[Pogromca smoków] Rozdział 65

    

Erza zignorowała pojawiające się wokół szepty. Podniosła kobietę i przerzuciła ją prędko przez ramię, nakazując Natsu i Grayowi zabrać ich rzeczy. Ku niezadowoleniu wielu, wyskoczyli z dworca i zajęli pierwszy, wolny pojazd do wypożyczenia. Erza wrzuciła matkę zaginionego chłopca na tylne siedzenia. Sama zajęła miejsce kierowcy, nałożyła opaskę do poboru magii, a potem pojazd ruszył.

Nawet nie zdążyli wejść.

Lucy szybko wskoczyła do środka. Gray wziął Maurego na ręce i podał chłopaka Lucy, kiedy sam walczył z pakunkami zakupionych rzeczy. Natsu zdążył w porę zająć miejsce, więc na samym końcu wciągnęli Graya, dokładnie przed tym, jak Erza przyspieszyła.

— Może poczekaj na nas? — oburzył się.

— Dziecko jest w niebezpieczeństwie, nie mamy czasu do stracenia — wycedziła przez zęby, nie akceptując ani jednego słowa sprzeciwu. — Ty — zwróciła się do kobiety. — Szczegóły!

Matka dziecka wzdrygnęła się na widok Erzy.

Odsunęła się od niej kawałek, siadając bliżej Lucy. Spodobał jej się uśmiech dziewczyny, bo szybko go odwzajemniła.

— Jeśli mamy uratować twoje dziecko, musisz nam wszystko opowiedzieć — powiedziała zatroskanym tonem.

Kobieta odetchnęła chwilowo z ulgą.

— Mój mąż dostał propozycję pracy. Trzy dni temu, zanim poszłam robić pranie. Usłyszałam tylko część rozmowy, ale zleceniodawca proponował dziesięć tysięcy kryształów zaliczki, a po udanej misji nagrodę w postaci stu tysięcy kryształów. Musieliśmy się zgodzić. Moja najstarsza córka choruje ciężko, umiera.

— Rozumiemy — potwierdziła Lucy. — Co było dalej?

— Mój mąż się zgodził. Miał tylko spakować kilka swoich rzeczy i wyruszyć przed świtem wraz z całą grupą do jaskini. Byli to głównie prości ludzie, którzy potrzebowali pieniędzy. Mieli zbadać jaskinię.

— Jaskinię? Nie słyszeliście, że nikt stamtąd nie wrócił i tylko ciała się walają w jej wnętrzu? — spytał ostro Gray.

Kobieta potulnie pochyliła głową. W jej oczach ponownie stanęły łzy.

— To nie dla nas, to dla dziecka. Nie mamy pieniędzy, ja... — Sięgnęła ku swojej chuście, dotykając włosów. — Ja już zrobiłam, co mogłam.

Sprzedała swoje włosy.

Gdyby Lucy napotkała ją kilka lat temu, zanim sama ścięła włosy, z przyjemnością oddałaby jej swoje, żeby tylko zarobiła parę groszy. W tych okolicznościach niewiele mogła zrobić.

Przysunęła się bliżej kobiety i przytuliła ją na pocieszenie.

Wzruszyła się. Oddała uścisk, aby przez moment oddać się temu dziwnemu uczuciu. Lucy nie puściła ją ani na chwilę, pozwalając na odrobinę spokoju, zanim dokończyła swoją historię:

— Mąż wyszedł o wyznaczonej porze i miał wrócić przed nastaniem wieczoru. — Przetarła łzy. — Nikt nie wrócił. Mój mały synek tak bardzo chciał się zobaczyć z tatą. Płakał. Płakał. A potem uznał, że to on od dziś jest mężczyzną w tym domu. O poranku zniknął. Szukałam go wszędzie, aż natknęłam się na jego bucik przy jaskini... Ja... Nie mogłam za nim pójść — jej głos się załamał. — Mam chorą córeczkę, małego synka, co by było z nimi? I czy zdołałabym komukolwiek pomóc? Nie... — odpowiedziała na własne pytanie. — Proszę... Pomóżcie mi — rzekła błagalnym tonem. — Zrobię wszystko. Naprawdę zrobię wszystko, tylko...

— Odnajdziemy twojego synka i go sprowadzimy — obiecała niespodziewanie Erza, nim Lucy zdążyła dojść do głosu.

Takich obietnic się nie składało. A skoro nikt jeszcze nie wyszedł z jaskini żywy, nie mieli żadnych podstaw, by sądzić, że chłopiec jeszcze żyje. Zdaniem Lucy, było to mało prawdopodobne. Rozpalanie nadziei u rozpaczającej matki zakrawało o okrucieństwo...

— Proszę być dobrej nadziei — dodał jeszcze Gray. — Nie minęło zbyt wiele czasu. Jak tylko tam dojedziemy, proszę udać się do miasta i przedstawić sytuację.

— Dobrze. — Kiwnęła energicznie głową. — I dziękuję. Nikt inny... Nikt nie chciał mi pomóc.

— W takim razie miałaś szczęście, że trafiłaś na nas.

Erza gwałtownie zatrzymała pojazd. Szarpnęło wszystkimi, Natsu obił się o tył siedzenia, a Lucy w ostatniej chwili złapał matkę dziecka, zanim przeleciała na przód pojazdu.

Popatrzyli się po sobie. Erza milczała. Wysiadła z pojazdu, jako pierwsza. Zatrzasnęła po sobie drzwi i ruszyła wolnym krokiem przed siebie. Maury wyskoczył zaraz za matką, ale i jego reakcja zaniepokoiła resztę.

— Co się dzieje? — spytała zmartwiona kobieta.

— Proszę wracać do domu — nakazała jej Lucy.

Wypchnęła kobietę z pojazdu i wskazała kierunek, w którym miała się udać. Niechętnie, ale podniosła rąbek sukienki i pobiegła, ile tylko sił miała w nogach, nie oglądając się za siebie.

Lucy odwróciła się.

Kolumna złotej magii wydobywała się z jaskini. Drobny pył otaczał płaszczem ochronnym wejście, przy którym były wydeptane krwawe ślady. Krew zanikała wraz ze światłem, które zdawało się ją pochłaniać.

Lucy coś tu nie pasowało. Byli tu wcześniej i nic podobnego nie miało miejsca. Przecież weszła do środka, a przy wejściu pozostawiła runy ochronne. Nie pokazała tego po sobie, ale szczerze martwiła się o los dziecka, nie wspominając o tym, co z nich pozostanie, jeśli tam wejdą.

Nawet Erza zadrżała. Wyjęła jeden z mieczy i skierowała go w stronę wejścia do jaskini, jakby za moment miało coś z niej wyskoczyć. Gray otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Ostatecznie zrezygnował. Zacisnął gniewnie pięści i dołączył do Erzy, choć drobinki pyły oszalały. Unosiły się w kierunku nieba szybciej i szybciej.

Uciekały? Przed czym?

Niezależnie od tego, jaka bestia kryła się we wnętrzu jaskini, nie zostało im nic innego, jak tylko wejść.

Natsu ujął dłoń Lucy i zaprowadził za Erzą i Grayem, którzy z jakiegoś powodu zapomnieli o Maury. Jednak chłopiec nie wyrzucił z pamięci swoich nowych rodziców, tylko wyskoczył z pojazdu i dołączył do reszty.

Pył rozstąpił się dla nich.

Swąd martwych ciał uderzył w nich ostro. Natsu skulił się i wymiotował obok siebie. Chwycił za brzuch, za który go ścisnęło. Lucy podała mu manierkę z wodą na przepłukanie ust. Zarumienił się ze wstydu, ale przyjął troskę dziewczyny.

— Co to za smród? — spytał słabym głosem Gray. Zatkał nos, niewiele mu to pomogło.

— Ciała — odparła krótko Erza.

— Do tej pory była mowa tylko o kilku ciałach, ale z opowieści tej kobiety wynika, że ktoś zbierał ludzi do przeszukiwania jaskini, więc... — Maury przerwał.

Erza wlepiła w niego ostre, matczyne spojrzenia. Drżała, trzymając w sobie złość, choć głębiej dotknął ją zawód — samą sobą. Pozwoliła ukochanemu synkowi wyruszyć z nimi, nie zostawiła go w gildii. Miała swoje powody, które jak najbardziej były zrozumiałe, ale nie przewidziała, że ta misja stanie się tak niebezpieczna.

Lucy aż się cisnęło na usta "a nie mówiłam", w porę zdusiła te słowa w sobie. Poszli dla niej, nie bacząc na niebezpieczeństwo. Powinna im dziękować, nie karcić.

— Natsu, dasz radę iść? — upewniła się dziewczyna.

Otarł twarz.

— Tak — zapewnił.

Nie uwierzyła mu, więc wzięła chłopaka pod ramię i zaczęła prowadzić grupę do wnętrza jaskini.

Odór śmierci roznosił wszędzie. Nigdy wcześniej nie wkroczyła do podobnego miejsca, gdzie śmierć mieszała się z powietrzem.

Pod ich stopami chlupała krew. Wypływała z wnętrza jaskini, przecząc wszelkim prawom natury, jakby próbowała nawet po śmierci odnaleźć wyjście.

Gray odpalił pierwszą z pochodni, którą zabrać na zaś, gdyby Natsu nie przydał się jako światełko w środku korytarza.

Zrobiło się jaśniej. Na ścianach dostrzeli ślady po ludzkich paznokciach i krwawe odcinki dłoni kogoś, kto szukał właściwej drogi do wyjścia.

Nigdy jej nie odnalazł. Jego ciało spoczywało dziesięć kroków dalej. Szedł nie w tym kierunku, co należało i zabłądził, wracając do wnętrza, z którego usilnie chciał się wydostać. Jego oczy wciąż były otwarte, przepełnione smutkiem i żalem.

Erza przezwyciężyła obrzydzenie. Przykucnęła naprzeciw mężczyzny i zasunęła mu powieki, życząc wiecznego odpoczynku.

Nosił na sobie proste ubrania robocze, upaciane we krwi i białym proszku. Możliwe, że był z zawodu młynarzem bądź piekarzem. Dłonie pokrywały liczne bruzdy, zadrapania i odciski.

— To zwykły człowiek — podsumowała to, do czego już wszyscy doszli. — Należy do grupy, która wyruszyła niedawno.

— To nie ojciec chłopca — zauważyła jeszcze Lucy.

— He? A ty skąd to wiesz? — zdziwił się Gray.

— Gdyby nim był, znaleźlibyśmy chłopca w tej okolicy. Jego tu nie ma, a to oznacza, że poszedł szukać taty dalej — wytłumaczyła im tok swojego rozumowania. — Ale niezależnie od wszystkiego, i tak musimy iść dalej.

— Tak. — Erza podniosła się z jękiem. — Nie wiem, od czego zginął. Nie widać żadnych ran, a wszędzie jest tu krew.

— Może nie jego? Może akurat on umarł ze strachu? — Gray przysunął pochodnię, aby przyjrzeć się ciału w lepszym świetle. — Nie ma tu ran.

— To niemożliwe — odezwał się, ku zaskoczeniu wszystkich, Maury.

Równocześnie zwrócili się w stronę chłopca. Szybko zasłonił usta, zdając sobie sprawę, że niefortunnie wypowiedział się na głos.

— To nie tak — starał się wytłumaczyć. — Ale... Idźmy dalej, może się mylę.

— Maury... — wyszeptała Erza.

— To nie tak, mamo! — zapewnił. — Nie chcę przedstawiać tylko domysłów.

— Maury — powtórzyła ostrzej.

— Nie, dajcie mi trochę czasu...

— MAURY! — W jaskini aż zadrżało od jej głosu.

— To może być powiązane z moimi rodzicami i mocą, czczono w tych okolicach "Boga bez imienia".

— Bezimienny bóg? Żenada... — Prychnął Gray. — Ile to już razy słyszałem o bogach i jakie to nieszczęścia oni sprowadzają...

— Dlatego nic nie mówiłem...

Maury ominął Graya i szybkim krokiem podążył w głąb jaskini.

Gray przeklną pod nosem. Pobiegł za przybranym synem, Lucy pociągnęła za sobą osłabionego Natsu, Erza dołączyła do nich jako ostatnia.

Nagle światło zgasło.

Nastała ciemność.

— Nie ruszajcie się! — rozkazała Erza. — Wszyscy zostają na swoich miejscach.

Nie widzieli siebie nawzajem. Znaleźli się w absolutnym mroku, który w innych okolicznościach pokonaliby dzięki węchowi Natsu. Niestety na ten moment chłopak na nic im się nie przyda.

Rozbłysło światło. Gray zapalił drugą z pochodni, pierwszą wyrzucił.

— Nie mogłem jej ponownie odpalić — wyjaśnił krótko.

Nie poczuli podmuchu powietrza, co prawda panowała wokół nich wilgoć, ale nie wystarczyła do zgaszenia pochodni.

Lucy obejrzała się w prawo. Korytarz rozgałęział się nieopodal nich. Ani jedna, ani druga droga nie wydawała się bezpieczna.

— Świeże... ciało... — wydusił Natsu. Podniósł drżącą dłoń i wskazał kierunek, na drugą ze ścieżek.

Erza rzuciła się w tamtą stronę bez zastanowienia.

— Czekaj! — ryknął Gray na kobietę. Nie zatrzymała się. — Cholera.

Złapał Maurego i pociągnął za sobą, Lucy podążyła za nimi, spodziewając się najgorszego. Z początku kroki Erzy były ciężkie, biegła szybko, a miarę upływu czasu, stawały się coraz cichsze i cichsze, aż w końcu ustały.

Odetchnęła ciężko i upadła na kolana dokładnie przed ciałem czteroletniego chłopca.

Gray podał pochodnię Lucy i złapał chłopca. Przyłożył do jego piersi złączone ręce. Zaczął wykonywać masaż serca. Uciskał chłopca mocno, aż ciało podskakiwało wraz z każdym ruchem Graya. Nieustannie powtarzał, że to jeszcze nie koniec.

— Gray... — mruknęła Lucy. — On nie żyje — uświadomiła go.

— NIE! — Machnął ręką, jakby bał się, że dziewczyna spróbuje go powstrzymać. — Obiecaliśmy matce go sprowadzić. Musiał zginąć niedawno, więc... więc... — zalał się łzami — nie zatrzymuj mnie. Jak możesz tak chłodno do tego podchodzić? Nie obchodzi cię los tego dziecka?

Zdusiła w sumie gorzkie słowa, wszystko co tkwiło w jej myślach, a pragnęła to wyrzucić w odpowiedzi na te oskarżenia. Widziała śmierć. Nie raz, nie dwa. Nie mieli prawa jej oceniać i nie mieli prawa wylewać złości, kiedy bez żadnego potwierdzenia obiecali tej matce żywego synka.

Lucy nie była winna jego śmierci.

Nie była...

Ale i ona poczuwała się do winy. Drobne rączki chłopca opadały bezwładnie wzdłuż jego wymęczonego ciała. Chłopiec najpewniej błądził po jaskini godzinami, aż w pewnym momencie opadł zmęczenia i nigdy więcej nie wstał.

Na tę myśl Lucy robiło się niedobrze.

Dlaczego ostatnimi czasy nie potrafi nikogo obronić? Czy za wiele żądała? Czy za dużo oczekiwała? A jeszcze ciążąca na niej myśl o Nashi…

— Obchodzi — wycedziła przez zęby. — Obchodzi i to bardziej niż może ci się wydawać, Gray.

Zaprzestał reanimacji.

Oparł zalaną łzami twarz i uśmiechnął się smutno, kiwając głową.

— Dobrze, dobrze. — Pogładził Maurego po policzku. — Zwaliliśmy sprawę.

— Oj, nie rycz, jak jakaś panienka w opałach! — skarciła go Erza. —  Nie udało nam się, więc spróbujemy drugi raz. Znowu przegramy...

— Jaki drugi raz? To dziecko nie otrzyma drugiej szansy.

— Wiem. — Odwróciła się do nich plecami, żeby nikt nie zauważył, że ona też płacze. — Ale może zapobiegniemy temu, że inne dziecko wyruszy na poszukiwanie swojego ojca czy matki. Ruszamy! — nakazała.

Poprowadziła grupę, nie akceptując ani jednego słowa sprzeciwu.

Gray oparł ciało dziecka o ścianę, obiecując, że po niego wróci. Może i wypowiedział kolejną obietnicę bez pokrycia, ale tym razem i Lucy pragnęła mu w jej spełnieniu pomóc. Chłopiec zasługiwał na to, żeby wrócić do swojej najdroższej mamy.

— Szybciej! — pogoniła ich, kiedy znalazła się w całkowitych ciemnościach.

Gray zabrał od Lucy pochodnię.

Ta zgasła, drugi raz w trakcie ich wyprawy do jaskini. Zgodnie z poprzednią instrukcją Erzy nie ruszyli się z miejsca. Bacznie obserwowali otoczenie, obawiając się ataku z każdej strony. Cisza trwała. Nic nie zapowiadało tego, że ktokolwiek może na nich napaść.

Nagle Lucy poczuła ostre ukłucie w piersi.

Odruchowo puściła Natsu, łapiąc się za obolałe miejsce. Chłopak krzyknął. Gray przyspieszył zapalanie kolejnej i jednocześnie ostatniej pochodni.

Ciepło spłynęło po skórze Lucy. Nikt nie musiał rozjaśniać otoczenia, by wiedziała, że to krew. I to nią się zadławiła. Splunęła na podłoże przed sobą. Natsu coś krzyknął, biegnąc w jej stronę. Słyszała niewyraźne kroki i wtedy zalśniło ostre światło.

— Nie, Lucy, złap się mnie! — ryknął Natsu, wyciągając ku dziewczynie dłoń.

Zdołała podnieść swoją na wysokość brzucha, ale zanim dosięgła Natsu, coś pociągnęło ją w głąb ciemności.

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!