[Faux pas] Rozdział 41

Ułożyła Adriena wygodniej, podkładając mu pod głowę poduszkę, choć Marinette liczyła, że załatwi sprawy w moment i pozwoli bohaterowie spać normalnie w łóżku.

Założyła na nogi pantofle o grubym spodzie, najwygodniejsze, jakie miała, a potem przysiadła się do Plagga, który właśnie skończył jeść camemberta. Przetarł pyszczek z brudu, policzki wciąż miał wypchane serem, nie dał rady go przełknąć, a wszystko przez to, że jadł za szybko.

Marinette zaśmiała się słodko, uznając, że trochę tęskniła za tym małym głupiutkim — i nie miała tu na myśli tylko samego Plagga. Adrien spał słodko i spokojnie, jakby taki sen przyszedł do niego po raz pierwszy od trzech lat. W końcu czuł się bezpiecznie, nie czyhały na niego niebezpieczeństwa świata, a Marinette obiecała sobie, że obroni go przed wszystkim, co zechce go skrzywdzić. Nie da tym razem go sobie odebrać.

— Dziękuję, że byłeś przy nim. — Pogłaskała Plagga po głowie. — Myśli, że został sam.

— To tylko dzieciak, wybacz mu — prychnął kwami.

— Nie, to już dorosły człowiek. — Założyła kosmyk włosów za ucho Adriena. Mruknął słodko przez sen. — Zmienił się, prawie go nie poznałam. — Zaśmiała się. — A naprawdę starałam się go śledzić. Wypatrywać zdjęć. Uchwycenia w kamerze. Nawet czekałam na miejscach jego akcji, wierząc, że do nich powróci.

Plagg usiadł na ramieniu Marinette i poklepał ją po policzku, mówiąc:

— Starałaś się.

— Robiłam wszystko, co w mojej mocy — odpowiedziała, choć Plagg nigdy nie zadał pytania. — I patrz, znalazłam go. Tego biednego, zbłąkanego kotka.

Wzięłam go w ulicy i przygarnę, żeby już nigdy nie czuł, że nie ma domu.

— Mari...

— Nie, to nie są puste słowa — zapewniła go, nim zdążył o cokolwiek ją oskarżyć. — Ja naprawdę zapewnię mu dom, nie pozwolę mu na samotność.

— Ech... — Westchnął. — Dzieciaki, za szybko obiecujecie.

— A po co odwlekać w czasie? Czas mija, a my nic nie robimy. To smutne. Niepotrzebne. Zmarnowałam już wystarczająco dużo czasu.

— Czyli co? — włączył się w monolog Marinette jeszcze raz. — Dzwony kościelne biją wkrótce ślub.

Marinette otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.

— Jaki... ślub?

— No wasz! W końcu Czarny Kot i Biedronka zejdą się po tych wszystkich przygodach. Tysiące lat przeznaczenia wypełni się w tych czasach, a skoro ja już zaczynam gadać, to chyba nadchodzi koniec świata. Błe, obrzydliwe. — Udał, że robi m się niedobrze.

Nie, Marinette nie uważała, że to ten moment. Może i darzyła uczuciami Adriena sprzed trzech laty, ale minął czas. Zmieniło się, w tym i ona sama. Miłość zmieniła znaczenie. I to na pewno nie ona napędzała ją do działania przez ten cały czas.

Troska.

Przyjaźń.

Wierność obietnicy.

Ostatni raz pogładziła włosy Adriena. Uśmiechnęła się do niego czule, jak matka obserwująca śpiące dziecko. Poprawiła na nim koc, a następnie poczuła, że w kieszeni wibruje jej telefon.

Wyraz jej twarzy natychmiast się zmienił. Odwróciła głowę, aby przypadkiem Plagg nie zauważył surowej miny Marinette. Oddaliła się kawałek, głównie w stronę wejścia do salonu. Odebrała.

— Witam, pani Bustier — odezwała się do słuchawki.

— To ty mi wysłałaś zaproszenie, Marinette — odpowiedziała kobieta. Zgodnie z przewidywaniami zadzwoniła pod numer, z którego wysłała zaproszenie.

Dziewczyna podrapała się po głowie. Zdjęła przytrzymującą jej kok wsuwkę i wypuściła włosy, które opadły na jej ramiona. Chłodny wiatr wieczoru przedostał się przez jedno z otwartych okien od piwnicy. Zadrżała. Ta noc była inna, nadzwyczajna. Mimo zimna, jej ciało buzowało z niewyobrażalnego gorąca — od emocji, od ponownego spotkania, od tego, co ma się dopiero wydarzyć.

Założyła słodki uśmiech na twarzy, ukrywając za nimi niepokój i stwarzając pozory całkowitego spokoju, aby nikogo więcej nie zmartwić swoim zachowaniem i planami.

— Marinette? — szepnęła do słuchawki Ella. — Wpuścisz mnie?

Taki miała plan, od samego początku, kiedy wysiadła Chevrolet Chevelle III z 1972 roku, kiedy zobaczyła czyhającego się w ciemnościach Czarnego Kota, który został nazwany "mścicielem". I z tego też powodu poszła ostatnim razem do Elli Bustier, aby zasiać w niej wątpliwości, doprowadzić do tego, co właściwe i zakończyć w końcu sprawę, choć powinno tak się stać lata temu, a nie teraz.

— Już — odpowiedziała ciężkim głosem.

Rozłączyła się, a potem spojrzała na śpiącego Adriena. Pochyliła się nad nim i złożyła na jego czole delikatny pocałunek, równocześnie zsuwając koci pierścień z jego palca. Plagg zniknął na moment, tak jak nakazywało prawo miraculous, i pojawił się ponownie, kiedy Marinette wsunęła pierścień na swój palec.

— Co zamierzasz zrobić? — spytał ją zaniepokojony Plagg, podążając blisko Marinette, która ruszyła ku górze.

— Nic — zapewniła go. — Ewentualnie dokończyć niedokończone.

— Ludzie... — Wzruszył łapkami. — Łatwo się zmieniacie.

— Za łatwo — zgodziła się z kwami. — Jednak czas mija, nie wiem, jak ty go odczuwasz, ale dla mnie te trzy lata były wyjątkowe. Zrozumiałam wiele rzeczy, nauczyłam się wielu rzeczy, a wszystko pot to, żeby zrozumieć siebie i Biedronkę. Byłyśmy oddzielnymi bytami, ale to się zmieniło. To nie Biedronka tworzyła Marinette. To ja tworzyłam Biedronkę.

Stanęła przed drzwiami i otworzyła je na szerz. Ella Bustier chuchnęła na swoje dłonie. Kiedy dotarło do niej, że wejście jest otwarte, weszła bez ostrzeżenia. Nie bawiła się w ceregiele. Odepchnęła Marinette na bok i spytała:

— Gdzie on jest?

— Na dole — odparła, zamykając za sobą.

Przez moment między kobietami zrodziło się napięcie, które Marinette odczuła w postaci mocniejszych uderzeń serca na widok wściekłego, pełnego zawodu spojrzenia Elli Bustier. Zrozumiała, że została wykorzystana przez młodszą od siebie i nie zamierzała jej tego odpuścić, ale z drugiej strony zdawała sobie powagę całej sytuacji i ruszyła w kierunku piwnicy.

Zeszła na dół, a zaraz za nią podążyła Marinette, stawiając ostrożne, lekkie, niemal niesłyszalne kroki w czerwonych pantofelkach, które kochała. Jak panienka z baśni stąpała wśród kolorowych sukien, czekając na wybór tej jednej, balowej, na której pozna swojego ukochanego księcia.

Jednak jej książę spał jak śpiąca królewna, zmęczony, pozbawiony sił i chęci, by dłużej walczyć.

Plagg usiadł na ramieniu Marinette pacnął ją w ucho, zwracając uwagę. Miał wątpliwości w obliczu planu dziewczyny, ale ona z tego powodu nie zamierzała nic zmieniać.

Uśmiechnęła się słodko do kota, a potem kazała mu się schować w jej włosach, co posłusznie uczynił.

Ella Bustier zatrzymała się przy ostatnim schodku. Zachwiała się, niepewna kolejnego kroku i tego, co faktycznie zamierza zrobić po odkryciu prawdy. Jednak było już za późno i Ella dobrze zdawała sobie z tego sprawę.

Postawiła ostatni krok i zeszła na dół. Na widok Adriena Agresta ponownie zamarła.

— To... on...— wyszeptała drżącym głosem. Potem przełknęła głośno ślinę, jakby zaschło jej w gardle.

Marinette podała jej szklankę wody, którą wypiła na raz. Usiadła na wysuniętym krześle bez pytania i popatrzyła się na Adriena. Wątpliwie błądziła oczami, to na blondyna, to na podłogę, aż w końcu zatrzymała spojrzenie na chłopaku.

— To on — stwierdziła w końcu.

— Mówiłam — potwierdziła Marinette.

— I co ja mam teraz z tym zrobić?! — Zabrzmiała groźnie. Machnęła rękoma, a potem złapała się za głowę, pytając: — Powinnam go wydać teraz policji.

— On nie jest niczemu winny — próbowała przekonać ją Marinette. — Jest tylko ofiarą.

— Ofiarą? — zdziwiła się kobieta. — Czyli zaczniemy usprawiedliwiać wszystkich przestępców, bo kiedyś byli ofiarami? — zadrwiła sobie z Marinette.

— Nie, ale to nie znaczy, że mamy przestać ich rozumieć i szukać powodów. Usprawiedliwienie to słaba wymówka, dowody to fakty, a fakty mówią, że policja przymyka oczy na przemoc w rodzinie, która trwa latami. No tak — Oparła się rękoma o biodra. — O wiele łatwiej jest złapać przestępcę niż zapobiec jego powstaniu. Statystyki. Rozumiem — teraz i Marinette odparła drwiąco w stronę Elli.

Kobieta zmarszczyła czoło ze złości.

— Nie wszystko jest tak jasne od samego początku — podkreśliła. — Z kolei nam nikt czegoś podobnego nie zgłosił. Może gdyby wcześniej Marinette Dupain—Cheng zadzwoniła z prośbą o pomoc, to wtedy...

— Nie — przerwała Elli. — Nie zrobiłam tego i oto jesteśmy. — Okręciła się, wskazując na całe pomieszczenie. — I dlatego pragnę naprawić swoje błędy. Dążyłam do tego przez ostatnie trzy lata. Nie jestem kopciuszkiem, który czeka na wróżkę chrzęstną, żeby dostać szklane pantofelki. — Zacisnęła pięść i wezwała Plagga do pierścienia. — To ja je tworzę. Plagg, wysuń pazury.

W moment przemieniła się w Czarną Kocicę. Jej włosy urosły do samej ziemi, uniosły się w postaci długie warkocza, który ujęła dłońmi, z wysuniętymi pazurkami. Mrugnęła powabnie w kierunku Elli, uniosła nogę i postawiła stopę na stole, tak że aż zadrżał.

Ella wstała, cofnęła się w kierunku ściany i otworzyła szeroko usta, nic nie zdołała powiedzieć.

— Czy pani myślała, że to tylko kostium? Miau — miauknęła słodko Marinette, nie mogąc się powstrzymać od lekkiego podroczenia się z kobietą. — To magia.

Marinette podeszła do Adriena, wzięła go na ręce i wtuliła go do siebie, mówiąc cicho, że już wszystko będzie dobrze. Rzuciła ostatnie, krótkie spojrzenie w stronę Elli Bustier, mówiąc jej:

— Proszę obejrzeć piwnicę. Trzeci róg od placu Pigalle, dużo kotów, trzeba zapalić światło, a potem otworzy się przejście. Spotka tam pani dawnego przyjaciela swojej siostry.

— Że co...? — wymruczała w końcu z siebie kobieta.

— Proszę zamknąć drzwi. Klucz jest na wieszaku. — Wskazała ruchem głowy w tamtym kierunku. — Jutro spotkamy się w tym samym miejscu.

— Marinette Dupain—Cheng, proszę o wyjaśnienia.

Ale Marinette, kobieta z Chevrolet Chevelle III z 1972 roku, Czarna Kocica nie chciała czekać. Wyskoczyła z piwnicy, wyszła na opuszczone, chłodne ulice Paryża i wzięła głęboki wdech powietrza. Jej kocie zmysły oszalały. Zadrżała z podniecenia, z tej cudownej przemiany, w której znowu doświadczyła po trzech latach ciszy. Dopiero w lateksowym stroju bohatera czuła się sobą. Za maską, za ukryciem, które wzmagało w jej nieprzebrane pragnienia.

Kochała to.

Miasto wzywało ją.

Więc opowiedziała.

Skoczyła na pierwszą z latarni, stając na niej. Zakręciła się kilkukrotnie, wciąż z Adrienem w swoich ramionach. Uśmiechnęła się słodko w jego stronę. Spał spokojnie, w ogóle nie przejęty tym, że ktoś go właśnie przenosił przez cały Paryż.

— Śpij, mój słodki książę.

Złapała go mocniej i oddała się cudownym ciemnościom Paryża, wskazując w jej środek. Odbijała się od budynków z lekkością baletnicy. Ledwo dotykała podłoża, a znów znajdowała się w powietrzu, lecąc. Świat wydawał się należeć tylko do niej. Kochała to kołaczące uczucie w jej sercu, które przypominało o tym, że kiedyś była Biedronką.

Znów się nią stała. Zawsze nią była.

Z oddal ujrzała swój dom i otwarty dom na balkon. Zaśmiała się pod nosem, a potem podążyła tropem. Jej rodzice wyszli nagle z domu, podparli się o barierki i rozejrzeli po ulicy z niepokojem w oczach i troską.

Marinette ponownie zrobiło się ciepło na sercu.

Wylądowała na balkonie, z Adrienem w jej ramionach.

Jej rodzice wstrzymali na moment oddech, chyba nie poznając swojej drogiej dziewczynki. Pierwsza rozpoznała w niej Marinette mama. Podeszła do córki i położyła dłoń na policzku, tuz pod kocią maską

— Marinette? — spytała kobieta.

— To ja, mamo — przyznała jej rację.

— Wyglądasz... świetnie! — stwierdził niespodziewanie jej tata. — A to Adrien? — Wskazał na chłopaka.

— Tak, odnalazłam go. — Skinęła głową. — Czy wszystko przygotowane?

— O tak, tak, weź wnieś go do środka — zgodziła się jej mama, wskazując kierunek.

Otworzyła przed Marinette wejście, zabrała z wieszaka dwa suche ręczniki, pozostałe leżały jeszcze w gorącej wodzie, którą podjął jej ojciec. Na piętrze rozłożyli rozkładane łóżko dla gości. Wyłożyli je grubym materacem, który przyoblekli w kołdrę z limitowanej edycji pościeli Czarny Kot sprzed trzech lat.

— Musieliście? — zapytała Marinette, unosząc brew ze zdziwienia.

— Oczywiście, że tak, zdecydowanie tak. — Aby jeszcze ją zapewnić, mama skinęła kilkukrotnie głową. — Jak myślisz, spodoba mu się?

— Oj, będzie wniebowzięty.

Rodzice popatrzyli na siebie, a potem wymienili uśmiechy. Mama przyłożyła do czoła Adriena ciepły ręcznik i włączyła stoper na pięć minut. Ojciec zdjął mu buty. Położyli Adriena na łóżku i przykryli, na dodatek mama położyła na wierzch dodatkowy koc, tym razem z kolekcji Biedronka.

— Niech śpi — powiedziała Marinette, odsuwając się od chłopaka.

— Tak, tak, zdecydowanie.

— Biedny chłopak, tyle przeżył — współczuł mu ojciec Marinette. — Na rano przyszykuję mu najpyszniejszy chlebek na świecie. Taki prosto z pieca.

— Z masełkiem czosnkowym i odrobiną ziół? — dopytała go Sabina Cheng.

— Czytasz m w myślach, kochanie. — Trącił nos żony. — Kocham cię.

Marinette przewróciła oczami.

— Litości, mamo, tato, macie drugi pokój. — Wskazała na niego, jeśli mieli jeszcze jakieś wątpliwości. — I dajcie mu spać.

Usiadła przy Adrienie, odgarnęła jego włosy na bok i zdjęła wilgotny ręcznik z czoła. Zamruczał pod nosem.

— Znaleźliśmy cię, Kocie.

Pochyliła się nad Adrienem i ucałowała go czoło, a potem odeszła, pozwalając odespać ostatnie trzy lata samotności.

TU MNIE ZNAJDZIESZ

0 Comments:

Prześlij komentarz

Obserwuj!