Opowiadania, One-shot, Miraculous, Mirakulum:Biedronka i Czarny Kot, Lukanette, Luka x Marinette, PL
Sprawdził telefon raz, potem drugi, aż za trzecim z zrezygnowaniem w oczach włożył go do tylnej kieszeni. Westchnął ciężko. Minęło dziesięć minut, a Marinette wciąż nie było. Może niepotrzebnie się martwił, ale roztrzepana dziewczyna zawsze potrafiła nieumyślnie potknąć się na idealnie prostej drodze i trafić na przypadkowo przejeżdżającą tędy budkę z lodami…
Zaśmiał się. Jednak po chwili wyszedł na chodnik, sprawdzając, czy Marinette faktycznie nie spełniła przewidywań z jego myśli. Dalej jej nie widział. Z powrotem usiadł pod parasolem, wyjmując z futerału gitarę, którą zabrał bez zgody matki. Piękne drewno zalśniło w letnim słońcu. Za jednym dotknięciem strun rozbrzmiała melodia, trochę denerwująca, ale zarazem idealna dla takiego instrumentu. Bardzo naturalna, jak lubił to określać.
— Luka! — Z oddali pomachała do niego Marinette. — Przepraszam za spóźnienie.
Poprawiła pasek, który zsunął się z jej ramienia, wraz z małą to torebką. Trzymane przez dziewczynę pudełko przechyliło się. Marinette szybko przykicała na jednej nodze niemal do samej krawędzi chodnika, łapiąc wypadający ze środka makaronik.
Wstał, podbiegając do niej. Chwycił w talii i pomógł stanąć na obu nogach, przy okazji podkradając jedno ciasteczko.
— Luka, to miało być na później — skarciła go, uderzając niewinnie po rączkach.
— Nie mogłem się powstrzymać, twoje makaroniki są najlepsze w całym Paryżu.
— Naprawdę? Oj, nie mów tak. — Zarumieniła się słodko. — I przepraszam za spóźnienie. — Załamała się. — Najpierw zrobiłam makaroniki, ale zapakowałam je do złego pudełka. — Wskazała na opakowanie. — Potem okazało się, że tata je sprzedał z samego rana i pobiegłam za kupcem, łapiąc go w ostatniej chwili przed światłami, ale oczywiście po drodze przewróciłam czyjś rower i nadepnęłam na ogon kota — opowiedziała na jednym wydechu, machając rękoma we wszystkie strony. — A z tego wszystkiego chciałam wyjść w piżamie i dlatego się spóźniłam na…
— Randkę — dokończył za nią, zabierając pudełko w najbezpieczniejsze miejsce — do własnych rąk.
— Randkę? — powtórzyła nieśmiało, za wszelką cenę unikając jego wzroku. — To znaczy randka, jakby inaczej, to znaczy…
Zaśmiał się cicho.
Marinette naburmuszyła się, ale inaczej niż wtedy, gdy po raz pierwszy się spotkali. Melodia w jej sercu była spokojniejsza, delikatniejsza. Musiała się pozbyć jakiegoś ciężar, problemu, jaki ją gnębił. Pragnął zagrać tę melodię, lecz gdy popatrzył na ręce dojrzał jedynie opakowanie z makaronikami. W tej całej akcji ratunkowej zapomniał o ukochanej gitarze matki. Skrzywił się. Jedna rysa i będzie martwy.
— Usiądźmy. — Wskazał palcem na zajęty stolik w kawiarni. — Coś zagram.
— Luka? — spytała, przyglądając mu się podejrzliwie. — Coś się stało?
— Jeszcze nie, ale jeśli matka zobaczy, że cokolwiek stało się jej gitarze… — Udał przerażonego. — Tym razem nie skończy się tylko na łańcuchach.
— Nie żeby nie było miło, to znaczy, spotkałam Biedronkę i nie narzekam, że akurat przywiązałam się, to znaczy, zostałam przywiązana, ach… — Westchnęła ciężko. — Znowu gadam bez sensu.
Wzruszył ramionami. To było całkiem… słodkie. Może dlatego właśnie go zainteresowała. W jej potoku czasami bezsensownych słów kryły się rzeczy, których od innych nigdy by nie usłyszał. Nawet jeśli nie zamierzała przekazać swoich myśli w ten sposób, robiła tak. Bez ładu, bez jakiegoś ogarnięcia, co chce powiedzieć, ale szczerze.
— To herbata czy kawa? — spytał, puszczając ku dziewczynie oczko.
— Zdecydowanie cappuccino. — Uśmiechnęła się. — Oczywiście, jeśli ty chcesz.
— Tylko pozwól mi posłodzić — zażartował.
— No tak. — Pacnęła się o twarz. — W tym zdenerwowaniu jeszcze wlałabym napój do cukiernicy. Oczywiście zdarzyło mi się to tylko siedem razy w życiu, ale przez ostatni rok ani razu! — podkreśliła.
Jeszcze raz potwierdził swoje przypuszczenia, Marinette była niesamowita. Szczera, odważna, może i trochę niezdarna, ale do tego zdąży się przyzwyczaić.
— Dzisiaj ja płacę, ale następnym razem ty — wspomniał, gdy szli już ku stolikowi.
— No dobrze — zgodziła się bez chwili wahania. — Zaraz, następnym razem?! — krzyknęła, siadając na wiklinowym krześle.
Przemilczał, dając jej przetrawić informację.
Można również wpłacać jako gość kartą bankomatową ;)Znajdziesz mnie tutaj:Wattpad – https://www.wattpad.com/user/OlaRi9Tumblr – https://rolaka.tumblr.comFacebook – https://www.facebook.com/PisarkaRolaka/Twitter – https://twitter.com/Rolaka1995Możesz mnie wesprzeć tutaj:Paypal – https://paypal.me/pools/c/8bkOu9wTfD
0 Comments:
Prześlij komentarz