Marinette
pożegnała Tikki prawie na zawsze. Wiedziała, że nie będzie superbohaterem do
końca swoich dni, ale nie spodziewała się, że ten nadejdzie prędzej aniżeli
później.
—
Jesteś na to gotowa? – Luka usiadł obok dziewczyny. Przysunął się do siebie i
położył głowę na jej ramieniu, wtulając się. Rozkoszował się słodkim, różanym
zapachem jej perfum.
— A mam
inne wyjście? – zerknęła na swój lekko odstający brzuch. Był to trzeci miesiąc.
—
Możesz… poczekać – zaproponował niepewnie, choć sam zdawał sobie sprawę z
faktu, że Paryż nie poczeka.
—
Myślisz, że to dla mnie proste. Tyle lat walczyłam w obronie tego miasta jako
Biedronka. Czuję się, jakbym przechodziła na emeryturę. A mam dopiero
dwadzieścia siedem lat.
— Tak,
tak, moja staruszko. – Pocałował ją w policzek. Robisz się stała.
Odwróciła
się gwałtownie. Jakby tylko wzrok zabijał, nic by z niego nie zostało.
— Od kiedy
zrobiłeś się taki wredny?
— Odkąd
muszę czytać listy od fanów. Nawet nie wiesz, jakie to frustrujące poznawać
życiorys i uczucia kogoś, kogo nigdy nie poznasz. A czasami te „uczucia”
wykraczają poza dobry smak.
Marinette
się zaśmiała.
— Daj
mi tych fanów, to ich rozniosę, póki jeszcze nie oddałam swojego Miraculous.
Luka
odgarnął jej włosy na bok.
—
Naprawdę obrońca Paryża sterroryzuje mieszkańców tylko z mojego powodu?
— Mm… —
udała, że się zastanawia. – Zawsze i wszędzie.
Jednak
zamiast okrzyku radości, usłyszała westchnięcie. To właśnie był jej Luka.
Martwił się za nią, zakrywał jej problem swoim, a na końcu i tak wracali do
początku.
— Komu
oddasz Tikki? Na pewno jesteś na to gotowa? – zadał jej pytanie po raz ostatni.
— Nie
jestem, nigdy nie będę, ale dla niego, bądź dla niej – dodała szybko – znajdę siły,
żeby zrobić, co należy.
Zamknęła mirakulum Biedronki w puzderku. Przyłożyła je do ust i wyszeptała ostatnie „Do widzenia”.
0 Comments:
Prześlij komentarz