[Cold Rain] Rozdział 18

                            

[odrobinę zmieniłam jedną rzecz, także sorry, ale zdecydowałam, że pojadą do rezydencji Lan :)]

Wei Wuxian

Zmiana planów nastąpiła w przeciągu chwili. Nie przewidział, że Lan Liyan będzie obawiała się wyjścia z domu. Jedna ze służących poinformowała o tym Lan Zhana, zapewniając, że dziewczyna nie wsiądzie do nieznanego auta. Poprosili o zdjęcie listu, który otrzymała. Niestety starsza kobieta niekoniecznie umiała posługiwać się telefonem. Miała stary, rzadko używany model, przez który zdjęcie wyszło potwornie zamazane. Wei Wuxian pochylił się nad nim na minutę i w końcu doszedł do wniosku, że to nie ma sensu.

— Pojedziemy do ciebie, Lan Zhan — poinformował mężczyznę.

Lan Wangji wyglądał na spiętego i niekoniecznie zadowolonego decyzją przełożonego. Wei Wuxian podejrzewał, że niewielu doznało tego zaszczytu wejścia na teren rezydencji Lan. Wśród policjantów krążyły różne legendy. Niektórzy twierdzili, że dziadek Lan zbił majątek na przyjmowanych łapówkach, a żonę zakupił od jednego z szefów triady za nietykalność. Ile było w tym prawdy? Pewnie nigdy nikt się nie dowie. Wszystkich jednak niepokoił fakt, że zwykły policjant wspiął się po szczeblach kariery i dorobił majątku, którego mógłby pozazdrościć niejeden potomek ze starych, szanowanych rodów.

— Nie martw się, zależy mi tylko na bezpieczeństwie tej dziewczyny — zapewnił pracownika.

— Nie mam nic do ukrycia. Chodzi mi o ostatnie zdarzenie z Liyan.

Ręce Wei Wuxiana opadły bezwładnie. A więc wiedział o całym zdarzeniu. Powinien się tego spodziewać. Przecież mowa o kuzynce Lan Zhana, która przekazała wszystko od razu po zajściu.

— Przepraszam. — Pochylił pokornie głowę. — Nie chciałem jej wystraszyć.

— Wiem, rozumiem.

— To będzie służbowa wizyta. Zapewniam, że tym razem jej nie wystraszę.

— Tak, rozumiem.

Wei Wuxian zdziwił się. Pozbawione jakichkolwiek emocji wypowiedzi Lan Zhana wytrąciły go z tropu. Spodziewał się wyrzutów, jakiejś uwagi za terroryzowanie niewinnej dziewczyny. Spokój, jakim obdarował go Lan Wangji, był wręcz nienaturalny. Dlatego zawahał się nad dalszym przebiegiem rozmowy.

— Czyli… możemy udać się do rezydencji Lan? — upewnił się, czy niczego źle nie zinterpretował.

— Tak, możemy.

Odetchnął z ulgą, kiedy Lan Zhan potwierdził. Wrócił na moment do swojego biurka, wyciągnął pęk kluczyków, w których znajdował się jeden do jego auta. Zaproponował pracownikowi przejażdżkę. Nie zaoponował, co więcej posłusznie podążył za Wei Wuxian aż do parkingu. Usiadł na miejscu dla pasażera.

Wiercił się przez panującą w ciasnym aucie niewygodę. Wei Wuxian zabierał zazwyczaj ze sobą tylko A—Yuana, a dziecko nie tylko potrzebowało mniej przestrzeni, zazwyczaj też zajmowało miejsce z tyłu.

— Możesz sobie odsunąć fotel. — Pokazał na rączkę. — Będzie ci wygodniej.

— Yhy — mruknął pod nosem i Wei Wuxian nie wiedział, co oznacza ta odpowiedź.

Uznał, że tak Lan Zhanowi wygodnie i nie zamierza niczego zmieniać.

Sam usadowił się chwilę później. Zapiął pasy przed rozpoczęciem jazdy. Gdyby tego nie zrobił w odpowiednim momencie, Lan Wangji od razu zwróciłby mu uwagę.

Wpisał w telefon adres. Szczerze wątpił w zdolności przestrzenne Lan Zhana. Jakoś wyobrażał sobie jego jako panicza, którego wszędzie podwozi szofer i sam nigdy nie musi się martwić o komunikację po mieście. Może to okrutny stereotyp, ale skoro Lan Wangji nie wspomniał o swoim aucie, które teoretycznie zostawili na parkingu, gdyby istniało, to znaczyło, że od początku jego tam nie było, a mężczyzna przybył do pracy w inny sposób.

Wei Wuxian przerwał rozmyślania na temat Lan Zhana i skupił się jeździe. Droga była tego dnia zdradliwa. Mocno padało. Na drodze zrobiła się śliska szklanka, a prognoza wspominała o nocnych przymrozkach, więc to nie zapowiadało bezpiecznej podróży. Dlatego zwolnił.

Dojechali piętnaście minut później niż pierwotnie zakładał GPS. Wei Wuxian podjechał pod wielką bramę ze starego drewna, przy której powitał go pierwszy strażnik. Barczysty mężczyzna o niewygolonej brodzie, z amerykańskim akcentem, choć mówił po mandaryńsku, poinformował go, że to teren zamknięty i nakazał zawrócić. Jego postawa zmieniła się, gdy zobaczył na drugim siedzeniu Lan Wangji.

— Panicz Lan — powiedział nerwowo. Wyprostował się i pozdrowił serdecznie członka rodu Lan. — Nie rozpoznałem auta — tłumaczył się szybko, jakby od tego zależało całe jego życie.

— Przepuść nas — rzucił krótkim rozkazem Lan Zhan, nie wdając się w zbytną dyskusję ze strażnikiem.

Mężczyzna otworzył i zamknął usta. Odjęło mu mowę. Zaśmiał się, patrząc na Wei Wuxiana. Okazało się, że brakuje strażnikowi jednego siekacza.

— Przykro mi, paniczu Lan. Nie mam zezwolenia, żeby wpuścić tu tego człowieka.

— Moje słowo wystarczy — upierał się dalej Lan Zhan.

— Niestety… — Jego twarz zmarniała. Nie podobało mu się, że musi odmawiać jednemu z rodu Lan.

Wei Wuxian wyciągnął odznakę i pokazał ją strażnikowi.

— Dostaliśmy zgłoszenie. Panienka Lan Liyan otrzymała list z pogróżką, który jest związany ze sprawą, którą obecnie prowadzimy.

Ochroniarz przyjrzał się czujnie odznace, jakby podejrzewał, że ktoś ją sfałszował. Wei Wuxian rozumiał, że wielkie rody trzymały swoje sekrety za wielkimi murami, ale tak szczelna ochrona budziła podejrzenia.

— Mam zadzwonić do wuja? — zapytał Lan Wangji, sięgając po telefon.

— Nie, nie. — Mężczyzna pokręcił głową. — To niekonieczne. Niech panicz Lan zrozumie. Takie dostałem polecenie. Nikogo obcego nie wpuszczać.

— Nie jestem obcym — burknął.

Ochroniarz znowu się zmieszał. Jego twarz zaczerwieniła się ze wstydu. Szybko pobiegł do swojej kanciapy i otworzył bramę, wpuszczając obu policjantów do środka.

Oczom Wei Wuxiana ukazała się rezydencja, o której nigdy nie śnił. Podobne obrazy pojawiają się na kadrach filmów, scenach komiksów, a nie w życiu. Teren posiadłości rodziny Lan rozciągał się na ponad dwa hektary i składał się z kilkunastu mniejszych rezydencji rozrzuconych po bokach drogi. Przepiękne ogrody zdobiły przestrzenie między nimi, każdy o innym przeznaczeniu, choć wszystkie utrzymano w stylu chińskim. Do największej budowli (przed którą też znajdował się parking) prowadziła wąska droga dojazdowa, w której mieściło się tylko jedno auto.

Grupa służących wyszła chyba z jedynego zaniedbanego budynku o niskim dachu, pękających deskach podporowych i niezgrabionych liściach, które oblepiły cały podest. Służący zaczęli do siebie szeptać, patrząc głęboko i podejrzliwie na auto Wei Wuxiana. Kusiło go, aby nadusić na gaz i jak najszybciej podjechać pod parking. Niestety drogę wyłożono grysikiem, który mógł łatwo wystrzelić i zniszczyć mu szybę bądź zarysować lakier. A na naprawę auta nie było go stać z pensji policjanta.

— Służba nie jest przyzwyczajona do przyjmowania gości — wyjaśnił bardzo skrótowo Lan Wangji.

— Zauważyłem — mruknął Wei Wuxian. — Nie robicie tu przyjęć? Nie zapraszacie gości?

— Nigdy. — Westchnął. — Nie pamiętam, by kiedykolwiek ktoś tu przychodził. Czasami nauczyciele, ale tych zatrudniano jak służbę.

— Twoja rodzina nie wygląda na zbyt przyjazną — skwitował.

— Śmierć mamy poruszyła wszystkich.

— A przed jej śmiercią było inaczej?

Lan Wangji wyraźnie zamyślił się. Odpłynął daleko, poszukując mniej lub bardziej zapomnianych wspomnień, a gdy powrócił, odpowiedział wymownym milczeniem, które ogłosiło całą prawdę. Wei Wuxian dłużej tego nie komentował.

Zajechał po największy z budynków, parkując przy innym aucie, które na pewno nie należało do żadnego członka rodziny Lan. Podejrzewał służbę. Ktoś wyszedł rezydencji. Była to staruszka wątłej budowy, zgarbiona szła bardzo powoli, uważając na każdy krok. Towarzyszyła jej laska, robota znanego i szanowanego artysty, co Wei Wuxian wywnioskował po bogatych zdobieniach zaczynających się od rączki i sięgających aż po sam spód. Kobieta wyglądała nawet przyjaźnie, jak na kogoś pracującego dla rodziny Lan, choć miała surowe i wymagające spojrzenie.

Zatrzymała się na drewnianym podeście i wyprostowała na ile mogła.

— Paniczu Lan — pozdrowiła młodzieńca.

— Posterunkowy Wei Wuxian — przedstawił się kobiecie.

Coś zmieniło się w jej obliczu. Wyglądała na przerażoną. Wcześniej postać Wei Wuxiana nie zrobiła na niej najmniejszego wrażenia, jednak usłyszenie nazwiska sprawiło, że kobieta zbladła. Złapała się za pierś i cofnęła. Lan Zhan pobiegł do służącej i złapał ją, zanim upadła.

— Babciu? — zmartwił się.

— To… To nic. — Znów popatrzyła na Wei Wuxiana. — Przepraszam, chyba nie wzięłam leków o czasie.

Wyprostowała się i z jej twarzy zniknął ten cień przerażenia.

— Panienka Liyan czeka w swoim pokoju — ogłosiła służąca.

— Jak się czuje? — martwił się dalej Lan Wangji. Wei Wuxian aż się zdziwił, że ktoś jest w stanie poruszyć tym skamieniałym sercem tego policjanta.

— Podałam jej zioła na uspokojenie, zapewniłam ochronę i poprosiłam, by w spokoju poczekała na ciebie, paniczu.

— Dobrze — pochwalił służącą. — Udamy się do niej wspólnie.

— Czy to oficjalne przesłuchanie? — zadała niespodziewanie pytanie, tonem nieznoszącym sprzeciwów.

— Nieoficjalne — wyjaśnił Wei Wuxian. — Mamy podejrzenia, że…

— W takim razie nie mogę pozwolić na to przesłuchanie — przerwała mu stanowczo. — Paniczu Lan, taka rozmowa…

— Idzie ze mną — za Wei Wuxianem wstawił się Lan Wangji. — To nie podlega dyskusji.

— Paniczu, ja wszystko rozumiem, ale moim obowiązkiem jest dbać o dobro rodziny Lan.

— Dlaczego on miałby stanowić jakiekolwiek zagrożenie dla tego dobra — zadał bardzo trafne i niepokojące pytanie.

Najpierw ochroniarz, a potem ta babcia… Pozostała służba też nie patrzyła na Wei Wuxiana przychylnym okiem, jakby uczyniłby im coś złego. Jego noga nigdy wcześniej nie stanęła na terenach tej rezydencji, nie miał też styczności z rodem Lan. Relacje z Lan Xichenem opierały się wyłącznie o służbowe stosunki, więc dlaczego?

— Wybacz starszej kobiecie, że się troszczy. — Pochyliła przed nim czoło. — Zaprowadzę was do panienki Liyan.

Kobieta ruszyła jako pierwsza, wolno stąpając po drewnianej podłodze. Wei Wuxian zdjął buty zgodnie z poleceniem Lan Zhana. Na szczęście podłogi, choć stare, były podgrzewane od spodu, więc jego stopy nie zmarzły w zetknięciu z powierzchnią.

Rezydencja Lan wydawała się… pusta. Zachował w myślach obraz staromodnej, ale zadbanej posiadłości, w której zgromadzono drogocenne przedmioty, bo z jakiego innego powodu potrzebna by była tak szczelna ochrona, kamery i zabezpieczone wejście. Rodzina Lan czegoś strzegła, na pewno nie obrazy czy inne drogocenne przedmioty.

Wei Wuxian natrafił po drodze na kilka kamer. Zwrócono je w stronę korytarza, po którego obu stronach świeciły pustki. Większość drzwi prowadzących do pozostałych pomieszczeń była zamknięta na klucz. Choć służba pilnie dbała o porządki w całej rezydencji, Wei Wuxian zobaczył powtarzający się ślad po mopie, który ciągnął się przed każdym z wejść. Nikt nie sprzątał od dawna tych pokoi.

Służąca zaprowadziła ich na tyły budynku. Ogłosiła, że za moment zorganizuje herbatę i drobny poczęstunek, a potem się oddaliła.

Lan Wangji przystanął przed zamkniętymi z drzwiami. Zapukał. Odpowiedział mu cichy, słaby szloch. Zerknął na Wei Wuxiana, posyłając mu znaczące spojrzenie.

Dziewczyna mocno przeżyła otrzymanie listu, była w ciężkim stanie, więc Wei Wuxian uznał wraz z Lan Zhanem, że najlepiej będzie, jeśli się odsunie. Schował się w rogu i poczekał.

Drzwi się rozsunęły. W progu stanęła zapłakana dziewczyna. Wei Wuxian wiele razy mylił różne dziewczyny z jego zaginioną siostrą. By rozwiać swoje wątpliwości, często siadał i oglądał zdjęcia tych dziewcząt, utwierdzając się w przekonaniu, że to nie Jiang Yanli.

Lan Liyan wyglądała jak ona. Nie pomyliłby tego ciepłego, pełnego miłości spojrzenia, od którego topniały serca największych twardzieli. Wyrosła na niezwykle piękną i uroczą panienkę i Wei Wuxian nie miał żadnych wątpliwości, że to ona.

Nastolatka przetarła mokre od łez oczy.

— Czy wszystko w porządku? — zapytał troskliwie Lan Wangji.

Nie odpowiedziała. Zamiast tego wpatrzyła się w Wei Wuxiana, który jak widać nieudolnie się ukrył. Skinęła głową, a potem przesunęła się na bok.

— Proszę, wejdźcie — zaprosiła ich do swojego pokoju.

Wei Wuxian… nie rozumiał. Jednak odniósł wrażenie, że wkrótce przyjdą wszystkie odpowiedzi.



0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!