Angel przyglądał się wędrującym między kartami pazurom Huska. Przerzucił karty umiejętnie, ukrywając te, które zdążył uchwycić Angel i zamieniając je na inne. A i te za moment znikały w rękawie tego szalonego kota.
Angel zaśmiał się słodko, popijając naszykowany przez Huska drink — pyszną Margaritę, do której dolał odrobinę więcej alkoholu niż wskazywał na to przepis.
Już zaczęło kręcić mu się w głowie. Nikt mu niczego nie dosypał, narkotyków nie tykał się od miesiąca, od Valentino uciekał, więc nie rozumiał, skąd te uderzenia gorąca.
Rozebrał się z marynarki. Zrzucił ją na stołek barowy obok.
Oczy Huska otworzyły się szeroko, źrenice powiększyły. Zamarł z jedną kartą w ręce i wpatrzył się w półnagą pierś Angela.
Och, Angel gotowy na ripostę, ale nie odważył się. I jego zatkało.
Zaschło mu w gardle. Tak, to dobra wymówka.
Przełknął głośno ślinę, a potem wymruczał niewyraźnie:
— Husky, wyglądasz przystojnie w tym garniturze.
Nałożył inny niż zazwyczaj. Nazywał go „garniturem do gry w karty“, z długimi rękawami, wszytymi złotymi guzikami i chustą o tym samym kolorze złożoną w trójkąt w przedniej kieszeni.
Husk odchrząknął.
— Specjalna okazja — powiedział równie cicho. Wyglądał na zestresowanego, a Husk nigdy się nie stresował. Przynajmniej nie ten kotek, którego znał.
Angel przyszykował jeszcze kilka dodatkowych komentarzy, nie chcąc szczędzić swojej ulubionej zabaweczki, ale nie wypowiedział żadnego z nich. Jego uwagę odwróciły subtelne, prawie niewidoczne rumieńce wyłaniające się na twarzy Huska.
Dopił do końca swój drinki. Poczuł, że potrzebuje więcej alkoholu. Nie zdzierży tych rumieńców; nie, kiedy byli sami w hotelu.
Odwrócił się na moment i zsunął po sofie, ukrywając za oparciem. I jego grzało.
Dotknął swoich policzków. Przez futro niewiele poczuł, choć wydawały się odrobinę cieplejsze niż zazwyczaj.
Wyjrzał zza sofy.
Husk wysunął jedną z kart z rękawa. Podrzucił ją i ta zniknęła w powietrzu.
Wskazał za Angela.
Demon się zdziwił. Co ten kociak miał na myśli?
Odwrócił się i zobaczył leżącą pod pustym kieliszkiem kartę — dokładnie tą, którą Husk wyjął wcześniej z rękawa.
Angel otworzył szeroko wszystkie pary oczu. Podniósł kartę i prędko podbiegł do Huska, pytając:
— Jak to zrobiłeś? Jak to zrobiłeś?
Husk uśmiechnął się kusząco.
— Magik nigdy nie zdradza swoich sztuczek — odparł.
— Ej, no weź, tak nie można! — oburzył się. Nadął policzki. Choć wyszło mu to dziecinnie i głupio. — Powiedz, powiedz.
Przyznał się. Magiczne sztuki Huska sprawiały, że znowu stawał się głupim, malutkim i naiwnym dzieciakiem, codziennie uciekającym z domu w towarzystwie Molly, aby nałapać do wiadra żab i podkraść sąsiadowi parę jabłek z drzewa. Raz na jakiś czas przyjeżdżali do ich miasteczka magicy. Przedzierał się przez tłum gapiów, wskakiwał na latarnię, a potem przyciągał do siebie Molly. Patrzyli z żywą fascynacją na magika i jego sztuczki, czekając, aż pewnego dnia staną się częścią przedstawienia. Nigdy nie zwrócił na nich uwagi, ale jak widać nawet w piekle spełniają się marzenia.
Husk prychnął złośliwie. Obruszył skrzydłami, zebrał talię kart i zaproponował:
— Zagramy?
W oczach Angela pojawił się błysk. Dawno tak bardzo się cieszył.
Zaśmiał się słodko pod nosem, a potem skinął głową.
— Może w coś prostego? — zasugerował niewinnie. — Kto wybierze kartę z największa punktacją. As wygrywa i każda karta jest punktowana coraz niżej?
Rozsypał karty na stół.
Angel przyjrzał się talii dokładnie — pierwszy raz, choć wielokrotnie widział Huska robiącego sztuki z ich użyciem. Kilka z nich było przetartych w ciekawych miejscach. Oj, nieładnie, Husky, nieładne. Takie sztuczki to już widział. Przegrywał niejednokrotnie z powodu takiego oszustwa, zabawiając się w nocnych klubach.
— To ja pierwszy — mruknął Husk.
Położył łapę na karcie. Angel zatrzymał go.
Musnął palcem wierzch jego kociego futra, pochylił się kusząco, jedno kolano kładąc na stół. Głowę przechylił na bok.
Husk otworzył szeroko oczy. Taktycznie cofnął się o krok.
Angel nie pozwolił mu na ucieczkę. Złapał go za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Mruknął słodko pod nosem, że tym razem mu nie odpuści.
— Czego… chcesz? — zapytał w końcu Husk.
O dziwo, nie wyrwał się z uścisku. Wcześniej to nawet niechętnie przebywał z Angelem dłużej niż pięć minut w jednym pomieszczeniu. Czyli teoria Charlie była słuszna. Demony potrafią się zmienić.
— To jest gra, tak? — odpowiedział pytaniem. Nie pójdzie kotkowi tak łatwo. Może i w łóżku Angel był chętny i łasy na wszystko, ale przy tym barmanie zupełnie tracił głowę. Aż siebie nie poznawał.
Husk przełknął głośno ślinę.
— Tak — burknął, wyraźnie zastanawiając się, dokąd zaniesie go ten wybór.
— Lubisz zakłady, prawda?
— Tak — powiedział pociągłym, niskim głosem.
Włosy na grzebienie Angela stanęły dęby. Podniecił się! Przez jedno słowo! Współpracownicy ze studia Valentino wyśmieliby go za to.
— To może się o coś założymy? — zaproponował niepewnie Angel. Bał się, w tym przypadku odrzucenia. Był wielką gwiazdą porno, ale od dawna wiedział, że na Husku nie robi to większego wrażenia. Dlatego wyszedł z propozycją jako Angel… Nie… Jako Anthony.
Husk zagwizdał.
— Zwycięzca bierze wszystko? — Husk odwrócił kartkę trzymaną między dwoma pazurami. As karo. Jedna z najwyżej punktowanych kart. — Zaryzykujesz?
Angel syknął kusząco. Husk prosił się o porwanie do łóżka i przytrzymanie go w nim do samego rana. Teoretycznego rana, skoro w piekle doba nie dzieliła się na dzień i noc, bo tu wiecznie trwała noc. Najwyżej ustawi czas zabawy. Na kilka, cudownych godzin.
— Jasne — zgodził się.
Wolną ręką złapał najbliższą kartkę. Miał w nosie wygraną i to, jaką kartę wybrać. Niech zdecyduje los, a potem Husk. Miał nadzieję, że ten postąpi właściwie, i weźmie od niego wszystko.
Angel pokazał swoją kartkę i… mina Huska zrzedła.
— No co jest? — zdziwił się.
No i romantyczna atmosfera prysła. Odsunął się szczerze zdegustowany, puszczając w końcu nadgarstek Huska. Kolano mu już zesztywniało od tego całego klęczenia na stole. Zakwasy po ostatnich nagraniach nadal nie minęły, powinien się oszczędzać.
— Nie umiesz czytać atmosfery, Husky — zwrócił mu uwagę.
— Zobacz swoją kartkę.
— Kartę?
Zerknął.
As kier.
Husky wybrał asa karo.
On Asa kier.
Kier stoi wyżej.
Więcej punktów.
Wygrał.
— Wygrałem? — zapytał zdezorientowany Angel. — Ja nigdy niczego nie wygrałem.
— Wygrałeś — burknął Husk. Stuknął o trzymaną przez siebie kartkę i dalej narzekał: — Jak to w ogóle możliwe? Wybrałem prawie najlepszą, a ty po prostu sobie jakąś wziąłeś.
— Ha! Czyli oszukiwałeś — złapał go za słówko. — Oszust.
— Nie oszust. Nikt mnie nie przyłapał.
— Przyłapałem, ale chciałem, żebyś wygrał.
— Ale to ty wygrałeś! — dał mu do zrozumienia.
I wtedy coś w umyśle Angela się przełączyło. Zwycięzca bierze wszystko, a skoro tak, to może wydać Huskowi jakikolwiek rozkaz i ten będzie musiał go bez względu na wszystko wypełnić.
Angel przełknął głośno ślinę.
Husk patrzył na niego głęboko, czekając na ten rozkaz.
Próbował, Angel naprawdę próbował wypowiedzieć choćby jedno słowo, ale wszystkie pomysły nagle wyparowały. Miał ich tysiące. Ba! Nawet więcej niż tysiąc, bo przecież przed chwilą wyobrażał sobie noc z Huskiem, z zaprowadzeniem go do łóżka i te sprawy. Tylko że taki seks nie wypadał? Nie między nimi. Nie, nie wyobrażał sobie Huska na miejscu jakiegokolwiek z jego klientów czy współpracowników.
Husk był dla niego kimś więcej. Nie zabawką. Nie kolejnym draniem, który wepchnie w niego, co trzeba, weźmie kasę i idziemy dalej.
Łączyło go z tym kotem coś więcej. Czuł wobec tego kota coś więcej. Pragnął czegoś więcej.
— Czego sobie życzysz? — zapytał Husk. Chyba ta cisza go niecierpliwiła.
— Ja…
Dlaczego zapytał? Już w głowie Angela pojawił się jakiś pomysł i przez Huska zapomniał!
Złapał się za obolałą głowę. No, dawaj, Angel, przecież to proste! Pocałuj mnie! Przytulił mnie! Kochaj mnie! Poszczególne wołania powtarzały się nieustannie, błagając go o chwilę swojej uwagi. Przebijały się przez siebie. Krzyczały, sprawiając, ze Angel powoli miał dość. I chyba podobnie Husk, bo już zmarszczył czoło z niecierpliwości.
— Buziaczek w policzek! — wypaplał nagle Angel i od razu pożałował. Dlaczego tylko tyle. Serio nie stać go na więcej?
— Tylko tyle? — Husk uśmiechnął się chytrze. — Nie tego się spodziewałem po gwieździe porno.
— Weź, błagam. Już nie komentuj.
Opadł zmęczony na sofę.
Husk podszedł do niego, ale nie usiadł. Zamiast tego oparł się o siedzenie mebla i pochylił nad Angelem.
— Czasem naprawdę nie potrafię odgadnąć, co siedzi w twojej głowie — stwierdził.
— To mamy podobne wrażenia — fuknął, dalej zły za swój wybór.
— Oj, ale to był komplement.
Husk cmoknął niewinnie policzek Angela i oddalił się z powrotem do stołu, jak gdyby nic się nie wydarzyło.
Angel złapał się za policzek. Gorąco w nim narastało. Wręcz palił się od środka z gorąca! Co to ma niby znaczyć?
— Husk…
— To co? — przerwał mu nagle. — Jeszcze jedna rundka? — Rzucił kartami na stół i tym razem wybrał jedną, nie patrząc. — Zwycięzca bierze wszystko.
Całe ciało Angela drgnęło. Husk znowu to zrobił. Na tego przeklętego demona, nie wie jeszcze jak, ale dzisiaj zaciągnie go do łóżka!
0 Comments:
Prześlij komentarz