[Huskerdust] I Ain't Got Nobody Część V

                

Husk pił codziennie, przez cały tydzień, aż do ostatniej kropli, co doprowadziło do wyczerpania zapasów taniego alkoholu. Zresztą wypił też i ten droższy, a to już zaniepokoiło Charlie i Vaggie, które co godzinę zerkały na niego zza sofy. Ani jedna z nich nie odważyła się zagadać. Widziały te wory pod oczami, zawodzący głos i odrzucające oblicze, które z oddali krzyczało: Nie podchodzić. Więc nikt nie podchodził, ale wszyscy się martwili. No, prawie wszyscy, bo Angel Dust zdawał się go ignorować właśnie od ostatniej rozmowy. Nie skusił się na ani jednego drinka od tamtego czasu. Wracał z pracy, witał z Charlie, Vaggie wyjątkowo olewał, a potem kierował się prosto do swojego pokoju, w którym zamykał się na długie dni i noce.

I nic nie zapowiadało zmian.

Dzień premiery się zbliżał. O nowej formie „sztuki", takim mianem określiły przedstawienie demony, mówiono dosyć głośno. Zaproszeń rozesłano ogrom, a potem ogłoszono ceny alkoholi. Wiadomo, że narzucili kilkukrotnie wyższą marżę od tej normalnej. Głupie demony ani razu nie wpadły na to, że mogą pod pretekstem „uratowania duszy“ udać się do hotelu i tam wypić, ile dusza zapragnie, i to na koszt córki samego Lucyfera. Ale zbyt wiele oczekiwał od tych żałosnych demonów.

Zabełtał alkoholem, który zebrał się na dnie butelki. Coś się tam osadziło. Pewnie syrop, który dodał w międzyczasie. Wyżłopał wszystko do dna, a potem opadł na blat. Miał ochotę umrzeć. W sumie już nie żył, więc raczej na życzenie nie odejdzie z tego drugiego świata. Ewentualnie w trakcie ataku aniołów. Choć z drugiej strony też nikt nie wiedział, co się wtedy dzieje z duszą.

Ech, wzięło go na niepotrzebne rozmyślania, a tu za godzinę premiera tego całego porno na żywo. Husk życzył sobie upić się tak porządnie, że obudzi się dopiero za tydzień, kiedy będzie już po wszystkim. Jednak jego marzenia zostały zduszone w zarodku, kiedy zobaczył ubraną w długą, elegancką sukienkę Charlie.

Wyglądała zjawiskowo. Miała odsłonięte plecy. Włosy zebrała w wysoki kok, dodatkowo ozdobiony spinką w kształcie pająka. Zeszła po schodach elegancko, jak na córkę władcy przystało. Z pięknie wyprostowaną sylwetką i dumnie zadartym podbródkiem. Dopiero z ostatniego stopnia skoczyła. Okręciła się w powietrzu i zaprezentowała swoją osobę Huskowi, rozkładając teatralnie ręce.

Nie umiał powstrzymać przepełnionego dumą uśmiechu. Ta dziewczyna dojrzewała w oczach, aż trudno uwierzyć, że jeszcze nie tak dawno przypominała dziecko w ciele nastolatki.

Husk wyszedł zza baru. Ujął subtelnie dłoń Charlie, pochylił się przed nią i ucałował jej wierzch, mówiąc:

— Wyglądasz olśniewająco, księżniczko — przyznał. — Z Vaggie zaplanowałyście wspólny wieczór?

— Jaki ty jesteś zabawny! — Zaśmiała się. — No nie mów, że zapomniałeś?

Uniósł brew ze zdziwienia.

— Jestem stary. Zapominam o wielu rzeczach. Co? To jakaś rocznica? — zgadywał.

— Nie, nie, nie. — Pokręciła energicznie dłońmi. — Premiera nowego spektaklu Angela.

O mało się nie zachłysnął resztą alkoholu. Źle usłyszał. Na pewno tania wódka odebrała mu już rozum i dopowiedział sobie w amoku coś, czego nie chciał usłyszeć. Ewentualnie winna wszystkiemu była starość. Ale za żadne skarby te słowa nie miały prawa paść z ust Charlie.

— Nie… cieszysz się? — zapytała niepewnie.

— Księżniczko, błagam, powtórz.

Rozmasował skronie. Już go zaczęła boleć głowa, a jeszcze nie potwierdził swoich przypuszczeń.

— Idziemy na premierę. Angel Dust czeka.

— Jeszcze mi zaraz powiesz, że wyraził na to zgodę? — wysyczał przez zaciśnięte zęby.

— Oczywiście, że go o to nie pytałam! — powiedziała to dumnie, jakby uznała ten czyn za sukces.

— Rozmawialiśmy o tym. — Uderzył łapą o blat baru. — Obiecałaś mi.

— Tak, tak, wiem — odparła luźno. — Chodzi o to, że przeanalizował wszystko i zrozumiałam, że coś przede mną ukrywacie. Chcę być częścią waszego życia. Poznać was w pełni i zaakceptować takimi, jakimi jesteście.

— To nie niedzielna szkółka czy kółko różańcowe! Angel…

— Nie chodzi mi tylko o Angela. — Podeszła i ujęła Huska za łapę. — Chcę się stać częścią waszego życia.

— Nie! — Odsunął się gwałtownie od dziewczyny. — O nie, nie, nie. Mogę co najwyżej stać się częścią pustej butelki po taniej wódce. Nie chcę uczestniczyć w żadnych twoich planach i pomysłach. I dam ci taką małą radę, ten pajęczak w tym na pewno się ze mną zgodzi. Nie mieszaj się, wróć na górę i spędź cudowny wieczór z Vaggie.

— Nie! — uparła się. — Idziemy wszyscy na spektakl. To jest… To jest… — Zerknęła w kierunku schodów. Za kolumną schowała się Vaggie. Machnęła jej coś w niezrozumiałym, migowym języku. Charlie zrozumiała, bo uśmiechnęła się szeroko. — Jestem córką władcy piekła, Lucyfera, i rozkazuję ci pójść ze mną na spektakl.

— He? — fuknął. — Księżniczko, tak… — Rozmasował obolałe skronie. Obcowanie z tą dziewczyną kosztowało go zbyt wiele wysiłku. — Tak się nie wydaje rozkazów.

— Wiem, ale i tak wyszło mi lepiej niż ostatnim razem. Progres należy świętować, a każdy błąd i potknięcie do niego prowadzić. — Pstryknęła palcami. — Widzisz, do czego prowadzi pozytywne nastawienie?

— Do bólu głowy? — zasugerował.

— Do radości!

Rozłożyła szeroko ręce i gwałtownie rzuciła się w kierunku Huska. W porę uchylił się przed przytuleniem.

— Bez zbliżenia.

Uderzyła czołem o blat. Nie zatrzymała się w porę.

Husk usunął się odrobinę w tył, kiedy wściekłe spojrzenie Vaggie zwróciło się ku niemu. Podniósł ręce w obronnym geście i mruknął niepewnie: „to nie ja“, a potem wskazał pazurem na Charlie. To była jej wina, a mimo to odniósł wrażenie, że jeśli czegoś nie zrobi, sam zaraz zostanie pozbawiony piór.

— Przepraszam. — Charlie podniosła się i pociągnęła nosem. — Znowu coś źle zrobiłam, prawda?

Vaggie nerwowo pokręciła głową.

— Nie, oczywiście, że nie… — skłamał dla własnego dobra. — Księżniczko, przepięknie wyglądasz. Nie marnuj tego wieczoru na jakiś spektakl. I tak nic ciekawego się tam nie wydarzy.

— Wydarzy — zapewniła go. Przyłożyła zaciśniętą pięść do piersi i dodała: — Czuję, że to wspaniała okazja, by coś zmienić.

— Na pewno się mylisz.

— Na pewno nie! Vaggie, wychodzimy. Husk, przystojniaku, masz być gotowy za dziesięć minut.

Tym razem nie dała mu szansy, by zakwestionował jej szalony pomysł. Wyskoczyła z budynku, a zaraz za nią podążyła Vaggie. Ona z kolei się nie wystroiła. Ubrała się prosto, w codzienną sukienkę i tylko zmieniła wstążkę wiążącą włosy na różową.

Husk opadł z bezsilności na siedzenie. Naprawdę się starał, by ją zatrzymać. Nawet mu obiecała, że nie będzie się mieszać w sprawy Angel Dusta. Jak widać, w piekle nikomu nie można za bardzo ufać — szczególnie córce samego Lucyfera.

Zerknął na telefon. „Przedstawienie“ według programu miało się rozpocząć na godzinę. Jeśli zdąży, w odpowiednim momencie ostrzeże Angela przed Charlie i pozostałymi gośćmi hotelu.

Jakby na życzenie, wyskoczyło mu powiadomienie z instagrama. Angel Dust wstawił nowe zdjęcie, zrobione w ciasnej, ciemnej garderobie, wypełnionej „zabawkami“, których przeznaczenia Husk nie miał ochoty poznać. Robiło mu się niedobrze na samą myśl, kto i gdzie je wsadzał. Angel ubrał się w wyzywający, krótki top z odsłoniętymi plecami. Na szyi zaplótł sobie złoty łańcuszek. Mrugnął w kierunku swojego odbicia. Dodał w opisie komentarz, że jest głodny.

To już wcześniej się wydarzyło. Ten przeklęty Valentino zawsze zapominał go nakarmić, nigdy nie zatroszczył się choćby o spleśniałą kanapkę po całej nocy harówy i upokorzenia. Ale czego się spodziewał po tym przeklętym demonie? Oczywiście, że liczył się dla niego tylko zysk. Angel był dla niego jedynie zabawką i tak, jak pewnego wieczoru sam pajęczak mu powiedział, póki ta zabawka się nie zepsuje, Valentino jej nie wyrzuci.

Husk zamarł z telefonem w dłoni.

Angel zgłodniał i nikt nie zamierzał go nakarmić.

Zerknął na szybko do lodówki przy barze, do której przed zmianą włożył pakunek z kanapkami z tuńczykiem. Nie pamiętał, czy Angel lubi tuńczyka, ale to chyba lepsze niż nic?

Rozejrzał się nerwowo dookoła, błagając, by nikt z hotelu nie przyuważył że coś zabiera ze sobą. Zapakował kanapkę do ozdobnej torby. Uda, że to jakiś prezent z okazji występu.

Zamknął bar i ruszył za Charlie, która czekała z Vaggie i Niffty. Na szczęście nie widział nigdzie przeklętego Alastora.

Charlie rozpromieniała na jego widok. Nie skomentowała tego, że zmienił decyzję i postanowił udać się z nimi na spektakl. Przynajmniej raz zamknęła tę piękną buzię. Podjechała do nich długa limuzyna. Prowadził ją jakiś obskurny demon z jeszcze bardziej obskurnej okolicy. Nie ufał jego spojrzeniu. Wyglądał na łasego zysku, gotowy zrobić wszystko, aby zarobić na kolejną dawkę narkotyków.

Demon uśmiechnął się chytrze w kierunku Charlie, gdy ta podała mu adres. Po krzyżu Haska przeszły dreszcze. Zaufa prędzej Valentino niż tej gnidzie.

— Księżniczko, usiądę z przodu — poinformował dziewczynę.

— Ok — zgodziła się bez większych problemów.

Tym razem Husk uśmiechnął się w kierunku demona. Zaszedł go od drugiej strony i grzecznie poprosił, by otworzył drwi. Kierowca buchnął mu dymem z zapalonego papierosa. Nienawidził tego smrodu. Złapał demona za kołnierz, podniósł go i wyrzucił za okno w kierunku miasta. Sam zajął jego miejsce. Szkoda tylko że na siedzeniu nie mieściły się te cholerne skrzydła. Kto widział kota ze skrzydłami?

Warknął pod nosem. Odsunął siedzenie dalej, usiadł praktycznie na jego skraju przez te skrzydła. Uruchomił silnik. Powinni się spieszyć, jeśli mają zdążyć. Choć wcale nie byłoby to takie głupie, żeby pojechać w innym kierunku. Może się nie zorientują?

Ktoś zapukał do okienka z tylnych siedzeń. Husk otworzył kładkę. Jego oczom ukazała się wściekła twarz Vaggie. Zmierzyła go ostrym wzrokiem i ostrzegła:

— Widziałam, jak kierowca właśnie wyleciał. Spróbuj zmienić kierunek, a powyrywam ci wszystkie pióra.

Wróciła na miejsce. Husk zamknął kładkę i przeklął pod nosem.

— No tak, jeszcze pretensje. Demon się tu stara, żeby ich ochronić i źle. Walę tę robotę.

— Jedź! — wrzasnęła z tyłu Vaggie.

Przewrócił oczami i chwilę później odpalił silnik. Ruszyli. Dotarli na miejsce po dwudziestu minutach. Na wszystkie wolne miejsca parkingowe już się powciskali inni. Husk na ten widok aż zadrżał. Nienawidził parkować. Zawsze zahaczył o inny samochód. Ale to zaświaty, do tego zasrane. Wrzucił bieg i uderzył w inne auto. Zepchnął je do rowu, a sam stanął idealnie w wyznaczonych liniach. Wysiadł i dumnie wypiął pierś. Chyba nigdy nie zdarzyło mu się tak idealnie stanąć.

— Jesteśmy?! — Charlie wyskoczyła z auta. — Jetem taka podekscytowana. Ciekawe, czy sprzedają popcorn? — zapytała całkiem na poważnie i rzuciła w stronę tłumu demonów.

Husk został z tyłu z trzymaną przed siebie kanapką z tuńczykiem. Nie dostarczy jej zwykłymi drogami, nie przez ten tłum demonów. Dlatego usunął się na bok i ruszył w kierunku ciemnej uliczki, gdzie znajdowało się boczne wejście do dawnego teatru.



0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!