[Huskerdust] I Ain't Got Nobody Część III

                

Husk złapał się za głowę. Rozmasował obolałe skronie. Ta cała sytuacja naprawdę doprowadzała go do szaleństwa.

Włożył otwartą butelkę za ladę i udał się w kierunku pokoju Charlie. Oczywiście, że nie zamknęła drzwi. Kto odważyłby się ją skrzywdzić? W obecności Alastora i Vaggie? Może najgłupszy demon na świecie, ale taki to długo by tu nie pożył. Wątpił, czy zdążyłby przekroczyć próg wejścia.

Sam się zawahał. Słyszał radosne, energiczne rozmowy dobierające zza drzwi, choć prędzej brzmiały jak typowy monolog Charlie. Nie wsłuchiwał się w go. Nie lubił podsłuchiwać. Dlatego zapukał do otwartego wejścia.

W sekundę powitała go promieniująca ze szczęścia twarz Charlie.

— Powiedziałam o zaproszeniach Vaggie! — obwieściła praktycznie całemu światu tę wieść. — Patrz, też jest taka dumna z Angela!

Wskazała na swoją dziewczynę, z tak samo ponurą, skwaszoną miną jak zawsze. Zajadała się chrupkami, popijała je jakimś dziwnym, niezidentyfikowanym sokiem i na pewno nie wyglądała na podekscytowana zbliżającym się spektaklem.

— Hej — powitała Huska. — Uciekaj, póki możesz — ostrzegła go przed Charlie.

— Hej — burknął i przewrócił oczami. — Ja… w tej sprawie.

— Czyli wszystko ustalone? Idziemy na spektakl?

— Właśnie o to chodzi…. Ee… To nie jest zaproszenie od pajęczaka, księżniczko. Tylko… eee… takie ogólnie, darmowe. On nie wiedział, że coś takiego Valentino rozdaje.

— Ale to tym lepiej! Może szef Angela też się chce przed nami otworzyć? Może to wspaniała okazja, by…

— Nie! — przerwał jej stanowczym tonem. — To na pewno nie okazja. Księżniczko, pamiętasz, co się stało ostatnim razem, kiedy odwiedziłaś Angela w pracy.

— Pamiętam, uwierz mi, za dobrze pamiętam. Mam nauczkę do końca swoich dni — zapewniła go. — Dlatego tak się cieszę, że i Valentino coś chce zmienić.

Dalej nie umiał się nadziwić, jak ta dziewczyna wciąż nie zrozumiała prawdziwej sytuacji Angela. A wyglądało na to, że Vaggie, jedyna osoba, która jeszcze kontrolowała Charlie, nie znała prawdy. Dlaczego te baby były takie głupie i naiwne?

— Księżniczko, Angel naprawdę nas tam nie chce — uświadomił ją Husk.

— Nie chce? — zapytała odrobinę zaskoczona dziewczyna. — Ale… Ale… — zmieszała się. W jej oczach już zebrały się łzy. I ktoś taki miał w przyszłości władać piekłem.

— Księżniczko, ostatnim razem z troski podążyłaś za Angelem. On to docenia, ale on nie będzie tańczył baletu. To gwiazda porno.

— Tak, akceptuję jego zawód i hobby. Jestem bardzo tolerancyjna — zapewniła.

— Ale czy jesteś gotowa na to patrzeć? — „Nie!“, dodatkowa myśl uderzyła w Huska. Odpowiedział za nią i odpowiedział za siebie. Sam nie był gotowy na widok zmuszanego do seksu Angela na żywo, na oczach setek demonów, ku ich uciesze i rozrywce. A znając Valentino, szykowało się coś potwornego.

Charlie odsunęła się od drzwi. Usiadła na skraju łóżka, po drodze zabierając swojego misia w kształcie żółtej kaczki. Cała radość z niej wyparowała, zamieniając się smutną, zatroskaną Charlie, która pierwszy raz zastanowiła się poważnie, jak traktuje zawód Angel Dusta.

— To… straszne — przyznała szczerze.

Husk otworzył oczy ze zdziwienia, nawet Vaggie poruszyła się zaskoczona wyznaniem swojej dziewczyny.

— Naprawdę tak uważasz? — upewnił się Husk. — Księżniczko, nie musisz się zmuszać!

— Ja… rozumiem, to jego praca. Jest sławny. To gwiazda! Ale to okropne. Naprawdę ktoś z własnej woli sprzedaje swoje ciało? — Otuliła się rękoma i przysunęła kolana bliżej piersi. — Ja… Chciałabym dla niego coś więcej. Coś innego. Wiem, że nie tego pragnie, a… szczęścia, zmiany. Inaczej nie zamieszkałby w tym hotelu.

— Chodziło o wynajem — wtrąciła się Vaggie.

— Tak, to dobry argument, ale może to zwyczajnie dobra wymówka? Może chce nam pokazać, że wszystko jest dobrze? Angel też zasługuje na szczęście i wiem, że go potrzebuje. Tylko nie umie nam przekazać, że potrzebuje tego wsparcia.

Uszy Huska opadły ze smutku. Charlie niewiele się pomyliła. Nie dotarła może do końca tej prawdy, utknęła w słusznych argumentach, brakowało jej już tylko właściwych wniosków. Sam życzył temu dzieciakowi jak najwięcej szczęścia. Zasłużył po tych wszystkich latach cierpienia, upokorzenia i rozszarpywania — kawałek po kawałku przez Valentino i każdego, dla kogo liczyło się tylko jedno. Powinien otrzymać swoje „szczęśliwe zakończenie“ i Husk pragnął mu w tym pomóc. Sam już był starym, głupim i zapijaczonym kotem, z którego nic wartościowego nie zostało, w przeciwieństwie do Angela. On miał jeszcze szansę na lepszy los.

— Masz rację — mruknął do Charlie.

— Tak? — Jej oczy znów rozbłysły przez nieograniczoną radość. — Czyli możemy pójść razem na pokaz?

Husk palnął się w czoło. Czyli zupełnie niczego nie pojęła.

— Nie. Księżniczko, naprawdę mu nie pomożesz, przychodząc tam — zapewnił ją. Nie… To dalej nie podziała. Wziął głębszy wdech i odetchnął ciężko. — Proszę, nie idźmy tam, proszę.

Charlie wzdrygnęła się. Husk siebie samego zaskoczył. Kto by pomyślał, że w tym starym dziadzie tylee troski o jakąś głupią gwiazdę porno. Najwyraźniej dla takiej osobistości był gotowy porzucić własną godność — o ile coś z niej jeszcze zostało.

— Dobrze — zgodziła się. — Oczywiście pogadam jeszcze raz z Angelem i spróbuję uzyskać od niego zgodę. Wtedy na pewno pójdziemy.

— Tak… — burknął. Angel nigdy się nie zgodzi. Nie, kiedy Valentino szykował dla niego przedstawienie porno na żywo.

— No widzisz, sam w to wierzysz!

W tym momencie i Vaggie przewróciła oczami. Nawet jeśli Charlie wychowała się w piekle słowo „sarkazm“ chyba nie było jej z znane. Nie miał sił na dalszą rozmowę z dziewczyną. Zatrzasnął za sobą drzwi i wyszedł na korytarz jeszcze bardziej poirytowany niż wcześniej. Nie rozwiązał problemu. Może i Charlie poniekąd się z nim zgodziła na temat występu, ale to nie tak, że brał to za pewnik. Mogła zmienić zdanie w ostatniej chwili i nie umiał temu zaradzić.

Żałosny, stary kocur!


v

Prześlij komentarz

0 Komentarze