— Nie wygrasz... — Słowa padły z zimnych
ust bohatera, który chwilę wcześniej zmusił Biedronkę do pocałunku.
Odepchnęła go od siebie, wymierzając
prosty, niekontrolowany cios w jego policzek. Głową Czarnego Kota aż szarpnęło,
a na skórze pojawiło się zaczerwienie po zdartej skórze.
Twarz Czarnego Kota okrył cień. Zmarszczył
czoło i zamruczał groźnie, sięgając pazurem po laskę. Biedronka zarzuciła
jojem, wytrącając przedmiot z rąk. Skoczyła, a za nią podążył i Czarny Kot.
— To ty nie wygrasz — wymruczał. Wysunął
pazury, jego oczy pochłonął nieprzenikniony, zielony blask.
Zeskoczył na chodnik i wbił pazury
najbliżej stojący samochód. Wyszarpnął drzwi i rzucił nimi w Biedronkę.
Odbiła się od lampy, jojo zakręciła wokół
słupa. Podciągnęła i uciekła w głąb ulicy.
— Dlaczego taka jesteś? Dlaczego mnie nie
kochasz? — spytał z wyrzutami Czarny Kot. Jego spojrzenie przepełnił ból.
— Powiedziałam już, że kocham... innego.
— Innego? — Walnął w śmietnik, głęboko wbijając
w niego pięść. — Brakuje mi czegoś? Jestem... za słaby?
— Nie, to nie tak. — Wyciągnęła dłoń.
Podeszła i ujęła policzek Czarnego Kota. — Jesteś wspaniały. Po prostu czasem
się nie wybiera, to przychodzi...
— Przychodzi? Starałem się!
— Wiem!
Odepchnął Biedronkę i ruszył, spychając ją
w głąb ślepej uliczki. Z nieba opadł drobny deszcz.
— Każdego dnia marzyłem, że zaakceptujesz
MNIE. Mnie, tego prawdziwego. To jestem ja! Dlaczego wciąż nie chcesz mnie
zaakceptować?
— Kocie...
— Nie! Nie! N... — Jego głos załamał się i
ostatnie słowo wyszeptał: — Nie. — Łzy popłynęły po jego policzkach. — Nie
zasłużyłem na twoją miłość, prawda? Biedronko...
Cofnął się o kilka kroków i upadł kolanami
prosto w kałużę. Fioletowy motyl zatańczył wokół jego bladej twarzy.
— Czarny Kocie, proszę, ja...
Ekran zgasł.
Marinette jęknęła z irytacją, przewracając
oczami. Wyłączyła telewizor bez chwili zawahania, wstała z sofy i zabrała
Adrienowi pojemnik z chipsami o smaku camemberta. Plagg podążył za nią jak
wierny pies wodzony zapachem ulubionego jedzenia. Wskoczył do środka michy i
wyznał:
— Mogę tu spędzić całe swoje życie.
Tiki zawisła nad nim i pokręciła głową.
— Minęły tysiąclecia, a ty nic się nie
zmieniłeś — zarzuciła mu.
— Przynajmniej trzymam się swoich
postanowień i miłością. Miłość daje na siły, a camembert jest cenniejszy od
wszystkiego, co posiadam na tym świecie.
Wziął głęboki wdech i wszedł głębiej,
całkowicie ukrywając się wśród chipsów.
Marinette zaśmiała się. Pogłaskała Tiki po
głowie i zabrała ze sobą do pokoju, gdzie na sofie wciąż siedział Adrien.
Milczał. Wpatrywał się w wyłączony ekran i popijał popcorn słodkim napojem.
— Dlaczego wyłączyłaś? — zdziwił się.
— Dlaczego!? — Opadła obok mężczyzny. —
Adrien, to nie tak wyglądało.
— To film — przypomniał jej.
— Tak, do tego kiepski. Skąd tyle deszczu?
— Fakt, wtedy nie padało. Było czyściutko!
I... — cmoknął Mari w policzek — jeśli dobrze pamiętam, to troszkę… — zamruczał
słodko. — inaczej potoczyła się rozmowa.
Zaśmiała się słodko i oddała mu pocałunek w
czoło.
— Masz na myśli... — wyszeptała ponętnym
głosem.
— Mam na myśli.
Musnął nagą skórę jej dłoni, szepcząc do
ucha te same słowa, które wypowiedział prawie ponad pięć lat temu. Brzmiały
dziś inaczej, pewniej i dojrzalej. "Kocham cię" przestało być
nieznaczącym wyznaniem. "Już zawsze będziesz moją panią" okazało się
deklaracją, dzięki której dziś Marinette nosiła złoty pierścień na palcu.
"Niezależnie od tego, jaką Biedronkę zobaczę pod maską, zaakceptuję ją
całą" i wziął ją całą, nie raz, nie dwa i nawet teraz przysuwał się coraz
bliżej. Dłoń Adriena spoczywała na jej udzie, przenosząc sie coraz wyżej, aż
dotarła do zapięcia od spodni kobiety.
Rozpiął rozporek za jednym ruchem ręki,
nabrał wprawy przez te wszystkie razy, kiedy nieudolnie męczył się z guzikami i
zapięciami.
— Może zajdziemy do pokoju? Na mały
trening?
— Oj, głupi Kocie, a co właśnie robisz? —
Wplotła dłonie w jego miękkie włosy. Kochała się nimi babić, owijać wokół
palców i drażnić ukochanego, który czekał na więcej.
— Na razie próbuję cię przygotować do snu.
— Tak, do snu.
— A żeby się przebrać, najpierw trzeba się
rozebrać.
— Tak, tak, oczywiście — zgodziła się
sztucznie poważnym tonem. — Zawsze wiesz, co dla mnie najlepsze — wyszeptała mu
do ucha.
Ugryzła go.
Adrien jęknął i w ramach zemsty włożył
zimne ręce pod jej bluzkę. Nieświadomie krzyknęła, odsuwając się od jego
twarzy. Złapał ją, posadził na kolanach, przyciągając mocno w silnym uścisku.
— Nie gryź.
— Ale to lubię — przyznała. — Taki nawyk.
— Nie kłam, po prostu jesteś złośliwa.
— Ja? Skądże...
— Zaraz się porzygam! — krzyknął z kuchni
Plagg. — Już idźcie do pokoju i dajcie mi w spokoju rozkoszować się
camembertem.
Jak na rozkaz, Adrien podniósł się, niosąc
Mari w stronę pokoju. Walnęła go kilka razy pięścią w plecy. Nienawidziła tego.
Nogi musiała opleść wokół jego pasa, majtki wbijały się w jej tyłek i miała
wrażenie, że za moment uderzy w niski sufit. Kiedy jednak Adrien pochwycił ją w
pocałunku, zapomniała o całym świecie.
Całował cudownie.
Całował?
Nie, lizał. Jego język poruszał się
sprawnie, za każdym razem przynosząc inne, dotąd nieznane doznanie. Pochłaniał
ją w szorstkim dotyku, który zmienił się po ostatniej bitwie z Władcą Cień.
Stał się kotkiem, który kochał ją lizać, a Mari nigdy mu tego nie zabraniała...
Na razie miała za dużo ubrań, by
wykorzystać pełen potencjał mężczyzny, ale nie na długo.
Adrien rzucił ją na łóżko. Odbiła się od
niego i wbiła wściekłe spojrzenie w ukochanego, który sprawnie zdjął koszulę.
Zagwizdała. Żadnych ćwiczeń na siłowni, zwyczajne treningi w domu i bycie
superbohaterem, któremu w zestawie do mocy dorzucanego sześciopak.
Podniosła się, złapała Adriena w nadgarstku
i przyciągnęła do siebie, jako pierwsza wsysając się w jego szyję.
— Nie, nie, nie! — wrzasnął, ale za późno.
Odsunęła usta, oblizując ponętnie wargi.
— Nie będzie rozbieranej sesji zdjęciowej —
wyszeptała, przejeżdżając palcem po miejscu, na którym wkrótce wyjdzie śliczna,
okrągła malinka.
— Nie mogłaś poczekać? — oburzył się
sztucznie. Nabijał się z niej zawsze i zawsze to kochała.
Objęła Adriena i ucałowała go grzecznie w
usta, potem jeszcze raz cmoknęła.
Nie wytrzymał.
Przewrócił Marienette na plecy i włożył
obie dłonie pod jej bluzkę. Zdjął ją sprawnie, po czym rzucił na podłogę.
— Uważaj, to Gucci — zażartowała.
— Uff — odetchnął złośliwie z ulgą. — Bałem
się, że to marka Agreste.
Uśmiechnęła się szeroko. Adrien musnął
wargami jej brzuch, podniósł się wyżej, chwycił w zęby biustonosz i pociągnął
go.
Marinette wygięła plecy. Sięgnęła do
zapięcia, rozpinając bieliznę — strzeliła w stronę policzka Adriena. W porę
puścił dziewczynę, nim rozcięło mu twarz.
— Dobrze, że żaden ze złoczyńców nie
walczył bielizną. Przegralibyśmy okrutnie...
— Od razu. — Kiwnęła. — Oj, od razu, a
teraz nie każ... — nim dokończyła, Adrien wgryzł się w jej sutka.
Jęknęła z bólu. To było coś nowego. Nie
zaczął od lizania, a od razu przeszedł do boleśniejszych zabaw. Nie
przeszkadzało to jednak Marinette. Uśmiech pełen rozkoszy nie schodził z jej
twarzy, choć co chwilę wydawała z siebie bolesny jęk. I z każdym nowym, Adrien
wgryzał się w nią jeszcze mocniej.
Nagle chwycił za jej pośladki. Uniósł dolną
część ciała kobiety i wbił palce w udo. Oblizał usta.
Poczuła jak jej twarz rozpala się. Ciepło
rozprzestrzeniło się aż po kończyny, była gotowa. Miała ochotę wykrzyczeć, by
dłużej nie pozwolił jej czekać. Jednak Adrien dopiero zaczynał...
Ściągnął spodnie Marinette, całując łydkę,
kolano, udo, a na końcu zawahał się przy majtkach.
Marinette przycisnęła do siebie nogi — nie
ze strachu, ale z czystej, nieokiełznanej złośliwości. Postaraj się! Nie dam
się tam łatwo!, krzyczały jej myśli, choć prawdziwe uczucia zdradzały płonące
policzki i szaleńczy uśmiech, który odbijał się w lustrze naprzeciw.
— Jesteś zboczona. — Adrien przyłożył
policzek do jej umięśnionego brzucha.
— Proszę...
— Następnym razem...
— Tak, na zmianę — zgodziła się, wiedząc,
że kolejnym razem znów przejmie prowadzenie w tej grze.
Wysunął z ust języczek i zwinął go w
rulonik. Marinette chwyciła go za jęzor i przyciągnęła do siebie, łapiąc w
łapczywych pocałunkach. Brakowało im powietrza. Nie mieli czasu, by wziął
między pocałunkami choć jeden wdech, a przynajmniej nie pozwalała na to
Marinette. Trzymała Adriena za policzki. Testowała go. Walczył. Dłużej, jeszcze
raz, jeszcze jeden...
Ich piersi unosiły się i opadały, aż w
końcu oderwali się od siebie. Spojrzenia płonęły, gdy jedno patrzyło na drugie,
wyobrażając sobie słodką, rozkoszną noc, która dopiero się zaczęła.
Marinette rozchyliła nogi dla Adriena i
złapała go, przyciągając jego ciało do swojego.
Był twardy. Też płonął, choć jak uparcie
się bronił. I jeszcze tyle rzeczy miał na sobie.
Parsknęła wymuszonym śmiechem.
— Chcesz kocimiętkę? — zaproponowała
złośliwie.
— Nie bądź wredna... — Językiem przejechał
po szyi kobiety. — Na razie wystarczysz mi ty...
— To...
Obniżyła się i złapała krocze Adriena w
jednej dłoni. Zadrżał. Tego oczekiwała, choć wciąż ukrywał się przed nią. Więc
wsunęła palce pod jego zamek, rozpinając powoli, drażniąc się z Adrienem.
Opuściła niżej spodnie i ujęła go, masując w dół i górę. Tym razem i Adrien
zapłonął.
Zasapał ciężko, opadając na ukochaną.
Zagryzł jej ucho. Zacmokała. W ramach zemsty wbiła paznokcie wolnej ręki w
pośladek Adriena. Twardy, wyrzeźbiony i należący tylko do niej... Dla takich
profitów warto było walczyć ze złoczyńcami i przywdziewać strój superbohatera.
— Wystarczy... — wyszeptał do jej usta.
Opadł na Marinette. Zabrał jej ręce nad
głowę i wszedł w nią szybko. Była nieprzygotowana. Wygięła plecy w łuk, a z jej
ust wydobył się krzyk. Uspokoiła się po kilku pchnięciach, mocnych i
zdecydowanych, jakby już więcej nie bał się postępować z nią jak z kobietą.
Skończyła dwadzieścia pięć lat. Wystarczyło dziecinnych podchodów. Weź mnie,
jak kobietę!, wrzeszczała w myślach, bo dawała radę tylko jęczeć w rozkoszy.
Za wiele doznań.
Za wiele przyjemności.
Wchodził i wychodził, pchał bez wahania,
nauczony, że utraciła już dawno delikatność pierwszych razy. Nie zdjął jeszcze
spodni, plątały mu się na nogach, blokowany ruchy, ale nie przerywał.
Nieustannie odbijał się od wnętrza Marinette. Znalazł nawet czas na kilka
pocałunków — w policzek, czoło. Nigdy w usta, zbyt wiele oddechów stracili,
zbyt ciężko oddychali.
— Szerzej — poprosił niespodziewanie.
Mari zaśmiała mu się w twarz, ale
posłusznie rozłożyła szerzej nogi.
— Mam... szpagat? — spytała.
— Przestań... Zaraz...
Nie spodziewała się. Pchnął ją jeszcze
głębiej, poruszając całym jej ciałem w przód i w tył. Nie dała rady. Zamknęła
oczy. Cała twarz płonęła. Było gorąco. Po co grzali w domu? Od zawsze panował
taki ukrop?
Jego ruchy stały się cięższe. Zatrzymywał
się w środku na dłużej. Okręciła ramiona wokół jego szyi i wtedy ostatni raz
wszedł głęboko w jej ciało. Oboje odetchnęli z ulgą, ale i z rozkoszą.
— Jesteś cudowna.
— Mam dobrego partnera.
— Też prawda — zgodził się, obmacując
jeszcze pierś Marinette. — Mięciutko.
— Wiem.
— To... W takim razie kończymy, czy to
dopiero... początek? — Cmoknął Marinette w obojczyk.
— Na początek zdejmij spodnie!
— I tak są całe mokre — zauważył.
Marinette zaśmiała się, a potem spróbowała
uświadomić Adriena, jak wielki błąd popełnił:
— Te spodnie były marki Agreste.
Podniósł głowę. Spojrzał wprost na kobietę
i zamrugał kilka razy ze zdziwienia.
— I ty dopiero teraz...
— Wcześniej się nie przejmowałeś.
— Ale...
— No co?
— Jak mogłaś, moja pani? JAK?!
Podniósł się, jednocześnie zsuwając spodnie
z pośladów. Marinette nie wytrzymała i zaniosła sie głośnymi śmiechem,
przewracając na bok. Kolana podciągnęła aż do piersi, zwijając w kłębek, kiedy
Adrien próbował ściągnąć z siebie spodnie. Nie chciały z niego zejść. Za bardzo
się śpieszył. Poza tym pot przyczepił materiał do ciała.
— Ciszej! Niektóre kwami chcą tu spać! —
wrzasnął zza drzwi Plagg. — Spać, dzieci!
Popatrzyli się na siebie i tym razem
wspólnie parsknęli śmiechem. Adrien opadł zmęczony na łóżko, spodnie utknęły
gdzieś na wysokości kolan.
Marinette okręciła się w jego stronę.
Położyła głowę ukochanego na swoich kolanach i zaczęła go pieścić po głowie. Mogła
to powtarzać na okrągło, ale kochała jego włosy, a szczególnie po dobrym,
zabawnym seksie. Puszyły się wtedy, zapominając o wszystkich zabiegach, którymi
traktowane je w trakcie sesji zdjęciowych. Te należały tylko do Marinette.
— To... jeszcze jedna rundka? —
zaproponował Adrien.
— Z tobą, kocie, zawsze. — Zamiauczała. —
To co? Kocimiętka?
0 Comments:
Prześlij komentarz