Lan Wangji
A—Qing wróciła, ale dopiero pod koniec ustalonego czasu pracy. Jej wyjście nie zostało zaakceptowane przez Wei Wuxiana i ich przełożony czekał prawie cały dzień na poważną rozmowę z dziewczyną. Jednak ta powróciła w stanie, który zaniepokoił ich wszystkich. Zazwyczaj pełna życia A—Qing, o radosnym usposobieniu, wyszczekanej buzi i chytrym uśmieszku, weszła smutna. Powieki miała wyraźnie opuchnięte, jakby po kilku godzinach płaczu. Pod oczami wyłoniły się sine worki, które odrobinę zamazał spływający po jej twarzy makijaż. Nie powitała nikogo, nie wyjaśniła nawet powodu swojej nieobecności, tylko usiadła przy biurku i wróciła do pracy, jakby nic się nie wydarzyło.
Wei Wuxian wyszedł na moment ze swojego gabinetu i szepnął coś do jednego z policjantów, ale ten tylko wzruszył ramionami. Nikt nie wiedział, co się wydarzyło z dziewczyną w przeciągu ostatnich kilku godzin, ale wszyscy podejrzewali, że stało się coś poważnego.
— A—Qing, co to ma znaczyć? — zagadał do niej pierwszy Jiang Cheng, naskakując ze stosem papierów, które zgromadziły się przy jej stanowisku w czasie nieobecności.
— Przepraszam, to się więcej nie powtórzy — mruknęła nieśmiało, wracając do swojej pracy.
— Nie, A—Qing…. — zaczął ostro, ale kiedy zorientował się, że nie taki był jego zamiar, wziął głębszy wdech. Uspokoił się i dopiero gdy odzyskał spokój, wrócił do rozmowy. — To niepodobne do ciebie. Tak znikać — dodał. — Martwimy się.
— Przepraszam za sprawienie kłopotów. Już się biorę do pracy — mówiła dalej przyciszonym, ledwo słyszalnym głosem.
— Czy coś się stało? — zapytał. — Proszę, powiedz. Nikt cię nie ukaże za wyjście…
Pojedyncza łza spłynęła po policzku dziewczyny. Szybko ją starła, licząc, że nikt jej nie zauważy. Wszyscy zwrócili na nią uwagę. A—Qing potulnie opuściła głowę.
— Przepraszam, wolałabym zachować to dla siebie. — Przełożyła papiery z jednego miejsce na drugie. Była to lista dokumentów, o które Lan Wangji zwrócił się z prośbą do dziewczyny. — Sprawa prywatna. Wiele się dzieje w moim życiu.
Lan Wangji przypomniał sobie słowa Wei Wuxiana o mieszaniu spraw prywatnych z zawodowymi. Najwyraźniej nie tylko on nie umiał oddzielić tych dwóch światów, a jednak nie spodziewał się, by dziewczyna dostała jakąkolwiek naganę. Co więcej, sam jej współczuł. Nieznana wszystkim sprawa dotknęła dziewczynę boleśnie, jak żadna wcześniej.
Jiang Cheng z trudem trzymał emocje na wodzy. Jego twarz poczerwieniała ze złości, a jednocześnie zamartwiał się o A—Qing, jak wszyscy w wydziale. Dlatego wiele go kosztowało uspokojenie się, ale gdy w końcu to nastąpiło i zrozumiał, że A—Qing niezależnie od swojego stanu pragnie dalej pracować, gniew odsunął na bok.
— Jeśli będziesz potrzebowała rozmowy, to wiesz, gdzie mnie znaleźć — odparł w końcu, odwrócił się i odszedł do swojego biurka, w które uderzył pięścią. Rozległo się głuche łupnięcie.
Wei Wuxian znowu wyjrzał na moment zza swojego gabinetu, ale kiedy zobaczył wściekłego Jiang Chenga, pojął, że to on stoi za tym uderzeniem. Poprosił cicho o spokój, a potem wrócił do pracy — postąpili tak wszyscy.
Lan Wangji zerknął na A—Qing, zastanawiając się, czy to odpowiedni moment na rozmowę. Czekał na dokumenty, na cały stos informacji, które obiecał przejrzeć jeszcze dziś, do końca dnia, a ten dzień się kończył. Założył nadgodziny, niemniej nawet z nimi sprawa nie wyglądała najlepiej. Dwie dziewczyny popełniły samobójstwo w bardzo krótkim odstępie czasowym. Dotąd nie usłyszeli o nowych przypadkach, ale to nie oznaczało, że wkrótce nie dostaną zgłoszenia. Rozwiązanie sprawy miało przynieść nie tylko odpowiedzi. Chodziło o zapewnienie tym młodym dziewczynom bezpieczeństwa.
— Proszę — odezwał się przed nim kobiecy głos.
A—Qing pociągnęła nosem. Nadal miała zaczerwienione oczy, powieki jej spuchły, a cienie pod oczami stały widoczniejsze. Lan Wangji patrzył prosto na jej twarz, nie odwrócił wzroku tylko dlatego, że wyglądała gorzej. Wszyscy winni zachować w pracy profesjonalizm, niezależnie od okoliczności.
Podała mu plik dokumentów, niezbyt rozległy, choć zawierał dodatkowe informacje związane ze szkołą i nauczycielami, pomijając Xiao Xingchena.
— Akta wychowawcy są pilne — przypomniał jej.
— Wiem. — Wzięła głęboki wdech. — Przepraszam za opóźnienia, ale znalezienie informacji o uczennicach jest o wiele prostsze. I pomyślałam, że może dzięki temu wyłoni się jakiś schemat — mówiła inaczej niż zwykle. Ton jej wypowiedzi był ostrzejszy, pełny jadu i nieprzepracowanej złości.
Lan Wangji przymknął oczy.
— Znajdujemy się w miejscu pracy. Obowiązują tu pewne zasady — zwrócił jej uwagę.
— Wielki Lan Wangji i jego cholerne zasady! — wybuchła. — Może ktoś ma gorszy dzień? A może dzieje się w jego życiu coś? Nie, bo oczywiście najważniejsze są zasady!
Nie dał się wyprowadzić z równowagi. Miał rację. Osobiste problemy nie powinny rzutować na efekty pracy, szczególnie w tak wymagającej pracy jaka dotykała śledczych
— Tak, zgadza się, ale nie rozwiążemy sprawy osobistymi problemami.
— Jaki z ciebie ciul — fuknęła. — Nic dziwnego, że nikt nie chce z tobą pracować. Ciągle tylko się wywyższasz, uważasz się za lepszego. Wielki panicz Lan.
— Nie jestem paniczem — poprawił ją.
— Jesteś. — Skrzywiła twarz w niesmacznym grymasie. — Naprawdę na wszystko sam zapracowałeś? Wychowałam się w domu dziecka. Codziennie rano wstawałam przed szkołą, bo musiałam pracować na uprawach ryżu. Żeby utrzymać się w mieście, pracowałam na dwie zmiany i uczyłam się. Wszystko osiągnęłam swoją ciężką pracą. Aplikowałam na to stanowisko przynajmniej dziesięć razy. Ciężko pracuję każdego dnia. Wracam do mieszkania, które wynajmuję z pięcioma innymi dziewczynami. Czy… powtórzysz mi, że nie jesteś paniczem?
— Nie jestem paniczem — powiedział mimo wszystko. Urodził się w uprzywilejowanym środowisku, czemu nie zaprzeczał i jak najbardziej zgadzał się z A—Qing, że ich droga do sukcesu wyglądała inaczej. Jednak nie pozwoli sobie wmówić, że osiągnął sukces tylko dzięki znajomościom i posiadanym funduszom. Ciężko pracował, czasem ciężej od wielu innych ludzi, którzy zarzucali mu to samo, co A—Qing.
Rozłożyła bezradnie ręce i znów się rozpłakała.
— To niesprawiedliwe — jęknęła.
— Życie jest niesprawiedliwe. To w twoich rękach leży cała moc zdolna do zmian. Nie zmieni twojego życia i tego, czy jestem paniczem czy nie. Nie marnuj swojego czasu na interesowanie się moim życiem, tylko weź do pracy. Sama powiedziałaś. Aplikowałaś na to stanowisko dziesięć razy. Nie zmarnuj swojej szansy gorszym dniem.
— Jesteś okrutny. — Przetarła oczy. — Nikt cię lubi.
Nie oczekiwał sympatii. Spodziewał się efektów pracy. Nie przychodził tutaj dla znajomości, a ten fakt wydawał się mocno zaskakiwać wszystkich pracowników komisariatu prowincjonalnego.
— Kiedy otrzymam akta? — zapytał, wracając do ważnych tematów służbowych.
— Jutro z rana — odparła stanowczym tonem. — Dzisiaj już pójdę i odpocznę.
— Hm… — mruknął. Zebranie sił, uspokojenie nerwów na pewno nie zaszkodzą w dalszej pracy. Uważał nawet, że w obecnym stanie A—Qing nie pomoże za wiele.
Przyjął od niej ostatnie dokumenty. Zgłosiła Wei Wuxianowi, że uda się do domu. Nie zaprotestował, co więcej zachęcił do wzięcia wolnego wieczoru, nawet w tym trudnym czasie, w trakcie śledztwa. Pozostali podążyli jej śladem jakieś dwie godziny później. Po osiemnastej w biurze został tylko Lan Wangji i Wei Wuxian.
Nie kontraktowali się ze sobą. Oboje usiedli w skupieniu nad przydzielonymi zadaniami. Lan Wangji zamknął się w ciszy, przygaszając praktycznie wszystkie światła. Zostawił zapaloną tylko jedną lampkę, której słabe światło padło na otwarte teczki. Otrzymał niewiele dokumentów. Dotyczyły głownie zamordowanych uczennic oraz ich przyjaciół, znajomych z klasy i otoczenia. Informacje niewiele pomogły. Przeczytał je w przeciągu godziny. Tak, jak początkowo przewidywał, nie wniosły do sprawy niczego nowego. Dziewczyny z niewiadomych nikomu powodów popełniły samobójstwo. Przed śmiercią zwróciły się o pomoc do swojego nauczyciela, Xiao Xingchena. Wszystkie były córkami bogatych i wpływowych ludzi, choć tego można było się spodziewać, biorąc pod uwagę, do jakiej szkoły uczęszczały.
Tylko dlaczego umarły? Kto życzył tym młodym dziewczynom śmierci? Nie zostały wybrane przypadkowo. Ze znalezionych przez A—Qing informacji wynikało, że obie ofiary przechodziły trudny okres, borykały się z problemami, ich oceny się pogorszyły, zatraciły kontakt z rówieśnikami. Lan Wangji zadał sobie znaczące pytanie. Czy zmiany w zachowaniu sprowadziły na nie predatora, czy może to sprawca doprowadził je do tego stanu?
Brakowało dowodów, punktów zaczepienia. Wiedział, że błądzą wokół niczego. Sprawca dobrze się maskował, nawet jeśli był to Xiao Xingchen, to nic nie dało mu się zarzucić. Rozmowa z dziewczynami nie stanowiła dowodu w sprawie.
Nagle zadzwonił mu telefon. Przez moment zdziwił się. Mało kto kontaktował się z nim, szczególnie że nie rozdawał swojego numeru za chętnie. Zmusił go do tego Wei Wuxian, ale to przez to, że był jego przełożonym. Ale kto jeszcze?
Zerknął na wyświetlacz. Pojawił się numer Lan Liyan. Kuzynka nigdy się z nim nie kontaktowała, zawsze wybierała drogiego wuja, który zresztą był jej opiekunem prawnym. Musiało się coś stać, skoro zwróciła się bezpośrednio do niego.
— Co się stało? — zapytał wprost.
— A więc to oczywiste — wyszeptała dziewczyna. Płakała. Głos miała słaby, zniszczony przez kilka godzin łkania. — Kuzynie, otrzymałam list.
— List? — Zerknął na akta. Każda z dziewczyn na którymś etapie dostała tajemniczą wiadomość.
— Tak, pojawiła się w mojej książce i… Ja… — urwała.
— Zamówię ci taksówkę. Przyjedziesz na komisariat? — poprosił, choć nie akceptował innej opcji. Skoro Lan Liyan dostała wiadomość, to groziło jej niebezpieczeństwo. Nie pozwoli, żeby stało jej się cokolwiek złego.
— Przyjadę — zgodziła się. — Mam przywieźć list?
— Tak, przywieź. Proszę. Uważaj na siebie.
— Kuzynie, ja… uważam — rzekła niepewnie i się rozłączyła.
Mieszkała w rezydencji należącej do rodziny Lan od pokoleń. Towarzyszyło się setki służących, a oprócz ich często przebywał tam i wuj. Mamie nie pomogli, ale liczył, że obecność tak wielu osób uniemożliwi dotarcie kogokolwiek do Liyan.
Od razu zamówił dla niej taksówkę. Kierowca miał się tam znaleźć za dziesięć minut. Wykorzystał ten czas i wparował do gabinetu Wei Wuxiana. Jego przełożony siedział na podłodze, otaczały go papiery, wszystkie dotyczące obecnej sprawy. Zdjęcia ułożył w łuk, za dokumentami, na których uwieczniono dziewczyny przed i po ich śmierci. Po środku widniała fotografia Xiao Xingchena.
Wei Wuxian nie podniósł wzroku. Dalej wpatrywał się w papiery, jakby niewzruszony niespodziewaną obecnością Lan Wangji w jego gabinecie.
— Lan Liyan, moja kuzynka, dostała wiadomość. Podobną do tej, którą otrzymały zmarłe dziewczyny — ogłosił na jednym wydechu.
Dopiero po tych słowach, Wei Wuxian spojrzał na niego. Zachował zaskakujący spokój i na moment pochłonęło go zamyślenie.
— Wezwałeś ją do nas? — zapytał.
— Tak — potwierdził, pokazując rachunek za zamówioną taksówkę.
— Dobrze. — Skinął głową. — Ale dlaczego ona? Nic do siebie nie pasuje. Nie ma schematu.
Był, ale oboje jeszcze go nie dostrzegali.
0 Comments:
Prześlij komentarz