdartej skórze.

Twarz Czarnego Kota okrył cień. Zmarszczył czoło i zamruczał groźnie, sięgając pazurem po laskę. Biedronka zarzuciła jojem, wytrącając przedmiot z rąk. Skoczyła, a za nią podążył i Czarny Kot.

— To ty nie wygrasz — wymruczał. Wysunął pazury, jego oczy pochłonął nieprzenikniony, zielony blask.

Zeskoczył na chodnik i wbił pazury najbliżej stojący samochód. Wyszarpnął drzwi i rzucił nimi w Biedronkę.

Odbiła się od lampy, jojo zakręciła wokół słupa. Podciągnęła i uciekła w głąb ulicy.

— Dlaczego taka jesteś? Dlaczego mnie nie kochasz? — spytał z wyrzutami Czarny Kot. Jego spojrzenie przepełnił ból.

— Powiedziałam już, że kocham... innego.

— Innego? — Walnął w śmietnik, głęboko wbijając w niego pięść. — Brakuje mi czegoś? Jestem... za słaby?

— Nie, to nie tak. — Wyciągnęła dłoń. Podeszła i ujęła policzek Czarnego Kota. — Jesteś wspaniały. Po prostu czasem się nie wybiera, to przychodzi...

— Przychodzi? Starałem się!

— Wiem!

Odepchnął Biedronkę i ruszył, spychając ją w głąb ślepej uliczki. Z nieba opadł drobny deszcz.

— Każdego dnia marzyłem, że zaakceptujesz MNIE. Mnie, tego prawdziwego. To jestem ja! Dlaczego wciąż nie chcesz mnie zaakceptować?

— Kocie...

— Nie! Nie! N... — Jego głos załamał się i ostatnie słowo wyszeptał: — Nie. — Łzy popłynęły po jego policzkach. — Nie zasłużyłem na twoją miłość, prawda? Biedronko...

Cofnął się o kilka kroków i upadł kolanami prosto w kałużę. Fioletowy motyl zatańczył wokół jego bladej twarzy.

— Czarny Kocie, proszę, ja...

Ekran zgasł.

Marinette jęknęła z irytacją, przewracając oczami. Wyłączyła telewizor bez chwili zawahania, wstała z sofy i zabrała Adrienowi pojemnik z chipsami o smaku camemberta. Plagg podążył za nią jak wierny pies wodzony zapachem ulubionego jedzenia. Wskoczył do środka michy i wyznał:

— Mogę tu spędzić całe swoje życie.

Tiki zawisła nad nim i pokręciła głową.

— Minęły tysiąclecia, a ty nic się nie zmieniłeś — zarzuciła mu.

— Przynajmniej trzymam się swoich postanowień i miłością. Miłość daje na siły, a camembert jest cenniejszy od wszystkiego, co posiadam na tym świecie.

Wziął głęboki wdech i wszedł głębiej, całkowicie ukrywając się wśród chipsów.

Marinette zaśmiała się. Pogłaskała Tiki po głowie i zabrała ze sobą do pokoju, gdzie na sofie wciąż siedział Adrien. Milczał. Wpatrywał się w wyłączony ekran i popijał popcorn słodkim napojem.

— Dlaczego wyłączyłaś? — zdziwił się.

— Dlaczego!? — Opadła obok mężczyzny. — Adrien, to nie tak wyglądało.

— To film — przypomniał jej.

— Tak, do tego kiepski. Skąd tyle deszczu?

— Fakt, wtedy nie padało. Było czyściutko! I... — cmoknął Mari w policzek — jeśli dobrze pamiętam, to troszkę… — zamruczał słodko. — inaczej potoczyła się rozmowa.

Zaśmiała się słodko i oddała mu pocałunek w czoło.

— Masz na myśli... — wyszeptała ponętnym głosem.

— Mam na myśli.

Musnął nagą skórę jej dłoni, szepcząc do ucha te same słowa, które wypowiedział prawie ponad pięć lat temu. Brzmiały dziś inaczej, pewniej i dojrzalej. "Kocham cię" przestało być nieznaczącym wyznaniem. "Już zawsze będziesz moją panią" okazało się deklaracją, dzięki której dziś Marinette nosiła złoty pierścień na palcu. "Niezależnie od tego, jaką Biedronkę zobaczę pod maską, zaakceptuję ją całą" i wziął ją całą, nie raz, nie dwa i nawet teraz przysuwał się coraz bliżej. Dłoń Adriena spoczywała na jej udzie, przenosząc sie coraz wyżej, aż dotarła do zapięcia od spodni kobiety.

Rozpiął rozporek za jednym ruchem ręki, nabrał wprawy przez te wszystkie razy, kiedy nieudolnie męczył się z guzikami i zapięciami.

— Może zajdziemy do pokoju? Na mały trening?

— Oj, głupi Kocie, a co właśnie robisz? — Wplotła dłonie w jego miękkie włosy. Kochała się nimi babić, owijać wokół palców i drażnić ukochanego, który czekał na więcej.

— Na razie próbuję cię przygotować do snu.

— Tak, do snu.

— A żeby się przebrać, najpierw trzeba się rozebrać.

— Tak, tak, oczywiście — zgodziła się sztucznie poważnym tonem. — Zawsze wiesz, co dla mnie najlepsze — wyszeptała mu do ucha.

Ugryzła go.

Adrien jęknął i w ramach zemsty włożył zimne ręce pod jej bluzkę. Nieświadomie krzyknęła, odsuwając się od jego twarzy. Złapał ją, posadził na kolanach, przyciągając mocno w silnym uścisku.

— Nie gryź.

— Ale to lubię — przyznała. — Taki nawyk.

— Nie kłam, po prostu jesteś złośliwa.

— Ja? Skądże...

— Zaraz się porzygam! — krzyknął z kuchni Plagg. — Już idźcie do pokoju i dajcie mi w spokoju rozkoszować się camembertem.

Jak na rozkaz, Adrien podniósł się, niosąc Mari w stronę pokoju. Walnęła go kilka razy pięścią w plecy. Nienawidziła tego. Nogi musiała opleść wokół jego pasa, majtki wbijały się w jej tyłek i miała wrażenie, że za moment uderzy w niski sufit. Kiedy jednak Adrien pochwycił ją w pocałunku, zapomniała o całym świecie.

Całował cudownie.

Całował?

Nie, lizał. Jego język poruszał się sprawnie, za każdym razem przynosząc inne, dotąd nieznane doznanie. Pochłaniał ją w szorstkim dotyku, który zmienił się po ostatniej bitwie z Władcą Cień. Stał się kotkiem, który kochał ją lizać, a Mari nigdy mu tego nie zabraniała...

Na razie miała za dużo ubrań, by wykorzystać pełen potencjał mężczyzny, ale nie na długo.

Adrien rzucił ją na łóżko. Odbiła się od niego i wbiła wściekłe spojrzenie w ukochanego, który sprawnie zdjął koszulę. Zagwizdała. Żadnych ćwiczeń na siłowni, zwyczajne treningi w domu i bycie superbohaterem, któremu w zestawie do mocy dorzucanego sześciopak.

Podniosła się, złapała Adriena w nadgarstku i przyciągnęła do siebie, jako pierwsza wsysając się w jego szyję.

— Nie, nie, nie! — wrzasnął, ale za późno.

Odsunęła usta, oblizując ponętnie wargi.

— Nie będzie rozbieranej sesji zdjęciowej — wyszeptała, przejeżdżając palcem po miejscu, na którym wkrótce wyjdzie śliczna, okrągła malinka.

— Nie mogłaś poczekać? — oburzył się sztucznie. Nabijał się z niej zawsze i zawsze to kochała.

Objęła Adriena i ucałowała go grzecznie w usta, potem jeszcze raz cmoknęła.

Nie wytrzymał.

Przewrócił Marienette na plecy i włożył obie dłonie pod jej bluzkę. Zdjął ją sprawnie, po czym rzucił na podłogę.

— Uważaj, to Gucci — zażartowała.

— Uff — odetchnął złośliwie z ulgą. — Bałem się, że to marka Agreste.

Uśmiechnęła się szeroko. Adrien musnął wargami jej brzuch, podniósł się wyżej, chwycił w zęby biustonosz i pociągnął go.

Marinette wygięła plecy. Sięgnęła do zapięcia, rozpinając bieliznę — strzeliła w stronę policzka Adriena. W porę puścił dziewczynę, nim rozcięło mu twarz.

— Dobrze, że żaden ze złoczyńców nie walczył bielizną. Przegralibyśmy okrutnie...

— Od razu. — Kiwnęła. — Oj, od razu, a teraz nie każ... — nim dokończyła, Adrien wgryzł się w jej sutka.

Jęknęła z bólu. To było coś nowego. Nie zaczął od lizania, a od razu przeszedł do boleśniejszych zabaw. Nie przeszkadzało to jednak Marinette. Uśmiech pełen rozkoszy nie schodził z jej twarzy, choć co chwilę wydawała z siebie bolesny jęk. I z każdym nowym, Adrien wgryzał się w nią jeszcze mocniej.

Nagle chwycił za jej pośladki. Uniósł dolną część ciała kobiety i wbił palce w udo. Oblizał usta.

Poczuła jak jej twarz rozpala się. Ciepło rozprzestrzeniło się aż po kończyny, była gotowa. Miała ochotę wykrzyczeć, by dłużej nie pozwolił jej czekać. Jednak Adrien dopiero zaczynał...

Ściągnął spodnie Marinette, całując łydkę, kolano, udo, a na końcu zawahał się przy majtkach.

Marinette przycisnęła do siebie nogi — nie ze strachu, ale z czystej, nieokiełznanej złośliwości. Postaraj się! Nie dam się tam łatwo!, krzyczały jej myśli, choć prawdziwe uczucia zdradzały płonące policzki i szaleńczy uśmiech, który odbijał się w lustrze naprzeciw.

— Jesteś zboczona. — Adrien przyłożył policzek do jej umięśnionego brzucha.

— Proszę...

— Następnym razem...

— Tak, na zmianę — zgodziła się, wiedząc, że kolejnym razem znów przejmie prowadzenie w tej grze.

Wysunął z ust języczek i zwinął go w rulonik. Marinette chwyciła go za jęzor i przyciągnęła do siebie, łapiąc w łapczywych pocałunkach. Brakowało im powietrza. Nie mieli czasu, by wziął między pocałunkami choć jeden wdech, a przynajmniej nie pozwalała na to Marinette. Trzymała Adriena za policzki. Testowała go. Walczył. Dłużej, jeszcze raz, jeszcze jeden...

Ich piersi unosiły się i opadały, aż w końcu oderwali się od siebie. Spojrzenia płonęły, gdy jedno patrzyło na drugie, wyobrażając sobie słodką, rozkoszną noc, która dopiero się zaczęła.

Marinette rozchyliła nogi dla Adriena i złapała go, przyciągając jego ciało do swojego.

Był twardy. Też płonął, choć jak uparcie się bronił. I jeszcze tyle rzeczy miał na sobie.

Parsknęła wymuszonym śmiechem.

— Chcesz kocimiętkę? — zaproponowała złośliwie.

— Nie bądź wredna... — Językiem przejechał po szyi kobiety. — Na razie wystarczysz mi ty...

— To...

Obniżyła się i złapała krocze Adriena w jednej dłoni. Zadrżał. Tego oczekiwała, choć wciąż ukrywał się przed nią. Więc wsunęła palce pod jego zamek, rozpinając powoli, drażniąc się z Adrienem. Opuściła niżej spodnie i ujęła go, masując w dół i górę. Tym razem i Adrien zapłonął.

Zasapał ciężko, opadając na ukochaną. Zagryzł jej ucho. Zacmokała. W ramach zemsty wbiła paznokcie wolnej ręki w pośladek Adriena. Twardy, wyrzeźbiony i należący tylko do niej... Dla takich profitów warto było walczyć ze złoczyńcami i przywdziewać strój superbohatera.

— Wystarczy... — wyszeptał do jej usta.

Opadł na Marinette. Zabrał jej ręce nad głowę i wszedł w nią szybko. Była nieprzygotowana. Wygięła plecy w łuk, a z jej ust wydobył się krzyk. Uspokoiła się po kilku pchnięciach, mocnych i zdecydowanych, jakby już więcej nie bał się postępować z nią jak z kobietą. Skończyła dwadzieścia pięć lat. Wystarczyło dziecinnych podchodów. Weź mnie, jak kobietę!, wrzeszczała w myślach, bo dawała radę tylko jęczeć w rozkoszy.

Za wiele doznań.

Za wiele przyjemności.

Wchodził i wychodził, pchał bez wahania, nauczony, że utraciła już dawno delikatność pierwszych razy. Nie zdjął jeszcze spodni, plątały mu się na nogach, blokowany ruchy, ale nie przerywał. Nieustannie odbijał się od wnętrza Marinette. Znalazł nawet czas na kilka pocałunków — w policzek, czoło. Nigdy w usta, zbyt wiele oddechów stracili, zbyt ciężko oddychali.

— Szerzej — poprosił niespodziewanie.

Mari zaśmiała mu się w twarz, ale posłusznie rozłożyła szerzej nogi.

— Mam... szpagat? — spytała.

— Przestań... Zaraz...

Nie spodziewała się. Pchnął ją jeszcze głębiej, poruszając całym jej ciałem w przód i w tył. Nie dała rady. Zamknęła oczy. Cała twarz płonęła. Było gorąco. Po co grzali w domu? Od zawsze panował taki ukrop?

Jego ruchy stały się cięższe. Zatrzymywał się w środku na dłużej. Okręciła ramiona wokół jego szyi i wtedy ostatni raz wszedł głęboko w jej ciało. Oboje odetchnęli z ulgą, ale i z rozkoszą.

— Jesteś cudowna.

— Mam dobrego partnera.

— Też prawda — zgodził się, obmacując jeszcze pierś Marinette. — Mięciutko.

— Wiem.

— To... W takim razie kończymy, czy to dopiero... początek? — Cmoknął Marinette w obojczyk.

— Na początek zdejmij spodnie!

— I tak są całe mokre — zauważył.

Marinette zaśmiała się, a potem spróbowała uświadomić Adriena, jak wielki błąd popełnił:

— Te spodnie były marki Agreste.

Podniósł głowę. Spojrzał wprost na kobietę i zamrugał kilka razy ze zdziwienia.

— I ty dopiero teraz...

— Wcześniej się nie przejmowałeś.

— Ale...

— No co?

— Jak mogłaś, moja pani? JAK?!

Podniósł się, jednocześnie zsuwając spodnie z pośladów. Marinette nie wytrzymała i zaniosła sie głośnymi śmiechem, przewracając na bok. Kolana podciągnęła aż do piersi, zwijając w kłębek, kiedy Adrien próbował ściągnąć z siebie spodnie. Nie chciały z niego zejść. Za bardzo się śpieszył. Poza tym pot przyczepił materiał do ciała.

— Ciszej! Niektóre kwami chcą tu spać! — wrzasnął zza drzwi Plagg. — Spać, dzieci!

Popatrzyli się na siebie i tym razem wspólnie parsknęli śmiechem. Adrien opadł zmęczony na łóżko, spodnie utknęły gdzieś na wysokości kolan.

Marinette okręciła się w jego stronę. Położyła głowę ukochanego na swoich kolanach i zaczęła go pieścić po głowie. Mogła to powtarzać na okrągło, ale kochała jego włosy, a szczególnie po dobrym, zabawnym seksie. Puszyły się wtedy, zapominając o wszystkich zabiegach, którymi traktowane je w trakcie sesji zdjęciowych. Te należały tylko do Marinette.

— To... jeszcze jedna rundka? — zaproponował Adrien.

— Z tobą, kocie, zawsze. — Zamiauczała. — To co? Kocimiętka?

Możesz mnie wesprzeć tutaj:
Znajdziesz mnie tutaj:


0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!