Drzwi
od komnaty zamknęły się samoistnie, odgradzając ją od całego świata, który
przecież tak kochała — od domu, od rodziny. Wyciągnęła zakrwawioną dłoń i
pobiegła ostatni raz ku wejściu, waląc w nie pięściami z całych sił. Krwawe
ślady zaczęły się odciskać na drewnianych żłobieniach. Jednak nikt nie otworzył
drzwi. Brakowało klamki, otwór od klucza zaspawano po jej stronie, nie znalazła
w komnacie okien. Jedyne źródło światła padało z zawieszonego pośrodku sali
żyrandolu, ale i na nim świece zdążyły wypalić się do połowy.
Opadła
na podłogę i załkała, zdając sobie sprawę, że nie ma dla niej ratunku. Nikt nie
przybędzie. Nikt nie otworzy drzwi. Nikt nie wybaczy jej zbrodni, których
dokonała…
— Ja
nie chciałam… — wyjęczała, zanim zgasła pierwsza ze świec.
Bardzo tajemniczo... Oj bardzo...
OdpowiedzUsuńhuhuhu
Usuń