[Pogromca smoków] Rozdział 82

        

Zeref nauczył się przez wieki, że należy szanować ludzi i ich decyzje. Postrzegali inaczej rzeczywistość. Śmiertelność życia kierowała nimi przy wyborach, świadomości, że pewnego dnia spotka ich koniec. Dlatego go odwlekali. Jednak nie zawsze było to możliwe.

Widząc zdesperowaną twarz Lucy, przez moment nawet jej uwierzył, że pragnie zostawić przeznaczenie za sobą i ruszyć własną ścieżką. Takie wrażenie pozostawiła na nim na krótko. Nikt w całej historii nie wyrwał się z nieskończonego kręgu losu, które kierowało każdego według własnego planu. A plan dla Lucy już dawno został nakreślony. Czego by nie dokonała, zawsze wróci do właściwego początku i stamtąd podąży ku właściwemu końcu.

Dla niej koniec był tylko jeden…

Zeref przyklęknął przed wypalonym kominkiem i prochami, wśród których tkwiła spalona księga E.N.D. Zebrał je na swoją szatę, po czym przeniósł na środek pomieszczenia. Przegryzł kciuk, kropla krwi wyłoniła się na zniszczonej skórze. Narysował nią trzy znaki czarnej magii — krzyż, słońce i przekreślone serce. Przelał w ślad krwi odrobinę energii. Zajęły się słabym blaskiem, który objął prochy.

 — Odwrócenie — wyszeptał.

Proch poruszył się samoistnie. Drobinki zebrały się w jednym miejscu i zapłonęły. Ogień rozprzestrzenił się w określonym miejscu, stopniowo zwracając fragmenty księgi E.N.D., pojedyncze kartki zaczęły unosić się w powietrzu, czekały na pojawienie się okładki i grzbietu, do którego zaczęły się wsuwać i sklejać. Krwawy tekst ujawnił się samoistnie na pierwszych stronach, niemające jeszcze miejsca historie pozostawiły puste strony na końcu.

Zeref zabrał gotową księgę E.N.D. i obrócił ją w dłoniach. Wydawała się nienaruszona, przynajmniej tak pamiętał ją ostatnim razem. Otworzył zapiski na ostatnich stronach. Ku jego oczekiwaniom, okazało się, że historia zapisała kolejne fragmenty.

„A wydobył się z płomienia i nienawiści, chroniąc swoje pierwsze i ostatnie dziecko, dzielone krwią z zapomnianym bogiem i przeznaczeniem” — przeczytał zauważony tekst. A więc nadchodził czas na przemianę. Nic już nie miało prawa zatrzymać toczącego się koła przeznaczenia.

Zeref wstał i wyszedł z opuszczonego domu, niosąc pod ramieniem zapomnianą księgę E.N.D.

— „Żywot zrodzonej z gwiazd spotka się z końcem” — przytoczył kolejny fragment. — „Kto rozpoczął wędrówkę przez śmierć, nie zatrzyma się, aż droga nie urwie się między światem żywych i umarłych. Krew przeleje się w kielichu znienawidzenia. Przemiana nastąpi z miłości, śmierć nadejście z wrogości”.

Stanął na skraju lasu, na wniesieniu, z którego objął wzrokiem Magnolię. Zacięta walka już trwała. Przelała się pierwsza krew. Acnologia został otoczony ze wszystkich stron przez członków Fairy Tail, przygnieciony do ziemi, z pozorami, że przegrywa. W rzeczywistości dobrze się bawił. Zeref znał tego potwora od czterystu lat i nie spotkał jeszcze istoty, która zdołałaby dorównać mu siłą. Ta walka była dla niego tylko grą, która prędzej czy później się znudzi i wtedy nadejdzie zniszczenie.

Zeref usiadł na kawałku trawy i wprowadził się w stan medytacji, czekając. Wszystko po kolei, do niczego nie należało się spieszyć. Otworzył księgę E.N.D. na pustej stronie i pogładził palcem. Kartka była chropowata, wytworzona ze starego papieru, jeszcze tworzonego ręcznie. Nie pamiętał, kto dokładnie podarował mu tę księgę, ale wyznaczył do tego celu jednego ze swoich uczniów. Oby to dziecko zaznało spokoju w zaświatach. Nikt nie mógł się spodziewać, że jeden przedmiot stanie się narzędziem zniszczenia i źródłem wszelkiego nieszczęścia. Może gdyby tak było, to wtedy nigdy by nie dopuszczono do wydarzeń sprzed czterystu lat.

—Okrutne są ścieżki przeznaczenia — stwierdził, a potem otworzył oczy i zerknął w kierunku walczących.

Potężna wiązka energii powędrowała w kierunku lasu. Odbił je, tworząc przejście do miasta. Wszystko tam nagle umilkło. Oczy zebranych zwróciły się w stronę bramy, gdzie stała Nashi Dragneel, córka Natsu.

— Głupie dziecko.

Objawiły mu się kolejne sceny przed tragedią, której już nikt nie potrafił zapobiec. Nawet jeśli ktokolwiek do tej pory żył jakimiś złudzeniami, te rozmyły się w obliczu ostatnich wydarzeń. Acnologia nie oszczędzi nawet dziecka. Skierował swój najcięższy atak w kierunku nieświadomej, bezbronnej Nashi, która w chwili prawdy nie zdołała się poruszyć. Natsu stanął w jej obronie, przyjmując na siebie cały atak. Płomienie wyżarły mu się na plecach aż do mięśni, stracił fragment ramienia, a mimo to nadal ściskał swoją najdroższą córeczkę, tłumacząc jej, że wszystko będzie dobrze.

Złudne życzenia. Tylko głupiec wierzył w podobne kłamstwa, nawet Nashi nie miała w sobie tyle naiwności, by uznać słowa ojca za prawdziwe. Jednak zanim cokolwiek zdążyli sobie udowodnić, Acnologia pochwycił Nashi na oczach wszystkich i zabrał z dala od walczących.

Natsu nie poruszył się. Nadszedł właściwy moment.

Zeref wyszedł z ukrycia i stanął za Natsu, trzymając pod pachą księgę E.N.D., z włożoną zakładką na pustej dotąd stronie. Ubrał na twarzy smutny uśmiech. Bądź o bądź, pragnął właśnie doprowadzić własnego brata do zguby.

— Czy przez chwilę wierzyłeś we własne zwycięstwo? — Jak nocna zmora, sięgnął do najgłębszych niepokoi Natsu, aby pociągnąć za odpowiedni sznurek i obudzić w nim odpowiednie instynkty. — Czy był taki atak, który sprawił, że poczułeś się niezwyciężony?

— Zamknij się! — wysyczał przez zęby pomimo bólu.

— Nie zostawiam cię z kłamstwem, stawiam prawdę na stół, wierząc, że ją zaakceptujesz — mówił dalej równie łagodnym, kuszącym tonem.

— Stul pysk.

— Od początku nikt z was nie liczył na zwycięstwo i byliście gotowi ponieść śmierć, ale… — zwrócił się w kierunku, w którym Acnologia zabrał Nashi — pojawiła się twoja córeczka.

Natsu drgnął na wspomnienie o Nashi.

— Tak, Acnologia porwał twoje dziecko, chce ją zabić, bo obawia się, że w przyszłości dorównałaby mu siłą. A chce być najpotężniejszy. — Zbliżył się do ucha Natsu i dodał szeptem: — Już jest.

Natsu nieświadomie wyciągnął dłoń, w zupełnie przeciwną stronę, ale nadal był gotowy bronić swojej córeczki. Nawet jeśli to oznaczało dla niego oczywistą śmierć. Zeref obszedł mężczyznę i stanął naprzeciw. Ujął dłoń Natsu i rzekł:

— A co jeśli to ty jesteś najpotężniejszą istotą na tym świecie?

Podniósł głowę i obrzucił Zerefa krwawym spojrzeniem.

— Oddam za to wszystko — zadeklarował.

Nic więcej Zerefowi nie było potrzebne. Sięgnął do rany Natsu, zmazując z niej odrobinę krwi. Otworzył księgę E.N.D. i przyłożył krwawy ślad do pustej strony. Na papierze pojawiły się wyżarte, czerwone słowa. Zaczęły się poruszać, wić jak wąż po stronie, aż znalazły dla siebie ujście i wyłoniły się poza księgę, zeskakując na ziemię. Zawędrowały kawałek, odnajdując Natsu. Pierwsze słowa zaczepiły się do jego skóry.

Wrzasnął z bólu. Rzucił się na kolana, a ręce wbił w ziemię, pozwalając kolejnym słowom dotrzeć do jego ciała. Przyczepiły się do ramion, zaczęły pochłaniać twarz, aż puściły od siebie korzenie, sięgając do pozostałych słów, które rozniosły się po reszcie ciała. Utworzyły sieć na skórze Natsu. Jego oczy pochłonęła czerń. Zaczął mocniej sapać, nie mógł złapać porządnego wdechu, a to dopiero był początek.

— Jesteś zniszczeniem — przypomniał mu Zeref. — Jesteś E.N.D., najdoskonalszy demon i mój brat. Przepraszam, że musiałem doprowadzić twój los do tego miejsca, ale wolałem sam pociągnąć za sznurki przeznaczenia, niż pozwolić bogu na jego grę.

Nagle Natsu złapał Zerefa za gardło. Podniósł go nad siebie, a potem wstał. Ostre, smocze kły wyłoniły się z twarzy Dragneela. Po wargach ściekła mu ślina. Nie patrzył na Zerefa, wzrok gdzieś błądził we wszystkie strony, nie potrafiąc znaleźć punktu zaczepienia. Zeref znalazł na ręce Natsu punkt energii i zablokował go. Ręka mężczyzny opadła bezwładnie.

Zeref wykorzystał tę okazję i oddalił się, zabierając ze sobą księgę E.N.D. Kaszlnął. Natsu nie był w stanie go zabić, nie nieśmiertelnej istoty, co nie oznaczało, że Zeef nie odczuwa bólu. Jednak był wart przebudzenia E.N.D. Pozostawił wszystko w rękach brata.

Dotarł do nich krzyk Nashi.

Natsu zniknął z oczu Zerefa i pojawił się chwilę później przy swojej córce, zabierając ją z dala od Acnologii. Wszystko działo się za szybko dla pozostałych członków Fairy Tail. Nie zauważyli zmiany w Natsu, prędzej skupili się na nagłym przypływie mocy i reakcji na atak na jego dziecko. Wykorzystali chwilę nieuwagi Acnologii i oddali się od smoka.

Acnologia nie był nimi zainteresowany. Rozłożył szeroko ręce pokryte łuskami i obwieścił:

— Godny mojej uwagi przeciwnik. — W jego głosie rozbrzmiała kpina. — Czy tym razem zostanę rozbawiony czy skończy się na nudnej zabawie, smoczku? — zwrócił się z pytaniem w kierunku Natsu.

Nie odpowiedział.

Sapnął ciężko. Odrzucił Nashi za siebie i rzucił się prosto na gardło Acnologii. Smok uniknął ciosu, jeszcze się śmiejąc, ale ten śmiech zniknął, gdy Natsu odbił się od podłoża i zamachnął w kierunku twarzy przeciwnika. Zaorał mu policzek, wyżynając głęboką ranę aż do krwi.

Acnologia zniknął, uciekając na drugą stronę kanału. Sięgnął ku swojej twarzy i sprawdził, czy ból nie jest tylko jego wymysłem. Rzeczywiście krwawił. Z początku zareagował charakterystycznym śmiechem, który moment później przerodził się w oblicze przepełnione strachem.

Zeref tego oczekiwał. E.N.D. był istotą stworzoną z niewyobrażalnej, ale i niezbadanej mocy, której w praktyce nie wykorzystano od czterystu lat, a Acnologia nie miał prawa znać wyników eksperymentu Czarnego Maga.

— Oddałeś swoją duszę za tę moc? — zapytał Pogromcę Smoków.

Natsu od początku nie posiadał własnej duszy, więc nic nie można było mu odebrać. Moc pochodziła z nauki i wiary, stanowiła owoc wieloletnich praktyk i poświęceń, których nie każdy był w stanie pojąć.

— Natsu, po prostu go zniszcz — Zeref zachęcił swojego brata.

Jakby go usłuchał. Ślepo rzucił się na Acnologię z zapalonymi pięściami. Ogień szalał we wszystkie strony, niszcząc pozostałości po budynkach, zagotowując wodę w kanale — ta zaczęła wyparowywać, pozostawiając suche dno po kilku minutach. Acnologia w końcu dojrzał w Natsu zagrożenie. Skupił własną moc w prawym ramieniu i przeciął powietrze jednym pazurem wraz z nacierającym na niego Natsu. Cięcie nie zrobiło najmniejszej krzywdy Pogromcy Smoków. Dotarł do Acnologii i złapał go za głowę, jakby jednocześnie pragnął spalić go żywcem i zgnieść czaszkę.

Acnologia złapał go za kamizelkę i odrzucił daleko od siebie.

— To jakaś kpina — wysyczał, kiedy dotarło do niego, że to nie Nashi stanowiła dla niego zagrożenie.

Natsu zatrzymał się na skale, odbił z potężną siłą, która roztrzaskała kamienie, docierając aż do katedry, która odłamała się w pół i opadła w dół miasta.

Acnologia usunął się na bok — za późno. Natsu chwycił go za czaszkę, przydusił do ziemi i razem przemierzyli połowę miasta, stwarzając wyrwę z ziemi. Kiedy stanęli, Natsu wyciągnął głowę Acnologii z ziemi. Chwycił ją jeszcze mocniej i cisnął ponownie o chodnik. Acnologia zachłysnął się własną krwią — po raz pierwszy od czterystu lat ktoś był zdolny do zadania mu wewnętrznych obrażeń, przebycia się przez jego łuski, twardą, smoczą skórę. To demon!

Nie czekał ani chwili dłużej. Odepchnął od siebie smoka, parząc swoje własne ramię. Ogień wyżarł mu skórę, głęboko, aż do kości, miał wrażenie, że za moment straci całą rękę. Dlatego Acnologia podjął ostateczną decyzję.

Uklęknął za ziemi. Z jego pleców wyszarpały się długie skrzydła, ramiona wydłużyły, a ciało zaczęło pokrywać się grubymi łuskami. Poszarpana szata pękła pod naporem rosnącego ciała.

Nagle z boku wyskoczyła Erza. Cisnęła o jego ciało miecz. Zdołał obrócić się i uderzyć kobietę w brzuch. Odepchnął ją aż pod bramy Magnolii, ale zaraz natarł na niego Laxus, z czterema błyskawicami zaciśniętymi w gołych dłoniach. Rzucił je na smoka, a Wendy dmuchnęła na nie, by nabrały pędu i wbiły się w przemieniające ciało Acnologii.

— Nie tracicie ani chwili, wy śmiecie! — wysyczał, zamykając oczy.

Zareagowali za późno.

Ciało Acnologii przeistoczyło się w smoka w mgnieniu oka, odbijając od siebie błyskawice. Łapa nadal mu krwawiła, rany nie zagoiły się tak, jakby tego chciał, ale to nieważne.

Obrócił się w kierunku trasy handlowej i wbił w powietrze. Otworzył szczękę, skupiając moc w swoich gardle. Niebieska wiązka światła wydobyła się z jego ust i moment później wystrzeliła w kierunku uciekających mieszkańców miasta i rodzin Fairy Tail.

Na drodze wiązki stanął Gajeel. Stworzył wysoką na dwieście metrów tarczę, wzmocnił ją najtwardszym metalem, jaki znany był na tym świecie, ale wiedział, że to nie wystarczy. Z obu stron Gray wyłożył tarczę grubą warstwą lodu.

Wiązka przebiła się w jednym punkcie, nie zatrzymując ani na sekundkę. Nic nie zmienili.

Krajobraz zniknął i pojawił się z powrotem.

Rzeczywistość została ponownie nagięta.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!