Lan Wangji pociągnął Wei Wuxiana za ręce, przyciągając go do siebie, gdy zmienił pozycję na siedzącą. Wei Wuxian rozłożył na nim nogi i usiadł na kroczu, drażniąc młodzieńca, gdy jeszcze dobrze nie zaczęli. Lan Zhan jednak nie dał się jego pieszczotom. Szybko złapał go za pośladki i podniósł. Sam wstał. Zaczął prowadzić Wei Wuxiana do jego komnat.
Mogli napotkać po drodze na każdego.
Na Panny Młode.
Na Pustych.
Nawet, jak na złość, miał ich prawo odwiedzić Hua Cheng.
Tak się nie stało. Zastali puste korytarze, przez które sprawnie przemknęli do właściwego pomieszczenia. Czekało tam na nich wyścielone łoże, z kilkunastoma poduszkami i ciemną, wręcz czarną pościelą.
Lan Wangji położył Wei Wuxiana na stosie poduszek. Oderwał się od jego ust i zszedł niżej, całując całą szyję. Rozsunął tunikę na bok, niestety zastał pod spodem białą tkaninę, ciasno związaną w pasie. Wsunął więc dłoń pod ubiór Wei Wuxiana, szukając sznurków. Znalazł je sprawnie. Rozwiązał, pozwalając białej tkaninie opaść na boki.
— Kocham cię, Lan Zhan — wysapał Wei Wuxian. — Mój drogi braciszku, kociaczku, braciszku Lan, moje skarbie.
— Milcz.
Zmęczony gadaniem Wei Wuxiana ponownie zatkał mu usta swoimi. Nie pozwolił mu wypowiedzieć kolejnego słowa, choć na język cisnęło się wiele słów. Zdań. Wszystkiego. Wei Wuxian miał potworną ochotę zagadać pieszczoty, którymi obdarzał go ukochany. Gdyby nie związane ręce, odsunąłby od siebie mężczyznę. W sumie, gdyby tylko chciał, to demoniczną energią zrobiłby coś z tymi więzami.
Lan Wangji wsunął dłoń jeszcze niżej, zahaczając już palcami o wrażliwe obszary ciała Wei Wuxiana. Tym razem chwyciły go rozkoszne dreszcze. Wyciął plecy w łuk, odpychając tym samym Lan Zhana od siebie.
— Nie ruszaj się — nakazał młodzieniec.
— Oj, to nie będzie takie proste, kochanie.
Lan Wangji zmarszczył czoło.
— Nie marszcz tak, bo zostaną ci zmarszczki. Na starość będziesz brzydko wyglądał.
— Milcz.
— Oj, zmuś mnie, inaczej będę gadał przez cały czas. W nieskończoność — dodał w ramach ostrzeżenia.
— Milcz.
— Lan Zhan, powiedz, kochasz mnie?
Zamilknął na moment.
Wei Wuxian wyszczerzył się z satysfakcji.
— No powiedz, jak jest naprawdę. Zdradź mi ten sekret — kontynuował droczenie się.
— Kocham.
— Powtórz.
— Kocham cię, Wei Ying.
Obniżył się i znowu złapał go w silnym pocałunku.
Kłamał. Wei Wuxian wyczuwał kłamstwo z daleka. Smakowało słodko, jakby ktoś wylał na niego najpyszniejszy miód. Rozkoszował się nim, a jednocześnie pilnował, by nie przesadzić. Łatwo było poddać się temu uczuciu i wejść w nie za głęboko. Ta noc miała im dać samą rozkosz. Żadnych uczuć. Bo na nie brakowało miejsca w tym pokoju.
Ach…
Rozpłakał się. Otarłby łzy, gdyby nie trzymające go więzy. Miał tylko nadzieję, że Lan Wangji ich nie zauważy. Ten na szczęście był zajęty ubiorem Wei Wuxiana. Zdejmował kolejne warstwy, docierając do najbardziej ukrytych części ciała.
Nigdy wcześniej przed nikim się tak nie obnażył, jak przed tym przepięknym młodzieńcem.
Lan Zhan obniżył się i ujął Wei Wuxiana w swoich ustach. Jego ruchy były łagodniejsze niż ostatnim razem. Uważał na zęby, a swoje włosy zarzucił na plecy. Palce przesunął niżej. Naślinił je, zanim przesunął bliżej otworu.
Wei Wuxian wstrzymał powietrze.
— Lan Zhan, braciszku Lan, gdzie ty mnie dotykasz? — zapytał, choć znał odpowiedź.
Nie pomylił się za bardzo.
Wsunął w niego palec. Jednym, sprawnym ruchem, bez najmniejszej chwili zawahania. Wiedział, co robi. Skądś posiadł tę tajemną wiedzę i nie zawahał się jej użyć.
— Lan Zhan, bądź delikatny — błagał, obawiając się, że młodzieniec zrobi kolejny krok.
I tak się stało. Wei Wuxian poczuł jeszcze większy ucisk. Rozciągało go, tym razem bardziej boleśnie. Wydał z siebie głębokie sapnięcie, w którym zatrzymał bolesny krzyk. Zacisnął usta w wąską linijkę.
Lan Wangji podniósł się, wypuszczając Wei Wuxiana ze swoich ust. Wolną dłonią zaczął go masować, a ustami zszedł niżej, w okolice uda. Zatopił w gładkiej skórze sędziego zęby.
— Delikatniej! — krzyknął.
Nie znał tego słowa, bo zaraz przybliżył trzeci palec.
— Lan Zhan, zaczekaj, mamy całą noc, spokojnie, Lan Zhan.
Zatrzymał Wei Wuxiana. Nie pozwolił mu się wyrwać z jego uścisku. I nie dał mu spokoju. Włożył trzeci palec, masując nim wnętrze mężczyzny. Rozkosz połączyła się z bolesnym, dziwnym uczuciem, rozpychającym go w środku. Wyobrażał to sobie inaczej, szczególnie że Lan Wangji wydawał się delikatnym mężczyzną. Nic z delikatnością nie miał wspólnego.
Rozszarpywało go od środka. Krzyczał. Płakał. A mimo to czuł rozprzestrzeniające się po nim erotyczne gorąco. Nie wiedział dlaczego, ale w myślach błagał Lan Zhana, by nie przestawał. I ten nie przestawał. Kontynuował ostrożnie, starając się nie wyrządzić Wei Wuxianowi żadnej krzywdy.
— Wystarczy — ogłosił nagle Lan Wangji.
Wyciągnął jedną poduszkę i podłożył ją pod pośladki Wei Wuxiana, drugą jeszcze wsunął pod jego plecy. Puścił Wei Wuxiana. Wyprostował plecy i spojrzał na nagiego mężczyznę. Nie oszczędził ani jednego spojrzenia. Rozkoszował się widokiem, chwytając z niego wszystko, co tylko mógł. Jednak to mu nie wystarczyło. Zsunął swoją szatę, ukazując silne, piękne mięśnie. Skóra nie była gładka, pokrywały ją bruzdy i głębokie blizny od uderzenia bicza, które krzywdziły jego plecy.
— Kto cię tak skrzywdził, Lan Zhan?
— Ty.
Złożył krótki, słodki pocałunek na jego ustach. Potem ucałował szyję, następnie bark, pierś, brzuch. Całował go wszędzie, gdzie się tylko dało, delikatnie podgryzając. Wyglądał jak dzikie, wygłodniał zwierzę, nie jak porządny mistrz sekty.
W sumie z byciem porządnym nie miał już za wiele wspólnego.
— Dlaczego cię skrzywiłem? — kontynuował wcześniejszą myśl.
— Nie wiem.
Wiedział. Wiedział na pewno więcej niż mówił, niż sam myślał. Znali się w przeszłości, może nawet łączyło ich coś więcej niż tylko przyjaźń. Kochali się? Byli kochankami?
Próbował odpowiedzieć sobie na wiele pytań, ale teraz. Lan Wangji zsunął spodnie, ukazując swoją bestię, którą zamierzał włożyć w Wei Wuxiana. Pal licho trzy palce, tego się przeraził. Jednak zanim zdążył wyrazić sprzeciw, Lan Zhan podniósł jego ciało. Powoli przyłożył swoją bestię do Wei Wuxiana. Pchnął. Zdołał się wsunąć na kawałek. To wystarczyło. Wei Wuxian wiedział, że nie da rady więcej.
— Nie bój się.
Lan Wangji wtulił się w niego. Drżał mocno, więc ten dotyk go uspokoił. Jednak nie taki był zamiar tego zboczeńca. Wsunął się kawałek więcej. Głos zatrzymał się w gardle Wei Wuxiana. Westchnął, zamiast wykrzyczeć, że wystarczy, już dość.
Pchnął jeszcze raz. Lan Zhan zaczął poruszać się w równomiernie, nie przerywał. Wei Wuxienem wstrząsała mieszanka bólu i rozkoszy. Nie umiał się zdecydować, które uczucie potęgowało. Płakał już bez wstydu.
Rozwiązał opaskę demoniczną energią i wtulił się w mężczyznę. Paznokcie wbił w jego zniszczone plecy i szarpnął nimi, pozostawiając krwawy ślad. Lan Zhan jęknął.
— Bezwstydnik. Zboczeniec. Braciszku Lan, jesteś dla mnie zbyt wielki — mówił, by wkurzyć mężczyznę, ale niewiele w tym kłamstwa. Lan Wangji był faktycznie dla niego za duży. Czuł, jakby ktoś próbował go rozszarpać.
— Milcz! — rozkazał mężczyzna i zamknął go swoimi ustami.
Jaki prosty a skuteczny sposób, by zamilczeć. Wei Wuxian nie potrzebował powietrza, ale gdyby nie to już zacząłby się dusić z winy Lan Zhana. Nie dawał mu sekundy wytchnienia, łapiąc w gorących, intensywnych pocałunkach. Jedne za drugimi. A ich nie było końca. Jednocześnie poruszał biodrami w rytmicznym tempie.
Wei Wuxian nie wiedział, na czym ma się skupić. Tyle bodźców do niego docierało. Zupełnie inaczej to sobie wyobrażał.
Lan Zhan ugryzł go w wargę, przegryzając ją aż do krwi. Zlizał krwawy ślad z kącika i znowu pochłonął w pocałunku, nie zezwalając na kolejną przerwę. A Wei Wuxian naprawdę jej potrzebował. Choćby na ten łaskawy wdech i wydech.
Nie…
Lan Wangji nie zezwolił. Zaczął poruszać się szybciej, intensywniej. Jakby jeszcze było mu mało. Nazywał tyle razy Wei Wuxiana zboczeńcem, ale to on sam był najgorszy. Miał go ochotę zbić za wszystko. Gdyby tylko nie przeszkadzało mu w tym to zmęczenie.
Nagle Lan Wangji przerwał. Wydał z siebie głębokie westchnięcie. Zaczął oddychać ciężko. Opadł zmęczony na pierś Wei Wuxiana i ucałował jego skórę. Zacieśnił ucisk na torsie Demonicznego Patriarchy.
— Skończyłeś? — zapytał Wei Wuxian.
— Milcz.
— Na pewno skończyłeś. Ja chyba też… Sam nie wiem kiedy.
I zaśmiał się, tylko że słabo. Nie dał rady wykrzesać z siebie więcej.
— Jeszcze raz — obwieścił nagle młodzieniec.
— Co „jeszcze raz“? — udał głupiego.
— Seks — odpowiedział zaskakująco szczerze.
— Z kim?
— Z tobą.
— He?
— Całą noc.
— Ty…
— Dam radę.
— Pomyśl o mnie!
— Nie.
Podniósł się i poruszył.
— Lan Zhan, nie bądź dzikusem.
— Nie jestem. Jeszcze raz.
— Lan Zhan.
— Nie.
— Spokój!
— Nie.
— Ja…
— Milcz! — I faktycznie zatkał mu usta i przymierzył się do kolejnego i kolejnego razu…
0 Comments:
Prześlij komentarz