Brakowało
jej unoszącego się w powietrzu zapachu herbaty. Zastąpił ją za to ten sam swąd
rozkładających się ciał, który zostawiła za sobą w jaskini.
Powróciła do
niej?
Nie była tego pewna. Brakowało sił, aby na chwilę rozchylić powieki i sprawdzić swoje przypuszczenia. Dlatego zostało jej bazowanie na pozostałych zmysłach. Jednak nikt się nie odzywał, trwała niepokojąca cisza, pogłębiająca w niej lęk, że została w tej ciemności sama. Gdzie Natsu? Co z Erzą i Grayem? Przypomniała sobie również o Nashi, która zniknęła chwilę przed tym, jak pojawił się bóg. O Maurym starała się zapomnieć. Skrzywdziłaby świadomie chłopaka, choć nic złego nie uczynił, oprócz tego, że się narodził.
— N... —
wypowiedziała pierwszą literę od imienia Natsu i zemdlała z braku sił.
Budziły ją
pojedyncze przebłyski.
Ktoś wziął
ją na ręce i zaczął nieść, ktoś silny i szerokich barkach i bardzo męskiej
twarzy. Nie był to Natsu, ta osoba przerastała go o głowę, a nawet dwie. Potem
obudziła się na moment, leżąc w łóżku.
Poruszyła
palcem wskazujący, przesuwając go w bok. Przypadkowo ręka zsunęła się ze śliskiej
sofy i zawisła bezwładnie w powietrzu.
Kolejny raz
straciła przytomność.
— To moja
wina — usłyszała po którymś z kolei przebudzeniu.
— Nie mów
tak — odezwał się drugi głos, zdecydowanie należał do mężczyzny.
— Czyli to jest...
moje przeznaczenie?
— Możemy
jeszcze uratować świat.
— A dlaczego
miałbyś ratować świat?! — krzyknęła gniewnie.
Lucy wzięła
głębszy wdech, co zwróciło uwagę siedzącej obok niej dziewczyny. Wróciła do
Lucy, ujęła ją za dłoń i ścisnęła, mówiąc, że wszystko będzie dobrze.
Niekoniecznie w to uwierzyła. Moment później odpłynęła.
Ostatni raz
i pierwszy otworzyła oczy, kiedy zegar wybił północ.
Jej ciało
leżało bezwładnie na starej sofie, przykryte grubym kocem i dodatkową warstwą
materiałów, które ją ogrzewały. Było jej za ciepło, dusiła się pod ich
ciężarem. Zrzuciłaby je z siebie, gdyby nie niemoc, z jaką się spotkała.
— Natsu? —
zapytała, gardło miała wysuszone, nie pogardziłaby szklanką wody.
Usłyszała
stukot, jakby drewna o podłogę. Obróciła bardzo powoli i ostrożnie głowę w
stronę wejścia. Moment później stanęła w progu Erza. Podpierała się kulami,
idąc krok po kroku w stronę Lucy. Zabrała za sobą krzesło od kompletu i usiadła
obok.
— Popełniłam
błąd — zaczęła, odwracając wzrok od Lucy.
— Hm? — Na
więcej dziewczynę nie było stać.
— Okłamałaś
nas — kontynuowała Erza. — Jak mogłaś?
Okłamała
przyjaciół... Ciekawiło ją, do czego konkretnie odnosi się Erza: czy chodziło
jej o Nashi, boga, jaskinię, a może dowiedziała się o czymś zupełnie innym?
Niezależnie od wszystkiego, postąpiła właściwie, wytykając Lucy błąd. Zasłużyła
na to.
— Cholera,
cholera, cholera — wysyczała Erza, po czym rzuciła kulą w ścianę. Rozległ się
rumor, kula opadła na podłogę, a hałas wciąż odbił się echem między ścianami
budynku. — Zaufałam ci! Zaryzykowałam życie i... Myślałam, że jesteś moją
przyjaciółką, rodziną!
Była nią.
— Czy
zdajesz sobie sprawę z tego, co właśnie czuję? Zdradziłaś mnie, nas wszystkich
— podkreśliła, jakby chciała, żeby Lucy poczuła się ze swoimi winami jeszcze
gorzej.
Erza chyba w
końcu zdała sobie sprawę, że nic nie wskóra tą rozmową. Wstała o własnych
siłach i, włócząc zranioną nogę, zabrała leżącą kulę i odeszła.
Lucy
zasnęła, nie znalazła więcej sił na rozmowę.
Jasne słońce
przedarło się przez stłuczone okno, padając prosto na przebudzającą się Lucy.
Przeciągnęła się, po raz pierwszy od kilku dni. Ciało miała zesztywniałe,
poruszała się ciężko, nogi odmówiły jej posłuszeństwa, gdy wstała. W ostatniej
chwili oparła się o stolik kawowy i opadła ponownie na sofę, tym razem
pozostała w pozycji siedzącej.
Wzięła
głęboki wdech. W tym samym momencie zaburczało jej w brzuchu.
Przypomniała
sobie o wydarzeniach z jaskini…
Chwyciła się
gwałtownie za miejsce, w którym bóg wydrążył w jej ciele otwór i wcisnął
lakrymę Iggisa. Nie pozostał tam żaden ślad, rana zasklepiła się i wyglądało, że
nigdy przedtem nikt poważnie nie zranił jej w tych okolicach ciała.
To nie
wyglądało właściwie.
Może i
wszystko zdarzyło się w śnie, ale ból był za realny, towarzyszył jej długo,
pamiętała to pogłębiające się pieczenie. A teraz nic. Zamknęła się w
druzgocącym wspomnieniu, odtwarzając je po raz ostatni, póki pamiętała
szczegóły, a te były aż za wyraźne. Krzywiła się na samą myśl o lakrymie, którą
wżarł w nią bóg. Potem pojawił się obraz zrozpaczonego Natsu, patrzącego
bezradnie na Lucy.
Wbiła
paznokcie w ramię, przedzierając się aż do krwi. To było zbyt wiele.
Wypuściła
trzymane w płucach powietrze i odetchnęła ciężko, dopiero teraz zdając sobie
sprawę, jak wielki błąd popełniła, przeżywając jeszcze raz ten koszmar.
— Natsu... —
Jej ciało zadrżało. — Gdzie jesteś?
Opadła na
podłogę. Przyklęknęła i przesunęła się o kawałek, w moment zlewając się potem.
Oddech przyspieszyła wraz z bijącym jak oszalałe serce. Sądziła, że jeszcze
chwila i rozsadzi jej pierś. Niezależnie od wszystkiego, musiała spotkać się z
Natsu. Raz na zawsze trzeba było rozwiązać niektóre problemy, zbyt długo
trzymała wszystko w sobie, a od dziś Natsu stał się częścią wszystkiego.
Szła w
pozycji klęczącej wolno, wykonując drobne, mniej męczące ją ruchy, aż zrobiła
sobie przerwę przy drzwiach, przez które wcześniej weszła Erza. Rozejrzała się,
czy przypadkiem nie spotka reszty kompanów. Nikogo nie dostrzegła w zasięgu
wzroku. Na szczęście. Choć z drugiej strony chętnie by się dowiedziała, gdzie
położyli Natsu.
— Musimy
wyznać prawdę Laxusowi, to nasz nowy mistrz! — usłyszała nagle głos Erzy.
Dopiero
teraz dostrzegła słabe światło wydobywające się spod zamkniętych drzwi.
Odruchowo doczołgała się pod nie.
— Gray,
powiedz coś! — oburzyła się kobieta.
— A co mam
powiedzieć, he!? — Uderzył w coś, rozległ się huk. — Powiemy Laxusowi i co niby
zrobi!? Myślisz, że w obecnym stanie poprosi Lucy na bok i grzecznie jej
wytłumaczy, że źle postąpiła?
— To mamy
zostawić to i zapomnieć, że nie widzieliśmy tych ciał?!
— Ja nigdy
nie zapomnę tych ciał! Przynajmniej odważyła się na krok, na który my
stchórzyliśmy. Odwaliła za nas czarną robotę!
Czarną
robotę?
Podejrzewała,
o co oskarża ją Erza i co mogli odkryć, ale do tej pory nie wzięła jeszcze
jednej okoliczności — śmierci rodziców Maurego...
— Nie ma
sensu się kłócić, potem porozmawiamy — oddaliła Graya.
— Kiedy
"potem"? Odkładamy tę rozmowę po raz setny i za każdym razem mówisz
to samo. Nie zmienisz zdania i nie słuchasz mojego! TY już postanowiłaś i tylko
TWOJE słowo się liczy! — zarzucił kobiecie Gray.
— Bardzo
chętnie wysłucham twojego zdania, ale musisz wziąć pod uwagę wszystkie
okoliczności.
— Ale to i
ty ich nie bierzesz!
— Wręcz
przeciwnie, Lucy to moja przyjaciółka.
— Skoro Lucy
to twoja przyjaciółka to zachowuj się jak na przyjaciółkę przystało!
— Że co?! —
Erza uniosła się. — Mogłam polecieć od razu po straże, złamała prawo, zabiła
ludzi. Zostałam. Zaopiekowałam się nią i...
— Maury
zabił o wiele więcej osób, do tego niewinnych.
— Nie
chciał, Lucy to zrobiła świadomie.
— Nie
chciał?! Oczywiście, że chciał. Nie powiedział nam o swoich rodzicach, których
tu zamknął, zostawił ich na śmierć. Lucy uratowała naszego syna, zabijając ich
przed nim. Nie pozwoliła, by na duszy naszego dziecka pojawiła się kolejna
zadra, co powinno być NASZYM obowiązkiem — przypomniał Gray. Syknął i zaczął
chodzić wokół pokoju, jego głośnie kroki były słyszalne na całym korytarzu.
— Maury to
dziecko, Lucy to dorosła kobieta — ciągnęła dalej Erza. — Maury nie był
nauczony świata, Lucy dobrze wiedziała, co czyni. Nic jej nie usprawiedliwia.
— Właściwie
to wszystko. Poza tym nie masz żadnych dowodów na to, że to akurat ona.
— Mamy i to
wystarczająco dużo.
— Niby
jakie? — Zaśmiał się. — To twoje przypuszczenia. Słuszne, wiem, że to zrobiła,
ale nie ma dowodów, żeby ją skazać.
— Ale są
wystarczające, żeby ją czegoś nauczyć! — Erza trzymała przy swoim. — Nie jest
dzieckiem.
Lucy
zapłakała...
Trzy lata
czekała na najdroższych przyjaciół, choć została przez nich zdradzona, porzucona
sama w gildii, bez ani jednego listu pożegnalnego, bo taki dostała tylko od
Natsu. Kiedy ponownie się pojawili, miała wątpliwości i to wiele, w końcu
przezwyciężyła je. Dała sobie szansę. Dała im szansę. Poświęciła, co mogła dla
Maurego, wspomogła chłopca w najcięższym dla niego czasie i nauczyła drogi
życia. Wszystko na nic? Jedna zbrodnia i do tego słuszna... okazała się zdradą
w oczach Erzy?
Drzwi
gwałtownie się otworzyły. W progu stanął Gray, wbił wzrok w leżącą na podłodze
Lucy. Zawahał się, jakby podejmował teraz ważną dla siebie decyzję.
Zamknął
drzwi. Dotknął usta palcem, sugerując Lucy, by siedziała cicho, a potem wziął
ją na ręce i zaprowadził na koniec korytarza.
— Otwórz —
wyszeptał.
Szarpnęła za
klamkę, na ile była w stanie. Gray wspomógł ją, przytrzymując drzwi stopą.
Odepchnął je i wszedł do środka, do kwadratowej sypialni, w której większość
mebli przykryto folią. Okna zabite były deskami, słabe światło przedostawało
się przez szpary, padając na stojące w kącie łóżko.
Natsu spał
spokojnie, szyję miał owiniętą brudnym bandażem, na którym odcisnęły się krwawe
plamy. Najpewniej Erza przykryła go kilkoma warstwami koców, cały czas drżał z
zimna.
Gray zaniósł
Lucy na brzeg łóżka i tam ją posadził. Podparła się ręką, żeby utrzymać
równowagę i przypadkowo nie upaść na śpiącego Natsu. Potrzebował jeszcze
odpoczynku po wszystkim, co ich spotkało.
— Obudził
się z raz? — spytała Graya.
Chłopak
nalał jej z dzbanka wody i podał szklankę. Wypiła za jednym haustem całość,
woda przyniosła jej niewyobrażalne ukojenie. Dopiero po niej odetchnęła ze
spokojem.
— Nie —
odpowiedział w końcu. — A miał?
— Chyba...
tak. — Przynajmniej taką miała nadzieję.
—
Znaleźliśmy go z właściwie poderżniętym gardłem, Erza zużyła praktycznie całą
swoją moc, żeby go uratować, ja się zająłem tobą — wyjaśnił jej pokrótce, co
się wydarzyło po zemdleniu. — A jaka jest twoja wersja historii?
Uniosła
wzrok, napotykając wgapione w nią spojrzenie Graya. Nie oczekiwała innej
reakcji z jego strony, zresztą zasłużyła na podejrzliwość.
— Ten bóg,
którego uwolniliśmy, poderżną Natsu gardło nożem pogromcy smoków lodu, który
zabił mistrza — opowiedziała tę część, nie uważając, że w jakikolwiek sposób
należy ją ukrywać. — Użył krwi Natsu, żeby wykonać jakiś rytuał.
— Jaki? —
dopytał się stanowczym tonem.
— Chciałabym
to wiedzieć. — Ujęła wystającą z nad koców dłoń Natsu. Była chłodna. — Zaprosił
nas na herbatkę. Było tam wiele wolnych miejsc przy stole, myślałam, że to was
zamierzają zaprosić, ale tak się nie stało.
— Hm... A co
w takim razie z tobą zrobił?
— Gdybym
to... tylko wiedziała. — Złapała się za skurczony brzuch. Ból wciąż pulsował po
całym jej ciele, a wspomnienie ożywało. Nie chciała tego. Wolała zapomnieć i
nigdy więcej do tego nie wracać.
Gray nie
naciskał dłużej.
Zrzucił
jedną z folii i usiadł naprzeciwko Lucy na fotelu. Słońce schowało się za
chmurami, w pokoju zapanowała ciemność. Chłopak wyjął z pochwy ostrze i
podrzucił je do góry. Okręciło się kilka razy w powietrzu, aż opadło na
podłogę, wbijając się między panele. Lucy rozpoznała w tym ostrzu miecz, którym
bóg poderżnął Natsu gardło.
—
Znaleźliśmy to przy was. Lucy... — zawahał się. Na moment odwrócił wzrok.
— Mów —
pospieszyła go. Wystarczająco dużo przeżyła, by nie zaakceptować kolejnej
prawdy.
— To ty
trzymałaś ten miecz — wyznał jej nagle.
Odsunęła
rękę od Natsu, podsuwając ją pod swoją pierś. Otworzyła dłoń i wpatrzyła w
wąskie palce, pokryte bruzdami i zranieniami, nie krwią. Pamiętałaby. Nie
skrzywdziłaby Natsu pod żadnym pozorem, a jednocześnie wierzyła w to, co zasugerował
Gray.
— Czy ja...
mogłam...? — zapytała niepewnie.
— Erza mówi,
że to możliwe. Nieświadomie, ale tak, a ja... — Założył ręce na piersi i
rozłożył się fotelu. — To nie tak, że to jakaś kwestia wiary, a raczej
rozsądku. Ty nigdy byś w ten sposób nie postąpiła z Natsu, chyba że ktoś by cię
kontrolował, a skoro cię ktoś kontrolował to nie twoja wina. Poza tym mam takie
przeczucie.
— Dziękuje —
wyszeptała, nim wyjaśnił jej resztę. Tyle wystarczyło, żeby zrozumiała, że nie
została ze wszystkim sama.
— To nie
wszystko, Lucy. Powiedz mi prawdę. Zabiłaś biologicznych rodziców Maurego?
Wyprostowała
się i dumnie odrzekła:
— Zostawiłam
ich tutaj na śmierć.
— Tak... Tak
myślałem.
Gray
podniósł się i skłonił przed Lucy, dziękując za to, że zdjęła z barków Maurego
przynajmniej ten jeden ciężar, biorąc odpowiedzialność za śmierć jego rodziców.
— Jestem po
twojej stronie — były to ostatnie słowa, jakie wypowiedział, zanim wyszedł z
pomieszczenia.
Na środku
pokoju zostawił wbite ostrze. Lucy wpatrzyła się w miecz jak zaklęta, zastanawiając
się, czy właśnie jej dłoń trzymała je, przecinając szyję Natsu. Czy to między
jej palcami spłynęła krew Natsu? Pamiętała to inaczej, ale... nic już nie
należało do niej.
0 Comments:
Prześlij komentarz