[Drunken Dreams of the Past] Rozdział 3.5

  

Tłumy zdążyły się zebrać na ulicach. Rodzice wzięli dzieci na barana, aby mogły lepiej widzieć przedstawienie będące centrum i początkiem samego festiwalu. Nie mieli za dobrego widoku z miejsca, w którym stanęli, z tyłu, między dwoma budynkami mieszkalnymi. Jednak dzięki takiemu umiejscowieniu mieli więcej przestrzeni dla siebie i mogli odejść wtedy, kiedy zechcą.

— Mamo, to już, to już? — pytało niecierpliwie jedno z dzieci.

— Prawie. Musisz być cierpliwy, to ważne dla nas wydarzenie. Opowiada historię naszego bohatera i mistrza — wytłumaczyła na spokojnie. Łezka aż zakręciła się w jej oku. Przetarła ją aksamitną chusteczką i zamknęła oczy, skupiając się na dziękowaniu bogom.

Nastała cisza.

Na platformę wskoczył mężczyzna, ubrany w sukno o mocnej, fioletowej barwie, włosach zebranych do tyłu w gruby kuc. Jego stopy nie opadły na samą scenę. Uniósł się nad podest, na lśniącym w słońcu mieczu. Z dołu wyglądał jak jeden z bogów wstępujących do królestwa nieśmiertelnych. Tłum oniemiał. Wei Wuxian prychnął. Żałosne przedstawienie mające na celu zjednać ludzi, a wystarczy wykorzystać prostą sztuczkę kultywacyjną.

— Mamo, to uczeń sekty Yunmeng Jiang — wyszeptał stojący przed mężczyznami chłopiec.

— Cicho — skarcił go ojciec. — Zaczyna się!

Lan Wangji przybliżył się do Wei Wuxiana i wziął go za rękę. Nie odsunął się, zaciekawiła go wystarczająco ta reakcja, wiec zamierzał zobaczyć, dokąd zmierzy.

Wspomniany uczeń sekty Lan wzniósł ręce ku niebiosom, a potem donośnym tonem rzekł:

— Demoniczny Patriarcha, Wei Wuxian, nie narodził się ponownie!!!

Wiwaty huknęły, okrzyki radości zdawały się nie mieć końca. Cisza została zaatakowana przez nagły wybuch radości, ludzie zaczęły tańczyć, a co niektórzy usiedli przy ławach izb i polali sobie do kielichów, aby wzbić za tę rocznicę toast.

Dłoń Lan Zhana zacisnęła się jeszcze mocniej, Wei Wuxian czuł wydobywający się z młodzieńca gniew, który zdusił za obojętnym wyrazem twarzy.

Padło ogłoszenie, że przedstawienie czas zacząć.

Ekscytacja wzrosła wśród tłumu. Ludzie zaczęli niecierpliwie wyczekiwać kolejnego aktu całego festiwal. Na scenę weszły dwie lalki, były trzymane na sznurkach przez unoszących się na mieczach kultywatorach z sekty Junmeng Jiang. Jedna ubrana w szkarłatną czerwień, druga w mocne fiolety.

— Mój bracie, czy naprawdę musimy walczyć, ja się boję — z lalki imitującej Wei Wuxiana wydobył się skrzeczący głos. Lalka zatrzęsła się jakby ze strachu i skuliła przed drugą.

— Bracie? — zagrzmiał tym razem władczy, poważny ton. — Jak śmiesz nazywać mnie moim bratem po tym, jak zabiłeś naszą siostrę i sprowadziłeś nieszczęście na Miasto bez Nocy!

Jiang Cheng… Lalka wyglądała tak samo jak ta, którą lalkarz trzymał w swoim oknie. Już rozumiał, dlaczego wydawała mu się taka znajoma.

— Przestań, bracie. Przecież wiesz, że byłam tylko słabą, biedną sierotą bez większych talentów. Musiałem zdobyć moc, dzięki której stałbym się tobie równy.

— Równy?! — wrzasnął Jiang Cheng. — Sprzedałeś się demonicznym siłom tylko dla samej potęgi, by być nam równy? Giń, potworze, ja już nie mam brata!

Lalka wyjęła zza pasa coś, co przypominało bicz. Zamachnęła się słabo i uderzyła końcem w lalkę Wei Wuxiana. Wei Wuxian odskoczył, piszcząc, jakby naprawdę wyrządził mu krzywdę. Zaczęła się walka między jego figurką, a Jiang Chenga. Biegali po scenie, rzucali się na siebie, Wei Wuxian lalkowy stworzył coś na pozór splątanych nici i rzucił je w Jiang Chenga, imitując demoniczną energię. Jednak mistrz sekty Yunmeng Jiang odparł każdy atak i zepchnął Wei Wuxiana pod samą przepaść.

— Zrzuć go!

— Brawo, to nasz mistrz!

— Pokonaj potwora! — rozległy się krzyki wśród tłumy.

Gdyby to miejsce należało do jego królestwa, nie zawahałby się zadać im cierpienia, ale prawa zmarłych nie sięgały praw żywych, te podążały własnymi ściekami. Powtarzał sobie, że to tylko przedstawienie. Rzeczywistość wyglądała inaczej. Uproszczono wydarzenia ku uciesze tłumu, ku chwale Jiang Chenga.

— Zabij go! — usłyszał ostatni wrzask nienawiści.

Figurki zatrzymały się, budując napięcie. Nie powinien patrzeć. Moment śmierci został wydarty z niego, wraz ze wszystkimi wspomnieniami za życia, a mimo to ból ściskał go od środka. Te sceny, te wydarzenia należały do niego, nikt nie miał prawa ich przywłaszczyć i zrobić pośmiewiska.

— To koniec — ogłosił Jiang Cheng.

Pod platformą rozpalono ogień. Płomienie zaczęły sięgać ćwierci wzniesienia, na którym znajdowała się lalka Wei Wuxiana. Dym sięgał szczytu, objawił się za plecami lalki. Stała tam biednie, w samotności, w rozgoryczeniu i poczuciu winy, otoczona wrogami i nienawiścią. Wszystko, co bliskie, zostało utracone. Nikt, kto kochał czy szanował, nie został w tym tłumie. Lalka stała się elementem przedstawienia dążącego do całkowitej anihilacji.

Miecz Jiang Cheng przeszył pierś Wei Wuxiana. Lalka zakołysała się i opadła do tyłu, w kierunku ognia. To dlatego lalkarz szykował nową lalkę każdego roku… Nikt jej nie zamierzał uratować przed okrutnym losem.

— Nie — wysyczał Lan Wangji.

Puścił Wei Wuxiana i zniknął. Jego sylwetka nagle pojawiła się nad tłumem. Skoczył. Będąc nad ogniem, złapał lalkę Wei Wuxiana w swoje objęcia, utulił i uniknął ognia, zeskakując na wolne miejsce obok platformy.

Nastała przedłużająca się, dziwna cisza…


0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!