[Drunken Dreams of the Past] Rozdział 3.2

  

Rodzice odetchnęli z ulgą.

Zaprosili dwóch mężczyzn do środka, do skromnie urządzonej kuchni z miejscem na palenisko. Na stole przygotowano posiłek, nikt się nie spodziewał gości, więc placów było tylko pięć. Rodzice czekali na swoje ukochane dzieci, bali się, że wrócą głodne i każdego dnia czekało na nich coś do zjedzenia. Chłopiec pobiegł do misy i wyciągnął z niej dwa placki. Podał jeden Wei Wuxianowi, a drugi Lan Wangji, mówiąc:

— To mój i Lia, dziękujemy za ratunek!

Wei Wuxian przełamał swój placek na pół, tak samo uczynił i jego nowy przyjaciel. Oddali po połowie dzieciom.

— Przyszliśmy spróbować, a nie zjeść wam wszystko — dał do zrozumienia chłopcu. — Cieszę się, że dotrzymujesz słowa. Widzę, że czeka się niezwykła przyszłość. Podążaj za swoją mądrością, uczyń z niej swój atut, nie słuchaj głupszych od siebie i wywalcz swoje miejsce na świecie. Staniesz się w przyszłości wielki.

Jin ugryzł niepewnie placek, zawstydził się tak bardzo, że całe jego policzki zrobiły się czerwone. Uciekł w kierunku mamy i wtulił się w jej nogi, szukając u kobiety ratunku. Zaśmiała się ciepło.

— Dziękujemy za te słowa. Będziemy ciężko pracować, żeby te słowa się spełniły — zapewniła.

Wei Wuxian wyjął ze swojej kieszeni monetę, zwyczajną, jedną z tych, które czasami przynosili zmarli, aby w czasie sądu otrzymać odpowiedni wyrok. Gromadził je chętnie, błyszczały, ale skoro należały do żywych, w mieście duchów nie mógł z nich skorzystać. Zostawił jedną z takich monet na stole.

— Nie możemy tego przyjąć — powiedział szybko ojciec, głowa rodziny.

— Możecie i to zrobicie. To jest…

Rozległ się trzask.

Wszyscy zwrócili się w stronę wejścia do drugiego pomieszczenia, do sypialni i samotni starszego mężczyzny. Wyglądał, jakby miał niewiele więcej niż sześćdziesiąt lat, miał mocno podkrążone oczy od niewyspania, twarz suchą i zmęczoną, do tego ciało było wychudzone, jakby trawione chorobą. Jednak spojrzenie miał ciepłe, budzące zaufanie i szacunek. Wei Wuxian wiedział, że nie napotka tego człowieka w swoim królestwie, tacy jak on trafiali do wiecznego koła reinkarnacji, otrzymując szansę na kolejne, lepsze życie.

— Tato, opuściłeś pudełko — rzekła kobieta.

U stóp staruszka znajdowało się roztrzaskane puzderko, z którego wypadła stara, podniszczona opaska sekty Lan wraz z czerwonokrwistym grzebieniem, przypominającym własność kobiety, nie mężczyzny. Wei Wuxian przyklęknął przed tym człowiekiem i podniósł mu rzeczy. Podał prosto do rąk i wtedy dopiero zobaczył gromadzące się w oczach tego starca łzy. Znalazł w sobie ostatnie siły i podniósł słabą dłoń, aby dotknąć twarzy Wei Wuxiana.

— Ta…to? — wyszeptał niewyraźnie. — I tato — dodał, patrząc tym razem na Lan Wangji.

— Przepraszam, na bogów, przepraszam, mój tata ma problemy ze zdrowiem. Traci pamięć i…

— Nic się nie stało — przerwał jej Wei Wuxian. — Jak masz na imię?

— To ja… A—Yuan, Lan Shizhui… Przypominacie moich… ojców. Przepraszam. Nie chciałem.

— Cii. — Wei Wuxian uspokoił mężczyznę. Ujął jego dłoń i rzekł ciepło: — Nic się nie stało. Cieszę się, że wyglądam, jak jeden… z twoich ojców. Niestety nie należałem i nie należę do sekty Lan [od autorki: jeszcze xd].

— Nie, nie — zaprzeczył. — Nie był z sekty Lan. Ja do niej… też już nie należę. Ja…

— Przepraszam bardzo — przerwała kobieta. Podeszła do swojego ojca i przykryła go szalem. Pomogła mu usiąść na ławie w kuchni. — Mój ojciec należał do sekty Lan, sama byłam jej częścią. Niestety po odejściu mistrza wszystko się zmieniło. Zostaliśmy zaatakowani pewnej nocy. Mój ojciec walczył z całych sił, niestety wpłynęło to na jego umysł i ciało. Byłam wtedy w ciąży. Musieliśmy odejść, bo winą za śmierć wielu uczniów obarczono mojego ojca.

— To przeszłość — przypomniał jej ojciec. — Dom to nie miejsce, dom to ludzie — powiedział zdecydowanym głosem, jakby cytował czyjeś słowa, wygrzebując je z zakamarków słabej pamięci.

Córka wzruszyła się. Przysiadłą się do mężczyzny i wtuliła się w jego ramię, przypominając sobie dni, kiedy była małą córeczką tatusia i to on tulił ją z całych sił, nie na odwrót.

— Pamiętam mojego dziadka słabo, był mistrzem sekty i cudownym człowiekiem. Kochał mnie, wiem, że mnie kochał — powtórzyła, aby ukształtować właściwy obraz osoby, o której właśnie mówili. — Wiele się zmieniło, kiedy odszedł, ale… Nie mam mu tego za złe. Nawet jeśli nieszczęścia od chwili jego odejścia zaczęły się ciągnąć za tą rodziną, nadal uważam, że podjął słuszną decyzję.

— Dlaczego? — wtrącił się pierwszy raz od początku rozmowy Lan Wangji.

— Bo i tak poświęcił czterdzieści lat swojego życia dla nas. Cierpiał. Bardzo cierpiał. Czasami wspominał o ukochanej osobie, którą utracił w czasie wojny. Nie mógł sobie tego wybaczyć — wyjaśniła kobieta. — Coś… Coś w nim pękło po tych czterdziestu latach i odszedł. Przepraszam za te rodzinne opowieści i dziękuję. — Pogładziła ojca po głowie. — Tata bardzo się ucieszył na widok szanownych mistrzów. Dziękuję.

Wei Wuxian w milczeniu objął słabe ciało mężczyzny, jego zmęczoną życiem twarz, która na ich widok odzyskała odrobinę blasku. Nie stał się młodszy, nie odzyskał wigoru, ale w oczach pojawił się ciepły blask radości, który poruszył i martwym sercem Wei Wuxiana. To był przyjemny, skromny widok, napawał i jego radością. Kobieta nie musiała im dziękować, sam doświadczył czegoś nowego w trakcie tej podróży.

— Mamo, a może powiesz coś o tym całym przewodniku z naszego miasta? — odezwał się jeszcze raz chłopak. — Chyba pan chce czegoś się o nim dowiedzieć?

Wei Wuxian uniósł brwi ze zdumienia. Jaka niezrozumiała mądrość tkwiła w tym dziecku. Zapowiadał mu świetlaną przyszłość, to dziecko nie zginie w tłumie. Wyróżniał się już w tak młodym wieku, niezwykłe!

— O przewodniku? — zdziwiła się kobieta.

Nagle pięść starca uderzyła o blat. Stół zatrząsł się. Kobieta złapała ojca za rękę i przyciągnęła do siebie, sprawdzając, czy przypadkiem nie zrobił sobie krzywdy tym uderzeniem.

— To lalkarz. — Łza spłynęła po policzku Lan Shizhuia. — Niedługo festiwal. Tam, ta lalka… — Wziął głębszy wdech i załkał ciężko. Wziął od córki kawałek tkaniny i otarł powieki. Na policzkach ominął łzy.

— Mówicie o lalkarzu. Tworzy co roku kukiełki, wiem, że też robi za przewodnika za przejeżdżających tędy handlarzy. Tym razem najwyraźniej napotkał na złych ludzi.

— Jaki festiwal? — włączył się znowu Lan Wangji, ignorując wypowiedz kobiety i wracając do tego, co powiedział starzec.

— Nie, nie… — Pokręcił głową. — Nie zabijajcie go.

Wei Wuxian położył dłoń na piersi Lan Zhana i odsunął go od starca. Przynieśli mu wiele radości, ale od kiedy zaczęli obdarowywać go samym smutkiem, należało odejść. Lan Wangji trwał uparcie w miejscu, wyraz jego twarzy pozostał niezmieniony, a mimo to Wei Wuxian wyczuwał otaczające go napięcie. Zamierzał męczyć starca dalej. Wei Wuxian nie wyraził na to przyzwolenia.

— Wystarczy — groźny rozkaz przemknął przez pomieszczenie.

Lan Wangji rozchylił usta, chciał coś dodać, ostatecznie usłuchał polecenia i odsunął się na bok. Pozostali zdusili zdanie na ten temat w sobie, najpewniej wystraszyli się agresywnej reakcji Wei Wuxiana. Może to lepiej, nie zasługiwał na nic więcej od pogardy i strachu.

— Dziękujemy. — Pozdrowił domowników. — Proszę pilnować na przyszłość dzieci i dać temu chłopcu szansę. To mądry młodzieniec, bardzo mądry młodzieniec.

Ojciec trącił chłopca w ramię. Dzieciak zawstydził się znowu, próbował ukryć się za mamą, ale ojciec zastawił mu drogę. Pokręcił głową. Na ustach prawie się cisnęło: „dorosły mężczyzna nie ucieka”. Chłopiec poddał się. Lan Jin pochylił się przed Wei Wuxianem i rzekł głośno:

— Dziękuję, nie zawiodę mistrza! — wykrzyczał i chwilę później i tak uciekł w ramiona matki.

Goście wyszli. Wei Wuxian dalej miał wrażenie, że zostawili za sobą jakąś niedokończoną sprawę. Lan Shizhui… Nie znał tego starca, pięćdziesiąt lat temu, kiedy Wei Wuxian poruszał się wśród żywych, musiał być dzieckiem — wplątanym w wir wojny, śmierci i zniszczenia, jakie niósł za sobą Demoniczny Patriarcha. Czy go znał? Czy zostawił to dziecko z niespełnioną obietnicą? Na żadne z pytań nie znalazł odpowiedzi.

Twarz Lan Wangji wydawała się równie zagubiona. I jego wspomnienia skryły się za mgłą, a jedyny kierunek wyznaczało martwe serce, wysyłające, co jakiś czas dezorientujące sygnały.

Oboje westchnęli w tym samym momencie.

— Lan Zhan, chodźmy do miasta. Chcę się dowiedzieć coś o tym przewodniku — postanowił zająć czymś innym umysł.

— Hm — mruknął i posłusznie podążył za Wei Wuxian.


0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!