Lucy
usiadła w kącie pokoju i posadziła na swoich kolanach półprzytomne dziecko,
które nazwała wcześniej imieniem swojej córki. Sama kobieta nie była jeszcze do
końca świadoma otaczającego go świata. Niewiele mówiła, niewiele kojarzyła,
podążała posłusznie za Zerefem, jak za swoim panem, ale sam mężczyzna wątpił,
że go rozpoznała.
Zeref
przygotował skromną zupę warzywną dla dziecka, kiedy już się obudzi. Lucy wolał
nie częstować ludzkim jedzeniem, póki nie zrozumie stanu, w jakim się znalazła.
Zabrał
ze sobą narzędzia — czarne pióro kreślone cieniem, wykonane z ciernia i krwi
stu ofiar. Przykucnął przed Lucy i wyciągnął w jej kierunku rękę.
— Podaj
swoją — poprosił cicho.
Wątpliwie
przyjrzała się jego dłoni. Na szczęście podała mu swoją — bladą, drżącą, co
tego pokrytą bruzdami i resztkami niezagojonych poparzeń. Na początku sprawdził
tętno kobiety. Słabe, ale miarowe. Biło jej serce. Pierś poruszała w równych,
spokojnych odstępach sugerujących, że jest świadoma oddychania.
— Od
teraz będzie już tylko lepiej — zapewnił Lucy.
Kajdany
założone na jej ręcach zabrzęczały. Ciągnęły się od nich łańcuchy, długie tak
samo jak wtedy, gdy przytwierdzili ją do słupów. Wżarły się w jej skórę.
Nieodpowiednio zdjęte mogły doprowadzić do kolejnych blizn albo ran. Jej
organizm i tak walczył o uzdrowienie, nie potrzebował kolejnych obrażeń, a
odrobiny spokoju.
Zeref
zostawił na kobiecie łańcuchy.
Zajął
się stanem jej duszy i umysłu. Nakreślił piórem znak pokoju i pojednania.
Zaklęcie zazwyczaj sprawiało ból, otępiało zmysły. Tym razem nic się nie
wydarzyło. Lucy jak spokojnie siedziała, tak robiła to dalej. Zeref nie
potwierdził, by była niewrażliwa na rany. Założył wstępnie, że organizm
przyzwyczaił się do stanu, w którym odczuwa ból. Od ponad dwóch lat nieustannie
cierpiała. Gdyby nie wprowadzony stan śpiączki, umarłaby przez wycieńczenie i
niemożność zniesienia bólu.
—
Obiecałem, że się tobą zaopiekuję — zaczął. Postarał się, by ton jego głosu
brzmiał opiekuńczo, ciepło i bez wyrzutów. — Natsu na ciebie czeka. Pewnie
tęskni strasznie i obwinia się za twoją śmierć. Musisz zacząć mówić. On… To
moja wina. Wszystko się wydarzyło przez moją głupotę i bezmyślność. Próbowałem
walczyć z bogami i przeznaczeniem, nie biorąc pod uwagę kosztów, jakie poniosę.
Lucy
przechyliła głowę na bok.
Zaklęcie
zaczęło działać. Wskazało, że dusza i ciało stały się jednością po ponownym
przebudzeniu Lucy.
Zeref
odetchnął z ulgą.
Usiadł
naprzeciwko i wytarł dłoń Lucy z resztek atramentu.
—
Jeszcze trochę Lucy i wrócisz — zapewnił.
Dziewczyna
położyła dwa palce na jego policzku. Uśmiechnęła się ciepło, choć jej sucha,
wymęczona twarz pękła od nagłego rozciągnięcia. Skóra nie była gotowa na
uśmiech.
Zeref
pobiegł szybko po maść i nasmarował pęknięcie, by jak najszybciej się zagoiło.
—
Uważaj — ostrzegł ją jeszcze raz.
Nie
zdołał zatrzymać łez radości. Obudziła się i czuła, znała go, rozumiała proste
gesty… Lucy wróciła. Nawet jeśli ta powłoka jeszcze nie do końca się odrodziła,
małymi kroczkami dojdą do sukcesu. Przywrócą drogą im Lucy.
Dziewczynka
śpiąca w ramionach Lucy się poruszyła. Przymrużyła powoli małe oczy i wyprostowała
się, rozglądając niepewnie po pomieszczeniu. Nie rozpoznała twarzy. Były jej
obce, więc w pierwszej chwili skamieniała. Bała się poruszyć, jedynie jej lewa
noga nerwowo drgała. Prawą miała otartą od uciskających ją od paru dni kajdan.
Lucy
pocałowała czoło dziewczynki. Tym razem uważała i tylko odrobinę uniosła kąciki
ust, ale i tak wyglądała przyjaźnie, delikatnie, prawie jak porcelanowa lalka.
Nawet to pęknięcie dodało jej uroku.
— Kim…
— zawahała się. Złapała się za gardło i zaczęła kaszleć.
Zeref
podał jej kubek z odrobiną wody.
Piła za
szybko, prawie się zachłysnęła.
— Bierz
drobne łyczki — zachęcił ją.
Posłuchała
się i spowolniła, aż dopiła wodę do samego końca. Zeref nalał dziewczynce
wcześniej przygotowanej zupy. Tylko jedną łyżkę wazową, tak na początek.
Dziewczynka była wychudzona, widział wystające żebra, twarz miała smukłą,
policzki wklęsłe. Nie jadła od kilku dni, a głodzono ją jeszcze dłużej.
— Na
początek tyle powinno ci wystarczyć — podał dziecku miskę. — Gorąca. Jedz
powoli, inaczej zabiorę ci całość.
Lucy
wzięła od niego zupę, nałożyła na łyżkę odrobinę płynu i mały porcjami zaczęła
karmić dziecko, jakby faktycznie należało do niej.
— Nashi
— znowu wypowiedziała imię własnej córki.
Zeref
oddalił się. Wyszedł przed ich wspólny dom w kamieniu i usiadł na gołej,
wyjałowionej ziemi. Wokół trwała cisza. Zabił wszystkich mieszkańców, szczątki
zakopał we własnym cieniu, a zwierzyna uciekła. Instynkt pozwolił im przetrwać,
kiedy nadciągnęło zagrożenie.
Zeref
wydobył z cienia zapiski sporządzone przez kapłana, wiernego Zapomnianego Boga.
Prowadził świątynie wszystkich bogów od lat, stwarzając pozory osoby świętej,
oddanej i szczerej. Ludzie mu zaufali, nie wiedząc, że pod posadzkami świątyni
umierają ich dzieci.
Wszystkie
rytuały związane z wykorzystaniem krwi niewinnych zawsze sprowadzały się do
jednego — do nakarmienia zła, które zbierało siły. Zapomniany Bóg przygotowywał
się do czegoś większego. Znaki na niebie wskazywały jego ponowne narodziny,
kilka lat temu te znaki zgasły. Nie wierzył, że porzucił swój plan. Właśnie od
tamtego czasu wzrosła liczba katastrof na świecie, dzieci coraz częściej
zaczęły ginąć, a moc pozostałych bogów słabła.
Wyczuwał
nadchodzące zmiany od samego początku. Drogi przeznaczenia prowadziły w jednym
kierunku i niezależnie od podjętej walki, kończyły się w tym samym punkcie.
Pytanie: kiedy?
Ten
czas się zbliżał nieuchronnie.
Rozłożył
przed sobą zapiski kapłana. Streszczały one dwadzieścia lat aktywności kapłana
— począwszy od podróży po całym Fiore, w której głosił prawdę o nadejściu boga,
po ostatnie przygotowania i składanie ofiar. Zeref odnalazł mapę z zakreślonymi
punktami. Jedne złotymi, drugie srebrnymi znakami. Rozpoznał w jednym z miejsc
dawny dom Maurego. To tam musiał przedstawić rodzicom chłopca swoją prawdę o
nadejściu nowego boga.
Wymienił
w zapiskach swoje ofiary, nie przedstawiając ich z imienia, a według systemu
liczbowego. Dzieciom przyznawał punktu od zera do dziesięciu, przy tych
najwyżej punktowanych dodawał krótkie komentarze.
„Dziewiątka
zadowoliła boga”, „dziesiątka dała mi nowe siły”, „najlepiej działa ogień na
dziewiątkę”. Notatki ciągnęły się przez kilka stron. Na samym końcu się urwały.
Data ostatnich zapisów zawierała się w okresie krótko przed atakiem Acnologii.
— Nie
miał czasu na prowadzenie dziennika? — zainteresował się szczerze Zeref.
Nie…
Zmienił
system prowadzenia zapisów. Nie nazywał dzieci. Liczył krew, każdą kroplę
rysował oddzielną kreską, podkreślił, że potrzebował ich 99999. Zaczął coraz
więcej kreślić, gubił się w liczeniu, popełniał błędy, które zamazywał smołą.
Na
ostatniej stronie zapisał krwią słowa:
„Zapomniany
bóg narodzi się z krwi smoka i gwiazd. Trzeba zabić gwiazdę i smoka”.
Odczytał
tekst jeszcze raz w myślach i zamarł. Dopiero w tym momencie uzmysłowił sobie
prawdę.
Pomylił
się. Przez lata tworzył teorie, popełniał błędy, szukał odpowiedzi, po które
docierał do najdalszych zakątków świata. Zapomniany Bóg od początku zakładał
ponowne narodziny. Zeref przyjął, że to się stanie albo przez dosłowną
reinkarnację, albo za sprawą stąpienia na ziemię, ale nigdy nie podejrzewał, że
wybierze trzecią możliwość. Przejmie ciało istniejącego już bytu.
Zeref
wstał gwałtownie i wbiegł do domu, gdzie Lucy skończyła podawać zupę nowej
córce. Pomachała słabo w kierunku Zerefa.
—
„Zapomniany bóg narodzi się z krwi smoka i gwiazd” — powtórzył jej przeczytaną
przed chwilą przepowiednię. — Nashi… to w niej narodził się Zapomniany Bóg!
0 Comments:
Prześlij komentarz