[Drunken Dreams of the Past] Rozdział 4.2

    

Wrócili do świata umarłych. Trwała tam wieczna noc, skąpana w delikatnych światłach wydobywając się z Miasta Duchów, gdzie trwała nieskończona zabawa. Śmiechy nadchodziły z wnętrza Domu Hazardu, najpewniej rozpoczęła się intrygująca gra, ze stawką, której duchy i demony dotychczas nie widziały. Im coś cenniejszego przedstawiał grający, tym większe emocje towarzyszyły demonom, duchom i ludziom. A to oznaczało, że nawet jeśli Władca Miasta wrócił to zajęły go ciekawsze sprawy od nieobecności Wei Wuxiana.

I tak mnie oskalpuje, jak tylko się dowie — mruknął do siebie mężczyzna, idąc szybkim krokiem między drzewami. Nie tyle po to, żeby dotrzeć do swojego królestwa jak najszybciej, ale głównie dlatego, że tak go niosły nogi. Potrzebował ruchu. Najlepiej biegu. Dużo biegu, żeby wyładować gdzieś buzujące w nim emocje.

Postaram się pomóc — powiedział niewinny Lan Wangji.

Pomóc? — zdziwił się. — Jakie "pomóc"? To przez ciebie to wszystko się wydarzyło. Ktoś by pomyślał "wielki kultywator, mistrz, spokojny człowiek", a tu ryzykuje wszystko dla jakiejś kukiełki!

Ja... Musiałem — usprawiedliwił się.

Musiałem? MUSIAŁEM!? To tylko kukiełka. Do tego nie posiadasz żadnych wspomnień, Co chciałeś tym aktem udowodnić? He?

Nie wiem... — Dalej stał dumnie, wyprostowany i nie odrywał wzroku od Wei Wuxiana.

"Nie wiem", "musiałem"... — Złapał się od głowę. Wydawało mu się, że ta aż pęka od napływających do niego myśli. Od samego początku wiedział, że ten młodzieniec sprowadzi na niego same kłopoty, ale po prostu nie potrafił się go pozbyć. — Lepiej wracajmy. Póki Hua Cheng nie nie zauważył mojej nieobecności — dodał ciszej.

Czekała go kara, bardziej dotkliwa od tej, którą obecnie odbywał. Niektóre prawa powinny pozostać niezmienne i niektórzy nie powinni mieszać się w sprawy śmiertelników. Nie tylko zakłócił jeden z festiwali, również wdał się w walkę z mistrzynią jednej sekt i do tego pozwolił zabrać Lan Wangji tę przeklętą kukiełkę.

Marzył o łóżku, dobrym alkoholu i pysznym, ostrym jedzeniu. Gdyby nie okoliczności, wybrałby się do domu rozkoszy w Mieście Duchów i zaprosił do zabawy kilka panien. Tak na ukojenie ducha, dla spokoju.

Przepraszam — wyszeptał w połowie drogi Lan Wangji, wydawał się przygnębiony, choć Wei Wuxian dalej z trudem odczytywał obojętny wyraz jego twarzy.

Trudno, stało się — odpowiedział. — Jakoś sobie poradzę. Już nie raz rozwścieczyłem Hua Chenga, więc może i tym razem obejdzie się bez większej kary. To dobry przyjaciel, w sumie jedyny, jakiego tu mam, ale jest też Władcą Miasta, Panem Demonów. Musi podtrzymywać swoją reputację i narzucać pewnie zasady w świecie bez zasad. Ironiczne, prawda? — Zaśmiał się. — Wydaje się, że w Mieście Duchów panuje absolutna rozpusta, nieład, chaos, demony świętują wieczną noc, a krwawe chodniki prowadzą do pałaców i domów rozpusty. A jednak i tu potrzebne są zasady, reguły.

W chaosie nic długo nie przetrwa — zauważył Lan Wangji, i to słusznie.

No właśnie. Więc byłbym bardzo wdzięczny, gdybyś następnym razem pomyślał i powstrzymał się od chaosu — skarcił mężczyznę.

Wszystko wskazywało na to, że go skarcił, użył ostrzejszego tonu, nie chował złości, a mimo to młodzieniec uśmiechnął się, jakby Wei Wuxian powiedział mu coś miłego. Nieodgadnione są myśli wielkich ludzi, ale nawet oni umieli rozróżnić, co jest pochwałą, a co uwagą.

Dlaczego się... Uśmiechnąłeś? — zapytał, ciekawość wygrała nad dumą.

"Następnym razem" — Lan Wangji powtórzył tylko jedno sformułowanie. — Dziękuję, że sędzia rozważa mój udział w przyszłych wyprawach mistrza. — Skłonił się w podzięce.

Wei Wuxian opuścił bezwładnie ręce. Nie miał sił do tego dziecka, a najgorsze, że to nie była kpina. On naprawdę cieszył się i dziękował za nieświadome sformułowanie, które dla samego Wei Wuxiana nic nie znaczyło.

Odwrócił się i przyspieszył kroku. Gardło go aż swędziało, potrzebował dobrej gorzałki na opłukanie przełyku, bo zaczął paplać jakieś głupoty. Od zawsze powtarzał, że tylko pijany prawdę ci powie. Na trzeźwo za dużo się myślało. Nie pił już od dłuższego czasu, do tego ostatnim razem wrócił trzeźwy, co się nie liczyło, więc nic dziwnego, że gadał bez sensu.

Idziemy pić! — ogłosił, niekoniecznie tylko Lan Zhanowi, bo liczył, że i panny młode usłyszą jego głos.

Lan Wangji nie skomentował tego. Ruszył posłusznie za Wei Wuxian, nadal tuląc do siebie kukiełkę, którą zabrał ze świata żywych. Wei Wuxian założył, że nie powinna wyrządzić żadnych szkód. Był to niewinny przedmiot, o wiele mniej istotny od tych, które często przemycali do domu hazardu śmiertelnicy, umarli, demony i bogowie. Jedna lalka nie robiła różnicy, szczególnie że jej los miał się zakończyć w płomieniach.

Mistrzu, Mistrzu — usłyszał wołanie dobierające z pieczary.

Ze środka wybiegła najmłodsza z panien młodych, była dzieckiem, kiedy porwano ją, by wydać za starego właściciela pół. Dzieliło ich sześćdziesiąt lat. Ona dopiero skończyła jedenaście, rozkwitła wcześniej od swoich rówieśniczek, więc wydali ją za mężczyznę w wieku siedemdziesięciu jeden lat. Wszystko po to, żeby zapewnić spadek w postaci ziemi. Niestety w dniu ślubu, oboje umarli, wypijając zatrute wino. Po śmierci dziewczynka miała siną twarz, wymalowaną fioletowymi liniami, które przebiegały przez całe jej ciało, bardzo drobne i delikatne ciało. Sięgała Wei Wuxianowi tylko do pasa.

Na jej widok, przyspieszył. Dobiegł do dziewczynki, złapał ją i wziął na ręce, witając największym uśmiechem, jakim tylko potrafił ją obdarować. Dziewczynka pisnęła z radości. Wtuliła się w Wei Wuxiana i wykrzyczała mu na ucho:

Mistrzu, wróciłeś, nie zostawiłeś nas!

Zostawić? — zdziwił się. — Niby gdzie indziej będę mógł przebywać w towarzystwie tak cudownych, pięknych pań?

Z jaskini dobiegł do niego chichot. Pozostałe podsłuchiwały, wysłały najmłodszą, by sprawdziła, jak wygląda sytuacja.

Nie jestem piękna — wymamrotała smutno dziewczynka. Włożyła rękę pod czerwony welon i otarła łzy. — Zawsze będę brzydka.

Pamiętał, że w ich domu było pięć dziewcząt i tylko jeden syn. Wszystkie piękne zostały wydane za mąż za bogatych, dostojnych mężczyzn, którzy zapewnili im w życiu szczęście, bezpieczeństwo i potomstwo. Tylko ta jedna, mała dziewczynka, uznana za najbrzydszą z całej okolicy, oskarżona o bycie córką jakiegoś żebraka, musiała oddać swój los w ręce starca.

Czyli... oskarżasz mnie o kłamstwo? — zapytał podchwytliwie Wei Wuxian.

Dziewczynka zmieszała się. nerwowo pokręciła głową, zaprzeczając.

Jednak Wei Wuxian nie dał jej spokoju i kontynuował:

No tak, ja to tylko kłamca. Taki mój los. Nikt mi już nie wierzy i dlatego skończyłem tutaj. Ach, idźcie, zostawcie mnie, dam sobie radę.

Nie! — Zacisnęła usta w wąską linijkę i jeszcze mocniej się rozpłakała. — Nie zostawiaj nas!

A uwierzysz mi?

Tak, tak!

Uciekła z objęć Wei Wuxiana i pobiegła do pozostałych panien młodych, szukając w nich pocieszenia. Rozpłakała się przy nich jeszcze bardziej, przez co wszyscy musieli wrócić do środka.

Tron został dla niego przygotowany, rozścielono świeże tkaniny, dopiero uprane i wysuszone, dołożono do tkaniny złote ornamenty, które z dołu dodawały kopcu z ciał uroku i pięknej grozy. Niestety zachwyt trwał krótko. Niespokojne rozmowy dobiegały z pola. W jednym miejscu spotkało się kilkadziesiąt osób — zaległości Wei Wuxiana spowodowanych jednym wyjściem do świata śmiertelników.

Nie miał na sił, nie zwracał zbytnio uwagi, kto tym razem pojawił się u jego bram. Postawił sobie prosty, niewymagający niepotrzebnych nakładów pracy cel: wyprawić dusze jak najszybciej, a później wypić coś aż do nieprzytomności.

Dobrze, wszyscy mają się udać na swoje miejsca — wydał rozkaz, na który kobiety przytaknęły.

Poprawił swoją szatę. Nie zamierzał marnować czasu, zmieniając strój. Mógłby zasiąść na tronie nagi, a i tak nikt nie miałby prawa podważyć jego słowa czy rzucić wyzwanie na pojedynek.

Panie, co mam uczynić? — odezwał się niespodziewanie Lan Wangji.

Wei Wuxian zamarł. Zapomniał o nim i o trzymanej przez niego kukiełce. Nie pamiętał, kiedy razem z nim wszedł do groty. Od początku widział w młodzieńcu zdolnego kultywatora, a mimo to pomylił się. Jego zdolności wykraczały poza umiejętności mistrzów, których dotychczas napotkał czy o których czasem słyszał. Możliwe, że były bliskie temu, co reprezentował Wei Wuxian jeszcze za życia.

Udaj się do moich komnat i tam czekaj, musimy porozmawiać — wyjaśnił.

Panna młoda pociągnęła go nieśmiało za rękaw i podała zwój z życiorysem Lan Wangji. Nadal był pusty. Odwiedzili świat żywych, który dopiero co mężczyzna opuścił. Nawet jeśli niebiosa zdecydowały zataić jego historię, powinien sobie cokolwiek przypomnieć. Akt z kukiełką świadczył, że chował w sobie głęboko wspomnienia, jednak były one bliskie snu na jawie, nie czemuś, co kiedyś należało do jego życia.

Lan Wangji poruszył się, zniknął i elokwentnym, praktycznie bezdźwięcznym ruchem znalazł się między Wei Wuxianem a panną młodą. Wyrwał swój zwój i uciekł kawałek dalej, gdzie na własne oczy zobaczył, co skrywał zwinięty papier.

Znowu nie słuchasz moich rozkazów — zwrócił mu po raz kolejny uwagę Wei Wuxian.

Panie, ukaż mnie, jeśli na to zasługuję — poprosił, a potem schował zwój do swojej szaty. — To moje wspomnienia, które pragnę zgłębić.

Za dużo sobie pozwalasz — prychnął.

W takim razie ukaż mnie panie w sposób, jaki będzie dla ciebie najbardziej odpowiedni. Przyjmę karę z godnością.

Panna młoda podskoczyła z podniecenia. Zwróciła się w kierunku Wei Wuxiana, wyglądała jak młody psiaczek, widzący, jak pan trzyma jego ulubioną zabawkę w swojej dłoni.

Mogę go panie wziąć do siebie? — poprosiła słodko, kusząco, ukrywając nienaturalne rumieńce za krwawym welonem.

Nie — odpowiedział. — Zabierzcie go do mojej komnaty.

Wszystkie panny młode westchnęły z zawodu. Opuściły ze smutku głowy i zaczęły sunąć się po podłodze do przejścia z prawej strony tronu. Lan Wangji podążył posłusznie za nimi.

No dobra, możecie mu zrobić herbaty.

Zatrzymały się. Odwróciły. I jednocześnie pisnęły:

Tak!

Wei Wuxian nie mógł się nadziwić ich naiwności. Umarły, bo zdradził je bądź oszukał jakiś mężczyzna. Ich ciała wyżarły zwierzęta, zostały zapomniane, porzucone, a mimo to dalej znajdowały odrobinę radości w czymś tak prostym, jak zaparzenie herbaty przystojnemu kultywatorowi. Zasłużyły na odrobinę szczęścia. Jeśli te drobne rzeczy, prosty uśmiech czy herbata sprawią, że zdobędą się na reinkarnację, to poczuje się spełniony w życiu. Kochał je wszystkie.

Oddalił się w kierunku tronu, przy którym spoczywała sterta zwojów. Wyjął jeden z pierwszych jako reprezentatywny i rozwinął. Zawierał on szczegółowy opis życia i śmierci urzędnika, który handlował nielegalnymi truciznami w całym kraju. Nie wyrządził wielu krzywd, zwęszył biznes i w niego zainwestował. Substancje i tak sprzedawał najbogatszym. Odłożył zwój i spróbował jeszcze z kolejnym. Znowu papier był wypełniony po brzegi.

Sprawdziło się to, co podejrzewał. Tylko życiorys Lan Wangji został ukryty, nigdy wcześniej się to nie zdarzyło i nie miało. Ktoś specjalnie zamanipulował dokumentacją podziemia. Nie on, nie panny młode, ktoś, kto miał dostęp do wrażliwych danych. Znane mu osoby wyliczył na palcach jednej ręki. Wymienił między innymi Hua Chenga oraz dwóch bogów podziemia.

Krok po kroku, ale dojdzie do odpowiedzi. W zaświatach nic nie dzieje się przypadkiem...

Przyprowadźcie ich! — wydał rozkaz Pustym, by przyprowadzili dusze do sądu.


0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!