Trudno uwierzyć, ale taką pierwszą, poważną przygodę z pisaniem rozpoczęłam 9 lat temu (czuję się stara xd). Nie spodziewałam się, że publikując jeden fanfic, odnajdę pasję, przy której będę trwać w sumie nieustannie przez tak długi okres czasu. To wspaniałe uczucie! Dziękuję wszystkim serdecznie, że jesteście ze mną! Że mnie wspieracie! Że zostawiacie po sobie ślad, miły komentarz, gwiazdkę! Obyśmy się spotkali i za kolejne 9 lat!
Na dworcu nikt ich nie powitał.
Lucy stanęła z wypchanymi po brzegi torbami, z Nashi na rękach i Natsu kręcącym się po pozornie znanym miejscu, które zmieniło się przez lata. Przeszło renowację. Usunęli ich ulubioną ławkę — z jednej strony Natsu ją przypalił, z drugiej Gray zamroził i złamał. Niewielu po tej akcji odważyło się na nią siadać. Widziano na niej zazwyczaj czwórkę magów i niebieskiego kota, walczących o kawałek miejsca na drewnianej ławie, w oczekiwaniu na spóźniony pociąg. Ludzie odeszli, sława została, więc pozwolono sobie na odmianę.
Przed oczami Lucy widziała
słodki obraz z przeszłości i siebie — uśmiechniętą, głupią blondynkę oczekującą
na kolejną przygodę a nie na spotkanie z przyjaciółmi, którzy dłużej tymi
przyjaciółmi mogli nie być. Serce waliło jej mocno na samą myśl o Laxusie,
Erzie, ich ostatnim spotkaniu i niesmacznym pożegnaniu.
Mimo wszystko… wrócili…
— Mamo, jestem głodna —
wypaliła Nashi, a skoro oznajmiła głód, to niewiele dzieliło ją od krzyku.
Rozejrzała się nerwowo po
dworcu w poszukiwaniu pani z kanapkami, zawsze stała przy wejściu, w takiej
małej budce, gdzie zazwyczaj robiła trzy rodzaje kanapek na wyjazd.
— Już kochanie, właśnie szukam
czegoś dobrego dla ciebie… Może… NATSU! — ryknęła na męża. Odwrócił się jak
żołnierz, na baczność. — Widziałeś panią z kanapkami?
Przechodnie zerknęli na nich na
moment, a kiedy dotarło do wszystkich, że matka szuka czegoś do jedzenia dla
dziecka, zignorowali ich i ruszyli załatwiać swoje sprawy.
Natsu wziął głęboki wdech. Jego
palec wskazał na kierunek, z którego dochodził zapach. Podążył za nim jeszcze z
zamkniętymi oczami, zostawiając za sobą żonę z dzieckiem. Lucy pokręciła głową.
Meszek z kryształami zabrzęczał w jej kieszeni, druga skrzynka z pieniędzmi
leżała na dnie torby, którą trzymała, a którą Natsu nieświadomie zostawił.
— Tata nie ma przy sobie
pieniędzy? — zauważyła nawet ich córka.
— Nie przejmuj się, zaraz
wróci. — Pogładziła dziecko po mokrych od potu włosach. — Twój tatuś jest
mądry, tylko czasem myśli żołądkiem, a nie głową.
Nagle wyskoczył zza zakrętu,
podbiegł do Lucy i wyciągnął dłoń, prosząc:
— Żono, podzielisz się naszym
majątkiem?
Otworzyła szeroko oczy ze
zdziwienia. Jeszcze się nie spotkała, żeby kiedykolwiek w tej sposób prosił ją
o pieniądze. Westchnęła i podała mu mieszek z kryształami, dodając:
— Pamiętaj o swoim dziecku.
— Hej, mała. — Trącił córkę w
nos. — Wybieraj: mięsko, warzywa czy mieszanka?
— Mięsko! — odkrzyknęła
radośnie Nashi.
— Zdecydowanie mieszanka —
wtrąciła się jeszcze Lucy, posyłając Natsu ostre, nieznoszace sprzeciwu
spojrzenie. Nie śmiałby tu wrócić z kanapką z samym mięsem. — No już — pogoniła
go.
Natsu oddalił się w podskokach,
co rusz zerkając przez ramię i sprawdzając, na jakim etapie złości znajduje się
jego żona. Chyba w końcu doszedł do wniosku, że podstępuje jak ostatni idiota,
bo jak wrócił, posłusznie trzymał dwie kanapki z mięsem i warzywami. Podał
jedną Lucy.
— Jedzenie — burknął jak
obrażone dziecko.
— No już, już, to wszystko dla
ciebie — zapewniła go i odwinęła kanapkę dla Nashi. Dziewczynka zaczęła ją jeść
bez słowa, nawet jeśli nie dostała upragnionej z samym mięsem.
Wzięli wszystkie torby i
ruszyli przez tłum spieszący się na najbliższy pociąg do Crocus. Ominęli ich z
trudem, w ostatniej chwili, ustępując drogi, gdy ponad setka ludzi rzuciła się
na peron. Wyszli z budynku dopiero po kilku minutach.
Zegar wiszący przed wejściem
wskazał dopiero jedenastą godzinę.
Lucy wyjęła kryształ
komunikacyjny i zdzwoniła się z Maurym. Odebrał po kilku sygnałach:
— Już jesteście?
— Uciekliśmy z dworca i tam na
razie stoimy. Da się wejść do gildii czy lepiej poczekać? — upewniła się Lucy.
— Nie, nie, od razu wchodźcie,
nie ma na co czekać. Ludzie, ale… — urwał. — To niespodzianka — wydawało się,
że te słowa kieruje do osoby trzeciej.
Rozłączyła się. Skoro dostała
znak, że może przybywać, nie uważała, by źle postąpiła udając się do Fairy Tail
z Natsu i Nashi.
— Gotowa poznać swoją rodzinę?
— Natsu zaczepił swoją córeczkę. Odebrał ją od Lucy i usadził dziecko na swoich
ramionach. — To jest najbardziej szalona gromada w całym Fiore! Pokochasz ich!
— A są silni? Będą w stanie
mnie pokonać? — Nashi nerwowo rozejrzała się po straganach. — Pewnie są słabi?
— Ciebie? Pokonać? Nie mają
żadnych szans — zapewnił ją Natsu. — Ale uważaj na niektórych. Może i ich
pokonasz, ale to pociągnie za sobą straszne konsekwencje.
— Erza będzie wściekła na
tatusia — włączyła się do rozmowy Lucy, nie odpuszczają mu sekundy złośliwości.
— Tata czasem się trzęsie się na wspomnienie o Erza.
— Tata? Tata niczego się nie
boi! —wykrzyczała ich córeczka, na co kilka osób odpowiedziało im szczerym
uśmiechem.
Nashi schowała zawstydzoną
twarz we włosy swojego ojca.
— Mój wstydliwy smoczek. — Lucy
poprawiła luźno zawiązany warkocz dziecka. — Tak poza kilkoma wyjątkami, twój
tata naprawdę niczego się nie boi. Jest niesamowity.
— Jesteśmy — oznajmił jej nagle
Natsu.
Zatrzymała się w połowie kroku.
Jej ręce nieświadomie zadrżały ze strachu przed reakcją dawnych przyjaciół na
jej widok. Nie miała już na sobie znaku gildii, odeszła jako obca, zabierając
ze sobą Natsu bez żadnego pytania. Mówili, że czas leczy rany, ale często
zapominało się, blizny nigdy się nie goją. Przeżywała z tym najgorszy horror.
Gdyby tylko umiała cofnąć czas i postąpić inaczej? Może wtedy nie bałaby się
wejść do miejsca, które kiedyś uważała za dom.
Natsu objął ją jedną ręką i
skinął znacząco głową na znak, że już tu razem z nią, że nie jest sama.
Odpowiedziała mu niewinnym
uśmiechem.
Przyłożyła dłoń do drzwi i
zapukała nieśmiało. Rozmowy ucichły. Wydawało się, że jako pierwszy ze
wszystkich odezwał się Maury, biegnąc w kierunku drzwi i mówiąc, że on otworzy.
I się nie pomyliła. Najpierw dojrzała dorosłą, pewną siebie twarz chłopca,
którego jeszcze lat pamiętała jako głupiego dzieciaka, który nie umie korzystać
ze swojej mocy.
— Cześć — przywitała się
niewinnie.
— Hejka wszystkim, jak wasze
tyłki? Jeszcze całe po tym, jak mnie tu tyle nie było? — Natsu miał o wiele
więcej do powiedzenia.
Gray dosłownie spadł z krzesła,
pociągając za sobą serwetkę, na której leżał talerz z ulubionym ciastek
truskawkowym Erzy. Kobieta nie zauważyła zguby, zbyt mocno wlepiła zdumione
spojrzenie w Lucy, a potem zwróciła się od razu w stronę Laxusa. Ten siedział
na pierwszym piętrze, na balkonie bez większego wyrazu na twarzy, jakby
niewiele go obchodziło ponowne pojawienie się Lucy w Fairy Tail.
— Lu—chan! — usłyszała jako
pierwsze wołanie Levy.
Dwa takie same małe potworki
pociągnęły niezmiennie wyglądającą młodo mamę w kierunku Lucy, patrząc głęboko
z ciekawością na posadzoną wysoko Nashi. Równocześnie wskazali w tym samym
kierunku i oświadczyli:
— Tato, my też tak chcemy!
— Wy dwa potwory! — ryknął
Gajeel. — Ostatnio brałem was na barana i co? Oboje w tym samym czasie
zmieniliście się w żelazo! Wiecie, ile razem ważycie?!
— Dużo — znów odpowiedzieli
chórkiem.
Gajeel, jako pełnoprawny
ojciec, poddał się pod naciskiem swoich dzieci. Uderzył czołem o stół,
rozwalając drewno w pół i tylko coś wydukał, że rodzicielstwo jest trudniejsze
od walki ze smokami. Niektórzy zaśmiali się pod nosem, a inny udali, że niczego
nie słyszeli. Lucy skinęła zgodnie, Natsu tylko podążył jej śladem. Oboje
dobrze znali uczucie, które towarzyszyło Gajeelowi.
— Nasz mały potworek też daje w
kość — pochwalił się Natsu, zdejmując Nashi ze swoich barków.
Dziewczynka złapała się ojca
mocno, nie chcąc go puszczać ani na moment. Otoczył ją tłum obcych ludzi,
którzy wlepili ciekawskie spojrzenia w „małego potworka”, jak to określił
Natsu. Levi przyjrzała najdokładniej dziewczynce. Dotknęła fragment jej
różowych włosów i porównała kolor z tym, który należał do Natsu. Lucy uważała,
że akurat włosy to najmniejsze podobieństwo, ale dziewczyna wstrzymywała się od
uśmiechu. Zawstydzoną twarzyczkę przytuliła do nogi Natsu.
— Ej, co się dzieje? — zapytał
troskliwie małą.
Pokręciła główką.
— Ej, rozejdźcie się! — Machnął
na przyjaciół. — Otoczyliście ją jak ogórka w słoiku. Dajcie jej trochę
pooddychać.
— To… wasze? — zapytała
nieśmiało Cana, wypijając duszkiem cały kufel, jakby na zapicie zdziwienia.
— To nasze — potwierdziła
otwarcie Lucy, gładząc córkę po głowie. — Trochę się zmieniło przez te lata, co
nie? — Zaśmiała się głupio. Inaczej nie umiała zareagować, nic nie przychodziło
jej na myśl, oprócz odwrócenia uwagi od siebie, a najlepiej do tego nadawała
się Nashi.
— Lu—chan, żartujesz?
Gratulacje!
— No, Natsu, twój mały generał
zdziałał cuda — zażartował sobie z chłopaka Macao.
— Oczywiście, że się
postarałem! Co wy myślicie? — Dumnie wypiął pieść. Zajęło mu chwilę, nim zdał
sobie sprawę z uwagi Macao. — I JAKI MAŁY?! — ryknął w towarzystwie śmiecu
członków gildii. — Na starość już źle mózg działa?
— Wszystko mi działa sprawnie!
— Ciekawe, co na to ten temat
ma do powiedzenia twoja żona — wtrącił się Wakaba, sprawiając, że kolejna fala
śmiechu przeszła przez gildię.
Okoliczni rybacy przepłynęły
kanałem obok budynku gildii, narzekając na kolejną nieprzespaną noc. Lucy
zgodziła się z nimi kiwnięciem. Fairy Tail nie przywoływało burzy, oni sie nią
stawali, niszcząc wszystko, co napotkali na swojej drodze. Ale właśnie taki był
ich urok — najdroższych poszukiwaczy przygód na kontynencie.
Uściskom nie było końca.
Na Natsu rzucali się wszyscy po
kolei, gratulujac mu dziecka, związku i tego, że w końcu dorosnął. W tym całym
zgiełku dopiero po krzyku Cany, Luvy zauważyła, że brakuje Graya i Erzy. Z
początku trzymali się na uboczu, nie wychylając, jakby czekali na odpowiedni
moment na rozmowę.
Pokręciłą głową z zawodu.
Zniknęli zanim zdążyła zamienić z nimi słowo. Nawet Maury uciekł po ciepłym
powitaniu, które im przygotował. Może właśnie o to chodziło — rodzice
postanowili starcić swoje dziecko za niewłaściwe zachowanie. Później ich
przeprosi w imieniu chłopaka. Jak zawsze — on chciał tylko dobrze.
— STOP! — wrzask Macao wyrwał
ją z zamyślenia.
Stanęła ramię w ramię z Natsu,
którego równie mocno zaskoczyła reakcja mężczyzny.
Macao wymienił wymowne
spojrzenie z Wakabą, oboje zrozumieli się bez słów i podjęli kolejne kroki,
odstawiając stoły na boki i robiąc przejście od wejścia do gildii.
— Co wy robicie z moją gildią?
— Oburzył się Laxus. Zszedł z piętra i zatrzymał Wakabę, nim ten przesunął
ostatni blat.
— No co? — Wyjął z kieszeni
niedopałek i wykorzystał go do stworzenia chmury różowego dymu. Uformował z
niej dłoń i pchnął stół przytrzymywany przez Laxusa.
— Nie lubię się powtarzać.
Wakaba westchnął ciężko i coś
mruknął pod nosem, że młodzież nie szanuje dłużej starszych. Wypluł niedopałek.
Dym opadł, zostawiając na podłodze kolorowy ślad.
— Posłuchaj, Natsu wrócił,
opuść trochę tę koparę i nie gorączuj się. Nie miały dzieciaki porządnego
ślubu, więc chcemy im go dać.
— Nie mieliście? —
zainteresowała się Cana.
— Nie, nie, w sumie tylko
podpisaliśmy dokumenty — potwierdziła nieśmiało Lucy. Wcześniej nie brzmiało to
tak podejrzanie, ale teraz, gdy się nad tym zastanowiła, niektórzy mogli
sądzić, że wpadli i na szybko zarejestrowali małżeństwo przed porodem. Miała
ochotę spalić się ze wstydu.
Od Natsu zaczęło bić gotrąco.
Szturchnęłą męża, żeby w porę się opamiętał i nie myślal niepotrzebnie o tym,
jak zinterpretują ich małżeństwo.
Cana nagle objęła Lucy i
zawiesiła się na niej — pół pijana, pół trzeźwa, z nieprzytomnym spojrzeniem i
do połowy pełnym kuflem piwa.
— Jakie to smutne! —
wybełkotała. — Wygnani. Porzuceni. Bez środków do życia! Nie było was nawet
stać na ślub! Ale zakochani!
— Dokładnie! — zgodzili się z
nią po kolei członkowie gildii.
— Ach, tragedia. — Macao udał,
że wyciera łzę. — Ja uważam, że młodzi zasługują na trochę radości w życiu.
Więc o wielki Mistrzu Gildii, czy zezwolisz, żeby tym młodym udzielić ślubu?
Laxus prychnął. Założył ręce i
z niezadowoleniem wypisanym na twarzy odsunął się od stołu. Mirajane poklepała
go po piersi, po cichu gratulując zachowania. Zapomniała tylko, że w gildii
liczącej czterech Pogromców Smoków i trzech małych smoczków, ktoś oprócz samego
mężczyzny to usłyszy. Nie zdążyli ustawić ław, a Gajeel wybuchnął śmiechem.
Uciszyła go Levy, zasadzając porządnego kopa w metalowe poślady maga. Jęknął z
bólu, ku uciesze Laxusa.
— Ej, ej! — Levy stanęła w
obronie męża. — To moje metalowe poślady i tylko ja mam prawo je bić i się z
nich śmiać.
— Mały potworze, nie
przyludziach — zwrócił jej uwagę Gajeel. — I tak, należą tylko do ciebie. —
Schylił się i zostawił słodki pocałunek na jej policzku.
— Też cię kocham.
— I my, my! — zawtórowały
bliźniaki.
Lucy roztopiło się serce na
widok kochanej rodzinki i ich słodkich relacji. Nashi szarpnęła ją za rąbek
spódnicy i nieśmiało wtuliła się w jej nogę. Za długo odizolowała dziecko od
świata, szczególnie od Fairy Tail, które było jej rodziną. Pogładziła córkę i w
myślach przeprosiła ją za ukrywanie przed światem. Nie wynagrodzi jej
straconych lat, ale kolejne czekały przed nią i z zgodnie z opowieściami Shiny,
nie należały do najszczęśliwszych.
— Wstydzisz się? — zapytała
córkę.
Skinęła głowką, mocniej ciągnąc
mamę za spódnicę.
— No już, już. — Wzięła córkę
na ręce. — Czasami wydają się straszni, ale ogólnie to dobrzy ludzie.
Szczególnie ten ogromny, duży pan. — Wskazała na Laxusa. — Zazwyczaj jest
potulny jak baranek.
Ponownie prychnął. Lucy zdusiła
w gardle komentarz, że powinien skorzystać z wizyty u lekarza, bo coś utknęło
mu w gardle. Pozostałych zastanowiło, co się stało. Zostawili Natsu i skupili
się na ciężkich spojrzeniach, które wymieniali między sobą Lucy i Laxus. Czuć
było napięcie między tymi dwoma. I Nashi zmartwiła się zachowaniem mamy. Tylko
Natsu zachował spokój, tak niepodobny do niego.
Stanął między tą dwójką i
rzekł:
— Dalej planujesz ją wyrzucić?
Lucy miałą ochotę skarcić go za
to, że mówi podobne rzeczy przy dziecku. Nie zdążyła, Laxus odezwał się jako
pierwszy:
— Zacznij od tego, że nigdy nie
planowałem z powrotem przyjąć ją do gildii. Twoja córka może śmiało dołączyć,
ale nie ona.
— No bez przesady — wtrącił się
Gajeel. — Twój dziadek nawet mnie przyjął do gildii. I zapomniałeś, co sam
zrobiłeś?
— Stul pysk! — warknął Laxus.
— Ale ma rację — dodała Levy. —
Nie udawaj niewiniątka, kiedy sam skrzywdziłeś Fairy Tail w przeszłości.
— To co innego — powiedział na
swoją obronę. Nikt z Fairy Tail nie umiał przyjąć tego wytłumaczenia.
Ludzie nie zapomnieli o
przeszłości, wielu znalazło w Fairy Tail dom, mimo zbrodni, jakich dokonali,
dlatego powitali Lucy z uśmiechem. Sama Lucy nie chciała, by te uśmiechy
kiedykolwiek zanikły.
— No już, już. Odeszłam,
wróciłam i wcale nie muszę nosić znaku gildii, żeby być jednym z was —
podkreśliła w dobrej wierze, sądząc, że w ten sposób powstrzyma Fairy Tail od
rozprzestrzeniania nienawiści i sporów.
— Mistrzu, nie masz nic
przeciwko temu? — Makao zwrócił się z pytaniem w stronę Laxusa.
Mężczyzna odszedł, w milczeniu
wyrażając zgodę, na którą wszyscy czekali. Rozległy się wiwaty.
Wakaba przytaszczył w tym
czasie dwie beczki najlepszego piwa z ich zapasów. Siekierą wbił się do środka
i napełnił pierwszy kufel. Uniósł go wysoko, przygotowując do toastu.
— Stop! — powstrzymał go
niespodziewanie Macao. — Najpierw poważniejsze sprawy
Złapał Lucy za ramię i
przyciągnął do Natsu.
Macao odchrząknął, zanim zaczął
swoją przemowę.
— Czy ty, Natsu Dragneel,
bierzesz tę kobietę za żonę?
— Co to ma niby być? Przecież
to moja żona! — przypomniał pozostałym Natsu,
— Bierzesz czy nie, inaczej
zabiorę!
— No biorę, biorę, ludzie...
Chyba wam się coś przegrzało w tej głowie.
— A ty, Lucy Heartfilio,
bierzez tego idiotę łaskawie za męża?
— Tak tak, biorę —
odpowiedziała potulnie.
— A teraz możesz pocałować pannę
młodą! — I wgapił się w małżeństwo, naprawdę oczekując, że ci dwoje za moment
się pocałują.
Co bardziej zastanawiające,
pozostali członkowie znaleźli się dziwnie blisko nich.
— Mamo, tato, nie pocałujecie
się? — upewniła się mała Nashi.
Dziecko niejednokrotnie
widziało całujących się rodziców, więc jej drobne oczka zdradziły
zdezorientowanie. Lucy nie miała ani czasu, ani ochoty tłumaczyć dziecku,
dlatego jej rodzice zachowują się tak, a nie inaczej. Dlatego złapała Natsu za
szal, przyciągnęłą do swoich ust i pocałowała głęboko, tak aby nigdy nie
zapomniał tego pocałunku.
Rozległy się brawa.
— No i co z ciebie za chłop, że
nawet nie potrafisz swojej kobiety porządnie pocałować? — zadrwił z niego
Macao.
— Przynajmniej jego żona z nim
się nie rozwiodła — dodał złośliwie Wakaba.
— He? Masz coś do mnie? — Macao
uderzył czołem o głowę Wakaby. — Ja przynajmniej nie utknąłem na wieki w
małżeństwie z takim potworem, jak twoja żona.
— Odszczekaj to, pawianie! — Znalazł
się jeszcze bliżej Macao. — Chyba ostatnie nudy rzuciły ci się na ten starczy
umysł.
— He? Ja przynajmniej należę do
starców, ty się już sypiesz, od razu można wrzucić cię do grobu i nikt na tym
nie straci.
0 Comments:
Prześlij komentarz