Adrien ubrał się w świeże rzeczy, które otrzymał od pani Dupain—Cheng. Kobieta pożegnała go ze łzami w oczach, obiecując, że jeśli tylko zechce, tu znajdzie ciepły kąt, do którego może wrócić. Ojciec Marinette spakował mu kilka wypieków na później i dodał, że niedługo wypróbuje nowy przepis, więc chętnie poznałby opinię kogoś szczerego.
Zgodził się, bo pragnął wrócić do tego domu, choćby na moment.
— Dziękuję za wszystko — powiedział i zamknął za sobą drzwi.
Marinette poklepała go w ramię, pocieszając.
— Koniecznie musisz tu przyjść, inaczej mi nie wybaczą. Możesz wpaść nawet na...kawę — zaproponowała.
— Albo na zawsze — krzyknął pan Dupain—Cheng z okna.
— Tato — skarciła go Marinette.
— No co? — zdziwił się, a potem szybko zatrzasnął okno, nim dziewczyna wkurzyła się jeszcze bardziej.
Westchnęła ciężko.
— "Na zawsze"? — dopytał się Adrien.
Marinette przewróciła oczami.
— Nie myśl za dużo — zwróciła mu uwagę.
— "Na zawsze", moja pani — szepnął jej do ucha.
Zmarszczyła czoło ze złości. Złapała się za głowę i odeszła od Adriena.
— Oni wszyscy... są tacy sami — pożaliła się, zanim pod dom podjechał Chevrolet Chevelle III z 1972 roku.
Adrien cofnął się ze zdziwienia. Wskazał na samochód i zastanowił się, czy aby na pewno dobrze widzi. A kolejne wątpliwości pojawiły się wtedy, gdy Luka wyszedł od strony kierowcy. Muzyk pomachał słodko w kierunku Adriena, a Marinette posłał całuska w powietrzu.
— Mój szofer — podkreśliła. — Za to najlepszy na świecie.
— Szofer? — zapytał.
— Tak. — Nałożyła duży kapelusz do kompletu składające się z kremowych spodni, białej bluzki i brązowej marynarki. — I Luka idealnie spełnia się w tej roli. Zresztą, póki co tylko on ma prawo jazdy.
— Zdane za pierwszym razem — pochwalił się.
— A taki samochód, bo... — Adriena zainteresowało, dlaczego wybrał zabytkowy samochód, a nie coś tańszego, mniej rzucającego się w oczy.
Luka westchnął.
— Prezent od taty. Od taty. Tego samego, który śpi codziennie z prawdziwym aligatorem. Ubzdurał sobie, że muszę pokazać "klasę". — Wzruszył ramionami, a potem dodał: — Co ma być, to będzie. Nic na to nie poradzę. Przynajmniej mamy czym jeździć, więc wsiadajcie.
Uruchomił ponownie silnik.
Adrien z Marinette zajęli tylne siedzenia. Rozsiedli się obok siebie, dziewczyna położyła między ich nogami torbę ze skrzynią Miraculous. Plagg ułożył się między materiałami i jeszcze zasnął. Trochę za dużo, zdaniem Adriena, ale z drugiej strony kwami potrzebował zasłużonego odpoczynku — szczególnie przez bitwą, która się zbliżała.
— Adrien — zagadnęła go Marientte.
Ujęła jego dłoń, otworzyła ją i położyła na wierzchu pierścień Czarnego Kota. Zaniemówił. Otworzył usta, licząc, że powie cokolwiek, ale nie dał rady. Pierścień przerósł go. Pasował na palec Marinette. Jako Kocica mogła zdziałać więcej niż on sam w ciągu ostatnich trzech lat.
— Czarny Kocie, bez ciebie to się nigdy nie uda — podkreśliła, jakby czytała w jego myślach.
— Lepiej to weź, ona zrobiła się uparta — zwrócił mu uwagę Luka.
Adrien nieśmiało, ale przyjął z powrotem pierścień i założył go na palec — tam, gdzie go trzymał od momentu, w którym stał się Czarnym Kotem. Pierścień zmieniał się wraz z nim. Począwszy od koloru, po wielkość. Nastoletnie dłonie zastąpiły ręce należące do dorosłego mężczyzny. Ze srebrnej barwy niewiele zostało, stał się ciemno szary. Kolor był zbliżony do tego, który widział po przemianie w superbohatera.
— Czarny Kot wraca do akcji — oświadczył, ku zadowoleniu Marinette.
Sięgnęła po kolejne puzderko z miraculous, otworzyła je — oczom Adriena ukazał się jeden kolczyk. Wstrząsnęło nim. Zapomniał, jak oddychać. Drżał. Wspomnienia zalały jego myśli, na nowo odtwarzając wydarzenia z tamtego dnia, kiedy kotaklizmem zniszczył jeden z kolczyków Biedronki. Nie sądził, że kiedykolwiek ponownie ujrzy to miraculous, szczególnie w objęciach Marinette.
— To będzie ostatnia przygoda Biedronki — oznajmiła dziewczyna.
Założyła kolczyk na prawe ucho. Wyłoniła się z niego Tiki. Połowę ciała kwami zajmował czarny cień, nie uśmiechała się, a płakała. Jedną z łapek podniosła i złapała się za połowę ust.
— Marinette, to ty — załkała.
Podleciała do dziewczyny i wtuliła się w nią z całych sił. Posiadała ich niewiele, tylko te z połowy, którą nie pokrywał cień.
— Cześć, słodka — przywitał się i Plagg, który właśnie się obudził. — Dawno się nie widzieliśmy!
— Hm... — Odwróciła się. — Nie będę z tobą rozmawiać. Zostawiłeś mnie na trzy lata.
— To ja — przyznał się od razu Adrien. — Tiki, to nie jego wina. To ja uciekłem.
— Nie usprawiedliwiaj tego kocura! — Podleciała do Adriena i trzepnęła go w policzek. — I ty też, co się z tobą działo przez te trzy lata?! — wykrzyczała, a następnie padła na tapicerkę samochodu, oddychając ciężko, niemiarowo.
Adrien wziął ją na ręce i pogładził po głowie, współczując kwami. Była słaba, zaciemniona strona praktycznie w ogóle nie reagowała. Jednak z jakiegoś powodu Marinette zdecydowała się włączyć ją do walki.
— Czy to w porządku? — upewnił się Adrien.
— Nie wiem — przyznała Marinette. — Ale ja nie widzę innego rozwiązania. Władcę Ciem musi pokonać Biedronka i Czarny Kot. Przeznaczenia nie przeskoczysz.
Przeznaczenia?
Adrien spojrzał na wymęczonego Plagga, który odsypiał ostatnie trzy lata, potem na Tiki, zniszczoną w połowie przez moc, która powinna ją chronić.
— To nie przeznaczenie — wysyczał przez zęby Adrien. — To zwykłe ludzkie decyzje i pomyłki. Nie mylmy tego z przeznaczeniem! — ryknął, uderzając w zagłówek kierowcy.
— Adrien, spokojnie — zwrócił mu uwagę Luka.
— Jakie spokojnie? — zapytał, choć nie oczekiwał usłyszeć odpowiedzi. — Przeznaczenie? To dobre dla walki dobra ze złem, a nie dla nas. Moi rodzice podjęli decyzje, nie jakieś przeznaczenie. Nic ich nie usprawiedliwia.
Zatrzymali się nagle.
Adrienem szarpnęło. Poleciał do przodu i uderzył nosem prosto w zagłówek. Jęknął z bólu. Odsunął się i roztarł poobijane miejsce.
— Dlatego należy zapinać pasy — przypomniał mu Luka.
Marinette dumnie zadarła podbródek, pokazując na zapięty pas. Odpięła się i powoli wyszła z auta, wyjęła zawiniętą w materiały skrzynię miraculous. Na jej wierzch położyła odpoczywającą Tiki.
— Teraz wszystko się zacznie — zauważył Luka, poprawiając bransoletkę Miraculous. — Ja jestem gotowy, a ty?
Nie był, ale mimo to zdecydowanym tonem oznajmił:
— Jestem.
Podążyli za Marinette w stronę otwartego zakładu. Paliły się w nim tylko światła w zachodniej części budynku. Wschodnia kryła się w mroku. Adrien nie słyszał, aby z środka dobiegały jakieś głosy, ale wyczuwał czyjąś obecność — więcej niż jeden osoby. Zastanowiło go to. Myślał tylko o pracodawczyni Marinette, która miała ich wspomóc tej walce. Wątpił w obecność Elli, a tym bardziej pani Buster, państwo Dupain—Cheng zostawili za sobą, więc kto jeszcze.
Drzwi gwałtownie się rozwarły. Ktoś stanął w progu, światła padały prosto na wyprostowaną, wysoką sylwetkę bezsprzecznie należącą do kobiety.
— Adrien — wymówiła jego imię. Głos miała przyjemny, trochę znany, ale nie przypominał sobie, skąd go zna. — Adrienku, to ty! Ty wiesz, jak DŁUGO na ciebie czekałam!
Z cienia wyskoczyła jedna z tych osób, której nigdy nie spodziewał się zobaczyć w tym salonie.
— CHLOE? — wykrzyczał ze zdziwienia.
0 Comments:
Prześlij komentarz