[Drunken Dreams of the Past] Rozdział 3.4

  

Na usta Wei Wuxiana aż się cisnęło: „Co twoje?”. Nie odważył się zapytać. Reakcja młodzieńca wzbudziła w nim mieszane uczucia. Z jednej strony dziękował mu za pozbycie się niewygodnej kobiety, z drugiej, niepokoił go powód, dla którego Lan Wangji tak postąpił. Gdyby nie ich drobne śledztwo, machnąłby ręką i odszedł, ale obecnie miał jeszcze kilka pytań do kobiety, których nie zamierzał przeoczyć.

— Wystarczy, nie strasz jej, to tylko kobieta — poprosił młodzieńca.

Lan Wangji zerknął na szybko na kobietę i mruknął:

— Z daleka.

Zaśmiał się.

— Dobrze, dobrze, niech będzie z daleka. I… — Zniknął, a chwilę potem pojawił się przez twarzą Lan Wangji. Nie wzruszył się, nie wystraszył, jedynie odrobinę poruszył wargami. — Nie wiedziałem, że jesteś takim zazdrośnikiem — wyszeptał młodzieńcowi do ucha. — Czyżbyś zakochał się w demonie, który jest gotowy zesłać cię na wieczne cierpienie?

— Nie — burknął szybko i oddalił się od Wei Wuxiana o dwa kroki.

— Słodkie — skomentował, a następnie zwrócił się do kobiety: — Mów.

Zacisnęła gniewnie pięść na materiałach. Zakryła się, przecież jej ciało nie jest darmowe, a potem odparła niepewnie:

— Co z tego będę miała?

Śmiertelnicy i ich pragnienie pieniądza. Nie mógł jej mieć tego za złe, przecież sam gromadził, sypiał między najpiękniejszymi atłasami, a głód i pragnienie nie były mu znane po śmierci. Więc dlaczego tej kobiecie miał odmawiać czegoś, co on sam posiadał.

— Wszystko należy do ciebie. — Machnął ręką, wskazując na cały dom. — Stary Gu Gu nie żyje.

— Nie… żyje? — upewniła się.

— Nie żyje.

— I to jest…

—… twoje — dokończył za nią zdanie.

— Pytajcie, o co chcecie, potem przyjdzie czas na żałobę.

Ta „żałoba” zerknęła w kierunku szafki pod stołem. Wei Wuxian był gotowy założyć się o cały swój majątek, że właśnie tam skrywał się jakiś dobry alkohol. Zaakceptował w milczeniu decyzję kobiety.

— A więc… — zaczęła niepewnie. — O czym chcielibyście wiedzieć, szanowni mistrzowie?

— Ostatnie dni, czy coś się wydarzyło? — zapytał Wei Wuxian, a potem doprecyzował: — Nie pytam o karawanę ani o nagłe zlecenie, raczej o coś, co wydarzyło się wcześniej.

Zastanowiła się przez moment. Z początku sama pomyślała o niespodziewanym zleceniu, jakie stary Gu Gu otrzymał od podróżujących handlarzy. Nie o tym Wei Wuxian myślał. Coś wydarzyło się wcześniej.

— A może herbata? — zaproponowała.

— Herbata — powtórzył po niej powoli. — Opowiedz o tym.

— Przyszedł do nas stary mistrz, bardzo przystojny, miał ponad siedemdziesiąt lat, ale wyglądał bardzo dobrze. Ach, zaproponowałam mu… spotkanie, ale odmówił. — Westchnęła zawodząco. — Wszyscy mi ostatnio odmawiają. Przyszedł do Gu Gu z propozycją lalki. Nie słuchałam za bardzo. Stary Gu Gu zresztą pilnował swoich interesów. Kazał mi nie mieszać się w jego sprawy.

— I tak słuchałaś — wtrącił Lan Wangji. — Słuchałaś.

Kobieta zacisnęła usta w wąską linijkę.

— Powiedzmy, mój panie, że kobiety takie jak ja mają dobry słuch. Mówili o zbliżającym się festiwalu, może też o tym, gdzie znajduje się najlepsza świątynia Króla Duchów, wspomnieli o Demonicznym Patriarsze i herbacie. Zaparzyłam herbatę. Była dobra.

— Piłaś ją? — zaciekawił się Wei Wuxian. Jeśli ją piła, łatwo mogli wykluczyć, że to ona była źródłem pojawienia się istoty w ciele mężczyzny.

Ku zawodzie mężczyzny, pokręciła głową.

— Nie wolno mi — powiedziała smutnym tonem. — Wielu rzeczy mi nie wolno. Zapatrzyłam ją. Reszta została na półce, w drewnianym pudełku.

Wei Wuxian ominął Lan Wangji, który jako pierwszy sięgnął w kierunku pudełka. Zapach unoszący się ze środka był intensywny, pobudzający zmysły, a nie zdążył jeszcze zajrzeć do środka. Zniwelowała nawet smród wydobywający się ze sterty brudnych ubrań. Niezwykłe…

Wei Wuxian otworzył pudełko, wyjął ze środka owinięte w cienki materiał liście herbaty. Wysypał je na stół.

— Zamknij oczy! — rozkazał kobiecie.

Nie wykonała jego polecenia. W jego oczach zapalił się demoniczny, krwawy żar, który posłał w kierunku kobiety. Wstrzymała oddech, odwróciła się i wbiła głowę w tkaniny. Nie odważyła się dłużej patrzeć. Wykorzystał tę chwile i przywołał demoniczne siły. Energia skumulowała się wokół herbaty szybko, precyzyjnie, coś znajdowało się między wysuszonymi liśćmi. Słyszał coś, co przypominało pojękiwania. Nie powinien ufać zmysłom, często wysyłały fałszywe sygnały, tym razem jednak dźwięki wydawały się realne. Zaczął szukać ich źródła, rozłożył każdy liść, oddalił od siebie, tak że rozniosły się po całym pokoju.

Lan Wangji nie odsunął się, kiedy liście zaczęły przemykać obok jego twarzy. Nie patrzył na nie, patrzył na Wei Wuxiana, w dziwnym, nawet jak na niego, skupieniu.

Wei Wuxian wrócił do herbaty. Znalazł coś, drobne, wielkości pyłku kurzu istoty tłoczące się wewnątrz liści herbaty. Przywołał je do siebie. Jęknęły. To nie były te same robale, które żerowały na zwłokach w jego królestwie. Nie narodziły się w naturalnych warunkach, a zostały przez kogoś stworzone. Na bardzo małych ciałach miały nałożone symbole, wyryte czystą energią, lecz nie przypominała ona demonicznej. Jej źródło leżało w innej sekcie.

— Pasożyty — skomentował. Zabrał jeden z pasożytów do testów i schował w kopule energii, aby w drodze powrotnej nie wydostał się w świecie zmarłych.

Oddalił się. Rozproszył demoniczną energię, niszcząc pozostałą zawartość herbaty, a tym samym wplecione w nie pasożyty. Zamierzał wyjść, kiedy kątem oka dostrzegł stojący w kącie wazon, a nim powiędnięty, czerwony kwiat, przypominał jeden z tych, które hodował w swoich ogrodach Hua Cheng.

— Skąd ten kwiat? — zapytał się kobiety.

Wysunęła głowę spod materiałów.

— Przyniósł go ze sobą ten starszy mistrz, wraz z herbatą. Zresztą… — zaczęła i nagle urwała.

Wei Wuxiana zaciekawiła jej niedokończona myśl. Właśnie w takich tkwiły najważniejsze odpowiedzi.

— Mów — rozkazał.

— Mówią, że przez ostatni rok umarło wielu kultywatorów, wszyscy ten sam sposób. Nagle, jakby zostali zarażeni jakąś demoniczną siłą, zaczęli atakować swoich towarzyszy w czasie nocnych łowów. Opiekowałam się raz sędzią, który uczestniczył w tej sprawie. Najpierw podejrzewali, że to klątwa Demonicznego Patriarchy, potem okazało się, że w domu każdego z mężczyzn znaleziono czerwony kwiat. Zaczęli chodzić plotki, że stoi za tym Król Duchów.

Uderzył w ścianę. Jego dłoń przebiła się na drugą stronę. Kobieta nie śmiała powiedzieć ani słowa więcej. Usunęła się w najdalszy kąt łóżka i przeczekała chwilę złości Wei Wuxiana. Nie miał prawa się na nią gniewać. Powiedziała mu tylko prawdę, zgodnie z jego prośbą, nic więcej, a mimo to poddał się chwili słabości…

Wyciągnął dłoń ze ściany, a potem wyszedł na zewnątrz, na świeże powietrze, do wiatru, do roślinności, do życia, które nie istniało w świecie zmarłych. Brakowało mu przez pięćdziesiąt lat oddechu życia, a kiedy już go zaznał, nie chciał tam wracać — do skapanej w krwi, nienawiści i smutku samotni, w której miał spędzić kolejne wieki, aż odpokutuje za swoje grzechy.

— Wei Ying — z zamyślenia obudził go Lan Wangji.

Znowu jego ciało zadrżało.

— Miałeś mnie tak nie nazywać — przypomniał młodzieńcowi.

— Na nic innego, panie, nie reagowałeś.

Nie reagował? Faktycznie pochłonęły go myśli, ale nie sądził, że a tak bardzo.

— Już dobrze — odparł. — Nic się nie stało. Po prostu… tak wyszło. Lepiej wracajmy do świata zmarłych, tam jest nasze miejsce.

— A festiwal? — przypomniał.

Wei Wuxian zerknął w kierunku rozpoczynającej się parady. Rozłożyli w międzyczasie scenę, z miastem u samego spodu platformy, z kamiennym klifem sięgającym najwyższego budynku miasta, i kukiełkową postacią ubraną w fiolety, która zajmowała centrum całego przedstawienia.

— Chyba… — zaczął ostrożnie zdanie. — Chyba nic się nie stanie, jak zobaczymy przedstawienie?

Lan Wangji zgodził się kiwnięciem i ruszył, jako pierwszy w kierunku miasta, zostawiając za sobą jeszcze zdezorientowanego przyjaciela. Myśli Wei Wuxiana krążyły wokół wielu spraw, jedne zaprzątały jego głowę bardziej niż drugie, ale za każdym razem, kiedy już skupił się na czymś, pojawiał się Lan Zhan i tajemnica, jaką skrywał za swoją osobą.

Dlaczego on tak bardzo chciał obejrzeć ten festiwal?

Podążył za młodzieńcem, nie zamierzał zgubić w świecie żywych martwego, którego miał odesłać albo do podziemia, albo do nowego życia. Na szczęście, niezależnie od okoliczności, Lan Wangji nie zamierzał uciec. Potulnie zaczekał przy jednym z pierwszych budynków na Wei Wuxiana i oboje udali się na festiwal.


0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!