[Huskerdust] I Ain't Got Nobody Część II

                

Husk opadł na sofę. Odchylił głowę do tyłu.

Nawet jeśli Angel życzył sobie, by odejść, Valentino trzymał go kontraktem. Spektakl, o którym Charlie tak ochoczo mówiła, dotyczył tylko i wyłącznie branży porno.

Zrobiło się niedobrze na myśl, przez co Angel musi przechodzić. Niechciany dotyk, pozbawienie godności, brak możliwości, by powiedzieć "nie"... Czasem miał ochotę wyrwać się z własnych więzów i rzucić Angelowi na ratunek, nawet jeśli miałoby to kosztować życie...

Husk sięgnął w kierunku zaproszenia. Na jednej stronie widniało zdjęcie pajęczaka, nieudolnie wycięte z jednego z jego starszych filmów. Nawet nie postarali się o nic nowego...A na drugiej zauważył datę występu (miał się odbyć za tydzień) wraz z dopiskiem, że będzie to nowoczesne, niespotykane kino, które zaskoczy widzów.

— Husky! — usłyszał wołanie z okolic wejścia do Hazbin Hotelu. — Gdzie się podział mój ulubiony kotek?

To nie był odpowiedni czas na zabawę.

Husk zerknął na korytarz. Angel wszedł ubrany w różowe pióra, które owijały go aż po same nogi, nieudolnie zakrywając czerwone ślady po uderzeniach bicza. Na szyi pozostały mu wgłębienia. Rozpoznał wilcze zęby. Gdyby tylko nie był starym, durnym bucem, to może nie wstydziłby się podejść i wtulić w to skrzywdzone, różowe futerko. Ale... Kogo interesuje taki stary dziad?

— Husky? — odszukał barmana na sofie. — Myślałem, że przez ciebie już nie dojdę — rzucił nieudolny żarcik.

Zaśmiał się nerwowo, choć w obecnych okolicznościach żarty nie były na miejscu.

— Ej, co się stało, kotku? — Angel usiadł na oparciu od sofy i sięgnął w kierunku głowy Huska, jakby zamierzał go pogłaskać. Zawahał się i cofnął dłoń. — Jakiś ciężki dzień? Ty wiesz, co Valentino odwaliło? Wymyślił sobie nagrywanie dodatkowych scen do sequelu mojego największego dzieła. Powiedział, że mam zagrać tak jak wtedy, ale ja na to, że to nie remake tylko sequel i wtedy zaczął się na mnie gapić przez pół godziny, jakbym zaczął mu tłumaczyć fizykę kwantową. Widzisz, jaki debil.

— Ta... — Prychnął. — Straszny. Angel, słuchaj...

— Coś się stało? Z Charlie? Z hotelem? A może...

— Nie, posłuchaj. — Ujął Angela za jedną z dłoni. — To chodzi o ciebie. Otrzymaliśmy dzisiaj zaproszenie na jakiś nowy spektakl.

Angel wyrwał się z uścisku. Wstał i cofnął aż pod kolumnę utrzymującą budynek.

— Chyba nie chodzi ci o przedstawienie, które ma mieć premierę za tydzień? — zapytał drżącym głosem. — Nie, kotku, nie strasz mnie tak...

Już wyglądał na przerażonego. Nogi mu drżały, dolna para rąk owinęła się wokół pasa, trzymając go silnie, jakby miał za moment się rozpaść. Wydarzyło się coś potwornego, inaczej by tak nie zareagował. Nie ten Angel, który wiecznie skrywał problemy za maską gwiazdy porno.

— Angel...

— Powiedz mi, że je wyrzuciłeś! — ryknął na cały hotel. — Husky, błagam, powiedz mi, że nikt nie dostał zaproszenia.

Husk opuścił uszy.

— Charlie je wzięła — wyjawił mu prawdę.

— Nie... — Angel złapał się za głowę. — Ona zaraz będzie chciała przyjść, a nie może. Nie na to coś...

— Co znowu wymyślił Valentino? — zapytał, wystarczy, że on pozna prawdę.

— Porno na żywo — wysapał Angel. 

— Po... Że co niby na żywo? — poprosił o powtórzenie. Na pewno źle usłyszał.

— Porno — wysyczał przez zęby Angel. — Val chce, żebym odbył na żywo kilka scen i przyciągnął tłumy. Wiesz, to ma być niby coś rewolucyjnego. Wpadł na ten genialny pomysł w trakcie jakieś nocy w klubie. Nie wiem, co jarał, ale chyba zadziałało...

Odwrócił wzrok. Oparł się o kolumnę i zsunął po niej aż na samą podłogę. Odgarnął włosy do tyłu, ukazując Huskowi zaniepokoją twarz. Zazwyczaj wszystko przed nim ukrywał. Nie tym razem… A więc naprawdę potrzebował jego wsparcia.

Husk zbliżył się. Przykucnął przed Angel Dustem i położył dłoń na jego ramieniu. Miał nadzieję, że tym gestem nie przekroczył granicy. Nie miał zamiaru pozwolić sobie na więcej niż to konieczne.

— Przestań na mnie tak patrzeć — wycedził przez zęby Angel. — Niedobrze mi się od tego robi.

— Demon chce dobrze, a ten tylko narzeka.

— Weź, przestań już. Ok, świetnie, że się o mnie martwisz. Niepotrzebnie — skłamał. Husk widział to w jego przerażonych oczach. Wzywał o pomoc, ale usta uparcie nie pozwalały wydobyć z siebie tego wołania. — Poradzę sobie z przedstawieniem. Twoją rolą będzie przetrzymać Charlie.

— Powstrzymać Charlie? — powtórzył powoli, po czym przewrócił oczami. — Może jak mi się uda, to przy okazji piekło zamarznie.

— Mówię poważnie!

— Ja też! — oboje podnieśli głos. — Wiesz, jaka ona jest. Jak już raz coś sobie ubzdura, to niby jak ją zatrzymasz? Na dodatek wzięła te przeklęte bilety.

— Jesteś starym kotem, wymyśl coś.

— Wymyśl, wymyśl. Niby co? Polecę na skrzydłach do jej pokoju i ukradnę bilety?

— Widzisz, już coś wymyśliłeś!

Husk zmarszczył czoło.

— Vaggie — wymienił imię dziewczyny Charlie.

— Oh, Vaggie — dotarło do Angel Dusta. Może i ominął Charlie, wymyślą jakąś dobrą wymówkę, gdy dziewczyna ich przyłapie, ale inaczej się miała sprawa z Vaggie, która zazwyczaj była gotowa, by wypruć im flaki.

— Ja już dałem pomysł, może teraz ty się postarasz? — oburzył się Husk.

— Odwal się! — ryknął Angel. Odbił się od kolumny i wstał, podtrzymując trzema parami rąk od tyłu. — Proszę… Zatrzymaj Charlie. Z resztą spraw sam sobie poradzę.

— Jasne, sam… Wielki, niezwykły Angel sobie poradzi sam — nie umiał powstrzymać się od komentarza. Może i okrutnie postąpił, ale już wcześniej zauważył, że do Angela czasem tylko to docierało.

— Tak, wielki Angel Dust sam sobie poradzi — mruknął i odszedł.

Husk wyciągnął łapię, odruchowo próbując zatrzymać Angela. Nie udało się. Angel zniknął za schodami, wracając do swojego pokoju, a Husk został w holu sam.

Przybliżył zaciśniętą pięść bliżej piersi, w której serce biło jak oszalałe. Dlaczego? Dawno wyzbył się uczuć, nikomu nie były do szczęścia, szczególnie takiemu staremu piernikowi, jak on. Kto zresztą zechciał by go pokochać i żyć w codziennym odorze alkoholu?

Jak już tak pomyślał o alkoholu, to naprawdę zachciało mu się pić. I to coś taniego, najgorszego. Po takim czymś długo się nie obudzi, a kac będzie go trzymał porządnie. Tak, że nie zajmie się znowu głupotami.

Sięgnął za ladę, wyłaniając zza niej nieotwartą butelkę taniej wódki. Za to mocnej. Wystarczyło, że odkręcił korek, a już poczuł ostrą woń, od której też był gotowy się upić.

Przechylił butelkę i… zamarł. Obiecał coś Angelowi. Przypomniał sobie o tym w najmniej właściwym momencie, kiedy już miał zacząć. Ach, idiota! Stary, zasrany idiota!

Nie przejmie się obietnicą, skoro Angel i tak nie potrzebował jego pomocy. Tyle mu zaoferował, a tamten wyskoczył z mordą, jak do wroga. Sam tego chciał, taką dał odpowiedź, więc Hust nie powinien się przejmować. Butelka przecież czekała…

Nie smakowała już tak samo, jak wcześniej. Stała się gorzka i zwietrzała.



v

Prześlij komentarz

0 Komentarze