Lan Wangji
Dowody.
Dowody.
Dowody!
Przeglądał jedenasty raz tego dnia dowody zgromadzone przeciwko Wen Chao. Wszystko wskazywało na niego, każdy trop podsunięty pod nos policji, a nawet zeznania świadków, którzy nie mieli prawa się znać. Dziewczyna chłopaka, była tancerka klubu go—go o równie specyficznym imieniu, co jej charakter, Ten Ten wspomniała, że ostatnio kupował jej droższe prezenty. Nie pytała o źródło gotówki, była przekona, że to ojciec Wen Chao, Wen Ruohan zwiększył mu kieszonkowe. W rzeczywiści je całkowicie obciął.
Przetarł załzawione oczy. Męczyło go to jasne światło wydobywające się z biurkowej lampki, która jako jedyna świeciła się w biurze. Nikogo więcej tu nie było. Zerknął na zegarek. Zbliżała się dziewiąta. Zasiedział się za bardzo, ale pragnął udowodnić swoją teorię, pokazać starszemu bratu i Wei Wuxianowi, że jego sposób prowadzenia śledztwa i zebrane dowody mają rację bytu. Jednak… niczego nie znalazł. Niczego nie potwierdził. Aż wstydził się przyznać przed samym sobą, że się mylił.
Światła rozbłysły w całym pomieszczeniu. Zmrużył oczy, oślepiony niespodziewanym atakiem i minęła chwila, zanim przyzwyczaił się do tej jasności. Ktoś do niego podszedł, niosąc ciepłe bułeczki mięsne — wyczuł je z daleka. W brzuchu mu zaburczało. Zapomniał o jedzeniu, nie pamiętał nawet, czy spożył coś na lunch.
— Ciężko pracujesz, to się chwali.
Lan Wangji westchnął. Rozpoznał głos, należał do Wei Wuxiana.
— Przepraszam, że wykorzystuję biuro do prywatnych celów — powiedział odruchowo, nie chcąc wdawać się w niepotrzebną dyskusję na temat swojej porażki.
Jednak zdradziły go otworzone dokumenty. Wei Wuxian zabrał jedną z teczek i przejrzał na szybko notatki, które sporządził Lan Wangji. Wszystkie zawarł przy zeznaniach świadków.
— Całkiem solidne wnioski — pochwalił go Wei Wuxian.
— Nie żartuj sobie. Powiedz to, zawaliłem.
— Nie, nie zawaliłeś.
— Nie potrzebuję twojej litości.
Wei Wuxian rzucił dokumenty z powrotem na stół.
— Wyjaśnijmy sobie coś, to nie twoja sprawa. Zostałeś włączony w nią, żeby zobaczyć, jak funkcjonuje nasz wydział i poznać, kim tak naprawdę jesteś. Za bardzo się angażujesz.
— Wen Chao został wrobiony — powiedział stanowczym tonem. — Jest niewinny.
Wei Wuxian wybuchnął śmiechem.
— Niewinny? — zapytał. — Naprawdę uważasz, że jest niewinny?
— Nie handlował narkotykami…
Jego przełożony oddalił się na moment. Wrócił z wydrukowanym plikiem co najmniej stu dokumentów, które szybko przewertował. Odchrząknął i wtedy rozpoczął swoje przemówienie:
— „Dotykał mnie przy moich przyjaciółkach. Mówił, że jestem dziwką i moje miejsce jest w burdelu“ — są to słowa piętnastoletniej dziewczyny, która pracowała jako kelnerka w rodzinnej restauracji. „Kupiłem dla moich synków dwa samochodziki. Wracałem wtedy do domu i mnie złapali. Kazali mi się rozbierać. Rozwalili samochodziki. Mniejsze części wsadzili mi… w otwór. Śmiali się, kiedy zacząłem krwawić“ — to akurat zeznanie pracownika banku, który ma dwóch niepełnosprawnych synów. Na szczęście mam jeszcze inne. „Było ich pięciu. Przyszli do mojego sklepu. Najpierw zniszczyli rzeczy, a potem zabrali alkohol. Zajęli miejsca z boku, pijąc, paląc i wciągając jakieś substancje. Mieli tego dużo, aż za dużo. Ich przywódca, ten przy kasie, czekał, aż przyszedł ktoś w tatuażach. Wyciągnął worek i sprzedał mu za plik gotówki. Siedzieli tam z godzinę. Zniknęli dopiero, jak pojawiła się grupa dziewcząt. Przyszły po podpaski. Zabrali je, a ja bałem się cokolwiek zrobić. Następnego dnia dowiedziałem się, co zrobili z tymi dziewczynami. Nigdy sobie tego nie wybaczę“.
Skończył.
— Powinni go skazać za tamte zbrodnie —zwrócił uwagę Lan Wangji.
— Jak? — zapytał Wei Wuxian. — Wszyscy się go boją. Wiele dziewczyn wstydzi się tego, co im zrobiono. Nie chcą się przyznać, nie chcą zeznawać, nie chcą, żeby rozpoczęło się jakiekolwiek śledztwo w ich sprawie. Nie ma dowodów.
— Powinni pokładać wiarę w wymiar sprawiedliwości.
— Ale nie w społeczeństwo.
Wyciągnął z samego spokoju węższy plik, który zawierał wycinki z gazet. Pisali o jednej z dziewczyn, która oskarżyła Wen Chao o gwałt. Dziennikarze stworzyli teorię, że to ta dziewczyna uwiodła Wen Chao, chcąc dobrać się majątku jego ojca, a kiedy to się nie udało, poszła na policję z fałszywymi oskarżeniami. Pozostałe magazyny zgodziły się z tą teorię i obwiniły dziewczynę o oszustwo. Ostatni artykuł mówił o samobójstwie nastolatki.
Lan Wangji poczuł ukłucie w sercu. Wszyscy zawiedli to dziecko, nikt się za nią nie wstawił, nie pomógł jej, a Wen Chao po tym wszystkim nadal chodził na wolności.
— Ja też nie wierzę, że to on zaplanował i wykonał całą akcję ze sprzedażą narkotyków, ale ten dzieciak nic nie zrobił, by pokazać innym, że należy do wykreślić z grona podejrzanych — kontynuował Wei Wuxian.
— Mam zapomnieć o tej sprawie?
— Nie! — zdziwił się Wei Wuxian. — Masz o niej pamiętać. Tak samo o kolejnej. I następnej. Każda nas czegoś uczy.
Westchnął. Nie radził sobie z mądrościami innych ludzi, szczególnie tak sprzecznymi z jego własnym światopoglądem i wartościami. Ale w tym przypadku jego przełożony miał odrobinę racji. Wen Chao zasłużył na życie za kratkami.
— Aresztowali go? — zapytał się, składając dokumenty.
— Gdzieś się ukrył. Próbujemy go namierzyć, z różnym skutkiem.
Ugryzł bułeczkę. Zapach mięsa uniósł się po całym biurze, a w brzuchu Lan Wangji znowu zaburczało. Jego uszy zaczerwieniły się ze wstydu. Próbował ukryć swoją twarz za teczką, ale Wei Wuxian i tak go dostrzegł. Odsunął teczkę na bok i włożył bułeczkę do ust Lan Wangji. Ugryzł odruchowo kawałek, a potem złapał, zanim opadła na biurko. Wypełnienie miała słodko—słone, z nieznaną mu nutą, której z początku nie rozpoznał. Dotarło wszystko do niego, gdy zaczęło go w środku piec. Zakaszlał. W oczach pojawiły się łzy, jego wnętrze wręcz płonęło. Złapał za kubek pełny zimnej kawy i przepłukał nią usta.
— Wybacz, ostre — zawołał Wei Wuxian, będąc już przy wyjściu. Uciekł, zanim Lan Wangji zdążył na niego nakrzyczeć.
0 Comments:
Prześlij komentarz