[Cold Rain] Rozdział 13

                           

Lan Wangji

Nigdy nie sądził, że pierwsza sprawa, w którą zaangażują go bezpośrednio okaże się taka wymagająca. Dostał kilkukrotnie reprymendę, choć stwierdził jedynie proste fakty, potwierdzone naukowo przez wielu znanych uczonych. Najwyraźniej Wei Wuxian podważał ich wiedzę i stosował swoją własną, do której Lan Wangji musiał się przystosować.

Zamknął na moment oczy, poddając się medytacji. Pozwalała mu zachować spokój, który był mu ostatnio bardzo potrzebny. Bez niego nie wytrzyma współpracy ze swoim przełożonym, a bez jego rekomendacji nie zostanie przeniesiony do wydziału spraw archiwalnych, z dostępem do większej bazy danych.

— Lan Zhan, przesłuchaj proszę parę uczennic. — Wei Wuxian wyjrzał na moment ze swojego gabinetu, a potem znowu się w nim ukrył, razem z Jiang Chengiem. Nikt od samego rana nie wiedział, o czym dyskutują.

Lan Wangji zacisnął pięść na opakowaniu po kanapce i zgniótł ją tak, jakby to była głowa samego Wei Wuxiana. To tyle ze spokoju. Wszystkie nauki, jakie pobierał od wuja, straciły na znaczeniu, bo oto jeden człowiek wystarczył do wkurzenia go. Dlaczego? Nikt, poza tym człowiekiem, tak na niego nie wpływał. Nauczył się ignorować ludzi, lecz Wei Wuxian był wyjątkiem, którego już nie uniknie.

Zabrał tablet i zaprosił pierwszą z dziewczyn na przesłuchanie. Powiedziała mu niewiele, jakby nigdy się nie spotkała z panienką Jin, nie rozmawiała z nią i chodziła do jednej klasy przez prawie trzy lata. Z drugą uczennicą poszło o wiele lepiej. Wspomniała o martwej przyjaciółce i tym, jak Jin Rusong zmieniła się po jej śmierci. Zamknęła się w sobie, niewiele rozmawiała z innymi, raczej unikała kontaktu.

Podziękował za informację. Weszła trzecia osoba.

— Witaj, kuzynie — odezwał się słodki, dobrze mu znany głos.

Jego oblicze złagodniało, zrobił się spokojniejszy.

Do pokoju przesłuchań weszła Lan Liyan, jego młodsza kuzynka, którą wuj przygarnął krótko po tym, jak ojciec zachorował. Ojca przeniesiono na oddział szpitalny, którego nie opuścił już do końca swoich dni, a pustkę po jego stracie wypełnił ciepły uśmiech dalekiej kuzynki, która szukała w Hefei lepszego życia. Zapomniał, że uczęszcza do tej samej szkoły, co Wen Chao.

— Jak się czujesz? — zapytał czule. Dziewczyna była jedną z nielicznych osób, które potrafiły poruszyć jego kamienne serce. Na sam jej widok od razu zapominał o Wei Wuxianie i o spawach, które go dręczyły.

— Trochę… zagubiona i przestraszona. Pojawiły się plotki, że ktoś morduje uczennice naszej szkoły.

— To nieprawda — zapewnił ją. — Śledztwo jest na wczesnym etapie i nie mogę zdradzić żadnych szczegółów, ale nie musisz się niczego obawiać.

— Naprawdę? — Jej twarz na moment rozjaśniała.

— Tak, a jeśli będzie cię coś martwić albo dostaniesz niepokojącą wiadomość, to daj mi znać.

— W zasadzie… — urwała. Złapała się za ramię i zadrżała.

Nigdy wcześniej nie widział Lan Liyan tak przestraszonej.

Ujął jej dłoń. Niewiele jej pomoże, ale czasami wystarczyło, że ktoś miał w kimś wsparcie. Że nie został sam na tym świecie.

— Coś się stało? — dopytał.

— To nic takiego.

— Możesz mi powiedzieć. Jesteśmy rodziną.

— No bo… — znowu przerwała. Założyła nerwowo kosmyk włosów za ucho, a potem wyznała: — Zaczepił mnie jeden z policjantów i nazwał Yanli. Który był z tobą przy zwłokach Jin Rusong.

— Wei Wuxian?

— Nie wiem, jak miał na imię, ale taki przystojny, w czerwonej koszuli i ma długie, rozpuszczone włosy. Bardzo ładne włosy — dodała ciszej.

— Nazwał cię „Yanli“? — dopytał się.

— Tak. Przestraszyłam się, bo wyglądał tak, jakby zobaczył ducha. Może mu kogoś przypominam?

— Nie wiem — mruknął. — Nie znam go za dobrze. To mój przełożony, ale nie wydaje się człowiekiem, który dręczy niewinne dziewczęta.

— Tak, ja to rozumiem. Nie chciałam być niemiła. Zapytałeś, więc odpowiedziałam…

— Spokojnie. To na pewno nic takiego. Mimo wszystko poproszę go o wyjaśnienia.

Skinęła nieśmiało głową.

— A co do Jin Rusong, ja nic nie wiem. Była bardzo skryta, nigdy nie przyjęła mojego zaproszenia na wyjście do kina czy karaoke. Często pisała z kimś na telefonie albo się uczyła. Na pewno przez ostatni miesiąc wydawała się bardziej zmartwiona niż zawsze. Chodziła taka przygnębiona, zerkała nieustannie w telefon i raz nawet nakrzyczała na nas, bo niby podrzuciliśmy jej coś do plecaka.

— Jej przyjaciółka popełniła samobójstwo? — zainteresował się jeszcze Lan Wangji.

— Tak — wysapała. — Nie pamiętam jej imienia. Nigdy ze sobą nie rozmawiałyśmy. Powiesiła się w pokoju na klamce. Wykorzystała do tego pasek od spodni. Chodziło dużo plotek.

— Jakich? — nacisnął na kuzynkę.

— Oj… — Zarumieniła się. — Mówili, że zaszła w ciążę, że chłopak ją rzucił. Były też takie… inne… — dokończyła ciszej, jakby ktoś miał ich tutaj podsłuchiwać i przekazać te informacje dalej.

— Jakie?

— Że ona i Jin Rusong były razem, ale się pokłóciły.

— Jak „razem“? — Nie zrozumiał, co miała na myśli.

— No… Jako para.

— To niemoralne i niewłaściwe.

— Czy ja wiem? — Wzruszyła ramionami. — Jeśli ktoś się kocha, to płeć nie ma znaczenia.

— Ma znaczenie — odparł stanowczo. — To niemoralne.

— Tak czy inaczej, takie plotki chodziły, a ja o niczym więcej nie wiem.

Złapała za torebkę i wyszła, zanim Lan Wangji zdążył jej zadać kolejne pytania. Odprowadził ją wzrokiem, kiedy przemierzyła korytarz, a potem wskoczyła bezpośrednio do windy. Wydawała się zaniepokojona, coś ją dręczyło, ale Lan Wangji nie umiał do końca odgadnąć, co jej chodzi po głowie.

Przesłuchał jeszcze kolejne osoby. Niewiele więcej się dowiedział. Zamknął pokój przesłuchań dopiero pod wieczór, po całym dniu bez ciepłej kawy i jedzenia. Wrócił na swoje stanowisko. Tym razem w pokoju wydziału paliło się światło. Pozostali członkowi zostali po godzinach, badając sprawę. Tylko w gabinecie Wei Wuxiana było ciemno.

Lan Wangji pokręcił głową i usiadł.

Zobaczył na telefonie nieodebrane połączenie od brata. Oddzwonił do niego po godzinie. Lan Xichen odebrał.

— Możesz do mnie przyjść? — poprosił.

— Będę za pięć minut.

Złapał kubek gorącej kawy. Na szczęście zespół zaparzył jej więcej w dzbanku. Pił zwykłą, czarną, bez cukru i mleka, więc wystarczało mu, że jest gorąca. Kupił też w automacie paczkę herbatników. W końcu zrozumiał, dlaczego wszyscy chowali po szufladach jakieś przekąski. W windzie przegryzł kilka z nich, resztę schował do kieszeni, a kawę wypił w międzyczasie, nie chcąc iść na spotkanie z jedzeniem.

Ogarnął się przed gabinetem brata, wycierając twarz i sprawdzając, czy nie ma na garniturze żadnych okruszków. Kiedy zyskał pewność, wszedł do środka.

— Mój drogi bratanku. — Powitało go surowe, ojcowskie spojrzenie szanownego wuja.

Lan Wangji skłonił się i pozdrowił swojego mistrza. Nie spodziewał się jego obecności na komisariacie, szczególnie teraz, gdy minęły dopiero dwa tygodnie, odkąd rozpoczął pracę.

— Wuju, co się tutaj sprowadza? — zapytał, patrząc pytająco i na brata, który uśmiechał się szeroko, siedząc na swoim fotelu.

Lan Qiren, jego wuj, przepracował w policji całe swoje życie. Od paru lat przebywał na emeryturze, czasem przyjmując prywatne zlecenia, bądź wspomagając wydziały w tworzeniu profilu przestępców. Lan Qiren był już starszym mężczyzną po sześćdziesiątce. Urodził się o wiele wcześniej od ich ojca i kiedy ich dziadkowie sądzili, że ich potomstwo zakończy się na jednym dziecku, babcia zaszła w ciążę po czterdziestce i urodziła jeszcze ich ojca. Nigdy nie byli do siebie podobni. Wuj był szczupłej budowy, choć kochał jedzenie i dobrą herbatę aż do przesady. Wyłysiał bardzo wcześnie i od tamtej pory nosił perukę, o której wszyscy i tak wiedzieli, ale nikt na głos się do tego nie przyznał.

Wujowi doszło parę zmarszczek, wyraźnie się postarzał i wyglądał na zmęczonego życiem, choć w jego oczach dalej był widoczny ten życiodajny blask. Nigdzie się nie wybierał, na pewno nie na drugą stronę.

— Chciałem cię odwiedzić i zobaczyć, jak wygląda twoja nowa praca. Mam nadzieję, że jesteś zadowolony z wyboru?

Lan Xichen odchrząknął, z kolei Lan Wangji opuścił głowę i wyznał szczerze:

— Zostałem przydzielony do wydziału do spraw nieletnich, którym zarządza Wei Wuxian…

— WEI WUXIAN!? — wykrzyczał niespodziewanie wuj.

Lan Xichen z wrażenia wstał. Wuj złapał się za pierś, zrobił się cały czerwony. Lan Wangji sięgnął po telefon, by zadzwonić po karetkę, ale Lan Qiren go zatrzymał.

— Nie, nie, nie trzeba — odpowiedział, przecierając chusteczką mokre od potu czoło. — Koszmary wróciły. Wei Wuxian… Skaza całej policji. Pasożyt, którego próbowałem się pozbyć, ale nie dałem rady i wielu po mnie tego nie dokonało.

— Wuju, spokojnie… — rzekł troskliwie Lan Xichen, pomagając wujowi usiąść.

— Żadne mi tu spokojnie. Te gnojek był najgorszym z moich studentów. Uczyłem przez chwilę w Akademii Policyjnej. Nieustannie psocił, sprawiał problemy i łamał zasady, ale najgorsze… — odetchnął ciężko — że był wspaniałym uczniem. Miał najlepsze oceny. Dawałem najtrudniejsze sprawdziany, testy, egzaminy, a on wychodził z najlepszymi wynikami!

— Oszukiwał? — zasugerował Lan Wangji.

— Nie. — Złapał się za głowę. — Z trudem to przyznam, ale to bardzo utalentowany chłopak.

— Wuju, nie strasz nas tak — prosił Lan Xichen.

Naprawdę się wystraszyli, że to coś poważnego. Ojciec umarł w krótkim czasie, nikt nie przewidział jego choroby i tego, jak szybko zajmie wszystkie organy. Dlatego wuj stał się kimś w rodzaju ich ojca. Nie zaakceptowaliby jego przedwczesnej śmierci.

— Przepraszam, przepraszam. — Machnął ręką od niechcenia. — Ten dzieciak po prostu dalej doprowadza mnie do szału. Raz nawet próbował pociągnąć za moje włosy. Taki to był gówniarz. A mimo to, nie dziwi mnie, że tak daleko zaszedł.

— To człowiek bez zasad.

— Myślisz się, ten człowiek ma swoje własne zasady.

— Wuju, może przekonasz komendanta, by mnie przeniósł do innego działu? — zasugerował Lan Wangji, widząc okazję do zmiany wydziału bez udziału i zgody Wei Wuxiana.

— A co? Chcesz do drogówki? — oburzył się. — O nie, nie, nie, mój drogi Lan Wangji. To cię czegoś nauczy w życiu. W policji musisz współpracować z różnymi ludźmi. Jednych lubisz, drugich nie. Nigdy nie wiesz, na kogo trafisz.

— Mogę wykazać się w innych wydziałach?

— Wykaż się w jednym, potem myśl o drugim. Wiem, o co ci chodzi. Chcesz mieć dostęp do akt i odnaleźć zabójcę waszej drogiej matki.

Chciał. Po prostu chciał. Medytacje nie pomagały. Cierpliwość nie należała do jednej z jego cnót. Dźwięki guqinu nie przywoływały natchnienia, a zsyłały nocne koszmary. Pojedyncze struny winny wzywać zmarłych, wydać im rozkaz bezwzględnego posłuszeństwa, aby zdradziły wzywającemu prawdę. Jednak ta melodia dawno zatraciła swą pierwotną moc, zamykając w niej lęki, obawy i poczucie winy. Lan Wangji nie przyznał się jeszcze przed wujem, nie wyznał również tego bratu, ale zgubił naznaczoną mu drogę. Potrzebował wsparcia, które wymagały szczerych słów.

Szczerość nie istniała w rodzinie Lan, więc Lan Wangji zacisnął usta i milczał.

— Mój drogi bratanku… — Lan Qiren poklepał śledczego w ramię. — Nie okłamię cię. Prawda może nigdy nie nadejść. To ryzyko, które ponosimy, składając przysięgę. Jakbyśmy się czasem nie starali, prawda potrafi zagrzebać się głęboko. Twoja droga matka umarła praktycznie dwadzieścia lat temu. Takie zbrodnie… — Wziął głęboki wdech, wahając się, czy obarczyć bratanka rzeczywistością. — Takie zbrodnie rzadko się rozwiązuje — wydusił z siebie z bólem serca. Nie przyszło mu to z łatwością, ale tak należało postąpić, wedle zasad, które kultywowała rodzina Lan.

Lan Wangji znał statystki. Nie szukał dodatkowych potwierdzeń na niesłuszność swoich działań. Szukał kogoś, kto go zrozumie…

— Tak, wuju. — Pochylił czoło przed obecną głową rodziny. — Wezmę sobie do serca twoje rady.

— To dobrze. — Skinął głową, choć niepewnie. — Niech tak będzie. No cóż… — Rozejrzał się po biurze. Nie znalazł powodu, żeby przedłużyć tę wizytę. — Czas się pożegnać. Oboje wykonujecie wspaniałą robotę. Na pewno was ojciec byłby dumny.

— Mama też — mruknął nieśmiało Lan Wangji.

Lan Qiren odchrząknął.

— Tak, tak, matka też. No… Nieważne. — Wskazał na wyjście. — Oprowadź drogi bratanku swojego wuja. Nie będę dłużej odciągał was od pracy.

Lan Xichen powrócił do swoich obowiązków, wcześniej żegnając wuja drobnym skinięciem. Przed twarzą brata wyrósł stos dokumentów, które szybko zaczął przeglądać, trzymając w drugiej dłoni gotową pieczęć i długopis. Zatwierdził pierwszy z papierów, a potem zabrał się za kolejny, zanim młoda sekretarka nie przyniosła mu kolejnych.

Nie dostrzegł wcześniej zmęczenia na twarzy brata. Spotkali się pobieżnie, gratulując Lan Wangji przy przyjęcia w szeregi policji i wyjaśniając sobie kwestię poszukiwania zabójcy matki, lecz wtedy nie przyjrzał się za dokładnie bratu; a przynajmniej nie w sposób, w jaki powinno się patrzeć na brata Widział wtedy w nim jedynie przełożonego. Pod oczami miął głębokie sińce, skóra na twarzy wyglądała na zaniedbaną i wyschniętą. Obok biurka nie trzymał ani jednej szklanki z wodą, a w koszu na śmieci nie znajdowały się żadne papierki, świadczące o tym, że Lan Xichen zjadł cokolwiek. W jego pokoju również panowała absolutna cisza, przeciwieństwo zgiełku, który reprezentowała część zarządzana przez Wei Wuxiana.

Na samym początku ten harmider wydawał mu się nienaturalny, sprzeczny z jakimikolwiek zasadami i wprowadzający do pracy chaos. Pomylił się… Nic tak nie drażniło, nie wprowadzało w rozterkę jak cisza.

Twarz wuja posępniała. Napawało go dumą, że Lan Xichen ciężko pracuje, a jednocześnie martwił się o niego, podobnie jak Lan Wangji.

Wyszli, nie chcąc mu dłużej przeszkadzać. Lan Qiren zatrzymał się przy automacie z kawą i kupił sobie zwykłą czarną z mlekiem sojowym. Lan Wangji zaproponował, że zapłacili, ale wuj nie wyraził zgody. Wypił cały kubek za niemal jednym haustem i odparł:

— To ciężki zawód, często bardzo niewdzięczny. Twój brat był świadomy odpowiedzialności, jaką weźmie na swoje barki.

— To wspaniały człowiek — zgodził się Lan Wangji.

— Wspaniały, ale ta praca wykańcza. Wiem, co mówię, bo twój ojciec poświęcił dla niej wiele.

Poświęcił żonę, synów i cały swój dom.

Choć Lan Wangji znał odpowiedź, nie odważył się wypowiedzieć jej na głos.

— Był wspaniałym człowiek — powtórzył te same słowa.

— Błagam, nie praw mi tych słodkości. Zawsze odpowiadasz tak, by nikt nie odkrył, co tak naprawdę masz na myśli. Ach, mój drogi bratanku, jesteś tak podobny do swojej matki. Nigdy nie zdradzała, co myśli, co kryje jej serca. Skryta niczym wiosenny, chłodny poranek. I tak delikatna, jak trawa polna. Aż dziw mnie bierze, że nic wcześniej jej nie złamało.

Zamarł. Dotarło do Lan Qirena, że powiedział za wiele. Wuj zmieszał się. Zaczął nieśmiało rozglądać się po korytarzu, udając, że niby wspomina dawne czasy, ale żadne ze zdjęć nie pochodziło z czasów, kiedy to on odbywał służbę.

Lan Wangji zachował jego słowa w sercu, a co dalej z nimi uczyni, to się okaże. Na razie nie przywiązał do nich zbyt dużej wagi, ale nie zapomni, bo to pierwszy raz od lat, kiedy to wuj wspomniał o mamie.

— No właśnie, a jak tam śledztwo, bratanku? Słyszałam od Liyan, że przyszła tu dzisiaj na przesłuchanie. Wyrosła z niej taka piękna, solidna, mądra dziewczyna. Wróżę jej bardzo dobrą przyszłość.

— Yanli — wypowiedział odruchowo imię, którym Wei Wuxian określił kuzynkę.

Wuj chwycił go za ramię, wbijając długie palce głęboko w skórę. Lan Wangji chwycił ból, ale nie dał go po sobie pokazać. Obrócił obojętne spojrzenie w kierunku wuja i natrafił na przerażonego starca. Potwornie zbladł, oddychał płytko i nierówno, ale trzymał Lan Wangji w silnym uścisku, jakby wcale nie zamierzał go puszczać, póki nie przyzna, że pomylił imię.

Nie, nie pomylił. I najwyraźniej podejrzenia Wei Wuxiana miały w sobie ziarno prawdy.

— Wuju…

— Nie — rzekł stanowczym tonem. — Nie, nie wspominaj tej dziewczyny. Szczególnie przy swojej kuzynce. Sprawisz Liyan cierpienie, jeśli tak uczynisz. Nie szukaj też żadnych informacji. To bezcelowe. To bezcelowe… — za drugim razem wypowiedział słowa ciszej.

Wypuścił bratanka i się oddalił przed budynek policji prowincjonalnej, gdzie czekała na niego taksówka. Szedł, kołysząc się i mrucząc coś pod nosem. Do Lan Wangji nie dotarły jego słowa, ale w głębi serca wiedział, co mówi.

„Yanli“ — powtarzał jego imię nieubłaganie.





0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!