Jiang Cheng schował bułki za brudną
tunikę i odszedł ze łzami w oczach. Na usta cisnęło mu się tak wiele słów,
które pragnął skierować do Wei Wuxiana. Zdołał przekazać tylko gniew,
rozgoryczenie, niezadowolenie, bo przecież to właśnie te uczucia towarzyszyły
mu przez całe ludzkie życie. To one były najgłośniejsze, przysłaniały mu całe
istnienie, doprowadzały do niesprawiedliwego osądu.
Pozwolił im na moment odejść. I wtedy
odezwała się głęboka tęsknota, duszona za ciężkim słowem:
"Przepraszam", którego nigdy nie odważył się powiedzieć na głos.
Oboje popełnili tak wiele błędów po drodze. Żadnym wytłumaczeniem były ciężkie
czasy, śmierć bliskich czy prowadzona przez wszystkie sekty polityka. Powinni
trzymać się razem, wspólnie podjąć decyzję, zastanowić się, co dalej, mieć odwagę,
aby coś zmienić...
— Przepraszam — wyszeptał Jiang Cheng.
— Bracie, siostro, mamo, tato... przepraszam.
Opadł, opierając się o ścianę jednego z
lokali i załkał głęboko.
Pragnął powrócić do tych pięknych,
spokojnych dni w Zaciszu Obłoków czy Przystani Lotosu, gdzie ich jedynym
zmartwieniem były wygłupy Wei Wuxiana, kiedy matka kazała im sto razy obiec
cały plac albo gdy siostra przyłapywała ich na podjadaniu lotosu. Te czasy
dawno odeszły i nigdy nie powrócą.
— Przepraszam? — odezwał się obok Jiang
Chenga niewinny głos dziecka.
Otarł łzy i obrócił się w kierunku
dziewczynki ubranej w czerwoną suknię ślubną. Twarz miała okrytą welonem.
Trzymała w małych rączkach zwój.
— Idź do jaskini. Po lewej jest
przejście. — Podała mu zwój.
— Że co? — zdziwił się.
— Po prawej jest dom naszego pana, po
lewej przejście. Można tam trafić albo do podziemia, albo uzyskać szansę na
nowe życie. Możesz przejść.
— Do podziemia?
Dziewczynka pokręciła energicznie
głową.
— Nie, do nowego życia.
Wcisnęła mu zwój i szybko uciekła, nim zdążył
zadać jej kolejne pytanie. Nie rozumiał, dlaczego zasłużył na drugą szansę? Wei
Wuxian, ten sprzed pięćdziesięciu lat, nigdy by mu nie przebaczył... Nigdy...
0 Comments:
Prześlij komentarz