[Pogromca smoków] Rozdział 66

     

Lucy kaszlnęła trzy razy, a potem wypluła zalegającą w ustach krew . Położyła się na boku i jęknęła z bólu, który roznosił się od jej piersi aż po brzuch i nogi. Kolana miała zdarte od ciągnięcia. W końcu zatrzymała się, oddalona od reszty o kilka zakrętów prowadzących w dół jaskini. Dotarła do części kopalni, w której wciąż paliły się światła.

Wokół miejsca, gdzie wydobywano eternal, tliły się jasno kryształy energii, które swoją mocą zapewniały światło na sto lat. Niekoniecznie wierzyła w te legendy, ale przynajmniej zebrały moc umożliwiającą świecenie przez dłuższy okres czasu.

Oparła się o podłogę i odepchnęła się w górę. Zdołała się podnieść do pozycji klęczącej. Ponownie jęknęła — tym razem jej głos przeniósł się echem po korytarzach jaskini. Przez koszulę ciekła jej krew. Sięgnęła do rany i zobaczyła coś, co przeraziło dziewczynę. W jej piersi widniała dziura przebiegająca przez całe jej ciało.

Uświadamiając sobie prawdę, ból się spotęgował, paraliżując górne części jej ciała. Oddychała za ciężko, powietrze wydostawało się przez dziurę i wytryskiwało wraz z krwią.

Jakim cudem nadal żyła?

Objęło ją przerażenie. Pomyślała o wszystkim, co do tej pory się wydarzyło, i przypomniała sobie sytuację sprzed kilku miesięcy, kiedy to skończyła z wydrążonym otworem w brzuchu. Nashi wraz z Zerefem uratowali ją tamtego dnia. Dlaczego nie umarła? Dlaczego i dziś wciąż oddychała i poruszała się, choć rana w piersi świadczyła o tym, że już dawno powinna umrzeć.

Szlag — wymamrotała bardzo niewyraźnie.

Przeczołgała się do najbliżej skały, na której położyła obie ręce. Podciągnęła się na nich do pozycji siedzącej i dopiero wtedy odetchnęła.

Chciało jej się śmiać.

Jaki odpoczynek? Została sama, bez wsparcia i pomocy kogokolwiek. Nie znała położenia reszty drużyny. Nie umiała określić, na jak długo starczy jej sił.

Rozejrzała się niepewnie po okolicy. Pod ścianami siedziały rozłożone ciała wielu mężczyzn, blade i ciche, pogrążone w dziwnie spokojnym wiecznym śnie. Jeśli nikt jej nie odnajdzie, sama zaśnie tu na zawsze.

Lucy! — rozległo się wołanie Natsu.

"Tu jestem" — zaśmiała się w myślach, nie wydusiła z siebie ani jednego słowa.

Lucy, odezwij się! — ponowił prośbę.

Kochała tego idiotę, ale czasem jego pomysły były niezwykle irytujące. Jak miała się odezwać, skoro została poważnie ranna. Przynajmniej troszczył się o Lucy rozsądniej, nie sprowadzając jednocześnie chaosu na wszystko i na wszystkich, jak to robił w przeszłości.

Nagle wpadł do rozjaśnionej części kopalni.

Zatrzymał się gwałtownie i rozejrzał dookoła, niedowierzając obecnemu w pomieszczeniu światłu. Po chwili natrafił na leżącą na ziemi Lucy. Rzucił się do niej, złapał za dłoń, a jednocześnie zaczął lustrować całe jej ciało.

Nic ci nie jest — wysapał z ulgą.

Nic? — zdziwiła się. Wskazała na krwawy ślad na piersi.

Natsu odsunął fragment jej ubioru. Skóra pozostała nienaruszona, nie znalazł rany, jedynie na bluzce zauważył krwawe plamy i dziurę, jakby ktoś przeszył materiał z dwóch stron bez naruszania ciała.

To niemożliwe.

Lucy sięgnęła do rany, do otworu, który jeszcze chwilę temu oglądała. Jej pierś przebito, kasłała krwią i traciła siły, a jednak wszystko wydawało się obecnie wytworem jej wyobraźni.

Co... — Przełknęła ślinę. Chciało jej się pić. — Co z resztą?

Zaraz tu się zjawią — zapewnił ją. — Spokojnie, leż i odpoczywaj. Nie przemęczaj się. Jesteś już bezpieczna — mówił zatroskanym głosem.

Uśmiechnęła się słodko.

Kochany jesteś — pochwaliła chłopaka.

Zdarza mi się — droczył się z dziewczyną. — Ale tylko kiedy jestem zmęczony, jak mam siły, to robię głupoty.

Dureń. — Położyła dłoń na jego ręce. — Za to strasznie słodko. Jak ty to robisz?

Uczyłem się od Gajeela. Mistrz w ujarzmianiu kobiet — pochwalił pogromcę smoków.

"Ujarzmianiu"? Lucy zapytałaby, dlaczego niby kobiety mają być ujarzmiane jak bestie, ale ostatecznie uznała, że to nieistotne.

Natsu, jesteś tu?! — tym razem rozległo się wołanie Erzy.

Tak, znalazłem Lucy! — poinformował resztę.

Erza, Gray i Maury przybiegli, zanim ostatnia pochodnia zgasła. Gray rzucił ją gdzieś na bok, podszedł do Lucy i zdjął siebie koszulkę, którą nałożył na dziewczynę.

Po co jej twoja śmierdząca koszula? — spytał ostro Natsu, choć nie zatrzymał Graya.

Bo nie chcę, żeby chodziła półnaga! — fuknął. — Jak tak bardzo chcesz ją sobie pooglądać, to po misji.

Co sugerujesz, lodowa pało?

To co słyszałeś, ognisty zboczeńcu!

To ty, lodowa dupa, chodzisz goły!

Ja mogę.

Stanęła nad nimi Erza. W tym samym momencie zadrżeli ze strachu. Popatrzyli się na siebie i zgodnie kiwnęli na znak, że czas zakończyć kłótnię, a potem podali sobie ręce na zgodę.

No, koniec tych wygłupów. — Założyła ręce na piersi. — Musimy ustalić, co to za miejsce i dlaczego Lucy została akurat tu sprowadzona.

Coś widziałaś? — zwrócił się do Lucy Gray.

Pokręciła delikatnie głową.

My też nic. — Westchnął zrezygnowany. — Lucy porwano na naszych oczach, do tego ją zraniono. Wszystko wydarzyło się, gdy zapanowała ciemność. Może chciało to coś ciągnąć cię dalej, ale przez przypadek trafiło na tę część jaskini? Może się boi światła?

Wątpię — odparła słabo Lucy. — Już raz światło zgasło, pamiętacie?

Tak, tak, pamiętamy — zapewnił ją. — To dlaczego... — urwał.

Spojrzał w kierunku wydrążonej pośrodku pomieszczenia wnęki. Coś rzuciło mu się w oczy, choć początkowo niczego nie wyjaśnił pozostałym, tylko wskoczył do środka. Natsu wziął Lucy na ręce i podążył za Grayem, wraz z Erzą i Grayem.

Wyrwa emanowała ciepłem. W przeciwieństwie do chłodów korytarzy, tu panowała przyjemna, wiosenna temperatura. Ze wszystkich stron wnękę otaczały najróżniejsze kamienie o wielu barwach, które tworzyły wewnętrzne dzieło sztuki przepełnione artystycznym pięknem.

Zeszli na sam dół, równie wysoki, co budynek gildii. A na dnie znaleźli wykopaną trumnę — zwykły kawał drewna, bez znaczących ozdób i oznakowań. Nawet nie wyrzeźbiono na niej żadnego imienia. Z kolei wieko od niej spoczywało obok, oparte o jedną ze ścianek wnęki.

Tu coś jest napisane! — Gray wskoczył do środka, aby dotknąć zawartych w niej napisów. — To... Chyba życiorys zmarłego.

"Tu spoczywa ten bez honoru i bez skazy, który kraj uratował śmiechem i łzami. Urodził się i żył jako biedny człowiek, tułając się każdego dnia w poszukiwaniu jedzenia i wody. Jednego dnia władca przemierzał pola biedaka, rozkoszując się krajem, którym rządził. Przypadkiem czy zgodnie z wolą niebios, potknął się przed procesją króla i upadł wprost pod powóz króla. Który nie śmiał się od lat, wybuchnął gromkim śmiechem i zaprosił biednego człowieka, by mu służył. A służył mu przez wiele lat, aż do śmierci króla, sprowadzając na te krainy śmiech, bogactwo i dobrobyt. Nikt nie chciał na tron syna króla, lecz biednego człowieka. Mówili: to nie człowiek, to bóg w ciele człowieka..."

Gray urwał. W tym miejscu skończył się życiorys, reszta została zniszczona. Jednak nawet z fragmentem, który zdołał odczytać, niewiele zrozumieli. Tekst był pisany starym, bardzo prostym językiem, używanym na co dzień przez zwykłych ludzi, nie wywodził się pałaców czy szkół uczonych. Tego mężczyznę również pochowało w bardzo skromnym grobie, w jaskini, do której niewielu miało wstęp.

Lucy jeszcze raz przemierzyła w myślach poszczególne korytarze jaskich, które wiły się w nieznanym labiryncie, myliły osoby pierwszy raz oglądające te pomieszczenia. Nikt, kto nie zał dobrze zawiłego systemu, nie zdołałby stąd wyjść żywy. Tego człowieka pochowali zwykli ludzie, przed kimś, kto nie pozwoliłby na oddanie szacunku zmarłemu i zapisali jego historię na trumnie — najlepiej jak tylko umieli.

Podeszła bliżej do wydrążonej dziury i zajrzała do trumny, w której stał Gray i oglądał ją ze wszystkich, możliwych stron. Nie wydobyło się z niej zło, kiedy wieko się podniosło. A jednak coś się stąd uwolniło i zabijało wszystkich, którzy dotąd odważyli się wejść do środka.

Dlaczego? — wymsknęło się Lucy na głos.

Zacisnęła usta w wąską linijkę ze wstydu. Nie powinna się odzywać, odkąd z jej powodu znaleźli się w tej jaskini. A jednak pytania same cisnęły się na jej usta.

Przy wsparciu Natsu, wstała. Ostatnimi czasy za wiele razy jedno niosło drugie. Cieszyła się, że przynajmniej i ona czasem dostała szansę, aby wesprzeć Natsu, a nie tylko on ją. Inaczej znowu poczułaby się niepotrzebna wśród przyjaciół...

Właśnie — odparła po chwili Erza. — Właśnie. Dlaczego? Co to wszystko znaczy? Do czego to zmierza? Jaki ma cel?

Nie przesadzasz z pytaniami? — fuknął Gray z dołu.

Nie, kochanie — dodała złośliwie i się uśmiechnęła chytrze. — Nie, to za mało. Potrzebujemy czegoś, co powiązałoby wszystkie elementy, a póki co mamy stek niepotrzebnych bzdur.

To nie bzdury, ale... — nie zgodził się z początku Gray. Po chwili i on uznał, że wskazówki, które już zdobyli, nigdzie ich nie naprowadzą.

Jednak u Lucy pojawiła się jedna, prosta myśl.

Jedno hasło przewijało się przez wszystkie opowieści, ostatnie zdarzenia i przepowiednie, na które się natknęli.

BÓG.

Jeszcze kiedy podróżowała z Zerefem i Iggisem często wspominali boga. Ruksha Town księgi dały im kilka wskazówek, które wtedy zignorowali. Największy dowód na potwierdzenie teorii Lucy, zjawił się w stworzonej przez Maurego rzeczywistości. Poznała prawdziwego boga, który istniał w Maurym i w chwili uwolnienia całego miasta z głębokiego snu, zostawili bogowi otwartą drogę do ucieczki. Obudził się po długim śnie, wyczerpany i pozbawiony sił, które gromadził, wysysając z ludzi energię.

Teoria brzmiała rozsądnie, ale bała się komukolwiek ją przedstawić. Zaczęłyby się kolejne pytania, do tego niewygodne, na które ani ona, ani Maury nie byliby chętni odpowiedzieć. Niektóre rzeczy wykraczały poza tym możliwości, ale jak w takim razie miała nakierować przyjaciół na właściwy trop?

Spotkaliśmy go — odezwał się ku zaskoczeniu wszystkich Natsu.

Wyszedł przed Lucy. Obejrzał się przez ramię, posyłając jej krótkie, znaczące spojrzenie. Oznaczało: skoro ty nie powiesz, to ja to zrobię.

Pamiętał...

Odsunęła się o kilka kroków. Serce zabiło jej mocniej, czuła się jak uwięziona w pułapce, która przecież nie istniała. Jednak coś się zaczynało, jej kłamstwa zaczęły wychodzić na światło dzienne.

Lucy zaatakował bóg w rzeczywistości Maurego. Też chyba mówiłeś — zwrócił się do chłopca — że twoi rodzice chcieli uratować świat przed tobą, bo tak nakazał im jakiś bóg. Może...

Ty myślisz — przerwał mu nagle Gray. Potrząsnął głową ze zdumienia. — Ciebie chyba podmienili w ciągu tych trzech lat?

Gray? — zwróciła się do chłopaka Erza.

Tak?

Zamknij się! — posłała krótki rozkaz.

Tak jest — odpowiedział potulnie. — Mów dalej, mój drogi przyjacielu Natsu.

Pogromca smoków zadrżał. Podał rękę Grayowi, pomagając wydostać mu się na zewnątrz. Przyjrzał mu się i w końcu stwierdził:

To ciebie chyba podmienili.

Stul pysk — wysyczał cicho Gray, aby jego głos nie dotarł do Erzy.

Lucy usłyszała. Parsknęła pod nosem, zastanawiając się, jak długo jeszcze będą trwały przepychanki między chłopaki. Jednak nie minęła nawet chwila, kiedy Natsu kontynuował:

Może to ten sam bóg, o którym wspominał Maury. I obudził się, jak się wyrwaliśmy z tego snu.

Rzeczywistości — poprawiła go Lucy. — To nie był sen, a odrębna rzeczywistość, którą wykreował Maury. To jest jego moc — wyjaśniła prostym sposobem Lucy.

Natsu zrozumiał, o ma na myśli, a przynajmniej pokiwał zdecydowanie głową. Przykucnął i wziął dwa kamienie lezące na ziemi. Postawił je w odległości na dwa kroki od siebie.

Wytłumacz — poprosił w końcu.

Nie zrozumiał, a Lucy z trudem zdusiła w sobie śmiech.

Wskazała palcem na pierwszy z kamieni.

To jest nasz świat. — Potem pokazała na drugi kamień. — To świat, w którym się znaleźliśmy. — Podniosła ten kamień i rzuciła w kierunku pierwszego, strącając go w zupełnie inną stronę. — Maury swoją wolą zmienił rzeczywistość. Zmienił świat.

Jak? — wtrąciła się Erza. Zbliżyła do Maurego i ujęła twarz synka. — Ty za tym stałeś?

Tak — wymamrotał nieśmiało.

Odsunęła się od chłopca, schowała ręce za swoimi plecami i odeszła w kierunku Lucy. Bez ustanku otwierała i zamykała usta, nieustannie się wahając, czy zapytać Lucy o coś więcej. Nie dała rady. Odsunęła się pod ścianę, oparła się o nią i opadła ze zmęczenia. Dopiero teraz w pełni zdała sobie sprawę z potęgi, jaką w sobie nosił Maury.

Nerwowo wyjęła z kieszeni fragment księgi, którą zawsze ze sobą nosiła — wyrwała ją z wielkiego tomiszcza, mówiącego o sposobach kontroli nad magią. Ta jedna część przedstawiała obecnie mało znaną zasadę trzech palców, którą chętnie stosowano za czasów wojny ze smokami. Odnosiła się do trzech stanów, w jakich może się znaleźć mag w trakcie walki. Pierwszy palec reprezentował nieuniknione, walkę na śmierć i życie. Drugi był uznawany za trudnego przeciwnika, sytuację z wyjściem, ale na barkach niosło się odpowiedzialność za rodzinę i najbliższych. Ostatni pozwalał odkryć spokój — nie musisz, nie przesadzaj. Zniszczenia na kontynencie rozprzestrzeniały się w zabójczym tempie. Smoki i ludzie niszczyli wszystko na swojej drodze, nie znając ograniczeń, nie szanując zasad.

Erza szukała odpowiedzi w tej metodzie, licząc, że pozwoli ona na zapanowanie nad mocą Maurego, lecz im dłużej rozmyślała nad źródłem mocy dziecka, tym mocniej zaczynała wątpić.

Jak mam... ci pomóc? — spytała.

Maury wzruszył ramionami.

Nie możesz — odpowiedział zgodnie z prawdą.

Erza zdusiła w dłoni kartkę papieru i wyrzuciła ją w kierunku pustej trumny.

Gray milczał, potulnie sprawdzając otoczenie i wyczekując na dalszy rozwój wydarzeń. Nie miał sił dłużej walczyć i próbować coś zmienić w Maurym. Poniekąd Lucy była mu wdzięczna, bo może on jako jeden z nielicznych zaakceptował chłopca i jego naturę.

Natsu nagle wstał. Wziął głęboki wdech i rozejrzał się nerwowo, co zaalarmowało i innych.

Cisza! — nakazał.

Wszyscy się posłuchali. W jednym momencie przygotowali się do walki. Lucy sięgnęła ku kluczom. Loki odezwał się w jej myślach, pytając, czy ma już wyjść, ale kazała mu czekać. Nie znali źródła dźwięku. Jedynie Natsu zdołał wychwycić go w tej jaskini.

Po chwili i do nich dotarł.

Ciężkie kroki zbliżały się ku nim wolnym, nieśpieszącym się tempem. Wyrównały się z biciem serca Lucy, które zaczęło z tego wszystkiego walić jej jeszcze mocniej. Wzięła cichy wdech, uspokajając się, lecz emocje znów w niej wybuchły, gdy z jednego z korytarzy wyłoniła się znajoma, za dobrze znana jej twarz.

Shi... Shina? — wymówiła imię ze łzami w oczach.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!