Wydarzenia z ostatniego dnia wydawały się
obcym snem, z którego jeszcze się nie obudziła.
Lucy czasem się zastanawiała, czy przypadkiem spotkanie z jej przyszłą córką, z Nashi nie było tylko wytworem jej wyobraźni. Nie widziała jej za wyraźnie. Zasugerowała się tym, że zobaczyła jasne, bladoróżowe włosy, tak bardzo przypominające kolor, który nosił na sobie Natsu.
Czasem wątpiła. Czy przypadkiem dziewczyna
nie robiła sobie z niej żartów. Historia Nashi wydawała się nieprawdopodobna,
oderwana od rzeczywistości i przeczyła wszelkim prawom, z jakimi zetknęła się z
Lucy. Choć czy miała prawo oceniać magię i jej granice?
Westchnęła.
Myślała, że odpocznie w czasie podróży na
miejsce, a czuła coraz bardziej ogarniające ją zmęczenie. Przytłaczało ją, wraz
z ze wszystkim myślami, które zaprzątały jej głowę.
Dlatego w chłodną noc wyszła z ich
przedziału na korytarz i otworzyła okno.
Rozbrzmiał ostry odgłos dudnienia pociągu o
tory, a jednocześnie przybyło do niej przyjemnie chłodne powietrze, które
sprawiło, że zapomniała o hałasie.
Zamknęła oczy.
Wyobraziła sobie swoje życie, gdyby wróciła
wcześniej do Fairy Tail i nie próbowała robić z siebie bohaterki. Na co komu
rozwój? Natsu wróciłyby w końcu po jakimś czasie, wzięliby pierwszą misję i
poddali się przygodzie, tak jak zawsze.
Może w ten sposób uniknęłaby przeznaczenia,
które na nią właśnie czekało?
— Lucy? — z zamyślenia wyrwał ją głos
Natsu.
Podniosła powoli powieki, budząc się z tego
krótkiego, aczkolwiek przyjemnego snu.
— Obudziłam cię? — spytała zmartwionym
tonem. — Może idź jeszcze spać? Chciałam się tylko przewietrzyć.
Westchnął.
— Coś cię męczy, prawda?
Wzruszyła ramionami.
— Nic nowego. Zresztą właśnie wysłali nas
na samobójczą misję, Natsu. — Trąciła go za ramię. — Naprawdę nie musisz się
mną tak przejmować. To pewnie tylko stres.
— Stres? — zdziwił się. — Myślisz, że ci
uwierzę?
— Naprawdę? Teraz zmądrzałeś?
— Od jakiegoś czasu cię podejrzewam... —
Stanął obok Lucy. — Chyba od dnia, w którym "zaprzyjaźniłaś" się z
Maurym.
Nie podał konkretnego momentu, w którym
zaczął mieć podejrzenia, ale Lucy domyślała się, o co mu może chodzić. Zaraz po
powrocie ze stworzonej przez chłopca rzeczywistości... To wtedy najwięcej się
zmieniło, a może wtedy właśnie najwięcej po sobie pokazała. Nie ukrywała dłużej
przed Natsu swojej prawdziwej twarzy, choć o wielu rzeczach wciąż niewiele
wiedział.
Ujęła go pod ramię i położyła głowę na jego
barku. Zapomniała o tym, że planowała zaznać świeżego powietrza. Od Natsu
ciągle biło gorąco i niezależnie od tego, jak wiele razy sobie to powtarzała,
kochała to ciepło.
— Boję się — wyznała w końcu potulnym
głosem.
— Czego? Mnie? Fairy Tail?
— Przeszłości, teraźniejszości i
przyszłości... — wymieniła na jednym wdechu. — Może nie zrozumiesz pełni, ale
części już doświadczyłeś. Sama nie jestem pewna, co mnie martwi. Wiele rzeczy
wydarzyło się na raz, o innych nie mam pojęcia. Mam wyrzuty sumienia, że przeze
mnie zginął mistrz. Martwię się, kogo jeszcze stracę przez swoją głupotę...
Natsu nie przerwał jej ani razu. Wsłuchał
się w jej wyznanie i, co nie podobne do niego, oddalił się do ich przedziału i
zamknął za sobą drzwi. Lucy pozostała sama. Jeszcze raz obrzuciła spojrzeniem
oddalające się od nich miasto, a potem zatrzasnęła okno i wróciła do Natsu.
***
— Ej, ej, słyszałaś, że to całe Bard Town
się obudziło z długiego snu? — powiedziała starsza kobieta siedząca na ławce
przy punkcie sprzedaży biletów.
— Może lepiej by było, gdyby nigdy się nie
obudzili. W ogóle słyszałaś o tym, że połowa mieszkańców zmarła krótko po
przebudzeniu. Magowie, którzy ich uratowali, odeszli, a ci ludzie pomarli.
— No co ty gadasz! — oburzyła się. — W
sumie... wcale mnie to nie dziwi. Czasy się zmieniły. Magowie już nie dbają o
ludzi, jak dawniej. Po tym, co się stało z władcą lasu?
— I mnie to mówisz! — Zaśmiała się. —
Przecież gdyby nie rząd i ostatnie rozporządzenie musiałybyśmy się same bronić.
— Ja laską, a ty tymi starymi zębami —
zażartowała, ale stojącej obok Lucy nie było do śmiechu.
Erza poszła zapytać się o ewentualny
powrót, bo nie uwierzyła, że pociąg kursuje dwa razy dziennie. Gray z Maurym
udali się po drobne zakupy, a Natsu postanowił jeszcze trochę się przespać na
ławce. Jednak zbudził się, gdy otworzyła się okoliczna restauracja.
Nawet Lucy poczuła przyjemny zapach mięsa,
który przez Pogromcę Smoków musiał być wyczuwalny intensywniej. Żeby nie być
złośliwą, podeszła do kelnera i poprosiła o kawałek mięsa na drogę. Zgodził się
bez wahania i ruszył do kuchni w czasie, kiedy Lucy zapłaciła stojącej przy
kasie kobiecie. Zostawiła napiwek — parę kryształów, które trzymała za pasem.
Odwróciła się.
Nie znalazła siedzącego na ławce Natsu. Z
niepokojem zaczęła się rozglądać po dworku, martwiąc się, że tylko spuściła z
niego wzrok, a ten już wpadł w kłopoty. Na szczęście panowała cisza o poranku.
Akurat Natsu sprawiające problemy usłyszałaby aż za dobrze. Dlatego odetchnęła
z ulgą.
— Proszę. — Kelner podał jej zapakowany
kawałek mięsa. — Magowie do Bard Town? — zapytał z ciekawości. Miał ciekawskie
spojrzenie i małe ręce, ze złączonymi skórą palcami, jakby w wyniku choroby.
— Prawie, do jaskini — nie uważała, że
powinna ukrywać powód swojej obecności w tej okolicy.
Kelner spochmurniał.
— Żartujesz? — upewnił się ciszej. —
Magowie, ale...
— Jesteśmy silni, poza tym ktoś musi udać
się i sprawdzić to miejsce.
— Tak, tak, zdecydowanie się z tym zgadzam,
ale to niekoniecznie jest bezpieczne.
— Każda misja jest niebezpieczna — zwróciła
mu uwagę. — A coś wiesz na ten temat?
Pokręcił energicznie głową.
— Niewiele. Bardzo niewiele — wyszeptał. —
W sumie same plotki. Ludzie przestraszyli się tej jaskini. Najpierw uznano, że
to tylko zwyczajna kopalnia. Chcieli zabrać stamtąd zmarłych, ale... nikt nie
wrócił. Potem rozeszła się plotka o skarbach. Jako mag dobrze wiesz, co to
oznacza.
Lucy skinęła głową.
— No właśnie — kontynuował. — Dalej nikt
nie wrócił. A to, co wypluła jaskinia, to tylko szczątki. Jestem tym
przerażony. Nie wiemy, co za cholera tam siedzi. W sensie... Może to jakaś
bestia. A co jeśli wyjdzie?
— Gdyby to była bestia, która jest zdolna
się poruszać, to już do tej pory wyszłaby z jaskini — Lucy starała się uspokoić
mężczyznę. — Ale to faktycznie dziwna sprawa.
— Dziwna? — fuknął. — Przerażająca. Ludzie
się boją i wcale im się nie dziwię. W tej okolicy wydarzyło się za dużo złego.
Poza tym... — Przybliżył się do Lucy i rozejrzał na boki, czy ktoś ich nie
podsłuchuje. — Mówią, że Czarny Mag się odrodził i szuka zemsty. Chodzą plotki
o jakiejś przepowiedni sprzed czterystu lat i że ta jaskinia ma z tym związek.
— Plotki — zauważyła, wzruszając ramionami,
ale tylko dlatego że chciała uspokoić mężczyznę. Nie potrzebne było mu życie w
ciągłym strachu. Sama nie potrafiła zignorować podobnej rzeczy.
— No tak, był czas, że gadali o tym, że
nasz król to zaginiony książę z odległej krainy, a księżniczka to syrena z
oceanu. W sumie to i tak najbardziej sensowne plotki, jakie słyszałem. Gdybyś
tylko czasem posłuchała ludzi, gadają jak debile.
— Każdy lubi pogadać.
— Ale z sensem, a nie że szykuje się setny
koniec świata!
— A może się szykuje. — Zaśmiała się. — Nie
mniej, dziękuję. — Podniosła opakowanie z kawałkiem mięsa. — I dziękuję za
rozmowę.
— Kurcze, miło było. Życzę powodzenia.
Jakbyś jednak wróciła z misji, to zapraszam to naszej restauracji. Może do tego
czasu dadzą mi fuchę na kuchni. Wstyd gadać, ale od dziecka uwielbiam gotować.
Moja babcia zawsze mi powtarzała, że dobrą kuchnią można uratować świat.
— W takim razie może do końca świata nie
dojdzie, bo właśnie ty masz go uratować. — Uśmiechnęła się ciepło w kierunku
mężczyzny, zanim odeszła. — Każdy jest potrzebny i każdy ma talent, więc czekam
na twoją kuchnię.
Natsu wrócił na swoje poprzednie miejsce.
Trzymał na kolanach pudło z mapami i książkami, którym przyglądał się
podejrzliwie. Nie odważył się zajrzeć do ani jednej z nich. Erza w tym czasie
doszła i dorzuciła mu kolejną książkę do środka.
— Trzymaj — powiedziała. — I nieś. Podobno
przydadzą nam się w trakcie misji.
— Od kiedy jestem tragarzem? — spytał
niepewnie. — Mamy pokonać książkami cokolwiek, co się tam znajduje?
— A od kiedy kwestionujesz moje polecenia?
— oburzyła się, na co Natsu zadrżał. — Nie pytaj, po prostu trzymaj. To dziwne,
ale znalazłam parę informacji o tutejszej jaskini. Faktycznie tam znajdowała
się kopalnia. Od kilkudziesięciu lat wydobywano stamtąd ethernal i nic nikomu
się nie przydarzyło. Dopiero po naszej drobnej przygodzie jakby coś się
obudziło...
— Czyli znowu nasza wina? — Przewrócił
oczami. — Może lepiej nigdzie nie wychodźmy. Ludzie będą bezpieczniejsi.
— Teraz zacząłeś myśleć? Może trzeba było
zanim płomieniami niszczyłeś pół miasta. Pomyśl też o Lucy, ona nie jest
niczemu winna, a patrz, ile nieszczęść na nią spada.
— Tak, tak — odparł potulnie.
— I Natsu... — rzekła ciszej. — Nie
oszukamy swojej natury. Nawet jeśli się zmienimy, to w głębi serca pozostaniemy
tymi samymi ludźmi. Ja wierzę w Lucy, wierzę w ciebie, w Graya i Maurego.
Ale... — tu się zawahała. Usiadła obok Natsu i położyła mu dłoń na ramię. —
Chcę pomóc Lucy, ale to mi się nie uda, jeśli mi nie zaufacie.
— Nie zaufamy? Phi! — prychnął i machnął od
niechcenia ręką. — Coś ci się wydaje.
— Natsu, mam złe przeczucia. Chcę jej po
prostu pomóc. Może... — urwała, zastanawiając się chwilę nad odpowiedzią. — Może
dobrą radą. Może przytulę ją. Cokolwiek, oby tylko nie powtórzyło się to, co z
tym lodowym pogromcą smoków.
— Co?
Natsu wstał gwałtownie. Książki wypadły z
pudła wraz z mapami, strasząc pozostałych podróżnych. Natsu przeprosił za swoje
zachowanie i zaczął zbierać rzeczy. Nie odezwał się do Erzy ani słowem, choć na
jego odpowiedź czekała. Na prawdę, którą Lucy ukrywała przed wszystkimi, nawet
przed Natsu.
Targnęły dziewczyną wyrzuty sumienia.
Zastanawiała się, czy przypadkiem nie nadszedł ten czas, aby w końcu wszystko
wyznać, ale w takich momentach przypominała sobie, że to Fairy Tail się jej
wyparło.
— Natsu, proszę. — Erza przerwała ciszę. —
Proszę, daj sobie pomóc.
— Lucy nie jest winna tamtej sytuacji —
wycedził przez zęby. — Ile razy będziecie ją o to obwiniać?
— Dobrze, to nie jej wina, ale gdyby
wcześniej coś nad powiedziała, to może wtedy uniknęlibyśmy... tragedii...
— Naprawdę? — spytał ją cierpkim głosem.
— Jestem głupi, wy wszyscy mnie za
takiego uważacie, ale to Lucy nas namawiała na jakiś plan. To ona najwięcej
wycierpiała. To ona została sama na prawie trzy lata. Erza... Powiedziałaś, że
nie oszukamy swojej natury, ale my się zmieniliśmy. Jak wróciłem to swojego
domu, musiałem większość rzeczy wyrzucić. Spalić. Nie miałem, gdzie spać.
Wszystkie pamiątki z misji były zniszczone.
— Miałam co innego na myśli, Natsu.
— A co innego? Z Grayem macie dziecko... To
wystarczający dowód na to, że wszyscy się zmieniliśmy. Lucy także, ale nie
doszukuj się w tych zmianach jakiś ukrytych motywów.
Kobieta ścisnęła gniewnie pięść. Z trudem
powstrzymywała się od uderzenia Natsu.
— Nie broń jej tylko dlaczego, że opuściłeś
ją i targają tobą wyrzuty sumie! — wykrzyczała to, co ponownie zwróciło uwagę
pasażerów. Zarumieniła sie ze wstydu, ale nie poprzestała. — Ja chcę jej tylko
pomóc. Kochasz ją tak samo jak ja.
— Kocham? — powtórzył niepewnie. — W sumie
kocham... ją...
— Nie bądź głupi przez miłość.
— Nie jestem! Zwyczajnie wierzę w nią i raz
chcę mieć swoje zdanie. Nie mam do tego prawa? Jestem idiotą, ok, zaakceptowałem
to, ale czy przypadkiem przed odejściem... nie ufaliśmy sobie? Broniliśmy Lucy
przed całą gildią, a teraz my sami ją odrzucamy?
Erza zamilkła.
Westchnęła ciężko, jakby uznała, że nic więcej
nie wskóra tą rozmową. Zabrała więc od Natsu pudło z książkami, oznajmiając, że
od teraz sama się nimi zajmie.
Natsu patrzył jeszcze przez chwilę, jak się
oddala, a potem opadł na siedzenie. Włożył ręce do kieszeni i odchylił głowę do
tyłu, przymykając oczy.
Lucy wyszła w końcu z ukrycia i powoli się
do niego zbliżyła. Podała mu spakowany kawałek mięsa.
Zaciągnął powietrze dwa razy. Gwałtownie
otworzył oczy i spojrzał na dziewczynę z niedowierzaniem.
— To dla ciebie — powiedziała, wsadzając mu
do rąk mięso.
— Co zrobiłem? — spytał podejrzliwie. —
Chyba coś... dobrego?
— Same dobre rzeczy. — Pogładziła go po
czuprynie. — Same najlepsze rzeczy.
Erza wróciła po dwóch minutach z jedną mapą
i jedną książką, resztę gdzieś zostawiła. Rozłożyła mapę na podłodze przed
nimi. Zaznaczyła punkt, w którym znajdowała się jaskinia, ich punkt docelowy, a
potem wyznaczyła najlepszą ścieżkę do tego miejsca.
— Podróż zajmie nam kilka godzin — zauważyła. — Gray z Maurym zaraz powinni
wrócić.
Nie myliła się. Ojciec z synek powrócili
dziesięć minut później z pakunkami zakupów. Śmiali się i żywiołowo rozmawiali
na jakiś temat. Gdy zauważyli resztę drużyny, podbiegli. Maury od razu rzucił
pakunki i wyciągnął spod koszuli naszyjnik z zawieszką w kształt ptaka.
— Patrz, mamo, mamy taki sam! — oznajmił
radośnie.
Gray pokazał swoją część naszyjnika.
Okazało się, że każda z zawieszek była tylko częścią całości. Gdy się je
połączyło, tworzyły koło, oddzielnie wyglądały jak ptaki.
— Piękne, prawda? — upewnił się Maury.
Erza złapała się za głowę, jakby ta nagle
ją rozbolała.
— Mieliście tylko pójść na zakupy! —
zwróciła im od razu uwagę. — Naprawdę musimy marnować pieniądze na przedmioty,
które są nam do niczego potrzebne?!
— Ale mamo... — zaczął Maury, ale Erza nie
dała sobie przerwać:
— Już o tym kiedyś rozmawialiśmy. Jeśli
zarobisz na misję, to kupuj sobie, co tylko chcesz! Ale teraz? Idziemy
praktycznie na śmierć, a wy mi tutaj marnuje pieniądze?!
— W sumie pieniądze i tak się nam do
niczego nie przydadzą, jeśli umrzemy — zauważył Gray, nieszczęśliwie zauważył.
Erza zaczerwieniała ze złości. Szarpnęła za
koszulę Graya i przyciągnęła go do siebie, lustrując od góry do dołu. Chłopak
zadrżał. Posłał błagalne spojrzenie Mauremu, ale nawet syn go zdradził,
chowając się za rzędem siedzeń.
Kobieta emanowała złem, które doszło także
do Lucy i Natsu. Sami jednomyślnie uznali, że czas się oddalić i zostawić
sprawy kłócącej się dwójce. Jednak zanim zdążyli się odwrócić, na całym peronie
rozbrzmiał przerażający krzyk:
— MAGOWIE! POMOCY! Mój syn.... Mój syn!
Upadła.
Młoda kobieta odetchnęła dwa razy ciężko,
ściskając sukienkę w miejscu, gdzie łupało jej serce. Na głowie miała
przywiązaną chustę, pod którą skrywała krótkie włosy. Jej ubranie było w kilku
miejscach zaszyte, zapomniała nałożyć butów — jej bose stopy były zakrwawione,
pokryte licznymi otarciami.
Ochrona kolei podbiegła do kobiety,
podnieśli ją i usadzili na jednym z wolnych fotelu. Wzbudziła niemałe
zainteresowanie, więc od razu wokół niej zebrała się grupa zatroskanych i
ciekawskich ludzi, którzy zaczęli ją wypytywać, co się stało.
Nie tracili czasu.
Erza, jako przywódczyni grupy, odepchnęła
na bok podróżnych i podeszła do kobiety. Przyklęknęła przed nią.
— Jestem magiem. Co się stało?
Zalała się łzami. Chwyciła Erzę za ramiona
i słabo nią potrząsnęła. Brakowało jej sił, tchu, energii i ducha. Nieprzerwanie
płakała, nie dając rady wydusić z siebie ani jednego słowa. W końcu Erza nie
wytrzymała i trzepnęła ją w policzek.
Rozległ się plask.
Wszyscy oniemieli.
— Jak śmiesz bić tę biedną kobietę?
— Co ona ci zrobiła?
— Jednak magowie to bezduszne potwory! —
oskarżenia sypały się jedne za drugimi, ale Erza niekoniecznie zwracała na nie
swoją uwagę.
Skupiła się na kobiecie, na jej zatroskanym
spojrzeniu i nieudolnie ściętych włosach. To jedno uderzenie sprawiło, że się
ocuciła. Wzięła głębokie wdechy, aby zebrać w sobie siły, a potem wykrzyczała:
— Mój syn poszedł szukać ojca do jaskini!
0 Comments:
Prześlij komentarz