Tego dnia nikt więcej nie zarządził spotkania. Rozeszła się wieść o kolejnych rzeziach Acnologii. Nakazano natychmiastowe opuszczenie trzynastu miast, z czego tylko dziesięć opustoszało na czas. Magnolia miała a to tydzień, choć ulice miasta już teraz były okryte ciszą. Lucy poruszała się jak po mieście duchów — niechcianym przez bogów i przez ludzi. Dorobek stuleci istnienia przestał mieć na znaczeniu. Kapłani podjęli decyzję o pozostawieniu katedry otwartej, licząc, że przepych świątyni zaspokoi rządze smoka. Tymczasem zaspokoił kieszenie drobnych złodziejaszków tuż przed ucieczką.
Nie do takiego domu pragnęła wrócić Lucy…
Westchnęła. Znalazła pierwszy, niezłożony stragan i zabrała z
niego najświeższe warzywa wraz z owocami. Worek mąki przerzuciła przez ramię,
podwędziła jeszcze miskę i butelkę oliwy. Zabrała całość do domu, do
rozpadającej się chaty, którą Natsu na szybko odbudował, szczególnie
przeciekający dach. Przed wejściem przygotował palenisko, Nashi mu pomogła,
zbierając opał.
Natsu wyjrzał zza domu, odłożył siekierę i podążył w kierunku
swojej żony z poważnym wyrazem twarzy, ostrzegającym, że ich czeka ich kolejna,
poważna rozmowa.
— Proszę, nie teraz — zaczęła Lucy nim on zaczął kłótnie.
— A kiedy? Może poprosimy Acnologię o dodatkowy miesiąc, bo nie
mamy czasu na rozwiązanie naszych prywatnych spraw? — zadrwił sobie opanowanym
tonem.
Lucy obeszła męża, niechętna na dalsze argumenty.
— Obiecałaś mi — przypomniał kobiecie. — Żadnych kłamstw, więc
skąd wiesz o tajemnicy naszej gildii?!
— To nie tak…
— A jak?! — nie wytrzymał i w końcu ryknął. — Staram się jak
idiota, żeby utrzymać tę rodzinę w całości. Staram się dla ciebie, dla Nashi,
dla nas, rezygnuję ze wszystkiego, co dla mnie ważne, dla WAS, a ty dalej mnie
okłamujesz?
— Odwróciła się i wbiła palec w jego pierś.
— Po pierwsze, nigdy cię nie prosiłam, żebyś poświęcał dla mnie
cokolwiek. Sam za mną poszedłeś… Pamiętasz? Po drugie, czy myślałeś, że o wszystkim
ci powiem, co dla mnie mało istotne? Nie obchodziło mnie Lumen Etoile. To
tajemnica Fairy Tail, nie moja, dobrze wiesz, jak wiele osób dało mi jasno
znać, że nie przynależę dłużej do gildii.
Natsu opuścił teatralnie ręce.
— A ty dalej swoje — wysapał. — Zawsze tworzysz problem, gdzie ich
nie ma. Zawsze doszukujesz się ukradzionego kawałka mięsa, choć sama go zjadłaś.
— Co ty niby sugerujesz? — Rzuciła zakupami. — Że to ja nie chcę
wrócić do Fairy Tail? Oczywiście, że nie chciałam wrócić. Zrobiłam to dla
ciebie i Nashi.
— Jaka ty wspaniałomyślna!
—A ty lepszy?
— Ja próbuję cię przeprosić za to, że cię opuściłem!
— I sądzisz, że graniem kochającego męża i ojca to zdziałasz?!
— A nie?! Czego ty jeszcze ode mnie oczekujesz? He?! Mam się
rzucić Acnologii w paszczę, żebyś łaskawie uznała mnie za godnego ciebie?
Nie wierzyła własnym uszom.
— Przez ten cały czas tylko tyle dla ciebie znaczyłam?! Nie
kochasz mnie, tylko…
— Oj, już weź przestań! Czego się niby spodziewałaś?! Kocham cię,
nigdy bym nie pozwolił cię skrzywdzić, tak samo naszej córki, ale mieliśmy
dojść do… porozumienia — przerwał żonie.
— Jakiego porozumienia? Czy ja wyglądam na jakąś kartę
przetargową?!
— To dla ciebie się zmieniłem, ty też miałaś dla mnie! — zarzucił
Lucy, mimo że nie pamiętała podobnej obietnicy.
Miała im dać szansę — przecież kochała Natsu.
Wyznała większość chowanych sekretów — o których bała się
powiedzieć komukolwiek więcej.
Zrezygnowała z planów, marzeń — dla Natsu, dla Nashi.
— To za mało? — wysyczała przez zęby. — Nie pamiętam, żebym przy
przysiędze małżeńskiej coś wspominała o całkowitym oddaniu i bezwzględnej
otwartości.
— A szczerość małżeńska?!
— Ja jestem z tobą szczera! Na ile mogę! — Myślisz, że z własnego
wyboru ukryłam przed tobą prawdę? Naprawdę życzysz mi śmierci?!
— Micz. — Na jego twarzy wyłoniły się łuski.
— Jesteś hipokrytę! Liczy się dla ciebie tylko twoje własne „ja”.
— Zamknij się!
— Nie zmusisz mnie do tego. Przyznaj się, że chciałeś mieć mnie
pod kontrolą…
— zamknij się, stul pysk!
Podniósł rękę i trzasnął Lucy z całej siły w policzek. Głowa
kobiety wykręciła się. Lucy padła na ziemię, uderzając o jej twardą
powierzchnię skronią. Nie zdążyła jeszcze poczuć bólu, nie dotarł do niej,
kiedy usłyszała zawodzące:
— Mamo, tato…
Nashi schowała się z boku domu. Na widok Natsu ukryła się głębiej,
trzęsąc niemiłosiernie, bojąc własnemu tacie spojrzeć w oczy.
Dopiero teraz do Natsu dotarło, co właściwie uczynił. Złapał
trzęsącą rękę, tę samą, która uderzyła Lucy, a potem odsunął się od żony,
mówiąc:
— Ja nie chciałem — wycisnął przez drżące usta. — Przepraszam.
Lucy zdusiła w sobie krzyk przepełniony ból. Cała twarz zaczęła ją
piec, już nie tylko ten jeden, nieszczęsny policzek. DO oczu napłynęły jej łzy.
Los okrutnie sobie z niej zadrwił, uparcie nabijając z jej
istnienia i wszystkich starań, jakie włożyła w próbę oszukania przeznaczenia.
Czy to nie Shina wspominała o zmianie taty? O pierwszym uderzeniu, jakie padło
w kierunku mamy?
Nic nie zdołało zatrzymać karuzeli nieszczęść.
Lucy na klęcząco zbliżyła się do córki i objęła jej drobne ciałko,
by uspokoić przynajmniej drogie dziecko.
— J…d… — nie zdoła wydusić ani jednego słowa przez opuchnięte
usta.
— To boli! To na pewno boli! — zapewniła ją Nashi. — Tato, nienawidzę
cię! Jesteś najgorszy!
— Nie… — Zbladł. — To nie tak. Przepraszam, Lucy, nie wiem,
dlaczego… To… Jakiś szał. Ja nigdy… — próbował mówić dalej, aż dojrzał
zaczerwienioną od uderzenia dłoń. To od niej powstał ślad na twarzy Lucy,
Cofnął się, kręcąc głową z niedowierzaniem, a potem uciekł w
kierunku lasu.
— Tchórz! — ryknęła Nashi z całych sił, by jej głos rozniósł się
po całej Magnolii. — Lód, mamo, lód… — Pobiegła w nieznanym dla Lucy kierunku i
dziesięć minut później przyciągnęła za sobą Graya.
— Co ci się stało? — Przyklęknął przed kobietą i przyłożył do jej
policzka zimny okład. — I niby gdzie ta zapałka? Ot tak pozwolił cię
zaatakować?
Lucy szybko sięgnęła ku córce, ale nadal zbyt wolno, bo ta zdążyła
się poskarżyć:
— To tata uderzył mamę.
Gray w pierwszej chwili nie uwierzył, jego spojrzenie nie
potrafiło uniknąć zdziwienia.
— To debil i mnie mógłby uderzyć, ale ciebie?! To na pewno…
— To był tata i uciekł! — żaliła się dalej Nashi, nie
pozostawiając żadnych wątpliwości. Łzy cisnęły jej do oczu i wstrzymała je
tylko dla siedzącej na ziemi mamy, aby nie dodawać jej kolejnych zmartwień.
Jednak w jej małym ciele zgotowało się w jednym momencie zbyt wiele emocji.
Wybuchła krzykiem. Rzuciła w przeciwnym kierunku do tego, w którym
uciekł Natsu. Lucy wstała, próbując udać się za dzieckiem, ale zasłabła, zanim
zdołała wykonać choćby jeden krok. Zaczęło jej się kręcić w głowie, zrobiło jej
słabo na myśl o całej tej sytuacji, która w ogóle nie powinna mieć miejsca. Co
ze zmianą przeznaczenia? Czy naprawdę jednym kłamstwem zaprzepaści lata
małżeństwa, szczęścia i zgody?
Złapała się za mokre czoło. Gray przetarł je koszulką, którą zdjął
w niewiadomym dla kobiety momencie, a potem na nowo przyłożył kawałek lodu, aby
zmniejszyć opuchliznę.
— Dziękuję — w końcu odzyskała głos.
— Niby za co? — fuknął. — Na bogów, co tu się wydarzyło? Czy Natsu
naprawdę cię uderzył?
Lucy zawahała się nad odpowiedzią, nawet jeśli nie było sensu tego
dłużej ukrywać. W końcu skinęła ostrożnie głową.
— Co za pieprzony debil?! — wycharczał mężczyzna. — I to jeszcze
przy dziecku? O co się pokłóciliście, żeby doszło do rękoczynów? — dopytał,
nadal nie rozumiejąc agresywnej reakcji przyjaciela.
Lucy zerknęła mimowolnie w kierunku domu, wspominając księgę
E.N.D. i słowa Zerefa, że nadejdzie taki dzień, kiedy obudzi się w Natsu demon.
To z kolei zwiastowało nadciągającą śmierć Lucy.
Za szybko.
Nie przygotowała się na odejście z tego świata, tym bardziej z
ręki drogiej jej osoby. Wcześniej ani razu nie pojawiły się znaki na nagłą
zmianę zachowania Natsu, poza tym dbała o jego ducha i zgodnie z zaleceniami
Zerefa, trzymała go od denerwujących sytuacji, oczekując, że to przystopuje
zmianę Natsu w jednego z demonów. Czyżby popełniła tym samym błąd? Dlaczego nie
brała pod uwagi, że Zeref od początku ją oszukiwał? Przecież to on stworzył
E.N.D., jako jedyny kontrolował jego moc, zdolną do zniszczenia nawet całego
świata.
— Ej, Lucy, Lucy — z zamyślenia wyrwał ją Gray. Położył dłoń na
jej ramieniu i delikatnie nią potrząsnął, kiedy odzyskała świadomość.
Przetarła powoli obolały policzek. Zapiekł ją wystarczająco mocno,
by zaakceptowała prawdę o przemianie Natsu.
— Nic — wydukała niepewnie.
— Właśnie widzę — nie oszczędził ją od sarkazmu. — Dzieje się z
tobą coś niedobrego. Widziałaś się w lustrze? Wyglądasz jak trup.
— Niezły komplement — zażartowała sobie i odepchnęła dłoń Graya.
Zbędne było współczucie, tym bardziej tak bezsensowne wsparcie, które na końcu
nie przyniesie żadnej zmiany.
Spróbowała wstać i oddalić się od domu. Zakręciło jej się w
głowie, gdy tylko wyprostowała plecy. Gray na szczęście złapał Lucy, zanim
opadła. Podniósł jej nogi i zaniósł w kierunku domu. Drzwi i tak nadal nie
było, więc wkroczył do środka i stanął, rozglądając się za łóżkiem. Dostrzegł
tylko stos zgniecionej wełny.
— Nie mów, że tu… — urwał. Niepotrzebnie pytał, skoro domyślił
się, jak wyglądała sytuacja młodego małżeństwa.
Położył Lucy na wełnie i przykrył ją jedynym kocem znalezionym w
tej zatęchłej chacie. Zmienił jej okład na policzku.
— Od początku to mi nie pasowało. — Usiadł obok. — Wasz powrót, Nashi,
Maury i Lumen Etoile. Nie wiem, czy Natsu jest takim debilem czy już mu
powiedziałaś, ale… Nashi to Shina, prawda? To ta dziewczyna, którą spotkaliśmy
w jaskini?
Lucy rozchyliła usta, aby zaprzeczyć, ale wtedy Gray jej przerwał:
— Nawet nie próbuj. Domyśliłem się. Są za bardzo podobne do
siebie, poza tym… to jakoś się łączy w całość. Niekoniecznie logiczną, ale
wiele rzeczy nagle zaczęło pasować.
Opuściła głowę, nie było sensu dłużej ukrywać prawdy.
— Czego jeszcze się domyśliłeś? — zapytała.
— Nie pokonaliście Zerefa, pewnie go ukrywacie, Nashi to Shina i
jest powiązana z bogiem, którego grobowiec znaleźliśmy. Hm… — Zastanowił się
przez moment. — To tylko moje wrażenie, ale czasem wydaje mi się, że jesteś
gotowa na śmierć. Tak… wyglądasz, jakbyś oczekiwała śmierci. Co z tobą Lucy się
stało?
Ugryzła się w język. Przez moment zapragnęła wydusić z siebie
wszystko, co chowała przed światem w ostatnich latach. W ostatniej chwili
zmusiła rozum do działania, przytłaczając głupie serce i głupie uczucia,
którymi próbowało się kierować.
— Idź. — Wskazała drżącym palcem na wyjściem. — Proszę — dodała,
wierząc, że na błagania Gray zareaguje łagodniej.
Pomyliła się.
Gray nie pozostawił jej samej. Przysunął się bliżej i ujął ją w
czułym przytuleniu. Po raz pierwszy, odkąd poznała Fairy Tail, odkąd stała się
jego częścią, odkąd odeszła, odkryła, że dotyk Graya wcale nie pali lodem.
Mężczyzna pogładził jej włosy, omijając ostrożnie obity policzek.
Lucy mimowolnie rozpłakała się. Na krzyk odpowiedziałaby krzykiem,
na złość gniewem, ale nie przewidziała ciepła i dobroci.
— Przestań — błagała Graya.
— Nie tym razem — wyszeptał. — Potrzebujesz pomocy. Jesteśmy rodziną,
pamiętaj.
— Nie należę do Fairy Tail.
— Oszukuj się dalej — w jego głosie znalazła nutę rozbawienia. —
Mi też średnio się układa z Erzą. Ciągle się kłócimy, nie zgadzamy, nawet nie
śpimy w jednym łóżku. Często wychodzę wieczorami i nie wracam na noc. Nie mówię
już nawet o wspólnych misjach, bo te przestały istnieć. W sumie jesteśmy razem
tylko dla Maurego.
— To on mógł cię zmusić do przyjścia — szukała dalej wymówki.
— Ta, jasne. Martwię się, tęsknię za dawnymi czasami, za naszymi wspólnymi
misjami, za walkami tym jajogłowym smokiem, za ciągle rozbawioną gębą. Zrobiło
się bez was jakoś cicho.
— Natsu ogólnie ucichł. Próbuje być dobrym tatusiem — pochwaliła męża
Lucy, zauważając zmiany, w jakie w nim zaszły przez ostatnie laty. Zrobił to
dla niej i Nashi.
— Całkiem dobry powód, przynajmniej dzięki temu się stara. A jak
się stara, to na pewno wyjdzie z tego coś dobrego.
Nie! — krzyknęła w myślach Lucy. Znów Gray przywołał do niej świadomość
i prawdę, że te zmiany wcale nie prowadzą do szczęśliwego zakończenia. W jej
oczach każdy czyn Natsu zmierzał właśnie to tego momentu, w którym Nashi stanie
naprzeciw mordujących się nawzajem rodziców.
I z tą prawdą pozostała praktycznie sama…
— Shina mi wyznała, że jej ojciec zabił jej mamę — wydusiła przez
opuchnięte usta. Pisnęła cicho i wtuliła się jeszcze mocniej w Graya.
0 Comments:
Prześlij komentarz