Tagi: Nalu
Liczba słów: 1 350
To nie ogród przypominał jej o matce. To nie drogie salony budziły ukryte wspomnienia. Nie za przyjęciami kryły się uśmiechy, o których pragnęła pamiętać.
Lucy położyła bukiet czarnych róż na ławce i usiadła obok. Oparła się o skrzypiące, stare siedzisko. Włożyła buty w stos zgrabionych liści i podniosła gwałtownie nogi, rozsypując wokoło złote i czerwone płatki, które uniosły się wraz z chłodnym, jesiennym wiatrem.
Otuliła się mocniej szalem. Tego dnia naprawdę było zimno. Nie pomyślała przed wyjściem, aby zabrać ze sobą coś cieplejszego. W Mangolii panowała spokojna jesień, od strony morza przychodził ciepły prąd, pozwalając długo cieszyć się przyjemną pogodą. Jednak w dalszych częściach Fiore, zdarzały się takie niespodzianki.
W innych okolicznościach wróciłaby do domu, przełożyła odwiedziny na inny dzień, ale nie dziś.
Dziś przywoływało wspomnienia. Smak czekoladowego ciasta, które piekły razem z mamą przed wrogim spojrzeniem ojca. Śmiech niosący się przez puste korytarze rezydencji, gdy bawiły się w chowanego. I ciepło... Drogie ciepło, kiedy mama otulała ją do snu, śpiewając Lucy ulubioną piosenkę. Inaczej nie umiała zasnąć. Zawsze wykłócała się o tę piosenkę, a mama miała przepiękny głos...
Śpiewała jej codziennie.
Śpiewała, kiedy choroba przykuła ją do łóżka.
Śpiewała, gdy mama miała świadomość, że to ich ostatnie spotkanie.
I pewnego dnia tego śpiewu zabrakło.
Lucy podniosła bukiet z ławki. Otrzepała zakurzony płaszcz i ruszyła wzdłuż pustej alejki. Drzewa wyglądały przepięknie, były oblepione złotymi i czerwonymi liśćmi. Takie lubiła mama. Pewnie dobrze jej się tutaj leżało, na pewno lepiej niż obok rezydencji. Tu przynajmniej miała spokój i ciszę, zawsze ktoś oczyścił grób, gdy Lucy wyruszała na misję, a okolicy nie zagrażały ataki magicznych bestii.
Lucy skręciła w boczną alejkę. Powitał ją szczery uśmiech staruszki, która tego lata straciła męża. Siedziała skulona na ławce, czytając mu, jak każdego dnia za życia, wiadomości z gazety. Śmiała się przy tym, komentowała uwagi reporterów, a na końcu rozwiązywała krzyżówkę. Zatrzymała się przy ostatnim haśle, odwróciła w kierunku Lucy i rozpłakała.
— Nie wiem... — wyszeptała. — Nie znam ostatniego hasła. — Głos miała zmęczony życiem, żyła już dłużej niż powinna. Kiedyś Lucy usłyszała plotkę, że wróżka przepowiedziała obojgu przyszłość. Mieli umrzeć tego samego dnia. Niestety los zdecydował inaczej.
Lucy przykucnęła obok staruszki i wzięła od niej gazetę. Wszystkie pola były już wypełnione, nawet hasło dnia. Może liczyła, że jej słowa dotrą do męża i ten wróci po nią? Nie wiedziała, nie miała odwagi zapytać, więc udała, że wypełnia ostatnie hasło i oddała kobiecie gazetę, mówiąc:
— Proszę, już skończone.
— Dziękuję. — Staruszka pociągnęła nosem. — Naprawdę dziękuję.
Oddaliła się. Życzyła sobie miłości trwającej aż do śmierci. Ciekawe, czy ona i Natsu mają na to szansę?
Zarumieniła się na samą myśl o chłopaku. Pokręciła głową i wróciła do rzeczywistości. Dotarła pod nowo postawiony grób, w którym pochowała oboje rodziców.
— Cześć, mamo, tato... — wyszeptała.
Grób był skromny. Po zajęciu całego majątku ojciec przeniósł trumnę z ciałem na komunalny cmentarz . Po jego śmierci, zostali pochowani razem. Słyszała, że na uroczystości pogrzebowej zjawił się tylko ksiądz i właścicielka jej mieszkania...
Strzepnęła liście z obu nagrobków, a potem włożyła róże do wazonu.
Usiadła na kamiennej ławie. Rozprostowała dłońmi spódnicę.
— Wiesz, mamo... Przeżywam wspaniałe przygody. Czasem bardzo niebezpieczne. Aż dziw bierze, że twoja córka nadal się na niektóre godzi, ale... jest fajnie. Mam wielu przyjaciół. Nie jestem sama. Są trochę... — Przemyślała przez moment, co chce w rzeczywistości powiedzieć. — Są strasznie szaleni, ale i kochani. Nigdy by mnie nie zostawili. To wspaniałe, prawda?
Odpowiedziało jej milczenie.
— Szkoda, że nie możemy porozmawiać? Heh... — Zaśmiała się słabo. — Pewnie od nadmiaru tych opowieści nie skończyłybyśmy w parę dni. Dużo się wydarzyło od twojej śmierci. Wiesz, że zostałam pisarką? Wydałam swoją pierwszą książkę. Trudno uwierzyć? Twoja córka została pisarką! Może nie słynną, ale od czegoś trzeba zacząć. I... Wiesz, mamo... — Zasłoniła zarumienioną twarz dłońmi. — Poznałam kogoś. To cudowny przyjaciel. Czasami jest taki głupi, że aż chce mi się śmiać. Innym razem denerwuje mnie tak, że mam ochotę go udusić! — wycedziła przez zęby. — A przychodzą czasem takie chwile, że pragnę go przytulić mocno, wyznać, co czuję, i już nigdy go nie opuścić...
Zamilkła.
Na cmentarzu panowała cisza. Nawet staruszka zostawiła swojego męża, wyruszając na popołudniową herbatę do sąsiadki, co miała w zwyczaju robić po każdej wizycie.
Lucy została sama.
Zadrżała odruchowo. Nie lubiła samotności, szczególnie w chłodne dni. Gdyby tylko wzięła coś cieplejszego ze sobą, a tak? Marzła pośrodku cmentarza komunalnego otoczona zmarłymi, kwiatami i palącymi się zniczami.
— Ech, chyba czas wracać mamo.
Przyklęknęła przed grobem i dotknęła płyty przez rękawiczki. Czule pogłaskała kamień, jakby dzięki temu miała być bliżej mamy. Nic i nikt już jej nie zwróci. Mogła pamiętać, przychodzić czy rozmawiać, ale za każdym razem żegnała się z pustką.
— Kocham cię i zawsze będę kochała.
Usłyszała za sobą kroki.
Podniosła się gwałtownie, lecz nim zdążyła obrócić ciało, ciepły materiał owinął jej szyję. Pisnęła odruchowo.
— Czemu krzyczysz? — zdziwił się męski, dziwnie znajomy głos.
Dotknęła szalika. Był to biały szal w smocze łuski.
— Natsu? — spytała ostrożnie.
— No i znowu mi uciekłaś!
Złapał ją w pasie i przyciągnął do siebie. Ciepło rozeszło się po całym ciele Lucy. Łaskotało ją po skórze, odrobinę drażniło, ale było inne od tego, które zazwyczaj czuła. Natsu obejmował ją troskliwie, nie chcąc, aby choćby jeden z płomieni ją oparzył.
— Co tu robisz? — zapytała nieśmiało.
— Jak to, co tu robię? Uciekłaś. Znowu. Bez słowa. Poszłaś sobie ot tak i co miałem zrobić? Oczywiście, że musiałem śledzić po zapachu!
Lucy zamrugała ze zdziwienia.
— Śledzić? Przecież mówiłam wam, że zbliża się rocznica śmierci mamy i chcę odwiedzić jej grób!
— No tak, ale.... ale... — zawahał się. Przez chwilę pomyślał nad tym, co powiedziała mu Lucy. — Faktycznie coś wspominałaś. A ja się tak martwiłem...
Opadł na ławkę, pociągając za sobą Lucy, a potem odetchnął z ulgą.
Lucy przez moment targnęły wyrzuty wspomnienia. Może i nie raz powtarzała Natus i Happy'emu o odwiedzinach, ale chyba nie wspomniała o konkretnym terminie. Mieli prawo się martwić...
— Przepraszam. — Położyła głowę na ramieniu Natsu. — Następnym razem będę bardziej stanowcza. Na pewno wywieszę ogłoszenie o tym, kiedy i gdzie wyruszam.
— No właśnie! Czyli to nie do końca moja wina! — obruszył się.
— Oj, przestań. Moja też nie.
— Więc czyja niby?
— Co, niby moja? — zdziwiła się Lucy.
— No na pewno nie moja! — nie poczuł się do żadnej odpowiedzialności.
Dla Lucy było to za wiele.
Wyprostowała się i odsunęła od Natsu. Nawet oddała mu szalik, ale nie przyjął go z powrotem. Zamiast tego owinął go mocniej wokół szyi Lucy.
— Jest zimno — burknął pod nosem.
— Wiem, czuję. — Choć szal sprawił, że prawie o tym zapomniała. — Powinieneś... trochę zwracać uwagę na to, co mówię — powiedziała nieśmiało.
I tak nie słuchał. Każdą uwagę puszczał mimo uszu, albo udając, że to go nie dotyczy albo akurat zajmował się czymś ciekawszym. Powinna się przyzwyczaić. Przeprosić, jak zawsze zresztą, i skończyć temat. Jednak tym razem spróbowała inaczej.
— Ja... staram się słuchać. — Podrapał się po głowie i nerwowo rozejrzał po grobach. — Wiesz, jak czasem ze mnie dureń. Nie to, że specjalnie cię zignorowałem. Pewnie jadłem i...
— Dobra, nieważne. — Odetchnęła. Tłumaczenia Natsu były gorsze od jej przeprosin. Brzmiały nienaturalnie.
— W każdym razie, no... ten... przepraszam. Na przyszłość postaram się słuchać uważniej.
Policzki ją paliły. Złapała się za twarz i poczuła na chłodnych dłoniach ciepło wydobywające się z jej skóry.
Natsu ją przeprosił i na dodatek obiecał jej się zmienić. Czy to święto? Czy to koniec świata?
Nie poznawała chłopaka. Zazwyczaj nie zachowywał się tak mądrze.
— Lucy, coś się stało? — zapytał się, gdy zbyt długo milczała.
Potrząsnęła głową i powiedziała:
— No jak tak bardzo chcesz, to... — założyła kosmyk jasnych włosów za ucho — mogę ci wybaczyć.
— Serio? — Szczerze się ucieszył. — To w takim razie idziemy na lody?
Przełożył rękę przed ramię Lucy i zaczął ją prowadzić w kierunku wyjścia.
— Lody? — zdziwiła się. — Jest za zimno. Zwariowałeś.
— Możemy... Hm...
Zdjęła rękę Natsu z siebie i przełożyła ją w okolice talii, pozwalając chłopakowi, by ją w objął w czasie spaceru. Nie zrozumiał aluzji. Popatrzył się na nią głupio, jej zachowanie go przerosło.
Zaśmiała się tylko. Spróbuje chwycić jego serce powoli, krok po kroku i może kiedyś Natsu świadomie ją obejmie...
— Możemy pójść na mięsko — zaproponowała przy samym wyjściu.
— Mięsko? — Oczy mu rozbłysły. Jak dziecku, które otrzymało wymarzoną zabawkę. — To idziemy!
I zaczął ją prowadzić w nieznanym kierunku. Jedyne, czego się domyślała, to tego, że węch na pewno zaprowadzi go do dobrego mięska.
0 Comments:
Prześlij komentarz