[Pogromca smoków] Rozdział 98

                     

Maury wniósł Nashi na rękach do wbudowanej w skałę chatki. Przedostał się przez wąskie, ciasne przejście. W środku sytuacja przestrzeń się nie większa. Zastał przy łóżku dziewczynkę. Wyglądała na zdezorientowaną, trochę zamroczoną całą sytuacją. Bez wahania odsunęła się na bok. Maury nie musiał jej o to prosić. Nie znalazł czasu, by jej podziękować.

Położył Nashi na łóżku. Pogładził jej włosy i odgarnął je na bok, odsłaniając całą twarz. Była blada, na skraju życia i śmierci. Wyczuwał na powierzchni zanikające ciepło, które mogło w każdej chwili zgasnąć.

Zaniepokojony chłopak odwrócił się, rozglądając za Zerefem, którego zostawił za sobą. Czarny Mag dołączył  chwilę później. Zachwiał się w progu. Zakaszlał. Maury podbiegł do Zerefa. Złapał go pod ramię i wspomógł, gdy ten próbował dojść do krzesła. Opadł na siedzisko, kaszląc ciężko. Zasłonił dłonią usta. Kiedy odsunął ją od swojej twarzy, na skórze pozostała krwawa plama.

— Nie mów nikomu — ostrzegł go od razu Zeref.

— Wykończyła cię walka z Acnologią — doszedł do wniosku Maury.

— To nie ma znaczenia.

— Ma… — odparł ciszej. — Zerefie, to ma znaczenie. Jeśli nikt ci nie pomoże.

— To umrę — dokończył za Maurego. — Takie jest prawo natury, któremu zaprzeczałem przez setki lat. Pozwól mu dalej działać. Zasłużyłem.

— Lucy nie wie.

— To dobrze. Po wszystkim mnie znienawidzi, ale zasługuje, by ktoś uwolnił ją z więzów tej klątwy. Musimy to zakończyć.

Maury skinął niepewnie.

Obejrzał się przez ramię, sprawdzając, w jakim stanie znajduje się Nashi. Oddychała miarowo, ze spokojem, choć jej wdechy wydawały się płytkie.

— Ile mamy jeszcze czasu? — upewnił się Maury.

Zeref zerknął na Nashi i po chwili odpowiedział:

— Niewiele.

Maury przeklął pod nosem. „Niewiele“ oznaczało kilka, może kilkanaście minut, a do tej pory nikt nie zdradził, jak uwolnić Nashi spod władzy Zapomnianego Boga.

Niecierpliwił się. Zaczął nerwowo ocierać wierzch dłoni. Przeszedł wokół stołu i zatrzymał się gwałtownie naprzeciw Zerefa.

— Jak pokonać Zapomnianego Boga? — zapytał.

— Nie znajdziesz odpowiedzi w starych księgach. Nie nauczano…

— Wystarczy! — przerwał mu. — Konkrety. Wiesz? Nie wiesz?

— Nie wiem. Nikt nie wie.

— Bogowie nie są niezwyciężeni, a tym bardziej Zapomniany Bóg. Pamiętaj, raz był człowiekiem i teraz potrzebuje ludzkiego ciała, by wrócić na ten świat.

Na twarzy Zerefa pojawił się cień. Twarz mu zbladła jeszcze bardziej. Spojrzał w kierunku nieprzytomnej Nashi. Na ustach zamarły mu jakieś słowa.

Maury zamarł, uświadamiając sobie, co przeszło Zerefowi przez myśl.

— Nie zabijemy jej — powiedział stanowczo.

— Wiem, ale przyznaj… nie widzisz innego rozwiązania.

— Widzę! Daj mi chwilę!

— Chwila umarła — wyszeptał. — Za chwilę narodzi się Zapomniany Bóg, wypełniając rzeczywistość zniszczeniem, jakiego ludzkość nie doświadczyła od początku istnienia.

— Ale nie Nashi! — ryknął. — Obiecaliśmy Lucy! Ty jej obiecałeś!

— I ona umiera, Maury — uświadomił go. — Może i obudziła się ze śpiączki, jej umysł powrócił, ale to nie wystarczy. Oszukała śmierć na kilka lat.

— To i tak więcej niż mogłaby o to prosić. Błagam, pomyśl. Pomyśl chociaż raz. Przecież już udało nam się go zamknąć.

Zeref podniósł się gwałtownie. Złapał Maurego za ramię, po czym nim potrząsnął.

— Powtórz — rozkazał.

— Już raz udało się nam go zamknąć — powtórzył powoli.

— Jak do tego doszło? — dopytywał dalej Zeref.

— Zamknąłem w stworzonej przez siebie rzeczywistości Natsu, Lucy, mamę i tatę. Może ktoś jeszcze oprócz nich tam był, nie pamiętam. To wtedy Lucy po raz pierwszy spotkała Zapomnianego Boga. Moi biologiczni rodzice czcili go. Najprawdopodobniej życzyli sobie, żeby to za moją sprawą narodził się Zapomniany Bóg.

— Uwięziłeś go w swojej rzeczywistości — podkreślił Zeref. Wstał i zbliżył się do Nashi. Odsłonił jej twarz, odgarniając włosy na bok. — Zrób to ponownie.

— Wtedy byłem wściekły. Kierowały mną emocje. Głównie nienawiść — dał mu do zrozumienia.

— Dlaczego nienawiść zawsze jest silniejsza od miłości? — rzucił raczej myślą aniżeli pytaniem.

— Myślisz, że gdybym potrafił, to nadal bym się wahał.

— A dlaczego nie potrafisz? Co się zatrzymuje?

Maury otworzył usta, ale zdusił w sobie to, co zamierzał powiedzieć. Miał niby obnażyć się przed Czarnym Magiem? Zdradzić mu swoje największe sekrety? Wyszeptać coś, co ukrywał nawet przed własnymi rodzicami?

— Boję się — wyszeptał.

Zaplątały mu się nogi. Opadł z hukiem na podłogę, uderzając łokciem o wysuniętą ławę. Znajdująca się obok nich dziewczynka szybko podbiegła do Maurego i otarła mu czule obite miejsce. Do oczu napłynęły mu łzy.

— Przestań — błagał ją.

Przemilczała odpowiedź. Zamiast temu ściągnęła rękaw od swojej sukienki i otarła nim jego twarz.

— Nie musisz tego robić — znowu zwrócił dziewczynce uwagę.

— Lucy nazwała ją Nashi — wtrącił się w końcu Zeref.

Łzy pociekły po policzkach Maurego jeszcze mocniej.

— Ty nie masz prawa nazywać się Nashi — powiedział ostrzejszym tonem. — Nashi leży tam! — Wskazał na dziewczynę. — Obiecałem ją uratować. Niby dlaczego? Przecież nie znam jej za dobrze, to córka Natsu i Lucy. Niewiele mam z nimi wspólnego. Chciałem być tylko częścią przeznaczenia, ale nigdy nie spodziewałem się, że to i przyniesie tyle bólu. Nie jestem bohaterem, który ocali ten świat. Ja chcę tylko mieć dom…

— Jeśli nic nie zrobisz, Zapomniany Bóg odbierze ci wszystko…

Widok płonącego domu przemknął w myślach Maurego. Ciała rodziców przykrywały połamane deski. Ślady krwi prowadziły wzdłuż całej ścieżki. A dalej trwała makabra, której głos docierał do Maurego, jako ostatniej ocalałej istoty.

Przeżyje.

Inni umrą…

Wziął głęboki wdech i pognał ku Nashi. Odepchnął Zerefa na bok, po czym przyklęknął przed dziewczyną. Zamknął oczy. Wizja nie zanikła. Wciąż miały miejsce te same wydarzenia. Śmierć zbliżała się do nich wielkimi krokami. Świt nieszczęścia spowijał ich losy, kołysząc do wiecznego snu.

Ta wizja uderzyła w niego. Nie umiał się jej pozbyć. Trwała okrutnie, zamiast stawać się czymś innym. Myślał. Myślał. Myślał!!! Nie pokona w te sposób Zapomnianego Boga. Zamiast tego doprowadzi go okrutniejszej zagłady.

Cofnął się we wspomnieniach. Uwięził Zapomnianego Boga tylko raz. Kiedy powrócił do swojego domu, kiedy stanął naprzeciw przeszłości, kiedy zmierzył się z prawdą…

Otworzył oczy i zastał przed sobą zamknięte na klucz drzwi. Pęk kluczy wisiał w zamku, kołysząc się w jednostajnym, spokojnym rytmie, który przywoływał okrutne wspomnienia. Tak wiele razy pojawiał się ten dźwięk, kiedy rodzice opuszczali pokój. Nigdy nie zawahali się zostawić kluczy w drzwiach. Przecież ich syn i tak nie ucieknie. Ogarniało ich przekonanie o własnej wyższości. Czuli, że ich sprawa jest słuszna, bo przecież podążali za głosem boga.

Maury skulił się z bólu. Chwyciły go drgawki, żółć podeszła do gardła. Oparł się o ścianę i przykulił. Wziął głęboki wdech. Serce zaczęło mu szybciej walić. Nie dawał rady, nie zatrzymał tego narastającego napięcia. Ten pokój przywoływał zbyt wiele bólu.

I właśnie tego szukał.

Uśmiechnął się słało i sięgnął w kierunku klamki. Nadusił na nią. Okazało się, że pomieszczenia nigdy nie zamykano.

Wszedł do dawnego pokoju. Wydawał się taki… pusty i obcy. Inaczej zapamiętał więzienie, w którym przebywał przez całe swoje dzieciństwo. Wtedy raczej kojarzył je z przepychem. Przecież rodzice czcili w nim mającego się narodzić boga. Tym razem na ołtarzu stała tylko jedna, prosta figurka.

Maury postawił krok do przodu. Coś zachrzęściło pod jego stopami. Zerknął w dół i znalazł leżące na podłodze zwłoki gołębia. Pochylił się nad nimi. Były nadgryzione od strony żołądka. Znowu zrobiło mu się niedobrze. Szybko wyprostował plecy i odetchnął, odzyskując równowagę.

— Maury? — usłyszał cienki, słaby głos.

Zamarł.

Powinien być tu sam. Obecność kogoś innego wydawała się… nieodpowiednia. To jego królestwo, a jednak ktoś jeszcze znalazł tu swoje miejsce.

Pomylił się.

Głos dochodził z okolic łóżka.

Położył ręce na oparciu. Na grubej warstwie materacy leżała Nashi. Przykryli ją trzema kocami, zasłaniając całe ciało. Zostawili tylko głowę. Nie mogła się ruszyć, coś brzęczało pod materiałami.

Maury odsunął je gwałtownie, odkrywając ciężkie łańcuchy, którymi została przykuta do łóżka. Nawet jej szyję zakuto w kajdany.

Dziewczyna oddychała powoli, łapała każdy łyk powietrza, bo kolejny wydawał się słabszy. Nie traciła jeszcze życia, wręcz przeciwnie. Walczyła o nie z całych sił, ale Maury wiedział, że niewiele brakuje do końca.

— Przeżyłem to samo — odezwał się po raz pierwszy w tym świecie. — Zamknęli mnie. Miałem dosyć. Pragnąłem śmierci. Ale uciekłem od tego losu. Wyrwałem się z więzów. 

— Pomóż mi — błagała dalej Nashi.

Maury przysunął stołek bliżej łóżka. Usiadł na nim leniwie. Oparł kolana o uda, po czym zamyślił się na moment. Nie udało mu się nigdy poznać tej dziewczyny. Była podobna do ojca, do Natsu, ale tylko ze względu na te długie, różowe włosy. Odniósł wrażenie, że z czasem z charakteru zacznie przypominać matkę; szczególnie gdy napotka na wszystkie nieszczęścia, które w przyszłości ją czekają. Już wiele przeżyła. Przeszłość, teraźniejszość i przyszłość zlały się w jedno. Magia kształtowała nową rzeczywistość i lepiej, żeby nadała kierunek naturalnie, bez udziału bogów i smoków.

— Pomogę ci — obiecał.

Na twarzy Nashi pojawił się uśmiech.

Nie sięgnął w kierunku łańcuchów. Zamiast tego wstał i oddalił się w stronę ołtarzyka, na którym znalazł jedną drewnianą figurkę przedstawiającą postać Zapomnianego Boga. Nie była podobna do istoty, którą napotkał lata temu w stworzonej przez siebie rzeczywistości.

— Proszę, uratuj mnie, zostaw tego boga — mówiła dalej Nashi, niecierpliwiąc się przez niespodziewany tok zdarzeń.

— Dlaczego otrzymałem tak potężną moc? — zapytał Maury.

— Nie wiem.

— Właśnie… Nikt tego nie wie, ale ta moc sprawiła, że zostałem wybrany jako naczynie dla Zapomnianego Boga.

— Uwięził mnie.

— Tak, zmienił zdanie. Nawet jeśli posiadam większą moc, to wybrał ciebie. Bo to ty nosisz na barkach przeznaczenie. Zmienisz przeszłość, teraźniejszość i przyszłość, Nashi Dragneel.

— Błagam cię, uwolnij mnie — poprosiła ostatni raz.

— Tak, uwolnię cię — obiecał. — Uwolnię, aby Zapomnianego Boga czczono przez wieki.

Położył figurkę na piersi Nashi.

Jej plecy wygięły się w łuk. Sapnęła. Magia zaczęła szaleć wokół jej ciała. Złote drobinki uderzały w siebie nawzajem.

— Co ty robisz?! — ryknęła Nashi, ale tym razem jej głos wydał się obcy, jakby należał do mężczyzny.

— Uwolnię cię. Chciałeś uciec od boskiego życia, powrócić na ziemię. Proszę… Od teraz po wieki będziesz miał swoje miejsce na ziemi. Od teraz zawsze będziesz patrzył na ludzi. A jeśli zapragniesz się uwolnić, to obiecuję ci… — pochylił się nad Nashi i wyszeptał jej do ucha: — staniemy się silniejsi i tym razem pokonamy cię na zawsze.

Figurka zadrżała samoistnie. Nashi opadła ciężko, odetchnęła kilka razy, aż w końcu jej głowa opadła na bok. Zemdlała. Otarł jej mokre od potu czoło, a potem zabrał drżącą figurkę ze sobą. Postawił ją na tym samym ołtarzyku, co wcześniej i przyklęknął.

— Od tego pokoju się wszystko zaczęło i tutaj się wszystko skończy…

Pokłonił się przed uwięzionym w posążku bogiem.


Prześlij komentarz

0 Komentarze