Adrien spakował ostatnie rzeczy do torby, upychając je do drugiej kieszeni, w której Plagg nie spał. A jak na złość zwierzak wybrał sobie tę większą, z dnem obłożonym koszulką na zajęcia WF. I spał tak od samego rana, aż do zakończenia zajęć, nie budząc się nawet na pięć minut w trakcie domniemanego ataku Władcy Ciem.
Podobno kwami nie potrzebowały snu tak samo jak ludzie, ale najwyraźniej w pewnych okolicznościach zachowywały się jak koty.
Nie miało to większego znaczenia dla Adriena. Przynajmniej ominęło go otwieranie camemberta przy wszystkich uczniach i tłumaczenie się, dlaczego je tak cuchnącą rzecz w szkole. Dzień również minął spokojnie, zaskakująco normalnie jak na ostatni rok jego superbohaterskiej kariery. Nie pamiętał kiedy ostatnio ktokolwiek pozwolił mu cieszyć się zwyczajnym, nastoletnim życiem. Życzył sobie, żeby doznać w przyszłości w takich dni – bez walk, ratowania życia i poobijanych kości, nawet jeśli to oznaczało braku spotkań z Biedronką. Ona też czasem potrzebowała odpoczynku.
— Adrien? — Marinette nieśmiało do niego podeszła.
— No co tam? Udał się nam eksperyment na chemii, co nie? — dla przełamania lodów wspomniał o wspólnym zadaniu sprzed dwóch godzin, które zaliczyli jako pierwsi z klasy.
— E? — zdziwiła się. — A tak, tak, eksperyment. Dobrze, że z moim szczęściem nic nam nie wybuchło.
— Myślisz, że dalibyśmy radę wysadzić szkołę w powietrze?
— Z moimi możliwościami to bardzo prawdopodobne. — Zaśmiała się słodko. — A skoro już rozmawiamy o… o… To znaczy o szkole, no i jesteśmy już po niej, nie pakujesz się za szybko, więc pewnie się nigdzie nie spieszysz, więc może… ciastko? Herbata?
— Zapraszasz mnie do siebie do domu?
— Ja… — Marinette nagle palnęła się w czoło. — Tak, u mnie jest ciastko i kawa – zdała sobie sprawę, jakby jej dom wcale nie był w planach na wspólne spędzenie czasu.
— Jeśli nie chcesz, to…
— Nie, nie! — przerwała mu gwałtownie. — Wszystko mi pasuje. Ostatnio rodzice nauczyli mnie robić taki pyszny sernik.
Nagle coś zaburczało i to w torbie Adriena. Przycisnął ją do siebie, udając, że dźwięk wydobył się z jego żołądka. Zaczerwienił się odruchowo.
— Ja…
— Jesteś… głodny? — zapytała niewinnie Marinette.
— Umieram z głodu, a na wspomnienie o twoich wypiekach, to aż zaczyna mi grać w żołądku. Ale spokojnie, to…
Grrr…
Burczenie stało się jeszcze głośniejsze.
Adrien schował zawstydzoną twarz między dłońmi, mając ochotę wywalić torbę wraz z Plaggiem na zewnątrz. Marinette nic nie mówiła o serze, tylko serniku, a ten głupi kot wyłapał po tylu godzinach snu, że ma na coś ochotę.
— Mogę wpaść? Jestem głodny? — ciągnął dalej swoją wymówkę.
— Tak, to znaczy… — Marinette wybuchnęła śmiechem, nie zdołała dłużej wstrzymać w sobie radości. Z tego wszystkiego, aż się rozpłakała. — Przepraszam, przepraszam, ale nigdy… to znaczy, że ty potrafisz… Przepraszam.
— Nie, nie, to zdecydowanie moja wina. Wybacz. Nie mów o tym nikomu.
— Spokojnie, nie powiem, poza tym jak wrócę, to rodzice naszykują jakiś obiad. Może masz ochotę zostać?
Propozycja Marinette sprawiła, że serce zabiło mu mocniej w piersi. W najbardziej odległych snach nie marzył, że jeszcze raz będzie mu dane zasiąść przy stole z rodziną Dupain—cheng – przy stole wypełnionym ciepłem rodzinnym, uśmiechem i miłością, zupełnie innym od pustego, chłodnego blatu, przy którym siadał wraz z ojcem.
Koniec końców burczenie Plagga okazało się bardzo… przydatne.
— Jeśli jeszcze jeden bezdomny kot nie będzie przeszkadzał to z przyjemnością przyjmę zaproszenie.
0 Comments:
Prześlij komentarz