[Pogromca smoków] Rozdział 75

 

Lucy wycofała się pomału wraz z Nashi, siadając w najdalszym kącie budynku, w najmniej widocznym i najbezpieczniejszym, biorąc pod uwagę walkę, na którą szykowała się gildia. Powietrze zrobiło się ciężkie, nad głowami wszystkich zawisła aura gotowości do walki, czekali już tylko na znak, kiedy mogą rzucić się do swoich gardeł i wypróbować moce na pozostałych. Wolała trzymać się od tego z daleka.

Machnęła w kierunku Levy, aby i dziewczyna domyśliła się akcji i oddaliła się w porę z dziećmi. Na szczęście zabrała bliźniaki ze sobą i przysiadła do Lucy.

— Podobno pokonałaś Zerefa?

Lucy o mało nie zachłysnęła się własną śliną. Akurat tego tematu wolała unikać za wszelką cenę, ale przygotowała się i na taką ewentualność. Nie miała pretensji w obliczu wydarzenia, do którego doszło po raz pierwszy od ponad czterystu lat.

— To nie do końca tak... Okazało się, że z tytułu Czarnego Maga pozostała tylko zła sława. Ludzie wiele mówili o jego potędze, ale to było kiedyś...

— I tak nie chce mi się wierzyć, że go pokonałaś — przerwała jej Levy, rzucając podejrzliwe spojrzenie. — Przyznaj, to... — Przysunęła się, niemal dotykając nosem o policzek Lucy. — To Natsu go pokonał?

Zebrała w sobie wszystkie siły, aby tylko nie odetchnąć z ulgą.

— Tylko nie rozumiem, dlaczego powiedziałaś wszystkim, że to ty... — kontynuuowała. — Nie naciskam, nie musisz nic tłumaczyć, ale dla nas wszystkich to było...

—... niemożliwe? — dokończyła za nią Lucy.

Levy zacisnęła uścisk na jednym z bliźniaków. Usta zwinęła w wąską linijkę i jakkolwiek by chciała, nie potrafiła zaprzeczyć oskarżeniom Lucy.

— Nie martw się, nie gniewam się — zapewniła ją kobieta. — Od początku miałam takie podejrzenia. Że nikt z Fairy Tail mi nie uwierzy.

— Natsu jest silniejszy.

— Tata jest najsilniejszy! — wypaliła nagle Nashi. Jej głos przeszedł przez całą gildię wypełnioną magami.

Nastała dziwna, niezręczna cisza, zapowiadająca zbliżające się kłopoty. Natsu dumnie wypiął pierś. Już samo nazwanie go najsilniejszym sprawiło, że o mało jego serce nie wyskoczyło mu z piersi, a na dodatek słowa padły z ust jego kochanej córeczki. Nie zdołał zdusić w sobie lez.

— Najsilniejszy? Do czego zmuszasz to biedne dziecko? — Gajeel zarzucił rękę przez ramię Natsu i pogłaskał go po włosach, jak jakiegoś psa. — Przecież to oczywiste, że to ja jestem najsilniejszy.

— Chciałbyś — zawarczał Natsu. — Ależ łaskawie pozwolę ci pomarzyć.

— Pomarzyć? To raczej ty powinieneś powrócić do rzeczywistości, a nie bujać w obłokach?

— Ty żelazny łbie, chyba nie złożyłeś się z rana właściwie, co? Zostawiłeś mózg w szufladzie?

— A ty palniku? Zapomnialeś ugasić swój mózg? Bo chyba przypaliło się nieco w tej glowie?

Lucy włącznie z Levy miały ochotę spalić się ze wstydu. Jednak od początku obie wiedziały, do czego dąży to wszystko, więc tylko westchnęły — i to dosłownie moment przed tym, jak dwóch, dojrzałych mężczyzn, do tego ojców, rzuciło się na siebie bez pomyślunku.

Niewiele minęło i budynek gildii stał się polem bitwy, jak za starych, dobrych czasów.

 

***

 

Lucy z jednej strony ciągnęła za rączkę swoją półprzytomna córkę, a z drugiej poobijanego, pijanego męża, jeszcze mniej przytomnego. Na prawym oku wyszła mu mocna śliwa o kształcie jabłka, jakby Gajeel specjalnie odbił taki kształt na twarzy przeciwnika. Zresztą Natsu nie pozostał mu dłużny, podpalając mu zadek i rzucając wyzwanie, kto wypije więcej. Oczywiście wygrała Cana, a Natsu padł po kilku kuflach, odzwyczajony od picia, odkąd przejął ojcowskie obowiązki.

— Mamo, spać... — Nashi otarła oczka ze zmęczenia. — Kiedy do domu?

— Tata, jak tylko się obudzi, postawi nam nowy. Dzisiaj prześpimy się w starej chacie tacy.

— Jescze stoi? — zapytała, przekonana, że po tylu latach nic nie zostało z chatki, o której opowiadali jej rodzice.

— Raczej stoi. Zawsze stał i z nikt z nim nic nie zrobił...

Lucy nagle potknęła się o własne nogi. Natsu wysunął się z jej uścisku i padł twarzą na ziemię. Nic go nie obudziło. Jęknął przez pijacki sen. Pomysł z niesieniem nieprzytomnego Pogromcy Smoków nie okazał się najlepszy.

— Może ja wezmę tatę? — zaproponowała Nashi.

— Co? Nie wiem, czy to dobry... — Lucy nie dokończyła.

Nashi jedną ręką szarpnęła ciałem taty, podrzuciła nim i przerzuciła przez własne ramię. Poprawiła pijanego rodzica, by nie zsunął się podczas spaceru i powiedziała do Lucy:

— Mamo, prowadź.

Zapomniała...

Czasem zmyczajnie zapominała, czyje geny nosi w sobie ich córka. Nawet jeśli jeszcze była dzieckiem, prawdziwy smok obudził się w ciele tego potworka.

— Ech, moje małe smoczątko, raz, dwa i staniesz się silniejsza od taty — odparła, mając na uwadze i Shinę.

Nashi oniemiała. W jej drobnych oczkach pojawił się niespotykany blask pełen radości i dumny. Jednak po chwili zgasł. Lucy nie mogła pojąć, jak jeden powiew wiatru, przynoszący gęste, burzowe chmury, zabrał ze sobą uśmiech jej córeczki. Dziecko zadrżało, jej lewa noga zaczęła dygotać, tupiąc o ziemię z coraz większym impetem.

— Kochanie, co się stało? — Lucy przyklęknęła przed córką. — Ktoś cię skrzywdził? Źle coś powiedziałam?

— Tata mi kiedyś... — urwała, podglądając ukradkiem na Natsu. Obiecała, że nikomu nie powie, a jednak wyznanie cisnęło się jej na usta. Lucy dobrze znała swoje dziecko. Zawsze zaciskała usta w wąską linijkę, kiedy kłamała, tak jak teraz.

— Co ci tata nagadał? — odparla łagodnym tonem. — Obiecuję,że nie będę zła ani na ciebie, ani na tatę. Po prostu się martwię...

— Nie wolno mi być najsilniejszą. Mam być silna, żeby was chronić, ale...

— „Ale”? — zachęciła Nashi, by mówiłą dalej,

— Ale „najsilniejszy” zawsze coś traci.... Tata jet najsilniejszy, ale ma wszystko. Mamo, czy coś się stało? Czy czegoś nam brakuje? Mam to znaleźć?

Lucy przeszukała pamięć, aby odnaleźć dzień, w którym Natsu mógł wyznać dziecku coś podobnego. Niestety, nie przypomniała sobie.

— Kiedy tata powiedział ci coś takiego? Mi nigdy... Może myślał, że ja nigdy nie stanę się najsilniejsza? — zażartowała, by rozluźnić panującą wokół nich ciężką atmosferę.

— Kiedy tata zatrół się sokiem. Jak teraz! Mamo, ty jesteś silna! — podkreśliła Nashi, ale nawet własne dziecko nie uznało Lucy za najsilniejszą.

Przynajmniej wiedziała mniej, niż początkowo obawiała się Lucy, że Natsu wspomniał cokolwiek o Shinie...

Twarz Nashi trochę rozjaśniała, nawet delikatnie się uśmiechnęła, niosąc pijanego tatę przez drogę. Sok i zatrucie? Jeszcze nadejdzie dzień, w którym pożałuje, że upił się przy własnej córce. Póki co zacisnęła pięść i uspokoić zszargane nerwy, prowadzając rodzinę w stronę opuszczonego domu na skraju lasu.

Drzwi nadal nie zostały naprawione. Zaskrzypiały, gyd Lucy pociągnęła za klamkę i w końcu opadły, unosząc tumany kurzu.

— Mamo, to nasz dom? — zapytała z lekka zdezorientowana Nashi.

— W sumie tak. Przynajmniej na razie, rzuć gdzie tatę na podłogę, pościelę łóżko, dla ciebie znajdę coś wygodnego.

— Nie! — Nashi rzuciła Natsu, ale jeszcze przed domem, prosto w kałużę.

Rozległ się chlust, a potem bulgotanie.

Bez zastanowienia obie wyciągnęły męską głowę rodziny i oparły o dom, zanim się utopił.

— Jak mogłaś rzucić tatę w kałużę? — zarzuciła córce.

— To nie ja! Poza ty, to tata obiecał nosić mnie na rękach, a nie ja jego.

Trafiła w punkt.

Lucy o mało nie dostała gorączki tej nocy. Zbyt wiele emocji wypełniło ją w ciągu jednego dnia i najchętniej padłaby twarzą na wygodny materac i zasnęła. Niestety za drzwiami czekał ją zawód. Wszystkie meble stały zakurzone. Nikt nie zaglądał do środka od lat. Do domu przedostała się wilgoć, kilka martwych myszy waliło się w kącie, a smród stęchlizny okazał się nie do zniesienia.

To był jej dom...

Nashi wystąpiła przed mamę. Dmuchnęła gorącym powietrzem przez całe pomieszczenie, pozbywając się kurzu i pajęczyn. Podbiegła do okien i otworzyła je na rozcież, wpuszczając do środka trochę świeżego powietrza. Martwe zwierzęta spaliła ognistą pięścią.

— Od razu ładniej!

Łzy zebrały się w oczach Lucy. Czy to od ciepła wydobywającego się z jej córki czy przez szalejące w niej emocje, ale przez moment naprawdę zrobiło jej się ciepło na sercu.

— Zdecydowanie. — Pogładziła córkę po włosach. — Teraz mama się zajmie sprawami.

Okręciła złoty klucz Aries między palcami. Złociste drzwi z pyłów świata pojawiły się przed jej twarzą wraz z wejściem na klucz do jednej z dwunastu bram. Lucy dopasowała klucz do otworu i przekręciła go — bicie złotych dzwonów rozległo się w pomieszczeniu.

Zza przejścia wyłoniła się Aries. Poprawiła swoją wełnianą sukienkę i wstydliwie zerknęła na Nashi, która przyglądała jej się z wielkim podziwem.

— Pani Lucy, czy można prosić...? — Przekręciła się, uciekając przed Nashi. — Czy coś mogę zrobić?

— Myślisz, że dałabyś radę zrobić nam dwa łóżka. Za drzwiami na dodatek leży mój mąż... zatruty sokiem...

— Pan Natsu za dużo wypił? To wypadałoby przygotować coś miękkiego.

Wyrwała kawałek wełny ze swojego ubioru i położyła pośrodku pozostawionej ramy od łóżka. Klasnęła. Wełna rozprzestrzeniła się po połowie pomieszczenia i w porę Aries zatrzymała ją, gdy sięgnęła ćwierć wysokości domu.

— Meh, przepraszam pani Lucy, nigdy nie robiłam łóżka. — Schowała zawstydzona twarz między dłońmi. — Mam nadzieję, że nic się nie stało?

Lucy rozsunęła wełnę, by lepiej ułożyła się w jednym poziomie. Wyszło nawet lepiej niż się spodziewała.

— A teraz jakbyś mogła, weź tego debila i wrzuć go na górę! — poprosiła Aries przed oddaleniem.

Obie chwyciły Natsu, jedna za ręce, druga za nogi, i zakołysały nim, puszczając w tym samym momencie. Ciało mężczyzny wgłębiło się w miękką wełnę Aries, całkowicie w niej zanikając. Lucy odsunęła puch i sama wsunęła się do środka.

— Nashi, do łóżka! — rozkazała córce.

Ostatnie światła zgasły i nastała cisza.

Pochrapywania Natsu zagłuszyła warstwa wełny, która przy okazji nie pozwoliła przedostać się hałasom z zewnątrz do śpiących.

Jednak nie wszyscy usnęli od razu. 

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!