[Huskerdust] I Ain't Got Nobody Część VII

                 

— Idiota! — syknął, przelatując nad wciąż leżącymi przed drzwiami zwłokami ochroniarza.

Zatrzymał się nad ciałem. Obrzydzał go ten widok. Jeszcze gdyby go zastał w innym miejscu, to zignorowałby obecność martwego demona i zajął się własnymi sprawami. Nie… Nie przed garderobą Angela. Wściekł się i podniósł wielkie cielsko wilkołaka. Rzucił je gdzieś bliżej właściwego śmietnika — tam, gdzie jego miejsce.

Dopiero teraz mógł w spokoju oddalić się w kierunku samego klubu. Przed wejściem zebrały się tłumy. Bez biletu niewielu miało prawo przejść przez stojących na bramkach ochroniarzy. Zaczęły się niepotrzebne bójki, demony rzucały się na siebie nawzajem, szczególnie na tych, którzy wyglądali na posiadaczy biletu wstępu.

Husk ominął ich wszystkich, leniwie podchodząc do napakowanego demona o twarzy słonia. Nawet miał trąbę zamiast nosa. Wyglądało to zabójczo, z trudem Husk powstrzymał się od śmiechu.

— Wynocha stąd! — wrzasnął ochroniarz i wskazał w kierunku pozostałych demonów. Najpewniej to tam zbierała się niezaproszona i biedna część piekła. Gdyby choć jeden z nich pokazał bogatą zawartość portfela, nie zostałby wygoniony.

Husk sięgnął do kieszeni od spodni i wyjął zgięty bilet z zaproszeniem. Podał go ochroniarzowi.

— Fałszywka, co? Widziałem dzisiaj z dziesięć podobnych. Weź śmieciu zejdź mi z drogi i nie blokuj kolejki pozostałym, he?

Husk wyciągnął asa z rękawa. Uśmiechnął się chytrze. Rzadko na niego trafiał, więc wygląda na to, że szczęście zaczyna mu dopisywać. Zabrał demonowi zaproszenie i wcisnął mu ręce kartę. Zaczęła się iskrzyć. Zdezorientowany ochroniarz nie zwrócił uwagi, kiedy Husk go minął.

— Ej, ty! — w końcu coś do niego dotarło.

Za późno.

Karta wybuchła mu w rękach. Całe jego ciało roztrzaskało się na kawałki, wystrzeliwując po czekających przed klubem gościach i demonach. Na moment zapadła cisza. Nikt nie wiedział, co się stało. I nie potrzebowali tej wiedzy. Rzucili się jak opętani na wolny spot, próbując przedostać się do środka bez przepustki. Rozpętał się na placu chaos, ale Husk nie był już jego częścią. Wszedł do środka bez większych problemów.

Uderzyła w niego potwornie głośna muzyka. Ostre światła migały we wszystkiego strony, zmieniając się w dynamiczny rytm muzyki. Demonice tańczyły półnago przed sceną, zbierając uwagę siedzących na fotelach demonów. Po podłodze lał się alkohol. Husk nie znalazł stołu, na którym ktoś nie roztrzaskałby jakiegoś kielicha. Nie wspominał już nawet o rozsypanych wszędzie proszkach. Unosił się nawet w powietrzu. Łatwo przy czymś takim stracić zmysły i gotówkę, bo wątpił, by cokolwiek stąd było tanie. Valentino nie umiał liczyć, ale potrafił prowadzić interesy, szczególnie kosztem innych.

Husk wypatrzył siedzącą przy barze Charlie. Ubrana w długą, piękną suknię księżniczka zdecydowanie nie pasowała do tego miejsca. I wyglądało na to, że sama zdała sobie z tego sprawę. Siedziała na stołku barowym, nerwowo się rozglądając i popijając coś, co raczej nie wyglądało na alkohol, bo brała za duże łyki. Vaggie jej pilnowała, nie dała podejść ani jednemu z demonów. Była gotowa zabił każdego, kto tylko tknie Charlie. Husk przyznał jej rację. W takich miejscach rozmawiało się przemocą, żadne inne argumenty raczej nie trafiały do tych zasranych istot.

— Już jestem — ogłosił Husk w porę, nie chcąc oberwać od Vaggie.

— Gdzieś ty był? — oburzyła się dziewczyna.

— To nieważne — obroniła go Charlie. — Żałuj, że przyszedłeś dopiero teraz. Świetnie się bawimy — skłamała.

Husk przewrócił oczami. Już mogłaby raz przyznać, że się pomyliła.

— Widzę — burknął Husk. — Na pewno nie chcesz wyjść?

— Wyjść? — Zaśmiała się sztucznie. — Oczywiście, że nie. Zabawa trwa w najlepsze. Dopiero się rozkręcamy. Może to nie jest to, co sobie wyobrażałam, ale sztuka to sztuka. Pewnie to jakiś nowoczesny, oryginalny rodzaj spektaklu czy coś…

— Charlie, kochanie, w takich miejscach nie grają Hamleta, to klub! Tu chlają, uprawiają seks i robią tysiąc innych rzeczy, o których naprawdę nie chcesz wiedzieć — próbowała ją uświadomić Vaggie.

— Oj, nie może być aż tak źle. — Zaśmiała się słabo. — Na pewno oferują jakąś rozrywkę dla takich, jak my.

— Jasne, rozrywkę. — Vaggie uderzyła się w czoło. Sama była już na granicy. — Tu jest tylko jeden rodzaj rozrywki. Nie ma innego. Charlie, opamiętaj się, naprawdę. Zanim wydarzy się coś złego.

Jak na życzenie, muzyka ucichła. Wszystkie światła zgasły i pięć sekund później znów rozjaśniały, tym razem kierując się na scenę. Stał już na niej Valentino, nosząc na sobie ten potworny, chytry uśmieszek. Towarzyszyły mu dwie inne demonice. Miały przy sobie kosze wypełnione konfetti. Zaczęły rozrzucać je dookoła, tworząc kolorową ścieżkę dla Valentino.

— Zgrajo nieudaczników, witaj — wysyczał na powitanie. — Jesteście gotowi na zapomnianą zabawę?

Husk uniósł brew ze zdziwienia. Poprawił Valentino w myślach. Na pewno mu chodziło o „niezapomnianą“ i tę uwagę mu zwróciła jedna z demonic, która zamiast rzucać konfetti wyszeptała mu coś na ucho.

— Niezapomnianą! — poprawił się. — A może i zapomnianą, skoro zabawa na trwać całą noc.

Rozległy się wiwaty. Parę demonów zagwizdało, wznieśli kielichy na cześć Valentino, a znaleźli się i tacy, którym ślina zaczęła ściekać po pysku przez zniecierpliwienie i zbyt długie oczekiwanie. Ale wszystko miało się już zacząć. Muzyka znów ruszyła. Trwała w jednym bicie, znienawidzonym przez Huska, który kochał się w klasykach i dobrej, jazzowej muzyce. Uszy aż go bolały od tego dudnienia, a trwało ono dopiero chwilę.

— Bawcie się, póki możecie, a potem… — zaciągnął się i wypuścił różowy dym z ust, który natychmiast pochłonęły stojące obok demonice — umrzyjcie jeszcze raz, głupcy.

Zniknął. Tancerki zaczęły wyłaniać się na scenie, tańcząc agresywnie. Ich ruchy były dzikie, erotyczne. Choć ubrano je w pełne stronie, zasłaniające intymne miejsca, to równie dobrze mogły stanąć nago na scenie. Dotykały każdy fragment swojego ciała, kusiły swoją wonią, wabiąc naiwne demony, rzucające w ich stronę pieniędzmi.

— To… — zaczęła niepewnie Charlie. — To niesmaczne.

Husk podejrzewał, że użyła tego słowa tylko dlatego, że pragnęła zachować pozory swojej niewinności przy innych. W środku najpewniej skręcało ją z obrzydzenia i Husk wcale jej się nie dziwił. Czuł się podobnie. A spektakl dopiero się zaczął. Właściwy nawet nie nadszedł.

Valentino podszedł od ich strony. Wyglądało na to, że nie zwrócił uwagi na siedzącą przy barze Charlie. Zamówił drink dla siebie i dwóch towarzyszek.

— Valciu, słyszałam, że Angel może narobić problemów w czasie występu? — zainteresowała się jedna z demonic. — Głupi Angelek, może w końcu by się postarałby, to zarobiłby więcej i nie tułał się po jakimś zasranym hotelu.

Valentino uderzył gniewnie szklanką w blat. Szkło roztrzaskało się, a alkohol wylał i rozchlapał po całej podłodze Druga z demonic pobiegła po chusteczkę i szybko wytarła zabrudzoną dłoń Valentino.

— Milcz — wysyczał. — Angel należy tylko do mnie. Po dzisiejszym występie nie odważy się choćby zbliżyć do tego zasranego hotelu. Będzie mnie błagał o powrót, a wtedy zgotuję mu takie powitanie, że nigdy nawet nie wspomni, nie pomyśli o ucieczce.

Husk w porę złapał Charlie. Rzuciła się bez opamiętania na Valentino, demoniczna energia wirowała wokół niej. Gdyby tylko zechciała, zmiotłaby z powierzchni piekła cały ten bar. Ale to i tak nie rozwiązałoby kontraktu, a taki demon jak Valentino zawsze przeżywa wszystko. Te gnidy są nieśmiertelne. Schowają się w każdy kąt i w nim zaszyją, jak szczury. A po tym wszystkim Angela by czekał tylko gorszy los.

— Księżniczko, uspokój się na chwilę — powiedział jej na ucho.

Charlie odetchnęła ciężko i wróciła swoje miejsce. Demoniczna energia wyparowała, a na twarzy dziewczyny pojawił się spokój. Wzięła głębszy wdech, a Valentino w tym czasie oddalił się w kierunku miejsc VIP.

— Wierzyłam, że wszystkie demony zasługują na drugą szansę, ale takie coś jak on zasługuje jedynie na wieczność w piekle. I oby się w nim smażył — wycedziła przez zęby.

— Niestety, księżniczko… Tacy jak on zazwyczaj dobrze sobie radzą w piekle. I jak sama widzisz, wcale nie czuje się tu źle…

Choć rozumiał dziewczynę.

Huska rozpierało od środka, skręcało na widok Valentino. Gdyby spotkał go u szczytu swojej potęgi jako Władcy, pozostawiłby z niego same prochy, a i te rozniósłby po całym piekle. Tego gnoja winna spotkać zasłużona kara, a wygodne i bogate życie pośmiertne.

Husk zacisnął gniewnie szczękę. Nie wiedział, co go bardziej wkurzało: fakt, że nie posiada już swojej mocy, czy bliska obecność Valentino. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tak bardzo kogoś nienawidził. I to demona, który w zasadzie nic mu nie zrobił. Może z raz się spotkali, ale na tym koniec.

— Kurwa! — przeklął pod nosem.

Światła znowu się zmieniły. Szalały po całej scenie, głównie w kolorach różu i czerwieni. Migały tak szybko, że oczy Huska nie zdołały się do nich przyzwyczaić. Chwilę później rozbolała go od nich głowa. Naprawdę miał opuścić ten piekielny przybytek i wrócić do ukochanej, taniej wódki. Jednak te marzenia zanikły, gdy z sufitu zleciał Angel Dust. Trzymał się na kołyszącej rurze do tańca. Głowę miał zwróconą ku podłodze. Wyhaczył Huska w tłumie.

Angel puścił w stronę kota oczko. Uśmiechnął się kusząco i opadł na podłogę. Wszyscy zaczęli wiwatować na jego widok, nawet Charlie, która nie pojmowała, co za chwilę miało się wydarzyć.

Ktoś zagwizdał z daleka i rzucił plik pieniędzy na scenę.

Charlie podłapała pomysł. Sięgnęła do swojej małej, wizytowej torebki, w której schowała kilkanaście banknotów. Spróbowała je wyjąć. Vaggie w porę ją zatrzymała i włożyła pieniądze z powrotem do środka.

— Nie, kochanie, nie tutaj — ostrzegła ją Vaggie.

— Ale inni tak robią — odparła niewinnie.

— Księżniczko, po prostu nam zaufaj — wtrącił się Husk.

Na scenę weszły kolejne demony — bestie, skryte za czarnymi maskami z kolcami. Każdy z nich przewyższał Angela co najmniej o dwie głowy. Byli potężni, umięśnieni i dzicy, a przede wszystkim praktycznie nadzy. Ich dolne części ciała ukrywały się za cienkimi materiałami, pod którymi bez trudu dało się zobaczyć ogromne członki, jakimi dysponowali.

Huskiem wstrząsnęło.

Angel potrafił im puszczać filmy, na których występował wspólnie z „podobnymi“ aktorami, ale nigdy nie poznał ich na żywo. Tu dotykali Angela, rozbierali go, przygotowywali się do odbycia sceny. Cienka tkanina, która do tej pory osłaniała przynajmniej fragment ciała Angela, opadła na scenę.

Mężczyźni złapali go za wszystkie odnóża i podnieśli nad swoje ręce. Zaprowadzili Angela na początek sceny, po czym tam położyli. Rozświetlił się wielki napis: „ALL IN ONE“. Wszyscy zawyli z zachwytu. Zaczęli pchać się bliżej, aby tylko mieć lepszy widok, lepsze miejsce.

Charlie złapała się za twarz. Wstała z siedzenia i odsunęła się, cofając się o parę kroków. Wpadła na kogoś, na jakiegoś demona, który puścił oczko w jej stronę. Wybrał na to zły moment. Dziewczyna objęła go wściekłym spojrzeniem. Złapała go za kołnierz i przyciągnęła bliżej swojej twarzy, a potem wysyczała:

— Odejdź, póki jeszcze jestem cierpliwa, inaczej pochłoną cię ognie piekielne, jeśli nie znikniesz mi z oczu.

Demon przepadł. Posłusznie usunął się na bok, nawet nie zdążył przeprosić za swoje zachowanie. Uciekł, pozostawiając na blacie wszystkie pieniądze, które naszykował na spektakl.

Vaggie zbliżyła się do Charlie. Położyła dłoń na jej ramieniu i niepewnie spytała:

— Idziemy?

W oczach Charlie stanęły łzy.

— Czy oni, oni… — pociągnęła nosem — chcą go skrzywdzić? —upewniła się, czy nie doszło tu do pomyłki.

— Nie, oni… — Vaggie zaczęła od kłamstwa.

— Chcą — potwierdził przypuszczenia księżniczki Husk. — Chcą go skrzywdzić — powtórzył, by nikt nie miał wątpliwości, co za chwilę się dokona.


v

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!