[Cold Rain] Rozdział 16

                           

Lan Wangji

Czekał na akta od A—Qing. Wspomniała, że dostarczy je przed czternastą. Zbliżała się piętnasta, a dziewczyny nie widziano od południa. Zniknęła zaraz po tym, jak otrzymała niepokojący telefon. Zrobiła się blada, przeprosiła za swoje zachowanie, zostawiając na biurku otwartą paczkę żelek, a potem zniknęła. Zawsze kończyła opakowanie, niezależnie od tego, czy się już najadła, czy też nie.

Lan Wangji wydał z siebie westchnięcie pełne zawodu. Zerknął na swoje notatki z planami na ten dzień. Brak informacji od A—Qing zaburzył całe jego popołudnie i wyglądało na to, że już psuło kolejny  poranek. Bez tych teczek nie ruszy dalej ze sprawą, szczególnie że za głównego podejrzanego dalej uznawali Xiao Xingchena. Potrzebował tych danych w trybie natychmiastowym, żeby ruszyć ze sprawą jak najszybciej.

Zamknął na moment oczy, poddając się medytacji, która miała uspokoić jego zszargane nerwy. Dotąd działała zawodnie, wymuszając na nim poszukiwanie nowych dróg, nowych sposobów na powrót na właściwą ścieżkę spokoju i harmonii. Tak bardzo się zagubił we własnych myślach. Jego czyny zdawały się pozbawione sensu – przenikały je chaos i niezrozumienie. A wszystko stało się za sprawą wydarzeń, których nie założył w swoich działaniach.

Lin Liyan przypominała zaginioną przed pięcioma laty Jiang Yanli.

Wei Wuxian przeprosił, oferując dostęp do bazy danych po zakończonej sprawie.

Wuj kazał zapomnieć o Yanli…

Otworzył oczy. Nie mógł się skupić na prostych wdechach i wydechach, myśli pochłaniały go w zupełności, przeszkadzając w nawet najdrobniejszych czynnościach. Spakował się, choć to za wiele powiedziane, że się spakował, bo zabrał tylko portfel i telefon. Wyszedł na korytarz, na którym zebrali się członkowie pozostałych wydziałów. Głównie palacze. Rozmawiali głośno, co chwilę wyśmiewając swoją pracę i to, co ich spotkało. Lan Wangji nie wsłuchiwał się w szczegóły. Nie interesowały go sprawy obcych ludzi, których nie poznał i nie miał zamiaru poznać. To tylko kolejne bardziej lub mniej znaczące istoty na drodze do jego sukcesu.

Wybrał z automatu kawę. Niesłodzoną, bez mleka czyli zwykłą czarną z największą ilością ziarenek dla pobudzenia. Wypił na jednym wydechu, potrzebując zastrzyku energii do dalszej pracy. Postanowił, że weźmie nadgodziny i jeszcze raz przejrzy posiadane akta, kiedy biuro opustoszeje i będzie miał więcej spokoju dla siebie. Im szybciej rozwiąże tę sprawę, tym prędzej dostanie dostęp do starych akt.

— Ej, czy to nie panicz Lan? — odezwał się jeden z palących policjantów. — Dawno cię nie widziałem, ale powinienem się spodziewać, że wykorzystasz znajomości i dadzą ci przydział w policji prowincjonalnej.

Dużo gadał, podobnie jak Wei Wuxian, którego gadanina wkurzała go wielokrotnie. Tego policjanta, którego imienia i nazwiska nie pamiętał, a więc był nieznaczącą istota, zignorował. Nie widział żadnej wartości dodanej z rozmowy z tym człowiekiem.

Mina na twarzy policjanta zrzekła, pojawiła się złość. Odsunął swoich kolegów na bok i podszedł bliżej automatu. Oparł się jedną ręką o maszynę, a drugą wytrącił z dłoni Lan Wangji pusty kubeczek po kawie.

Lan Wangji zmrużył oczy. Takie zachowania nie wywoływały w nim zbyt wielu emocji. Były dziecinne, niewłaściwe, pozbawione jakiegokolwiek rozsądku. Odrobinę współczuł policjantowi, bo dorosły, w pełni dojrzały człowiek nie okazałby swojej złości, niszcząc mienie publiczne i zaśmiecając wspólny korytarz komisariatu.

Podjął kubek i wrzucił go do wyznaczonego kosza na śmieci, sprawiając, że policjant zakipiał ze złości. Pięść miał już zaciśniętą, jakby rzeczywiście zamierzał wymierzyć dziecinny cios. Lan Wangji aż się szczerze zdziwił. Wybrał walkę, bo go zignorował? Jakież to naiwne i niedojrzałe. Nie wierzył własnym oczom.

— Słyszałem, że pracujesz z Wei Wuxianem. Już zaciągnął cię do łóżka? — Zarechotał głupio, a za nim podążyli pozostali koledzy, podśmiewając się z szefa wydziału.

Lan Wangji przyjrzał się im twarzom. Nie kojarzył ani jednej osoby z grupy, ale wszyscy zdawali się znać i jego, i Wei Wuxiana. Czy oboje zrobili im coś w przeszłości niewłaściwego, że dziś stali obiektem żartów i wyśmiewania? Jeśli tak się stało, był gotowy przeprosić za swój błąd i nawet tak postąpić w imieniu swojego przełożonego. Wystarczyło mu tylko poznać podłoże tych kpin.

— Czy uczyniłem wam coś niewłaściwego? — zapytał Lan Wangji. Padło pytanie i wszyscy zamilkli ze zdumienia, jakby pierwszy raz w życiu usłyszeli jego głos.

— Jak miło, panicz Lan umie mówić — zażartował sobie ten sam policjant, który wywołał całe zamieszanie.

— Rzeczywiście umiem. Nie wiem, skąd podejrzenia, że jestem niemową?

— No nie wiem. — Wzruszył ramionami. — Może stąd, że panicz Lan nigdy wcześniej na nas nie reagował. Chodziliśmy na te same zajęcia przez pięć lat.

— Oddałem się nauce. Nie byłem zainteresowany nawiązywaniem nowych znajomości — wytłumaczył wszystkim.

— Wątpię, że panicz Lan miał jakieś stare znajomości — zauważył i to słusznie. Przez wszystkie lata szkolne Lan Wangji stronił od pozostałych rówieśników. Preferował towarzystwo książek, starożytnych pism i nauki, którą szczerze kochał i szafował. A kiedy mijał na nie czas, praktykował medytację, pobierał nauki gry na guqinie, a nawet uczył się sztuk walki.

— To prawda — przyznał mu rację. — W takim razie doszło między nami do nieporozumienia.

— Nieporozumienia? — zaśmiał się. — Nie, nie, to wszystko wina panicza Lan. Panicz Lan chyba nie jest świadomy tego, jak bardzo jest zarozumiały, jak wysokie mniemanie ma o sobie. Opowiadasz o sobie jak o lepszym od nas człowieku. Zawsze byłeś oczkiem w głowach profesorów. Możesz sobie pomyśleć, że to zasługa twoich dokonań, twojej wiedzy i umiejętności. Guzik prawda. To nazwisko. Kiedy my musimy tu tyrać, ty sobie przychodzisz i od razu dostajesz stanowisko, kiedy my tyramy latami i…

— Wei Wuxianowi zostało przydzielone stanowisko bez nazwiska, zawalczył o nie swoją ciężką pracą — słowa wyłoniły się mimowolnie. Nie pomyślał, co zdarzało mu się rzadko, bo baczył na mowę. Były zdradliwe, szczególnie wtedy gdy pozwalał im przejąc nad sobą kontrolę. Jak teraz. Padła jedna uwaga, która zaskoczyła pozostałych policjantów. Zaczęli między sobą szeptać, wymieniając komentarze oraz uwagi na temat Wei Wuxian i jego relacji z Lan Wangji.

Policjant, który jako pierwszy go zaczepił, zaśmiał się. Zerknął na moment na swoich współpracowników, a potem rzucił pełne pogardy spojrzenie w kierunku Lan Wangji. Nie… To w tym oczach nie utkwiła tylko pogarda, pojawiło się obrzydzenie, które Lan Wangji nie rozumiał. Wielu rzeczy nie rozumiał od początku tej konwersacji.

Fałszywe oskarżenia. Podejrzenia odnośnie przyznania stanowiska. Nienawiść w czasie studiów.

Lan Wangji właśnie dlatego unikał ludzi. Byli nieprzewidywalni, łatwo poddawali się zbędnym emocjom, które doprowadzały do właśnie takich sytuacji. Budziły w człowieku nienawiść, choć ci oto mniemani znajomi ze studiów byli mu zupełnie obojętni. Nigdy im nie zaszkodził. Nigdy ich nie skrzywdził. Więc skąd to pogardliwe spojrzenie? Dlaczego wciąż szeptali?

— A więc to tak — burknął policjant. — Dobrałeś mu się do dupy. A może on dobrał się do twojej? — Jego pytanie nie brzmiało jak żart, a mimo to przez korytarz przeszła fala śmiechu.

— Wiem, że Wei Wuxian ma… inne upodobania… — tym razem rozsądniej dobrał słowa —…, ale nie jestem zainteresowany jakąkolwiek formą znajomości wychodzącą poza obowiązki służbowe.

— Uuu, zabolało. — Zaklaskał. — Dobrze, że twój przełożony tego nie usłyszał, bo już by się rozpłakał.

Lan Wangji odetchnął na spokojnie, choć czuł, jak wzbiera się w nim gniew. To nienaturalne. Nigdy wcześniej nie przejmował się podobnymi uwagami, szczególnie gdy nie dotyczyły bezpośrednio jego osoby. To niewiarygodne, jak szybko obdarzył szacunkiem Wei Wuxian, skoro nie pozwolił na tę obrazę w jego obecności.

— Głupiec — wysyczał Lan Wangji.

Zamilkli, bardziej zaskoczeni tym jednym określeniem niż wcześniejszym stwierdzeniem.

— Głupiec? — Policjant przechylił głowę na prawy bok. — Hm… A więc jednak dupa boli?

Znalazł się blisko. Lan Wangji niemal czuł na sobie jego obrzydliwy oddech, w którym mieszał się odór starego obiadu, bardzo mocnej kawy i palonego tytoniu. Lan Wangji odsunął się wyraźnie zdegustowany, co tylko mocniej wkurzyło policjanta.

— A więc tak się bawisz? No cóż… Zawsze uważałeś się za lepszego od nas.

Położył dłoń na ramieniu Lan Wangji i ścisnął je mocno, przekraczając ostatnią granicę, za którą kończyła się cierpliwość panicza Lan.

Lan Wangji złapał policjant za nadgarstek i wykręcił całą jego rękę za plecy. Krzyk rozniósł się po korytarzu. Jedna z kaw spadła z automatu i trzasnęła o podłogę, rozchlapując się po wszystkich płytkach. Pozostali wycofali się, kiedy Lan Wangji przycisnął policjanta do samej podłogi. Wrzeszczał, przeklinał, rzucał wręcz najgorszymi przekleństwa, wijąc się jak jakaś larwa. W sumie… Lan Wangji uważał, że niewiele się od niej różnił.

— Wystarczy — wysyczał Lan Wangji, naciskając kciukiem na nerw na nadgarstku.

Policjant ryknął w potwornych spazmach, które nim zawładnęły. Poskoczył w miejscu — tym razem, jak ryba chwilę przed odrąbaniem głowy. Już nie przeklinał, nie rzucał wyzwiskami, za to pojawiły się łzy w jego oczach.

— Przepraszam, przepraszam! — wypłakał.

Lan Wangji puścił go.

Poprawił swój drogi garnitur, który zgiął się nieelegancko w kilku miejscach. A tak dokładnie go wyprasował przed pracą. Nawet od siedzenia przy biurku przez cały dzień nie miętolił się, a ten gnój zniszczył cały jego wygląd w kilka minut. Ale usłuchał mądrości wielkich uczonych i wybaczył.

Pozdrowił pozostałych policjantów skinięciem, a potem odszedł, choć towarzyszyło mu teraz przeczucie, że na tym pożegnaniu się nie skończy. Sprawa powróci, a wtedy będzie musiał się wytłumaczyć.

Westchnął. Praca w policji prowincjonalnej okazała się o wiele trudniejsza niż początkowo założył.



0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!