[Pogromca smoków] Rozdział 74 [9 lat minęło]

         

Trudno uwierzyć, ale taką pierwszą, poważną przygodę z pisaniem rozpoczęłam 9 lat temu (czuję się stara xd). Nie spodziewałam się, że publikując jeden fanfic, odnajdę pasję, przy której będę trwać w sumie nieustannie przez tak długi okres czasu. To wspaniałe uczucie! Dziękuję wszystkim serdecznie, że jesteście ze mną! Że mnie wspieracie! Że zostawiacie po sobie ślad, miły komentarz, gwiazdkę! Obyśmy się spotkali i za kolejne 9 lat!

Na dworcu nikt ich nie powitał.

Lucy stanęła z wypchanymi po brzegi torbami, z Nashi na rękach i Natsu kręcącym się po pozornie znanym miejscu, które zmieniło się przez lata. Przeszło renowację. Usunęli ich ulubioną ławkę — z jednej strony Natsu ją przypalił, z drugiej Gray zamroził i złamał. Niewielu po tej akcji odważyło się na nią siadać. Widziano na niej zazwyczaj czwórkę magów i niebieskiego kota, walczących o kawałek miejsca na drewnianej ławie, w oczekiwaniu na spóźniony pociąg. Ludzie odeszli, sława została, więc pozwolono sobie na odmianę.

Przed oczami Lucy widziała słodki obraz z przeszłości i siebie — uśmiechniętą, głupią blondynkę oczekującą na kolejną przygodę a nie na spotkanie z przyjaciółmi, którzy dłużej tymi przyjaciółmi mogli nie być. Serce waliło jej mocno na samą myśl o Laxusie, Erzie, ich ostatnim spotkaniu i niesmacznym pożegnaniu.

Mimo wszystko… wrócili…

— Mamo, jestem głodna — wypaliła Nashi, a skoro oznajmiła głód, to niewiele dzieliło ją od krzyku.

Rozejrzała się nerwowo po dworcu w poszukiwaniu pani z kanapkami, zawsze stała przy wejściu, w takiej małej budce, gdzie zazwyczaj robiła trzy rodzaje kanapek na wyjazd.

— Już kochanie, właśnie szukam czegoś dobrego dla ciebie… Może… NATSU! — ryknęła na męża. Odwrócił się jak żołnierz, na baczność. — Widziałeś panią z kanapkami?

Przechodnie zerknęli na nich na moment, a kiedy dotarło do wszystkich, że matka szuka czegoś do jedzenia dla dziecka, zignorowali ich i ruszyli załatwiać swoje sprawy.

Natsu wziął głęboki wdech. Jego palec wskazał na kierunek, z którego dochodził zapach. Podążył za nim jeszcze z zamkniętymi oczami, zostawiając za sobą żonę z dzieckiem. Lucy pokręciła głową. Meszek z kryształami zabrzęczał w jej kieszeni, druga skrzynka z pieniędzmi leżała na dnie torby, którą trzymała, a którą Natsu nieświadomie zostawił.

— Tata nie ma przy sobie pieniędzy? — zauważyła nawet ich córka.

— Nie przejmuj się, zaraz wróci. — Pogładziła dziecko po mokrych od potu włosach. — Twój tatuś jest mądry, tylko czasem myśli żołądkiem, a nie głową.

Nagle wyskoczył zza zakrętu, podbiegł do Lucy i wyciągnął dłoń, prosząc:

— Żono, podzielisz się naszym majątkiem?

Otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia. Jeszcze się nie spotkała, żeby kiedykolwiek w tej sposób prosił ją o pieniądze. Westchnęła i podała mu mieszek z kryształami, dodając:

— Pamiętaj o swoim dziecku.

— Hej, mała. — Trącił córkę w nos. — Wybieraj: mięsko, warzywa czy mieszanka?

— Mięsko! — odkrzyknęła radośnie Nashi.

— Zdecydowanie mieszanka — wtrąciła się jeszcze Lucy, posyłając Natsu ostre, nieznoszace sprzeciwu spojrzenie. Nie śmiałby tu wrócić z kanapką z samym mięsem. — No już — pogoniła go.

Natsu oddalił się w podskokach, co rusz zerkając przez ramię i sprawdzając, na jakim etapie złości znajduje się jego żona. Chyba w końcu doszedł do wniosku, że podstępuje jak ostatni idiota, bo jak wrócił, posłusznie trzymał dwie kanapki z mięsem i warzywami. Podał jedną Lucy.

— Jedzenie — burknął jak obrażone dziecko.

— No już, już, to wszystko dla ciebie — zapewniła go i odwinęła kanapkę dla Nashi. Dziewczynka zaczęła ją jeść bez słowa, nawet jeśli nie dostała upragnionej z samym mięsem.

Wzięli wszystkie torby i ruszyli przez tłum spieszący się na najbliższy pociąg do Crocus. Ominęli ich z trudem, w ostatniej chwili, ustępując drogi, gdy ponad setka ludzi rzuciła się na peron. Wyszli z budynku dopiero po kilku minutach.

Zegar wiszący przed wejściem wskazał dopiero jedenastą godzinę.

Lucy wyjęła kryształ komunikacyjny i zdzwoniła się z Maurym. Odebrał po kilku sygnałach:

— Już jesteście?

— Uciekliśmy z dworca i tam na razie stoimy. Da się wejść do gildii czy lepiej poczekać? — upewniła się Lucy.

— Nie, nie, od razu wchodźcie, nie ma na co czekać. Ludzie, ale… — urwał. — To niespodzianka — wydawało się, że te słowa kieruje do osoby trzeciej.

Rozłączyła się. Skoro dostała znak, że może przybywać, nie uważała, by źle postąpiła udając się do Fairy Tail z Natsu i Nashi.

— Gotowa poznać swoją rodzinę? — Natsu zaczepił swoją córeczkę. Odebrał ją od Lucy i usadził dziecko na swoich ramionach. — To jest najbardziej szalona gromada w całym Fiore! Pokochasz ich!

— A są silni? Będą w stanie mnie pokonać? — Nashi nerwowo rozejrzała się po straganach. — Pewnie są słabi?

— Ciebie? Pokonać? Nie mają żadnych szans — zapewnił ją Natsu. — Ale uważaj na niektórych. Może i ich pokonasz, ale to pociągnie za sobą straszne konsekwencje.

— Erza będzie wściekła na tatusia — włączyła się do rozmowy Lucy, nie odpuszczają mu sekundy złośliwości. — Tata czasem się trzęsie się na wspomnienie o Erza.

— Tata? Tata niczego się nie boi! —wykrzyczała ich córeczka, na co kilka osób odpowiedziało im szczerym uśmiechem.

Nashi schowała zawstydzoną twarz we włosy swojego ojca.

— Mój wstydliwy smoczek. — Lucy poprawiła luźno zawiązany warkocz dziecka. — Tak poza kilkoma wyjątkami, twój tata naprawdę niczego się nie boi. Jest niesamowity.

— Jesteśmy — oznajmił jej nagle Natsu.

Zatrzymała się w połowie kroku. Jej ręce nieświadomie zadrżały ze strachu przed reakcją dawnych przyjaciół na jej widok. Nie miała już na sobie znaku gildii, odeszła jako obca, zabierając ze sobą Natsu bez żadnego pytania. Mówili, że czas leczy rany, ale często zapominało się, blizny nigdy się nie goją. Przeżywała z tym najgorszy horror. Gdyby tylko umiała cofnąć czas i postąpić inaczej? Może wtedy nie bałaby się wejść do miejsca, które kiedyś uważała za dom.

Natsu objął ją jedną ręką i skinął znacząco głową na znak, że już tu razem z nią, że nie jest sama.

Odpowiedziała mu niewinnym uśmiechem.

Przyłożyła dłoń do drzwi i zapukała nieśmiało. Rozmowy ucichły. Wydawało się, że jako pierwszy ze wszystkich odezwał się Maury, biegnąc w kierunku drzwi i mówiąc, że on otworzy. I się nie pomyliła. Najpierw dojrzała dorosłą, pewną siebie twarz chłopca, którego jeszcze lat pamiętała jako głupiego dzieciaka, który nie umie korzystać ze swojej mocy.

— Cześć — przywitała się niewinnie.

— Hejka wszystkim, jak wasze tyłki? Jeszcze całe po tym, jak mnie tu tyle nie było? — Natsu miał o wiele więcej do powiedzenia.

Gray dosłownie spadł z krzesła, pociągając za sobą serwetkę, na której leżał talerz z ulubionym ciastek truskawkowym Erzy. Kobieta nie zauważyła zguby, zbyt mocno wlepiła zdumione spojrzenie w Lucy, a potem zwróciła się od razu w stronę Laxusa. Ten siedział na pierwszym piętrze, na balkonie bez większego wyrazu na twarzy, jakby niewiele go obchodziło ponowne pojawienie się Lucy w Fairy Tail.

— Lu—chan! — usłyszała jako pierwsze wołanie Levy.

Dwa takie same małe potworki pociągnęły niezmiennie wyglądającą młodo mamę w kierunku Lucy, patrząc głęboko z ciekawością na posadzoną wysoko Nashi. Równocześnie wskazali w tym samym kierunku i oświadczyli:

— Tato, my też tak chcemy!

— Wy dwa potwory! — ryknął Gajeel. — Ostatnio brałem was na barana i co? Oboje w tym samym czasie zmieniliście się w żelazo! Wiecie, ile razem ważycie?!

— Dużo — znów odpowiedzieli chórkiem.

Gajeel, jako pełnoprawny ojciec, poddał się pod naciskiem swoich dzieci. Uderzył czołem o stół, rozwalając drewno w pół i tylko coś wydukał, że rodzicielstwo jest trudniejsze od walki ze smokami. Niektórzy zaśmiali się pod nosem, a inny udali, że niczego nie słyszeli. Lucy skinęła zgodnie, Natsu tylko podążył jej śladem. Oboje dobrze znali uczucie, które towarzyszyło Gajeelowi.

— Nasz mały potworek też daje w kość — pochwalił się Natsu, zdejmując Nashi ze swoich barków.

Dziewczynka złapała się ojca mocno, nie chcąc go puszczać ani na moment. Otoczył ją tłum obcych ludzi, którzy wlepili ciekawskie spojrzenia w „małego potworka”, jak to określił Natsu. Levi przyjrzała najdokładniej dziewczynce. Dotknęła fragment jej różowych włosów i porównała kolor z tym, który należał do Natsu. Lucy uważała, że akurat włosy to najmniejsze podobieństwo, ale dziewczyna wstrzymywała się od uśmiechu. Zawstydzoną twarzyczkę przytuliła do nogi Natsu.

— Ej, co się dzieje? — zapytał troskliwie małą.

Pokręciła główką.

— Ej, rozejdźcie się! — Machnął na przyjaciół. — Otoczyliście ją jak ogórka w słoiku. Dajcie jej trochę pooddychać.

— To… wasze? — zapytała nieśmiało Cana, wypijając duszkiem cały kufel, jakby na zapicie zdziwienia.

— To nasze — potwierdziła otwarcie Lucy, gładząc córkę po głowie. — Trochę się zmieniło przez te lata, co nie? — Zaśmiała się głupio. Inaczej nie umiała zareagować, nic nie przychodziło jej na myśl, oprócz odwrócenia uwagi od siebie, a najlepiej do tego nadawała się Nashi.

— Lu—chan, żartujesz? Gratulacje!

— No, Natsu, twój mały generał zdziałał cuda — zażartował sobie z chłopaka Macao.

— Oczywiście, że się postarałem! Co wy myślicie? — Dumnie wypiął pieść. Zajęło mu chwilę, nim zdał sobie sprawę z uwagi Macao. — I JAKI MAŁY?! — ryknął w towarzystwie śmiecu członków gildii. — Na starość już źle mózg działa?

— Wszystko mi działa sprawnie!

— Ciekawe, co na to ten temat ma do powiedzenia twoja żona — wtrącił się Wakaba, sprawiając, że kolejna fala śmiechu przeszła przez gildię.

Okoliczni rybacy przepłynęły kanałem obok budynku gildii, narzekając na kolejną nieprzespaną noc. Lucy zgodziła się z nimi kiwnięciem. Fairy Tail nie przywoływało burzy, oni sie nią stawali, niszcząc wszystko, co napotkali na swojej drodze. Ale właśnie taki był ich urok — najdroższych poszukiwaczy przygód na kontynencie.

Uściskom nie było końca.

Na Natsu rzucali się wszyscy po kolei, gratulujac mu dziecka, związku i tego, że w końcu dorosnął. W tym całym zgiełku dopiero po krzyku Cany, Luvy zauważyła, że brakuje Graya i Erzy. Z początku trzymali się na uboczu, nie wychylając, jakby czekali na odpowiedni moment na rozmowę.

Pokręciłą głową z zawodu. Zniknęli zanim zdążyła zamienić z nimi słowo. Nawet Maury uciekł po ciepłym powitaniu, które im przygotował. Może właśnie o to chodziło — rodzice postanowili starcić swoje dziecko za niewłaściwe zachowanie. Później ich przeprosi w imieniu chłopaka. Jak zawsze — on chciał tylko dobrze.

— STOP! — wrzask Macao wyrwał ją z zamyślenia.

Stanęła ramię w ramię z Natsu, którego równie mocno zaskoczyła reakcja mężczyzny.

Macao wymienił wymowne spojrzenie z Wakabą, oboje zrozumieli się bez słów i podjęli kolejne kroki, odstawiając stoły na boki i robiąc przejście od wejścia do gildii.

— Co wy robicie z moją gildią? — Oburzył się Laxus. Zszedł z piętra i zatrzymał Wakabę, nim ten przesunął ostatni blat.

— No co? — Wyjął z kieszeni niedopałek i wykorzystał go do stworzenia chmury różowego dymu. Uformował z niej dłoń i pchnął stół przytrzymywany przez Laxusa.

— Nie lubię się powtarzać.

Wakaba westchnął ciężko i coś mruknął pod nosem, że młodzież nie szanuje dłużej starszych. Wypluł niedopałek. Dym opadł, zostawiając na podłodze kolorowy ślad.

— Posłuchaj, Natsu wrócił, opuść trochę tę koparę i nie gorączuj się. Nie miały dzieciaki porządnego ślubu, więc chcemy im go dać.

— Nie mieliście? — zainteresowała się Cana.

— Nie, nie, w sumie tylko podpisaliśmy dokumenty — potwierdziła nieśmiało Lucy. Wcześniej nie brzmiało to tak podejrzanie, ale teraz, gdy się nad tym zastanowiła, niektórzy mogli sądzić, że wpadli i na szybko zarejestrowali małżeństwo przed porodem. Miała ochotę spalić się ze wstydu.

Od Natsu zaczęło bić gotrąco. Szturchnęłą męża, żeby w porę się opamiętał i nie myślal niepotrzebnie o tym, jak zinterpretują ich małżeństwo.

Cana nagle objęła Lucy i zawiesiła się na niej — pół pijana, pół trzeźwa, z nieprzytomnym spojrzeniem i do połowy pełnym kuflem piwa.

— Jakie to smutne! — wybełkotała. — Wygnani. Porzuceni. Bez środków do życia! Nie było was nawet stać na ślub! Ale zakochani!

— Dokładnie! — zgodzili się z nią po kolei członkowie gildii.

— Ach, tragedia. — Macao udał, że wyciera łzę. — Ja uważam, że młodzi zasługują na trochę radości w życiu. Więc o wielki Mistrzu Gildii, czy zezwolisz, żeby tym młodym udzielić ślubu?

Laxus prychnął. Założył ręce i z niezadowoleniem wypisanym na twarzy odsunął się od stołu. Mirajane poklepała go po piersi, po cichu gratulując zachowania. Zapomniała tylko, że w gildii liczącej czterech Pogromców Smoków i trzech małych smoczków, ktoś oprócz samego mężczyzny to usłyszy. Nie zdążyli ustawić ław, a Gajeel wybuchnął śmiechem. Uciszyła go Levy, zasadzając porządnego kopa w metalowe poślady maga. Jęknął z bólu, ku uciesze Laxusa.

— Ej, ej! — Levy stanęła w obronie męża. — To moje metalowe poślady i tylko ja mam prawo je bić i się z nich śmiać.

— Mały potworze, nie przyludziach — zwrócił jej uwagę Gajeel. — I tak, należą tylko do ciebie. — Schylił się i zostawił słodki pocałunek na jej policzku.

— Też cię kocham.

— I my, my! — zawtórowały bliźniaki.

Lucy roztopiło się serce na widok kochanej rodzinki i ich słodkich relacji. Nashi szarpnęła ją za rąbek spódnicy i nieśmiało wtuliła się w jej nogę. Za długo odizolowała dziecko od świata, szczególnie od Fairy Tail, które było jej rodziną. Pogładziła córkę i w myślach przeprosiła ją za ukrywanie przed światem. Nie wynagrodzi jej straconych lat, ale kolejne czekały przed nią i z zgodnie z opowieściami Shiny, nie należały do najszczęśliwszych.

— Wstydzisz się? — zapytała córkę.

Skinęła głowką, mocniej ciągnąc mamę za spódnicę.

— No już, już. — Wzięła córkę na ręce. — Czasami wydają się straszni, ale ogólnie to dobrzy ludzie. Szczególnie ten ogromny, duży pan. — Wskazała na Laxusa. — Zazwyczaj jest potulny jak baranek.

Ponownie prychnął. Lucy zdusiła w gardle komentarz, że powinien skorzystać z wizyty u lekarza, bo coś utknęło mu w gardle. Pozostałych zastanowiło, co się stało. Zostawili Natsu i skupili się na ciężkich spojrzeniach, które wymieniali między sobą Lucy i Laxus. Czuć było napięcie między tymi dwoma. I Nashi zmartwiła się zachowaniem mamy. Tylko Natsu zachował spokój, tak niepodobny do niego.

Stanął między tą dwójką i rzekł:

— Dalej planujesz ją wyrzucić?

Lucy miałą ochotę skarcić go za to, że mówi podobne rzeczy przy dziecku. Nie zdążyła, Laxus odezwał się jako pierwszy:

— Zacznij od tego, że nigdy nie planowałem z powrotem przyjąć ją do gildii. Twoja córka może śmiało dołączyć, ale nie ona.

— No bez przesady — wtrącił się Gajeel. — Twój dziadek nawet mnie przyjął do gildii. I zapomniałeś, co sam zrobiłeś?

— Stul pysk! — warknął Laxus.

— Ale ma rację — dodała Levy. — Nie udawaj niewiniątka, kiedy sam skrzywdziłeś Fairy Tail w przeszłości.

— To co innego — powiedział na swoją obronę. Nikt z Fairy Tail nie umiał przyjąć tego wytłumaczenia.

Ludzie nie zapomnieli o przeszłości, wielu znalazło w Fairy Tail dom, mimo zbrodni, jakich dokonali, dlatego powitali Lucy z uśmiechem. Sama Lucy nie chciała, by te uśmiechy kiedykolwiek zanikły.

— No już, już. Odeszłam, wróciłam i wcale nie muszę nosić znaku gildii, żeby być jednym z was — podkreśliła w dobrej wierze, sądząc, że w ten sposób powstrzyma Fairy Tail od rozprzestrzeniania nienawiści i sporów.

— Mistrzu, nie masz nic przeciwko temu? — Makao zwrócił się z pytaniem w stronę Laxusa.

Mężczyzna odszedł, w milczeniu wyrażając zgodę, na którą wszyscy czekali. Rozległy się wiwaty.

Wakaba przytaszczył w tym czasie dwie beczki najlepszego piwa z ich zapasów. Siekierą wbił się do środka i napełnił pierwszy kufel. Uniósł go wysoko, przygotowując do toastu.

— Stop! — powstrzymał go niespodziewanie Macao. — Najpierw poważniejsze sprawy

Złapał Lucy za ramię i przyciągnął do Natsu.

Macao odchrząknął, zanim zaczął swoją przemowę.

— Czy ty, Natsu Dragneel, bierzesz tę kobietę za żonę?

— Co to ma niby być? Przecież to moja żona! — przypomniał pozostałym Natsu,

— Bierzesz czy nie, inaczej zabiorę!

— No biorę, biorę, ludzie... Chyba wam się coś przegrzało w tej głowie.

— A ty, Lucy Heartfilio, bierzez tego idiotę łaskawie za męża?

— Tak tak, biorę — odpowiedziała potulnie.

— A teraz możesz pocałować pannę młodą! — I wgapił się w małżeństwo, naprawdę oczekując, że ci dwoje za moment się pocałują.

Co bardziej zastanawiające, pozostali członkowie znaleźli się dziwnie blisko nich.

— Mamo, tato, nie pocałujecie się? — upewniła się mała Nashi.

Dziecko niejednokrotnie widziało całujących się rodziców, więc jej drobne oczka zdradziły zdezorientowanie. Lucy nie miała ani czasu, ani ochoty tłumaczyć dziecku, dlatego jej rodzice zachowują się tak, a nie inaczej. Dlatego złapała Natsu za szal, przyciągnęłą do swoich ust i pocałowała głęboko, tak aby nigdy nie zapomniał tego pocałunku.

Rozległy się brawa.

— No i co z ciebie za chłop, że nawet nie potrafisz swojej kobiety porządnie pocałować? — zadrwił z niego Macao.

— Przynajmniej jego żona z nim się nie rozwiodła — dodał złośliwie Wakaba.

— He? Masz coś do mnie? — Macao uderzył czołem o głowę Wakaby. — Ja przynajmniej nie utknąłem na wieki w małżeństwie z takim potworem, jak twoja żona.

— Odszczekaj to, pawianie! — Znalazł się jeszcze bliżej Macao. — Chyba ostatnie nudy rzuciły ci się na ten starczy umysł.

— He? Ja przynajmniej należę do starców, ty się już sypiesz, od razu można wrzucić cię do grobu i nikt na tym nie straci.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!