Lucy ruszyła w pierwotnym kierunku, w którym wcześniej uciekali, licząc, że tam odnajdzie przyjaciół. Walki przy ich poprzedniej kryjówce ucichły. Nie znalazła tam nikogo, a na dodatek ślady zmierzały we wcześniej ustaloną stronę.
Ścisnęła mocniej klucze i wezwała od nich moc
Lokiego na rozgrzanie ciała. Śnieg padał coraz mocniej. Zaczął jej przypominać
świat stworzony przez Maurego i wieczny festiwal zimowy, z paradami i
śmiechami, które od świtu do nocy wędrowały przez ulice Magnolii.
Brakowało w Murien Town życia. Było pustym
zgliszczem pełnym traw i wzniesień. Nie było tu ludzi, choć jeszcze nie
natrafili na zamieszkały teren. Rozciągające się wzdłuż stepy powoli przykrywał
śnieg.
Lucy pochyliła się nad chłodną ziemią i zebrała
w dłonie odrobinę śniegu. Był prawdziwy, a jeśli istniał, to magia była na tyle
potężna, że uwierzyła w jego istnieje. Co okazałoby się jeszcze bardziej
niepokojące.
— Natsu? — zapytała z niepokojem w głosie.
Nie znalazła przyjaciół, mimo że szła od
jakiegoś czasu. Przez chmury nie widziała ruchów słońca, więc nie mogła
powiedzieć, jak wiele minęło od momentu, w którym się rozdzielili.
— Lucy? — usłyszała Graya.
Pobiegła w stronę skały, skąd dobiegł do niej
głos. Skoczyła przez nią i wylądowała przed ogniskiem, które rozpalili. Natsu
leżał pod kilkoma kocami, Gray pilnował ogniska, wrzucając do niego jeszcze nie
zawilgotniałe patyki. Maury siedział z lekko przymrużonymi oczami. A Erza...
dusiła jednego z żołnierzy.
Uderzyła mężczyznę w podbrzusze, potem na zaś
poprawiła, sycząc pod nosem:
— Jeszcze raz spróbuj tknąć moje dziecko!
— Erza, puść pana — poprosiła grzecznie Lucy.
— Nie — fuknęła. — Zasłużył. Jak śmiał
skrzywdzić moje dziecko?
Znów rąbnęła mężczyznę, tym czasem w głowie.
Jęknął z bólu, już tylko tyle mu zostało z sił po kilkudziesięciu minutach
bicia przez Erza.
Lucy zlękła się Erzy. Złapała kobietę w
nadgarstku. Żołnierz uciekł, wykorzystując jedyną okazję, która się nadarzyła.
— Ej, ty! — zawołała za nim Erza, ale Lucy ją
powstrzymała przed pogonią.
Erza zmierzyła Lucy ostrym, przenikliwym
wzrokiem, na którego widok dostała dreszczy. Mimo to jej nie puściła, nawet
przeciwnie. Zacisnęła mocniej dłoń, bojąc się, że jeśli ją puści, Erza straci
nad sobą kontrolę.
— Lucy, możesz zabijać ludzi, a ja nie mogę pobić
żołnierza, który skrzywdził MOJE dziecko?!
Pozostawiła pytanie Erzy bez odpowiedzi.
Puściła ją i się przysiadła do Graya. Wzięła
kilka kawałków wilgotnego drewna i
podstawiła je pod ognisko, aby się wysuszyły. Usiedli nieopodal jeziora,
którego powierzchnia zaczęła zamarzać, choć lód był cienki, pod najmniejszym
uciskiem pękał.
— Musimy uważać — ostrzegła ich Luc. — I może
stąd uciec?
— Nie mamy szans — prychnął Gray.
Podniósł Lucy i zaprowadził ją w przeciwną
stronę, do której przyszła. Usadził na skale, po czym wskazał, gdzie ma
patrzeć. Około dwudziestu minut drogi stąd siedział Darezen, na ogromnym leżaku
z parasolem, popijając z drobnej filiżanki kawę, którą uzupełniała mu Levy. Na
stole w kwieciste wzorki leżał talerz z ciastkiem.
— Czy on w środku śnieżycy popija kawę półnagi?
— zapytała, sama nie wierząc we własne słowa.
— W środku śnieżycy popija kawę półnagi odkąd
się tu pojawiliśmy — potwierdził Gray.
Wrócili na miejsce i dołożyli do ogniska kilka
patyków, które podeschły przy ognisku. Erza rzuciła wściekle jakieś brudne
materiały do środka, wcześniej je porywając. Przysiadła się do Lucy, lecz nie
trwało to długo, nim podniosła się z powrotem i zaczęła chodzić wokół
obozowiska.
— To... nie ma sensu — wydusiła z siebie. —
Lucy, to nic nie znaczy. Myślałam, że bez problemu przejdziemy przez granicę i
wtedy...
—... jakoś sobie poradzimy? — dokończyła za nią
Lucy. Dziewczyna przetarła chłodne czoło Natsu. Błagała, żeby było to tylko
tymczasowe osłabienie. Nic na dłużej.
— Jesteśmy Fairy Tail, jesteśmy rodziną i zawsze
sobie radziliśmy. Razem — podkreśliła.
— Obudź się! — ryknął nagle Gray. — Erza, JA
JESTEM UBRANY! — Zapiął kurtkę pod samą szyję. — Zimno mi. Ur z Lionem skiśliby
ze śmiechu, a mi jest zimno! Gdzie rodzina? Nikogo nie spotkaliśmy w gildii,
Levy i Gajeel stoją przy tym całym Darezenie. Zapałce nawet zimno! Tylko nie...
tobie i Lucy.
Zamilkli.
Ta cisza stała się nieznośna.
— Co się z nami stało? — w końcu Erza zadała
pytanie.
Lucy nie wiedziała dlaczego, ale po policzku
spłynęło jej kilka łez. Otarła je prędko, udając, że nic się nie stało.
Nieprawda. Co się z nimi stało? Co się z NIĄ stało? Próbowała sobie
odpowiedzieć, używając prostych słów, szukając prostego wytłumaczenia, które
rozwieje te wątpliwości. Nic nie przyszło jej do głowy.
Nie byli ludźmi, których znali.
— Dajcie spokój, jak wrócimy do gildii, robimy
największą imprezę w historii. Rozniesiemy Fiore w drobny mak, a potem... —
urwała.
Kropelki krwi strzeliły Lucy w twarzy. Nie
zdążyła zmrużyć oczu. Cienki kolec wyszedł z drugiej strony, przedzierając się
przez zbroję Erzy i jej ciało. Kobieta zadławiła się, straciła dech.
— E...eerza? — zapytał słabym głosem Gray.
— Mamo? — Maury wstał i sięgnął ku kobiecie.
Trącił wystający z jej ciała lodowy kolec. — Ty...
Upadła.
Lucy pognała w jej stronę, próbując złapać, nim
kolec dotknie ziemi. Jeśli nie naruszył poważnie organów wewnętrznych, istniała
szansa, aby ją uratować. Niewielka, ale wciąż jakaś.
Wyciągnęła rękę i...
Nagle Erza stała przed nią cała i zdrowa.
Zamrugała kilka razy ze zdziwienia, a potem rozejrzała się po ich obozie. Była
zdezorientowana. Jakby czas cofnął się w miejscu albo wydarzenia... zostały
nadpisane.
Spojrzała w stronę leżącego Maurego. Zakaszlał
gwałtownie, przez co Erza rzuciła wszystko i pochyliła się nad cierpiącym
synem. Zagrzała odrobinę wody w ognisku i podała ją chłopcu, którego trawiła
gorączka.
— Żartujecie? — fuknął Gray. — Przed chwilą był
zdrowy. Czuł się lepiej. Maury, co się stało? Co zrobiłeś?
— Maury, ty... — zaczęła Lucy, ale nie
dokończyła. Maury rzucił jej błagalne spojrzenie, aby milczała. Spełniła
życzenie, choć twarz Graya wyrażała dziwny niepokój, jakby i on się domyślał,
co się właśnie wydarzyło.
Erza podłożyła pod głowę Maurego jeden z koców,
który zabrała od Natsu. Pogładziła troskliwie policzek dziecka, a potem wyjęła
z kieszeni woreczek z drobnymi ziołami. Niewiele
zostało, ale podała mu coś na gorączkę. Lucy nie rozpoznała leku.
— Gray... — Trąciła przyjaciela w ramię.
Skinął głową.
Odepchnęła go i w tej samej chwili przemknął
przed nimi ten sam kolec który wcześniej ugodził Erzę. Maury krzyknął w
przerażeniu, ostrzegając Erzę. Zauważyła kolejny atak. Zmieniła prędko zbroję i
zablokowała lodowy kolec. Nie przebił się przez grubą tarczę, omijając jej
twarz.
Odetchnęli z ulgą.
Nie na długo.
Na tarczy zaczęła rozrastać się warstwa lodu,
która pochłaniała coraz większą część metalu. Erza odrzuciła ją na bok, po czym
sięgnęła po kolejną, wątpiąc, czy i ta wytrzyma atak.
Niewiele się pomyliła. Kolejny kolec uderzył
ziemię, w moment ją zamrażając. Erza poślizgnęła się na cienkiej warstwie lodu,
Gray przytrzymał Lucy, kiedy sam utrzymał na lodzie równowagę.
Happy wyleciał spod koca i ruszył w kierunku
nieba, aby stamtąd zobaczyć, co się dzieje.
— Nie! — krzyknęła Lucy.
Nie posłuchał jej.
Kolejny lodowy kolec przeciął powietrze,
kierując się wprost na Happy'ego. Lucy sięgnęła po klucze, zbierając w sobie
całą magię, jaką miała w tym przeklętym miejscu. Zapomniała o bólu,
bezradności, liczyło się, aby tylko uratować przyjaciela.
Wszystko robiła za wolno.
Kolec znalazł się tuz przed twarzą kota, gdy
nagle Natsu wyskoczył spod koców i uderzył wiązką ognistej magii w kolec,
roztapiając go. Jego oczy płonęły żarem nienawiści, były pełne
krwistej czerwieni, która w innych okolicznościach by przerażała.
Lucy odetchnęła z ulgą.
Na krótko.
Natsu zamknął oczy i zachwiał się do tyłu, w
stronę zamrożonego jeziora.
— Natsu! — krzyknęli jednocześnie pozostali.
Jako pierwsza rzuciła się w jego stronę.
Sięgnęła ku jego palcom, ale jedynie nie przetarła, nim uderzył o taflę lodu.
Pękła, a Natsu wpadł do lodowatej wody, ku przerażeniu reszty.
Lucy się nie wahała.
Wskoczyła za nim — w przerażająco zimną toń, w
której jej ciało było ciężkie, zmarznięte. Nie dała rady się tam poruszać.
Czuła się tak, jakby ktoś zamroził całe jej ciało. Jednak mimo to płynęła,
przemierzając gęste otchłanie, które zabierały Natsu.
Nie, nie odda go.
Nie teraz, gdy w końcu go odzyskała!
Coś zahaczyło o jej ramię. Ciepło przemknęło
obok. Była to jej własna krew. Nie odważyła się odwrócić i sprawdzić, co się
stało. Podejrzewała, że kolejne kolce opadają w toń ku nim.
Lód załagodził ból, więc płynęła dalej,
błagając, aby nie było za późno. Natsu nie poruszał się, nie wykonał choćby
najdrobniejszego ruchu, a traciła go z zasięgu wzroku. Na dnie było ciemno.
Natsu.
Natsu.
Natsu.
Otwórz oczy.
Prosiła, trzymając się ostatniej nadziei, jaką
miała. Była gotowa obiecać mu wszystko, jeśli tylko otworzy oczy. On tego nie
zrobił, więc zamachnęła się nogami mocniej, ignorując ból i zimno, zapominając,
że była tylko słabą Lucy Heartfilią, która nic nie potrafiła.
Złapała chłopaka i przyciągnęła do siebie. Ujęła
jego twarz, a potem złapała pod pas. Był ciężki, cięższy niż mogła sobie
wyobrażać, ale płynęła ku marznącej górze. Kolejna tafla lodu zdążyła narosnąć
na powietrzni wody.
Nie rozłupie jej!
Pierwsze myśli przeraziły Lucy, więc zignorowała
je, jeden raz wierząc w swoje możliwości. Uratuje Natsu!
Miała jeszcze tak wiele do zrobienia, nie
zdążyli porozmawiać, jak zwykli ludzie, wybaczyć swoje dawne błędy i zacząć...
od nowa.
Dlaczego wcześniej, kiedy uśmiechał się do niej,
nie zaakceptowała tego uśmiechu i nie odstawiła swojego ego na bok, aby...
... być razem.
Dlaczego wcześniej nie przyznała, że wciąż go
kochała?
Traciła siły i jednocześnie znalazła nowe, aby
walczyć o to, co było jej drogie. Wyjęła klucze z kieszeni, jeden z nich
skierowała ku tafli lodu i uderzyła w nią, rozłupując. Kawałki odsunęła na bok
i wtedy wydobyła się na zewnątrz.
Gray wybiegł do nich. Złapał Lucy wraz z Natsu i
wyciągnął ich na brzeg.
Wzięła głęboki wdech i kolejny, jej klatka
piersiowa krzyczała z niewyobrażalnego bólu. Myślała, że za moment rozerwie się
z tych ukłuć, które rozsadzały ją od wewnątrz.
— Natsu... — wyszeptała mimo wszystko.
Nie oddychał.
Odepchnęła Graya na bok i pięć razy nacisnęła na
jego klatkę piersiową. Chłopak poruszył się, zadławił i wypluł wodę na bok.
Odetchnął ciężko, po czym w końcu otworzył oczy.
— L... — nie dokończył.
Dziewczyna obniżyła się i pocałowała go głęboko,
tak jak sobie obiecała, oddychała z trudem, poza tym całkowicie opadła z sił, gdy
jeszcze znajdowali się pod wodą. Pocałunek trwał krótko.
Odsunęła się od Natsu.
Patrzył na nią w taki sposób, jakby zobaczył ją
po raz pierwszy w swoim życiu.
— Usta.. usta? — zapytał słabym, pełnym
niedowierzania głosem.
— Nie. Pocałunek — po raz pierwszy od bardzo
dawna wyznała szczerze.
— Ej, romanse na później, choć szczerze,
szczerze, gratuluję, a teraz pomóżcie! — ryknęła Erza, szykując kolejną tarczę.
Lód zniszczył i tę, zanim Erza ją w pełni wykorzystała.
Odrzuciła na bok wyposażenie, klnąc pod nosem i
przyrzekając, że zmiecie z powierzchni ziemi tego, kto za tym stoi.
Lucy nie zamierzała dłużej się wstrzymywać.
Sięgnęła do kieszeni, gdzie trzymała złote
klucze, a potem wbiła jeden z nich w powietrze. Cząstki magii zebrały się wokół
niej, spływając w kierunku klucza, który rozjarzył się złotem.
Aries z Lokim pojawili się przed Erzą.
Wszyscy na raz spojrzeli na Lucy.
— Skąd ty je wzięłaś? — zapytali w tym samym
czasie.
Wzruszyła ramionami i uznała, że na wyjaśnienia
jeszcze przyjdzie czas. Natomiast teraz ruszyła do ataku. Aries przywołała kłąb
wełny, który trzymał pierwszy z lodowych strzałów. Jak w przypadku broni Erza,
miękka wełna Aries natychmiast zamarzła. Wymieniła ją prędko na nową, mknąc z
Lokim nieprzerwanie w kierunku, z którego nadchodził atak.
0 Comments:
Prześlij komentarz