[Pogromca smoków] Rozdział 64

   

Wydarzenia z ostatniego dnia wydawały się obcym snem, z którego jeszcze się nie obudziła.

Lucy czasem się zastanawiała, czy przypadkiem spotkanie z jej przyszłą córką, z Nashi nie było tylko wytworem jej wyobraźni. Nie widziała jej za wyraźnie. Zasugerowała się tym, że zobaczyła jasne, bladoróżowe włosy, tak bardzo przypominające kolor, który nosił na sobie Natsu.

Czasem wątpiła. Czy przypadkiem dziewczyna nie robiła sobie z niej żartów. Historia Nashi wydawała się nieprawdopodobna, oderwana od rzeczywistości i przeczyła wszelkim prawom, z jakimi zetknęła się z Lucy. Choć czy miała prawo oceniać magię i jej granice?

Westchnęła.

Myślała, że odpocznie w czasie podróży na miejsce, a czuła coraz bardziej ogarniające ją zmęczenie. Przytłaczało ją, wraz z ze wszystkim myślami, które zaprzątały jej głowę.

Dlatego w chłodną noc wyszła z ich przedziału na korytarz i otworzyła okno.

Rozbrzmiał ostry odgłos dudnienia pociągu o tory, a jednocześnie przybyło do niej przyjemnie chłodne powietrze, które sprawiło, że zapomniała o hałasie.

Zamknęła oczy.

Wyobraziła sobie swoje życie, gdyby wróciła wcześniej do Fairy Tail i nie próbowała robić z siebie bohaterki. Na co komu rozwój? Natsu wróciłyby w końcu po jakimś czasie, wzięliby pierwszą misję i poddali się przygodzie, tak jak zawsze.

Może w ten sposób uniknęłaby przeznaczenia, które na nią właśnie czekało?

— Lucy? — z zamyślenia wyrwał ją głos Natsu.

Podniosła powoli powieki, budząc się z tego krótkiego, aczkolwiek przyjemnego snu.

— Obudziłam cię? — spytała zmartwionym tonem. — Może idź jeszcze spać? Chciałam się tylko przewietrzyć.

Westchnął.

— Coś cię męczy, prawda?

Wzruszyła ramionami.

— Nic nowego. Zresztą właśnie wysłali nas na samobójczą misję, Natsu. — Trąciła go za ramię. — Naprawdę nie musisz się mną tak przejmować. To pewnie tylko stres.

— Stres? — zdziwił się. — Myślisz, że ci uwierzę?

— Naprawdę? Teraz zmądrzałeś?

— Od jakiegoś czasu cię podejrzewam... — Stanął obok Lucy. — Chyba od dnia, w którym "zaprzyjaźniłaś" się z Maurym.

Nie podał konkretnego momentu, w którym zaczął mieć podejrzenia, ale Lucy domyślała się, o co mu może chodzić. Zaraz po powrocie ze stworzonej przez chłopca rzeczywistości... To wtedy najwięcej się zmieniło, a może wtedy właśnie najwięcej po sobie pokazała. Nie ukrywała dłużej przed Natsu swojej prawdziwej twarzy, choć o wielu rzeczach wciąż niewiele wiedział.

Ujęła go pod ramię i położyła głowę na jego barku. Zapomniała o tym, że planowała zaznać świeżego powietrza. Od Natsu ciągle biło gorąco i niezależnie od tego, jak wiele razy sobie to powtarzała, kochała to ciepło.

— Boję się — wyznała w końcu potulnym głosem.

— Czego? Mnie? Fairy Tail?

— Przeszłości, teraźniejszości i przyszłości... — wymieniła na jednym wdechu. — Może nie zrozumiesz pełni, ale części już doświadczyłeś. Sama nie jestem pewna, co mnie martwi. Wiele rzeczy wydarzyło się na raz, o innych nie mam pojęcia. Mam wyrzuty sumienia, że przeze mnie zginął mistrz. Martwię się, kogo jeszcze stracę przez swoją głupotę...

Natsu nie przerwał jej ani razu. Wsłuchał się w jej wyznanie i, co nie podobne do niego, oddalił się do ich przedziału i zamknął za sobą drzwi. Lucy pozostała sama. Jeszcze raz obrzuciła spojrzeniem oddalające się od nich miasto, a potem zatrzasnęła okno i wróciła do Natsu.

***

— Ej, ej, słyszałaś, że to całe Bard Town się obudziło z długiego snu? — powiedziała starsza kobieta siedząca na ławce przy punkcie sprzedaży biletów.

— Może lepiej by było, gdyby nigdy się nie obudzili. W ogóle słyszałaś o tym, że połowa mieszkańców zmarła krótko po przebudzeniu. Magowie, którzy ich uratowali, odeszli, a ci ludzie pomarli.

— No co ty gadasz! — oburzyła się. — W sumie... wcale mnie to nie dziwi. Czasy się zmieniły. Magowie już nie dbają o ludzi, jak dawniej. Po tym, co się stało z władcą lasu?

— I mnie to mówisz! — Zaśmiała się. — Przecież gdyby nie rząd i ostatnie rozporządzenie musiałybyśmy się same bronić.

— Ja laską, a ty tymi starymi zębami — zażartowała, ale stojącej obok Lucy nie było do śmiechu.

Erza poszła zapytać się o ewentualny powrót, bo nie uwierzyła, że pociąg kursuje dwa razy dziennie. Gray z Maurym udali się po drobne zakupy, a Natsu postanowił jeszcze trochę się przespać na ławce. Jednak zbudził się, gdy otworzyła się okoliczna restauracja.

Nawet Lucy poczuła przyjemny zapach mięsa, który przez Pogromcę Smoków musiał być wyczuwalny intensywniej. Żeby nie być złośliwą, podeszła do kelnera i poprosiła o kawałek mięsa na drogę. Zgodził się bez wahania i ruszył do kuchni w czasie, kiedy Lucy zapłaciła stojącej przy kasie kobiecie. Zostawiła napiwek — parę kryształów, które trzymała za pasem.

Odwróciła się.

Nie znalazła siedzącego na ławce Natsu. Z niepokojem zaczęła się rozglądać po dworku, martwiąc się, że tylko spuściła z niego wzrok, a ten już wpadł w kłopoty. Na szczęście panowała cisza o poranku. Akurat Natsu sprawiające problemy usłyszałaby aż za dobrze. Dlatego odetchnęła z ulgą.

— Proszę. — Kelner podał jej zapakowany kawałek mięsa. — Magowie do Bard Town? — zapytał z ciekawości. Miał ciekawskie spojrzenie i małe ręce, ze złączonymi skórą palcami, jakby w wyniku choroby.

— Prawie, do jaskini — nie uważała, że powinna ukrywać powód swojej obecności w tej okolicy.

Kelner spochmurniał.

— Żartujesz? — upewnił się ciszej. — Magowie, ale...

— Jesteśmy silni, poza tym ktoś musi udać się i sprawdzić to miejsce.

— Tak, tak, zdecydowanie się z tym zgadzam, ale to niekoniecznie jest bezpieczne.

— Każda misja jest niebezpieczna — zwróciła mu uwagę. — A coś wiesz na ten temat?

Pokręcił energicznie głową.

— Niewiele. Bardzo niewiele — wyszeptał. — W sumie same plotki. Ludzie przestraszyli się tej jaskini. Najpierw uznano, że to tylko zwyczajna kopalnia. Chcieli zabrać stamtąd zmarłych, ale... nikt nie wrócił. Potem rozeszła się plotka o skarbach. Jako mag dobrze wiesz, co to oznacza.

Lucy skinęła głową.

— No właśnie — kontynuował. — Dalej nikt nie wrócił. A to, co wypluła jaskinia, to tylko szczątki. Jestem tym przerażony. Nie wiemy, co za cholera tam siedzi. W sensie... Może to jakaś bestia. A co jeśli wyjdzie?

— Gdyby to była bestia, która jest zdolna się poruszać, to już do tej pory wyszłaby z jaskini — Lucy starała się uspokoić mężczyznę. — Ale to faktycznie dziwna sprawa.

— Dziwna? — fuknął. — Przerażająca. Ludzie się boją i wcale im się nie dziwię. W tej okolicy wydarzyło się za dużo złego. Poza tym... — Przybliżył się do Lucy i rozejrzał na boki, czy ktoś ich nie podsłuchuje. — Mówią, że Czarny Mag się odrodził i szuka zemsty. Chodzą plotki o jakiejś przepowiedni sprzed czterystu lat i że ta jaskinia ma z tym związek.

— Plotki — zauważyła, wzruszając ramionami, ale tylko dlatego że chciała uspokoić mężczyznę. Nie potrzebne było mu życie w ciągłym strachu. Sama nie potrafiła zignorować podobnej rzeczy.

— No tak, był czas, że gadali o tym, że nasz król to zaginiony książę z odległej krainy, a księżniczka to syrena z oceanu. W sumie to i tak najbardziej sensowne plotki, jakie słyszałem. Gdybyś tylko czasem posłuchała ludzi, gadają jak debile.

— Każdy lubi pogadać.

— Ale z sensem, a nie że szykuje się setny koniec świata!

— A może się szykuje. — Zaśmiała się. — Nie mniej, dziękuję. — Podniosła opakowanie z kawałkiem mięsa. — I dziękuję za rozmowę.

— Kurcze, miło było. Życzę powodzenia. Jakbyś jednak wróciła z misji, to zapraszam to naszej restauracji. Może do tego czasu dadzą mi fuchę na kuchni. Wstyd gadać, ale od dziecka uwielbiam gotować. Moja babcia zawsze mi powtarzała, że dobrą kuchnią można uratować świat.

— W takim razie może do końca świata nie dojdzie, bo właśnie ty masz go uratować. — Uśmiechnęła się ciepło w kierunku mężczyzny, zanim odeszła. — Każdy jest potrzebny i każdy ma talent, więc czekam na twoją kuchnię.

Natsu wrócił na swoje poprzednie miejsce. Trzymał na kolanach pudło z mapami i książkami, którym przyglądał się podejrzliwie. Nie odważył się zajrzeć do ani jednej z nich. Erza w tym czasie doszła i dorzuciła mu kolejną książkę do środka.

— Trzymaj — powiedziała. — I nieś. Podobno przydadzą nam się w trakcie misji.

— Od kiedy jestem tragarzem? — spytał niepewnie. — Mamy pokonać książkami cokolwiek, co się tam znajduje?

— A od kiedy kwestionujesz moje polecenia? — oburzyła się, na co Natsu zadrżał. — Nie pytaj, po prostu trzymaj. To dziwne, ale znalazłam parę informacji o tutejszej jaskini. Faktycznie tam znajdowała się kopalnia. Od kilkudziesięciu lat wydobywano stamtąd ethernal i nic nikomu się nie przydarzyło. Dopiero po naszej drobnej przygodzie jakby coś się obudziło...

— Czyli znowu nasza wina? — Przewrócił oczami. — Może lepiej nigdzie nie wychodźmy. Ludzie będą bezpieczniejsi.

— Teraz zacząłeś myśleć? Może trzeba było zanim płomieniami niszczyłeś pół miasta. Pomyśl też o Lucy, ona nie jest niczemu winna, a patrz, ile nieszczęść na nią spada.

— Tak, tak — odparł potulnie.

— I Natsu... — rzekła ciszej. — Nie oszukamy swojej natury. Nawet jeśli się zmienimy, to w głębi serca pozostaniemy tymi samymi ludźmi. Ja wierzę w Lucy, wierzę w ciebie, w Graya i Maurego. Ale... — tu się zawahała. Usiadła obok Natsu i położyła mu dłoń na ramię. — Chcę pomóc Lucy, ale to mi się nie uda, jeśli mi nie zaufacie.

— Nie zaufamy? Phi! — prychnął i machnął od niechcenia ręką. — Coś ci się wydaje.

— Natsu, mam złe przeczucia. Chcę jej po prostu pomóc. Może... — urwała, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią. — Może dobrą radą. Może przytulę ją. Cokolwiek, oby tylko nie powtórzyło się to, co z tym lodowym pogromcą smoków.

— Co?

Natsu wstał gwałtownie. Książki wypadły z pudła wraz z mapami, strasząc pozostałych podróżnych. Natsu przeprosił za swoje zachowanie i zaczął zbierać rzeczy. Nie odezwał się do Erzy ani słowem, choć na jego odpowiedź czekała. Na prawdę, którą Lucy ukrywała przed wszystkimi, nawet przed Natsu.

Targnęły dziewczyną wyrzuty sumienia. Zastanawiała się, czy przypadkiem nie nadszedł ten czas, aby w końcu wszystko wyznać, ale w takich momentach przypominała sobie, że to Fairy Tail się jej wyparło.

— Natsu, proszę. — Erza przerwała ciszę. — Proszę, daj sobie pomóc.

— Lucy nie jest winna tamtej sytuacji — wycedził przez zęby. — Ile razy będziecie ją o to obwiniać?

— Dobrze, to nie jej wina, ale gdyby wcześniej coś nad powiedziała, to może wtedy uniknęlibyśmy... tragedii...

— Naprawdę? — spytał ją cierpkim głosem. —  Jestem głupi, wy wszyscy mnie za takiego uważacie, ale to Lucy nas namawiała na jakiś plan. To ona najwięcej wycierpiała. To ona została sama na prawie trzy lata. Erza... Powiedziałaś, że nie oszukamy swojej natury, ale my się zmieniliśmy. Jak wróciłem to swojego domu, musiałem większość rzeczy wyrzucić. Spalić. Nie miałem, gdzie spać. Wszystkie pamiątki z misji były zniszczone.

— Miałam co innego na myśli, Natsu.

— A co innego? Z Grayem macie dziecko... To wystarczający dowód na to, że wszyscy się zmieniliśmy. Lucy także, ale nie doszukuj się w tych zmianach jakiś ukrytych motywów.

Kobieta ścisnęła gniewnie pięść. Z trudem powstrzymywała się od uderzenia Natsu.

— Nie broń jej tylko dlaczego, że opuściłeś ją i targają tobą wyrzuty sumie! — wykrzyczała to, co ponownie zwróciło uwagę pasażerów. Zarumieniła sie ze wstydu, ale nie poprzestała. — Ja chcę jej tylko pomóc. Kochasz ją tak samo jak ja.

— Kocham? — powtórzył niepewnie. — W sumie kocham... ją...

— Nie bądź głupi przez miłość.

— Nie jestem! Zwyczajnie wierzę w nią i raz chcę mieć swoje zdanie. Nie mam do tego prawa? Jestem idiotą, ok, zaakceptowałem to, ale czy przypadkiem przed odejściem... nie ufaliśmy sobie? Broniliśmy Lucy przed całą gildią, a teraz my sami ją odrzucamy?

Erza zamilkła.

Westchnęła ciężko, jakby uznała, że nic więcej nie wskóra tą rozmową. Zabrała więc od Natsu pudło z książkami, oznajmiając, że od teraz sama się nimi zajmie.

Natsu patrzył jeszcze przez chwilę, jak się oddala, a potem opadł na siedzenie. Włożył ręce do kieszeni i odchylił głowę do tyłu, przymykając oczy.

Lucy wyszła w końcu z ukrycia i powoli się do niego zbliżyła. Podała mu spakowany kawałek mięsa.

Zaciągnął powietrze dwa razy. Gwałtownie otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę z niedowierzaniem.

— To dla ciebie — powiedziała, wsadzając mu do rąk mięso.

— Co zrobiłem? — spytał podejrzliwie. — Chyba coś... dobrego?

— Same dobre rzeczy. — Pogładziła go po czuprynie. — Same najlepsze rzeczy.

Erza wróciła po dwóch minutach z jedną mapą i jedną książką, resztę gdzieś zostawiła. Rozłożyła mapę na podłodze przed nimi. Zaznaczyła punkt, w którym znajdowała się jaskinia, ich punkt docelowy, a potem wyznaczyła najlepszą ścieżkę do tego miejsca.

— Podróż zajmie nam kilka godzin  — zauważyła. — Gray z Maurym zaraz powinni wrócić.

Nie myliła się. Ojciec z synek powrócili dziesięć minut później z pakunkami zakupów. Śmiali się i żywiołowo rozmawiali na jakiś temat. Gdy zauważyli resztę drużyny, podbiegli. Maury od razu rzucił pakunki i wyciągnął spod koszuli naszyjnik z zawieszką w kształt ptaka.

— Patrz, mamo, mamy taki sam! — oznajmił radośnie.

Gray pokazał swoją część naszyjnika. Okazało się, że każda z zawieszek była tylko częścią całości. Gdy się je połączyło, tworzyły koło, oddzielnie wyglądały jak ptaki.

— Piękne, prawda? — upewnił się Maury.

Erza złapała się za głowę, jakby ta nagle ją rozbolała.

— Mieliście tylko pójść na zakupy! — zwróciła im od razu uwagę. — Naprawdę musimy marnować pieniądze na przedmioty, które są nam do niczego potrzebne?!

— Ale mamo... — zaczął Maury, ale Erza nie dała sobie przerwać:

— Już o tym kiedyś rozmawialiśmy. Jeśli zarobisz na misję, to kupuj sobie, co tylko chcesz! Ale teraz? Idziemy praktycznie na śmierć, a wy mi tutaj marnuje pieniądze?!

— W sumie pieniądze i tak się nam do niczego nie przydadzą, jeśli umrzemy — zauważył Gray, nieszczęśliwie zauważył.

Erza zaczerwieniała ze złości. Szarpnęła za koszulę Graya i przyciągnęła go do siebie, lustrując od góry do dołu. Chłopak zadrżał. Posłał błagalne spojrzenie Mauremu, ale nawet syn go zdradził, chowając się za rzędem siedzeń.

Kobieta emanowała złem, które doszło także do Lucy i Natsu. Sami jednomyślnie uznali, że czas się oddalić i zostawić sprawy kłócącej się dwójce. Jednak zanim zdążyli się odwrócić, na całym peronie rozbrzmiał przerażający krzyk:

— MAGOWIE! POMOCY! Mój syn.... Mój syn!

Upadła.

Młoda kobieta odetchnęła dwa razy ciężko, ściskając sukienkę w miejscu, gdzie łupało jej serce. Na głowie miała przywiązaną chustę, pod którą skrywała krótkie włosy. Jej ubranie było w kilku miejscach zaszyte, zapomniała nałożyć butów — jej bose stopy były zakrwawione, pokryte licznymi otarciami.

Ochrona kolei podbiegła do kobiety, podnieśli ją i usadzili na jednym z wolnych fotelu. Wzbudziła niemałe zainteresowanie, więc od razu wokół niej zebrała się grupa zatroskanych i ciekawskich ludzi, którzy zaczęli ją wypytywać, co się stało.

Nie tracili czasu.

Erza, jako przywódczyni grupy, odepchnęła na bok podróżnych i podeszła do kobiety. Przyklęknęła przed nią.

— Jestem magiem. Co się stało?

Zalała się łzami. Chwyciła Erzę za ramiona i słabo nią potrząsnęła. Brakowało jej sił, tchu, energii i ducha. Nieprzerwanie płakała, nie dając rady wydusić z siebie ani jednego słowa. W końcu Erza nie wytrzymała i trzepnęła ją w policzek.

Rozległ się plask.

Wszyscy oniemieli.

— Jak śmiesz bić tę biedną kobietę?

— Co ona ci zrobiła?

— Jednak magowie to bezduszne potwory! — oskarżenia sypały się jedne za drugimi, ale Erza niekoniecznie zwracała na nie swoją uwagę.

Skupiła się na kobiecie, na jej zatroskanym spojrzeniu i nieudolnie ściętych włosach. To jedno uderzenie sprawiło, że się ocuciła. Wzięła głębokie wdechy, aby zebrać w sobie siły, a potem wykrzyczała:

— Mój syn poszedł szukać ojca do jaskini!

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!