[Pogromca smoków] Rozdział 89

               

Lucy usiadła w kącie pokoju i posadziła na swoich kolanach półprzytomne dziecko, które nazwała wcześniej imieniem swojej córki. Sama kobieta nie była jeszcze do końca świadoma otaczającego go świata. Niewiele mówiła, niewiele kojarzyła, podążała posłusznie za Zerefem, jak za swoim panem, ale sam mężczyzna wątpił, że go rozpoznała.

Zeref przygotował skromną zupę warzywną dla dziecka, kiedy już się obudzi. Lucy wolał nie częstować ludzkim jedzeniem, póki nie zrozumie stanu, w jakim się znalazła.

Zabrał ze sobą narzędzia — czarne pióro kreślone cieniem, wykonane z ciernia i krwi stu ofiar. Przykucnął przed Lucy i wyciągnął w jej kierunku rękę.

— Podaj swoją — poprosił cicho.

Wątpliwie przyjrzała się jego dłoni. Na szczęście podała mu swoją — bladą, drżącą, co tego pokrytą bruzdami i resztkami niezagojonych poparzeń. Na początku sprawdził tętno kobiety. Słabe, ale miarowe. Biło jej serce. Pierś poruszała w równych, spokojnych odstępach sugerujących, że jest świadoma oddychania.

— Od teraz będzie już tylko lepiej — zapewnił Lucy.

Kajdany założone na jej ręcach zabrzęczały. Ciągnęły się od nich łańcuchy, długie tak samo jak wtedy, gdy przytwierdzili ją do słupów. Wżarły się w jej skórę. Nieodpowiednio zdjęte mogły doprowadzić do kolejnych blizn albo ran. Jej organizm i tak walczył o uzdrowienie, nie potrzebował kolejnych obrażeń, a odrobiny spokoju.

Zeref zostawił na kobiecie łańcuchy.

Zajął się stanem jej duszy i umysłu. Nakreślił piórem znak pokoju i pojednania. Zaklęcie zazwyczaj sprawiało ból, otępiało zmysły. Tym razem nic się nie wydarzyło. Lucy jak spokojnie siedziała, tak robiła to dalej. Zeref nie potwierdził, by była niewrażliwa na rany. Założył wstępnie, że organizm przyzwyczaił się do stanu, w którym odczuwa ból. Od ponad dwóch lat nieustannie cierpiała. Gdyby nie wprowadzony stan śpiączki, umarłaby przez wycieńczenie i niemożność zniesienia bólu.

— Obiecałem, że się tobą zaopiekuję — zaczął. Postarał się, by ton jego głosu brzmiał opiekuńczo, ciepło i bez wyrzutów. — Natsu na ciebie czeka. Pewnie tęskni strasznie i obwinia się za twoją śmierć. Musisz zacząć mówić. On… To moja wina. Wszystko się wydarzyło przez moją głupotę i bezmyślność. Próbowałem walczyć z bogami i przeznaczeniem, nie biorąc pod uwagę kosztów, jakie poniosę.

Lucy przechyliła głowę na bok.

Zaklęcie zaczęło działać. Wskazało, że dusza i ciało stały się jednością po ponownym przebudzeniu Lucy.

Zeref odetchnął z ulgą.

Usiadł naprzeciwko i wytarł dłoń Lucy z resztek atramentu.

— Jeszcze trochę Lucy i wrócisz — zapewnił.

Dziewczyna położyła dwa palce na jego policzku. Uśmiechnęła się ciepło, choć jej sucha, wymęczona twarz pękła od nagłego rozciągnięcia. Skóra nie była gotowa na uśmiech.

Zeref pobiegł szybko po maść i nasmarował pęknięcie, by jak najszybciej się zagoiło.

— Uważaj — ostrzegł ją jeszcze raz.

Nie zdołał zatrzymać łez radości. Obudziła się i czuła, znała go, rozumiała proste gesty… Lucy wróciła. Nawet jeśli ta powłoka jeszcze nie do końca się odrodziła, małymi kroczkami dojdą do sukcesu. Przywrócą drogą im Lucy.

Dziewczynka śpiąca w ramionach Lucy się poruszyła. Przymrużyła powoli małe oczy i wyprostowała się, rozglądając niepewnie po pomieszczeniu. Nie rozpoznała twarzy. Były jej obce, więc w pierwszej chwili skamieniała. Bała się poruszyć, jedynie jej lewa noga nerwowo drgała. Prawą miała otartą od uciskających ją od paru dni kajdan.

Lucy pocałowała czoło dziewczynki. Tym razem uważała i tylko odrobinę uniosła kąciki ust, ale i tak wyglądała przyjaźnie, delikatnie, prawie jak porcelanowa lalka. Nawet to pęknięcie dodało jej uroku.

— Kim… — zawahała się. Złapała się za gardło i zaczęła kaszleć.

Zeref podał jej kubek z odrobiną wody.

Piła za szybko, prawie się zachłysnęła.

— Bierz drobne łyczki — zachęcił ją.

Posłuchała się i spowolniła, aż dopiła wodę do samego końca. Zeref nalał dziewczynce wcześniej przygotowanej zupy. Tylko jedną łyżkę wazową, tak na początek. Dziewczynka była wychudzona, widział wystające żebra, twarz miała smukłą, policzki wklęsłe. Nie jadła od kilku dni, a głodzono ją jeszcze dłużej.

— Na początek tyle powinno ci wystarczyć — podał dziecku miskę. — Gorąca. Jedz powoli, inaczej zabiorę ci całość.

Lucy wzięła od niego zupę, nałożyła na łyżkę odrobinę płynu i mały porcjami zaczęła karmić dziecko, jakby faktycznie należało do niej.

— Nashi — znowu wypowiedziała imię własnej córki.

Zeref oddalił się. Wyszedł przed ich wspólny dom w kamieniu i usiadł na gołej, wyjałowionej ziemi. Wokół trwała cisza. Zabił wszystkich mieszkańców, szczątki zakopał we własnym cieniu, a zwierzyna uciekła. Instynkt pozwolił im przetrwać, kiedy nadciągnęło zagrożenie.

Zeref wydobył z cienia zapiski sporządzone przez kapłana, wiernego Zapomnianego Boga. Prowadził świątynie wszystkich bogów od lat, stwarzając pozory osoby świętej, oddanej i szczerej. Ludzie mu zaufali, nie wiedząc, że pod posadzkami świątyni umierają ich dzieci.

Wszystkie rytuały związane z wykorzystaniem krwi niewinnych zawsze sprowadzały się do jednego — do nakarmienia zła, które zbierało siły. Zapomniany Bóg przygotowywał się do czegoś większego. Znaki na niebie wskazywały jego ponowne narodziny, kilka lat temu te znaki zgasły. Nie wierzył, że porzucił swój plan. Właśnie od tamtego czasu wzrosła liczba katastrof na świecie, dzieci coraz częściej zaczęły ginąć, a moc pozostałych bogów słabła.

Wyczuwał nadchodzące zmiany od samego początku. Drogi przeznaczenia prowadziły w jednym kierunku i niezależnie od podjętej walki, kończyły się w tym samym punkcie. Pytanie: kiedy?

Ten czas się zbliżał nieuchronnie.

Rozłożył przed sobą zapiski kapłana. Streszczały one dwadzieścia lat aktywności kapłana — począwszy od podróży po całym Fiore, w której głosił prawdę o nadejściu boga, po ostatnie przygotowania i składanie ofiar. Zeref odnalazł mapę z zakreślonymi punktami. Jedne złotymi, drugie srebrnymi znakami. Rozpoznał w jednym z miejsc dawny dom Maurego. To tam musiał przedstawić rodzicom chłopca swoją prawdę o nadejściu nowego boga.

Wymienił w zapiskach swoje ofiary, nie przedstawiając ich z imienia, a według systemu liczbowego. Dzieciom przyznawał punktu od zera do dziesięciu, przy tych najwyżej punktowanych dodawał krótkie komentarze.

„Dziewiątka zadowoliła boga”, „dziesiątka dała mi nowe siły”, „najlepiej działa ogień na dziewiątkę”. Notatki ciągnęły się przez kilka stron. Na samym końcu się urwały. Data ostatnich zapisów zawierała się w okresie krótko przed atakiem Acnologii.

— Nie miał czasu na prowadzenie dziennika? — zainteresował się szczerze Zeref.

Nie…

Zmienił system prowadzenia zapisów. Nie nazywał dzieci. Liczył krew, każdą kroplę rysował oddzielną kreską, podkreślił, że potrzebował ich 99999. Zaczął coraz więcej kreślić, gubił się w liczeniu, popełniał błędy, które zamazywał smołą.

Na ostatniej stronie zapisał krwią słowa:

„Zapomniany bóg narodzi się z krwi smoka i gwiazd. Trzeba zabić gwiazdę i smoka”.

Odczytał tekst jeszcze raz w myślach i zamarł. Dopiero w tym momencie uzmysłowił sobie prawdę.

Pomylił się. Przez lata tworzył teorie, popełniał błędy, szukał odpowiedzi, po które docierał do najdalszych zakątków świata. Zapomniany Bóg od początku zakładał ponowne narodziny. Zeref przyjął, że to się stanie albo przez dosłowną reinkarnację, albo za sprawą stąpienia na ziemię, ale nigdy nie podejrzewał, że wybierze trzecią możliwość. Przejmie ciało istniejącego już bytu.

Zeref wstał gwałtownie i wbiegł do domu, gdzie Lucy skończyła podawać zupę nowej córce. Pomachała słabo w kierunku Zerefa.

— „Zapomniany bóg narodzi się z krwi smoka i gwiazd” — powtórzył jej przeczytaną przed chwilą przepowiednię. — Nashi… to w niej narodził się Zapomniany Bóg!

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!