Ułożyła Adriena wygodniej, podkładając mu pod głowę poduszkę, choć Marinette liczyła, że załatwi sprawy w moment i pozwoli bohaterowie spać normalnie w łóżku.
Założyła na nogi
pantofle o grubym spodzie, najwygodniejsze, jakie miała, a potem przysiadła się
do Plagga, który właśnie skończył jeść camemberta. Przetarł pyszczek z brudu,
policzki wciąż miał wypchane serem, nie dał rady go przełknąć, a wszystko przez
to, że jadł za szybko.
Marinette
zaśmiała się słodko, uznając, że trochę tęskniła za tym małym głupiutkim — i
nie miała tu na myśli tylko samego Plagga. Adrien spał słodko i spokojnie,
jakby taki sen przyszedł do niego po raz pierwszy od trzech lat. W końcu czuł
się bezpiecznie, nie czyhały na niego niebezpieczeństwa świata, a Marinette
obiecała sobie, że obroni go przed wszystkim, co zechce go skrzywdzić. Nie da
tym razem go sobie odebrać.
— Dziękuję, że
byłeś przy nim. — Pogłaskała Plagga po głowie. — Myśli, że został sam.
— To tylko
dzieciak, wybacz mu — prychnął kwami.
— Nie, to już
dorosły człowiek. — Założyła kosmyk włosów za ucho Adriena. Mruknął słodko
przez sen. — Zmienił się, prawie go nie poznałam. — Zaśmiała się. — A naprawdę
starałam się go śledzić. Wypatrywać zdjęć. Uchwycenia w kamerze. Nawet czekałam
na miejscach jego akcji, wierząc, że do nich powróci.
Plagg usiadł na
ramieniu Marinette i poklepał ją po policzku, mówiąc:
— Starałaś się.
— Robiłam
wszystko, co w mojej mocy — odpowiedziała, choć Plagg nigdy nie zadał pytania. —
I patrz, znalazłam go. Tego biednego, zbłąkanego kotka.
Wzięłam go w
ulicy i przygarnę, żeby już nigdy nie czuł, że nie ma domu.
— Mari...
— Nie, to nie są
puste słowa — zapewniła go, nim zdążył o cokolwiek ją oskarżyć. — Ja naprawdę
zapewnię mu dom, nie pozwolę mu na samotność.
— Ech... —
Westchnął. — Dzieciaki, za szybko obiecujecie.
— A po co
odwlekać w czasie? Czas mija, a my nic nie robimy. To smutne. Niepotrzebne.
Zmarnowałam już wystarczająco dużo czasu.
— Czyli co? —
włączył się w monolog Marinette jeszcze raz. — Dzwony kościelne biją wkrótce
ślub.
Marinette
otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
— Jaki... ślub?
— No wasz! W końcu
Czarny Kot i Biedronka zejdą się po tych wszystkich przygodach. Tysiące lat
przeznaczenia wypełni się w tych czasach, a skoro ja już zaczynam gadać, to
chyba nadchodzi koniec świata. Błe, obrzydliwe. — Udał, że robi m się
niedobrze.
Nie, Marinette
nie uważała, że to ten moment. Może i darzyła uczuciami Adriena sprzed trzech
laty, ale minął czas. Zmieniło się, w tym i ona sama. Miłość zmieniła
znaczenie. I to na pewno nie ona napędzała ją do działania przez ten cały czas.
Troska.
Przyjaźń.
Wierność obietnicy.
Ostatni raz
pogładziła włosy Adriena. Uśmiechnęła się do niego czule, jak matka obserwująca
śpiące dziecko. Poprawiła na nim koc, a następnie poczuła, że w kieszeni
wibruje jej telefon.
Wyraz jej twarzy
natychmiast się zmienił. Odwróciła głowę, aby przypadkiem Plagg nie zauważył
surowej miny Marinette. Oddaliła się kawałek, głównie w stronę wejścia do
salonu. Odebrała.
— Witam, pani
Bustier — odezwała się do słuchawki.
— To ty mi
wysłałaś zaproszenie, Marinette — odpowiedziała kobieta. Zgodnie z przewidywaniami
zadzwoniła pod numer, z którego wysłała zaproszenie.
Dziewczyna
podrapała się po głowie. Zdjęła przytrzymującą jej kok wsuwkę i wypuściła
włosy, które opadły na jej ramiona. Chłodny wiatr wieczoru przedostał się przez
jedno z otwartych okien od piwnicy. Zadrżała. Ta noc była inna, nadzwyczajna.
Mimo zimna, jej ciało buzowało z niewyobrażalnego gorąca — od emocji, od ponownego
spotkania, od tego, co ma się dopiero wydarzyć.
Założyła słodki
uśmiech na twarzy, ukrywając za nimi niepokój i stwarzając pozory całkowitego
spokoju, aby nikogo więcej nie zmartwić swoim zachowaniem i planami.
— Marinette? —
szepnęła do słuchawki Ella. — Wpuścisz mnie?
Taki miała plan,
od samego początku, kiedy wysiadła Chevrolet Chevelle III z 1972 roku, kiedy
zobaczyła czyhającego się w ciemnościach Czarnego Kota, który został nazwany
"mścicielem". I z tego też powodu poszła ostatnim razem do Elli Bustier,
aby zasiać w niej wątpliwości, doprowadzić do tego, co właściwe i zakończyć w
końcu sprawę, choć powinno tak się stać lata temu, a nie teraz.
— Już —
odpowiedziała ciężkim głosem.
Rozłączyła się, a
potem spojrzała na śpiącego Adriena. Pochyliła się nad nim i złożyła na jego
czole delikatny pocałunek, równocześnie zsuwając koci pierścień z jego palca.
Plagg zniknął na moment, tak jak nakazywało prawo miraculous, i pojawił się
ponownie, kiedy Marinette wsunęła pierścień na swój palec.
— Co zamierzasz
zrobić? — spytał ją zaniepokojony Plagg, podążając blisko Marinette, która
ruszyła ku górze.
— Nic — zapewniła
go. — Ewentualnie dokończyć niedokończone.
— Ludzie... —
Wzruszył łapkami. — Łatwo się zmieniacie.
— Za łatwo —
zgodziła się z kwami. — Jednak czas mija, nie wiem, jak ty go odczuwasz, ale
dla mnie te trzy lata były wyjątkowe. Zrozumiałam wiele rzeczy, nauczyłam się
wielu rzeczy, a wszystko pot to, żeby zrozumieć siebie i Biedronkę. Byłyśmy
oddzielnymi bytami, ale to się zmieniło. To nie Biedronka tworzyła Marinette.
To ja tworzyłam Biedronkę.
Stanęła przed
drzwiami i otworzyła je na szerz. Ella Bustier chuchnęła na swoje dłonie. Kiedy
dotarło do niej, że wejście jest otwarte, weszła bez ostrzeżenia. Nie bawiła
się w ceregiele. Odepchnęła Marinette na bok i spytała:
— Gdzie on jest?
— Na dole —
odparła, zamykając za sobą.
Przez moment
między kobietami zrodziło się napięcie, które Marinette odczuła w postaci
mocniejszych uderzeń serca na widok wściekłego, pełnego zawodu spojrzenia Elli
Bustier. Zrozumiała, że została wykorzystana przez młodszą od siebie i nie
zamierzała jej tego odpuścić, ale z drugiej strony zdawała sobie powagę całej
sytuacji i ruszyła w kierunku piwnicy.
Zeszła na dół, a
zaraz za nią podążyła Marinette, stawiając ostrożne, lekkie, niemal
niesłyszalne kroki w czerwonych pantofelkach, które kochała. Jak panienka z
baśni stąpała wśród kolorowych sukien, czekając na wybór tej jednej, balowej,
na której pozna swojego ukochanego księcia.
Jednak jej książę
spał jak śpiąca królewna, zmęczony, pozbawiony sił i chęci, by dłużej walczyć.
Plagg usiadł na
ramieniu Marinette pacnął ją w ucho, zwracając uwagę. Miał wątpliwości w
obliczu planu dziewczyny, ale ona z tego powodu nie zamierzała nic zmieniać.
Uśmiechnęła się
słodko do kota, a potem kazała mu się schować w jej włosach, co posłusznie
uczynił.
Ella Bustier
zatrzymała się przy ostatnim schodku. Zachwiała się, niepewna kolejnego kroku i
tego, co faktycznie zamierza zrobić po odkryciu prawdy. Jednak było już za
późno i Ella dobrze zdawała sobie z tego sprawę.
Postawiła ostatni
krok i zeszła na dół. Na widok Adriena Agresta ponownie zamarła.
— To... on...—
wyszeptała drżącym głosem. Potem przełknęła głośno ślinę, jakby zaschło jej w
gardle.
Marinette podała
jej szklankę wody, którą wypiła na raz. Usiadła na wysuniętym krześle bez
pytania i popatrzyła się na Adriena. Wątpliwie błądziła oczami, to na blondyna,
to na podłogę, aż w końcu zatrzymała spojrzenie na chłopaku.
— To on —
stwierdziła w końcu.
— Mówiłam —
potwierdziła Marinette.
— I co ja mam
teraz z tym zrobić?! — Zabrzmiała groźnie. Machnęła rękoma, a potem złapała się
za głowę, pytając: — Powinnam go wydać teraz policji.
— On nie jest
niczemu winny — próbowała przekonać ją Marinette. — Jest tylko ofiarą.
— Ofiarą? —
zdziwiła się kobieta. — Czyli zaczniemy usprawiedliwiać wszystkich przestępców,
bo kiedyś byli ofiarami? — zadrwiła sobie z Marinette.
— Nie, ale to nie
znaczy, że mamy przestać ich rozumieć i szukać powodów. Usprawiedliwienie to
słaba wymówka, dowody to fakty, a fakty mówią, że policja przymyka oczy na
przemoc w rodzinie, która trwa latami. No tak — Oparła się rękoma o biodra. — O
wiele łatwiej jest złapać przestępcę niż zapobiec jego powstaniu. Statystyki.
Rozumiem — teraz i Marinette odparła drwiąco w stronę Elli.
Kobieta
zmarszczyła czoło ze złości.
— Nie wszystko
jest tak jasne od samego początku — podkreśliła. — Z kolei nam nikt czegoś
podobnego nie zgłosił. Może gdyby wcześniej Marinette Dupain—Cheng zadzwoniła z
prośbą o pomoc, to wtedy...
— Nie — przerwała
Elli. — Nie zrobiłam tego i oto jesteśmy. — Okręciła się, wskazując na całe
pomieszczenie. — I dlatego pragnę naprawić swoje błędy. Dążyłam do tego przez
ostatnie trzy lata. Nie jestem kopciuszkiem, który czeka na wróżkę chrzęstną,
żeby dostać szklane pantofelki. — Zacisnęła pięść i wezwała Plagga do
pierścienia. — To ja je tworzę. Plagg, wysuń pazury.
W moment
przemieniła się w Czarną Kocicę. Jej włosy urosły do samej ziemi, uniosły się w
postaci długie warkocza, który ujęła dłońmi, z wysuniętymi pazurkami. Mrugnęła
powabnie w kierunku Elli, uniosła nogę i postawiła stopę na stole, tak że aż
zadrżał.
Ella wstała,
cofnęła się w kierunku ściany i otworzyła szeroko usta, nic nie zdołała
powiedzieć.
— Czy pani
myślała, że to tylko kostium? Miau — miauknęła słodko Marinette, nie mogąc się
powstrzymać od lekkiego podroczenia się z kobietą. — To magia.
Marinette
podeszła do Adriena, wzięła go na ręce i wtuliła go do siebie, mówiąc cicho, że
już wszystko będzie dobrze. Rzuciła ostatnie, krótkie spojrzenie w stronę Elli
Bustier, mówiąc jej:
— Proszę obejrzeć
piwnicę. Trzeci róg od placu Pigalle, dużo kotów, trzeba zapalić światło, a
potem otworzy się przejście. Spotka tam pani dawnego przyjaciela swojej
siostry.
— Że co...? —
wymruczała w końcu z siebie kobieta.
— Proszę zamknąć
drzwi. Klucz jest na wieszaku. — Wskazała ruchem głowy w tamtym kierunku. —
Jutro spotkamy się w tym samym miejscu.
— Marinette
Dupain—Cheng, proszę o wyjaśnienia.
Ale Marinette,
kobieta z Chevrolet Chevelle III z 1972 roku, Czarna Kocica nie chciała czekać.
Wyskoczyła z piwnicy, wyszła na opuszczone, chłodne ulice Paryża i wzięła
głęboki wdech powietrza. Jej kocie zmysły oszalały. Zadrżała z podniecenia, z
tej cudownej przemiany, w której znowu doświadczyła po trzech latach ciszy.
Dopiero w lateksowym stroju bohatera czuła się sobą. Za maską, za ukryciem,
które wzmagało w jej nieprzebrane pragnienia.
Kochała to.
Miasto wzywało
ją.
Więc
opowiedziała.
Skoczyła na
pierwszą z latarni, stając na niej. Zakręciła się kilkukrotnie, wciąż z
Adrienem w swoich ramionach. Uśmiechnęła się słodko w jego stronę. Spał
spokojnie, w ogóle nie przejęty tym, że ktoś go właśnie przenosił przez cały
Paryż.
— Śpij, mój
słodki książę.
Złapała go
mocniej i oddała się cudownym ciemnościom Paryża, wskazując w jej środek.
Odbijała się od budynków z lekkością baletnicy. Ledwo dotykała podłoża, a znów
znajdowała się w powietrzu, lecąc. Świat wydawał się należeć tylko do niej.
Kochała to kołaczące uczucie w jej sercu, które przypominało o tym, że kiedyś
była Biedronką.
Znów się nią
stała. Zawsze nią była.
Z oddal ujrzała
swój dom i otwarty dom na balkon. Zaśmiała się pod nosem, a potem podążyła
tropem. Jej rodzice wyszli nagle z domu, podparli się o barierki i rozejrzeli
po ulicy z niepokojem w oczach i troską.
Marinette
ponownie zrobiło się ciepło na sercu.
Wylądowała na
balkonie, z Adrienem w jej ramionach.
Jej rodzice
wstrzymali na moment oddech, chyba nie poznając swojej drogiej dziewczynki.
Pierwsza rozpoznała w niej Marinette mama. Podeszła do córki i położyła dłoń na
policzku, tuz pod kocią maską
— Marinette? —
spytała kobieta.
— To ja, mamo —
przyznała jej rację.
— Wyglądasz...
świetnie! — stwierdził niespodziewanie jej tata. — A to Adrien? — Wskazał na
chłopaka.
— Tak, odnalazłam
go. — Skinęła głową. — Czy wszystko przygotowane?
— O tak, tak, weź
wnieś go do środka — zgodziła się jej mama, wskazując kierunek.
Otworzyła przed
Marinette wejście, zabrała z wieszaka dwa suche ręczniki, pozostałe leżały
jeszcze w gorącej wodzie, którą podjął jej ojciec. Na piętrze rozłożyli
rozkładane łóżko dla gości. Wyłożyli je grubym materacem, który przyoblekli w
kołdrę z limitowanej edycji pościeli Czarny Kot sprzed trzech lat.
— Musieliście? —
zapytała Marinette, unosząc brew ze zdziwienia.
— Oczywiście, że
tak, zdecydowanie tak. — Aby jeszcze ją zapewnić, mama skinęła kilkukrotnie
głową. — Jak myślisz, spodoba mu się?
— Oj, będzie
wniebowzięty.
Rodzice
popatrzyli na siebie, a potem wymienili uśmiechy. Mama przyłożyła do czoła
Adriena ciepły ręcznik i włączyła stoper na pięć minut. Ojciec zdjął mu buty.
Położyli Adriena na łóżku i przykryli, na dodatek mama położyła na wierzch
dodatkowy koc, tym razem z kolekcji Biedronka.
— Niech śpi —
powiedziała Marinette, odsuwając się od chłopaka.
— Tak, tak,
zdecydowanie.
— Biedny chłopak,
tyle przeżył — współczuł mu ojciec Marinette. — Na rano przyszykuję mu
najpyszniejszy chlebek na świecie. Taki prosto z pieca.
— Z masełkiem
czosnkowym i odrobiną ziół? — dopytała go Sabina Cheng.
— Czytasz m w
myślach, kochanie. — Trącił nos żony. — Kocham cię.
Marinette
przewróciła oczami.
— Litości, mamo,
tato, macie drugi pokój. — Wskazała na niego, jeśli mieli jeszcze jakieś
wątpliwości. — I dajcie mu spać.
Usiadła przy
Adrienie, odgarnęła jego włosy na bok i zdjęła wilgotny ręcznik z czoła.
Zamruczał pod nosem.
— Znaleźliśmy
cię, Kocie.
Pochyliła się nad
Adrienem i ucałowała go czoło, a potem odeszła, pozwalając odespać ostatnie
trzy lata samotności.
0 Comments:
Prześlij komentarz